poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Edward Albarn

http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png 
 
 http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
>kliknij, aby ujrzeć zdjęcie w pełnym rozmiarze<
Przyjaciel to ktoś, kto wchodzi, gdy inni wychodzą. 
http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
L o g i n|
Lunativ
E - m a i l|
kucyk39627@gmail.com / piesio128@o2.pl
R a n g a|
0p.
N u m e r|
B13
S e k t o r|
B
I m i e ✗ N a z w i s k o|
 Edward Albarn
P s e u d o n i m|
Ed, Edek, Edzio, Edziunio, Edziuchno... im bardziej zdrobnione tym bardziej go wkurza. Często pada też Draggy, Gorgon lub Jaszczur.
P ł e ć|
Mężczyzna
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
 20 lat | 20 sierpnia
Z n a k Z o d i a k u |
 Lew ( Smok w chińskim horoskopie )
O r i e n t a c j a|
Homoseksualny
K a r a|
        Nielegalny przemyt ciasteczek z wróżbami, które według badań zawierały heroinę... czysta bzdura no ale... kogo to obchodzi. W więzieniu od 1,5 roku.
|C h a r a k t e r|
        Mimo buntowniczego wyglądu jego osobowość jest zupełnym tego przeciwieństwem.
        Praktycznie każdą sprawę bierze na poważnie i jest dosyć surowy – niektórzy nawet uważają,
        że jest drętwy. Może jest to po części prawda. Ed już z daleka wygląda na takiego gbura i
        złośliwca, ale w głębi serca nie jest aż tak zły. Ma po prostu specyficzny charakter, ale kiedy 
        ktoś go do siebie przekona staje się bardzo czuły i opiekuńczy mimo tego, że z twarzy tego nie
        widać. Niestety... nie przepada za ludźmi leniwymi i lekkoduchami, którzy niczego nie traktują 
        poważnie. Wkurza go takie podejście i raczej nie jest możliwe to, aby dogadał się z taką osobą.
        Nie cierpi jak ktoś traktuje go " z góry ". Wpada wtedy w wielką wściekłość. Mimo, że zawsze 
        wszyscy traktowali go jak panicza, on nie raz doświadczył poniżeń co sprawiało mu wiele 
        przykrości. Jest osobą o bardzo silnej woli i wielkiej determinacji. Swoje cele stara się 
        doprowadzić do końca za wszelką cenę, ale nie po trupach. Wie, że czasami trzeba z czegoś 
        zrezygnować... dla dobra większości. Ed ma tendencję do wahań nastroju. Raz może być 
        spokojny i opanowany, a raz wybuchowy i gwałtowny. Nie umie dogadać się z osobami o 
        podobnym charakterze. Ogólnie trudno się z nim dogadać, bo nigdy nie wiadomo co mu chodzi 
        po głowie, ale bardzo lubi pracę w grupie. Warto liczyć się z jego zdaniem, ponieważ Ed zwykle
        ma rację i wie co w danej sytuacji byłoby najlepszym rozwiązaniem.
|W y g l ą d|
        -Cera: Ed ma typ cery w nieco żywszych i cieplejszych kolorach. Jako dziecko miał liczne
        piegi, ale z wiekiem zaczęły znikać. Obecnie są prawie niewidoczne.
        -Kolor włosów: Jego włosy są naturalnie brązowe, ale jako nastolatek zrobił sobie blond                 pasemko przechodzące od czoła do karku, czyli po całej długości głowy.
        -Kolor oczu: Brązowe
        -Sylwetka: Ed należy do barczystych mężczyzn, czyli tzw. wielkoludów. Wysoki, szeroki, a na
        dodatek ma ładną klatę... istny męski ideał.
        -Waga: 80 kg
        -Wzrost: 185 cm
 |Z n a k i S z c z e g ó l n e|
                     ➥Ed wyróżnia się z tłumu dosyć wyraźnie. Najbardziej charakterystyczną cechą jego
                     wyglądu jest blond pasemko przechodzące przez całą długość głowy. Następną cechą
                     szczególną jest piercing głównie na uszach i rockowy styl ubierania się niekiedy
                     nazywany " buntowniczym ". No i oczywiście ten groźny wyraz twarzy, który rzadko go
                     opuszcza. Jest jeszcze bródka, ale to raczej taki drobny szczegół.
 |M o c|
Muzyka
|U m i e j ę t n o ś c i|
                    ➥快乐的呼喊 ( chin. Radosny krzyk ) - polega na odpowiednim dobraniu
                    infradźwięków tak, aby zyskać odpowiedni efekt na jakimś przedmiocie np.: na
                    brukowanej podłodze. Może wywoływać kruszenie się twardych przedmiotów.
                    ➥安静的哀叹 ( chin. Cichy lament ) - polega na odpowiednim dobraniu ultradźwięków
                    tak, aby zyskać odpowiedni efekt na jakimś przedmiocie np.: na szklanym kieliszku.
                    Może wywoływać uszkodzenie słuchu żywych istot lub nawet śmierć poprzez silne
                    uszkodzenie mózgu.
                    ➥音乐表现力 ( chin. Muzyczna ekspresja ) - każda melodia, która obecnie siedzi w
                    głowie Eda jest słyszalna dla innych tak... jakby byli na koncercie na żywo. Wyrazistość
                    owych dźwięków daje właśnie takie wrażenie. Nie wiadomo jakim cudem to się dzieje,
                    ale... dzieje się ( magic ).
|W y p o s a ż e n i e|
Beretta M9, kieszenie wypchane granatami przeróżnego rodzaju.
|C i e k a w o s t k i|
                    ➥Konstruuje granaty przeróżnego kalibru. Wielkość dowolna, funkcja dowolna... tylko
                    zdobyć materiały i trochę czasu. Ma nimi wypchane kieszenie i praktycznie codziennie
                    coś rozwala... jak nie drzwi to jakiegoś zombiaka.
                    ➥Po spaniu lub po kąpieli jego włosy opadają na jego czoło tak, że nic nie widzi co
                    bardzo go wnerwia. Nie raz przyłożył sobie w mały palec idąc w nocy do WC.
                    ➥Ma sporo pieprzyków na plecach i karku.
                    ➥Jego ulubionym gatunkiem muzycznym jest rock.
                    ➥Jest małym maniakiem czystości i lubi jak wokół niego panuje ład i porządek.
                    ➥Często miewa migreny. Prawdopodobnie jest to powodem jednej z jego mocy.
                    ➥Ma wręcz doskonałą pamięć... nie tylko do liczb, ale też do informacji.
                    ➥Pochodził z bardzo znanego i bogatego rodu, ale jako jedyny urodził się z tzw. darem.
                    Kiedy ukończył 18 lat został wykreślony z listy spadkobierców dóbr rodzinnych i tym
                    samym wydziedziczony. Nigdy nie przepadał za swoją rodziną.
                    ➥Mimo, że udaje twardziela to tak naprawdę bardzo lubi się przytulać :3
                    ➥Jest uczulony na brzoskwinie i szczypiorek.
                    ➥Ma małego pokemona, którego ma w granacie ( pokebolu ). Jest to jakiś płomienny
                    typ.
 |O c e n a|
                  |Pochwały/Skargi0/0
|G ł o s|
[x]
|Inne zdjęcia|
{x} {x} {x} {x} {x} {x} {x} {x} {x} {x}

Od Siegrain'a C.D Taigi

Gdy byliśmy już w sektorze I zauważyłem coś na głównym korytarzu. Koło drzwi do gabinetu i rzędu cel znajdował się potwór. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Na pewno nie był to zombie. Stał tyłem do nas, właśnie kończył jeść jednego ze Szwnendaczy.
- Ja…Znam go skądś… - Zacząłem, a Taiga się jedynie zaśmiała
- Fajnych masz znajomych, Ty to może powiesz mu żeby grzecznie odszedł, albo jeszcze lepiej niech postoi na czatach – Zaczęła z ironią w głosie
- Dobra zrozumiałem – Przewróciłem oczami
Gdy odwrócił się w naszą stronę nie mogłem uwierzyć. Nie myliłem się, to był doktor Akigami, którego znałem aż za dobrze.
- Tak jak ustalaliśmy - powiedziała Taiga przywołując katany - Zajmę się nim
Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i ruszyłem w stronę gabinetu. Znałem tę drogę na pamięć, gdyż sala w której przeprowadzał swoje ,,badania'' była tuż obok. Obejrzałem się jeszcze za siebie by sprawdzić jak radzi sobie Taiga. Nawet dobrze jej szło, w walce nie ma sobie równych. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszędzie panował bałagan, meble były porozrzucane, tak jak różne dokumenty, ściany splamione krwią. Podszedłem do biurka przy ścianie. Otworzyłem szufladę i przejrzałem jej zawartość, były tu jakieś mapy i notatki. Od razu wszystko władowałem do plecaka, później będzie czas na poznanie treści zapisanych kartek. Gdy sprawdziłem szuflady w biurku skierowałem się do szafy, która była przewrócona na bok. Kilka ksiąg i teczek leżało na podłodze. To również zapakowałem. Ostatnia szafka była zamknięta na klucz. Potrzebowałem dłuższej chwili, aby uporać się z zamkiem. Dopiero kiedy zatrzask odpuścił dostałem się do środka. Były tu trzy dość grube teczki zapchane przeróżnymi danymi. Na jednej z nich odnalazłem swoje imię, napisane drukowanymi literami, na okładce był ślad po rozlanej kawie oraz kilka kropel krwi.

***********

- Siegrain Yagami - powiedział mężczyzna poprawiając się w fotelu - Dużo o tobie mówią, zalazłeś za skórę kilku strażnikom.
- Nic nie poradzę, że nie słuchają tego co do nich mówię - odparłem siedząc na przeciwko niego przy biurku
- To już szósty przypadek w tym miesiącu - zauważył - Opowiedz mi o twoich zdolnościach, nie tylko przywołujesz ogień, musi być coś więcej
Spojrzałem na niego uważnie. Wydawał się zaciekawiony tym co miałbym powiedzieć. Miał rozłożoną przed sobą teczkę a w ręku trzymał czarne pióro, gotowy aby zapisywać informacje. Uśmiechnąłem się cynicznie i rozprostowałem nogi. Czterech strażników stojących za mną lekko drgnęło z obawy przed moją reakcją.
- Ode mnie nic się nie dowiesz - powiedziałem - Jeśli bym się zdradził, zabralibyście mi możliwość korzystania z niej, prawda? - zapytałem, choć po jego minie wnioskowałem, że miałem rację
- Czyli nie zamierzasz współpracować - westchnął zamykając teczkę i przez nieuwagę zachlapując ją kawą- Trudno, za kilka dni zmienisz zdanie
Popatrzyłem na niego uważnie. Tym razem jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Trafiłeś tutaj za zabicie swojego ojca, spaliłeś również i mieszkanie. Sam też chciałeś się zabić, racja?
Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem mu w oczy.
- Ciebie też podpalę, tak jak tamtych strażników - powiedziałem - Już bym to zrobił, gdybyś nie wstrzyknął mi jakiegoś chol*rstwa przez które nie panuję nad mocą
- Pozostało mi tylko życzyć ci powodzenia w twoim doskonałym planie. Od dziś będziesz moim pacjentem, zabrać go - skinął na podwładnych kończąc naszą rozmowę.

**************

Gdy wszystkie papiery i dokumenty znalazły się w moim plecaku ruszyłem biegiem do Taigi. Bałem się zostawiać ją samą z tym potworem, ale nie miałem wyjścia. Poczułem ogromną ulgę jak ją zobaczyłem, na szczęście żyła i zwinnie robiła uniki przed ciosami olbrzyma. Nagle nie udało jej się odskoczyć i została trafiona. Poleciała dobrych kilka metrów w stronę ściany.
- Taiga! - zawołałem podbiegając do niej
- Żyję - oznajmiła
Chciałem jak najszybciej się stąd wydostać, lecz Taiga miała rację odnośnie tego, że ktoś z naszej grupy mógłby się z nim spotkać i nie skończyło by się za dobrze. Westchnąłem rozglądając się po otoczeniu. Po chwili przyszło mi coś na myśl. Przedstawiłem swój plan dziewczynie. Zgodziła się na wykonanie planu.
- Teraz! - zawołała dziewczyna i skoczyła jako pierwsza do przodu
Pobiegłem tuż za nią. Naszym celem było zwabienie tego potwora do jednej z najwytrzymalszych cel. Byliśmy już blisko, lecz nasz przeciwnik zaczął coraz to zacieklej atakować cel przed sobą.
- Zmiana - krzyknąłem zwracając całą uwagę potwora
Doktorek przestąpił o kilka kroków w moją stronę. Nagle ku naszemu zaskoczeniu odskoczył w bok i odepchnął Taigę, tak, że upadła na ziemię wypuszczając katany z rąk.
- Nie możesz tak po prostu zdechnąć jak wszyscy ? - warknąłem stając między nim a dziewczyną.
Nigdy nie spotkałem się z potworem obdarzonym inteligencją. Zawsze można było przewidzieć ich zamiary i ataki. Ten wykazywał się niezwykłym sprytem pomimo iż poruszał się powoli. Moje noże w tej chwili na nic się nie zdadzą.
- D27 - przedstawiłem się - Twój ulubiony obiekt badań, w końcu role się odwrócą
Stwór ryknął coś niezrozumiałego i zamachnął się łapiąc jedynie powietrze, gdyż zdążyłem uskoczyć. Spojrzałem na Taigę, która leżała na ziemi i nie wstawała. Prawdopodobnie mocno uderzyła głową o podłogę.
- Starzejesz się dziadku - zaśmiałem się znów umykając przed rozpędzoną pięścią, lecz nie spodziewałem się drugiego ciosu.
Oberwałem w brzuch zginając się w pół. Siłę to on miał, nie ma co - pomyślałem. Wyprostowałem się oceniając sytuację. Otwarta cela, do której trzeba było zwabić potwora była jakieś pięć metrów od niego. Nagle o czymś sobie przypomniałem. Telekineza, teraz była by bardzo przydatna. Moje umiejętności odkryłem przypadkiem, dzień przed morderstwem. Przywoływanie ognia to był drobiazg. Jedno pstryknięcie palcami i ogień się pojawiał, kolejne, ogień znikał. Z telekinezą było już znacznie gorzej. Użyłem ją kiedyś przypadkiem, tylko jeden jedyny raz. Nie miałem pewności czy teraz mi się uda ją wykorzystać. Być może to moja jedyna, ostatnia szansa. Przywołałem swoje najgorsze wspomnienia, wszystkie wizyty u doktora, lata mieszkania z moim ojcem pod jednym dachem i codzienne piekło. Te wszystkie emocje skierowałem w istotę stojącą na przeciwko mnie. Zamknąłem oczy i skupiłem myśli na tej chwili. . Pomimo wszelkich chęci nie byłem w stanie przepchać doktora do tamtej celi. Rozejrzałem się po korytarzu szukając jakiejś lepszej broni. Zazwyczaj moje sztylety mi wystarczały, ale jak widać teraz były zbędne. Niestety nic nie znalazłem.
- A więc pozostaje tylko liczyć na szczęście - powiedziałem pod nosem odskakując w bok przed rozpędzonym potworem.
Atak miał doskonale przygotowany. Nigdy nie wyprowadzał pojedynczych ciosów. Sięgnąłem po krótkie noże i zacząłem w niego rzucać. Nie zrobiło mu to żadnej krzywdy, a jedynie rozdrażniło. Zaczął iść w moją stronę tym samym zbliżając się do celi.
Powoli przybliżyłem się do potwora. Jeszcze trochę - powiedziałem do siebie - Kilka kroczków. Podniósł rękę i zamachnął się po raz kolejny. W tym samym czasie Taiga podniosła się z podłogi. Spojrzała się na mnie i na stwora. Chwila rozproszenia i już leżałem na ziemi. Przeturlałem się obok niego i stanąłem na równe nogi. - Za chwilę zamkniesz te drzwi - wskazałem głową zamek - Wtedy będę mógł zaspawać wyjście
Skinęła głową na znak, że rozumie. Podeszła bliżej celi. Potwór zaryczał głośno i zamachnął się ręką, ale nic tym nie zyskał. Przez chwilę skierował swoją uwagę na Tai stojącej najbliżej. Zaszedłem stwora z tyłu i spróbowałem wepchać go wgłąb pomieszczenia. Poruszył się o kilka kroków. Zostało zaledwie kilkadziesiąt centymetrów, ale nie miałem już siły. Odskoczyłem od niego i wbiegłem do pomieszczenia. Potknąłem się o własną sznurówkę i wylądowałem na podłodze. Poczułem spływające kropelki krwi do moich ustach. Czułem charakterystyczny metaliczny smak.
- Sieg? - usłyszałem głos dziewczyny
Podniosłem się z ziemi szukając doktora, który jak się okazało już pochylał się nade mną. Wbiłem mu nóż w gardło, lecz nic sobie z tego nie zrobił. Korzystając z chwili nieuwagi wybiegłem z celi
- Teraz! - powiedziałem do Taigi pomagając zatrzasnąć drzwi
Po chwili znalazłem się przy niej i przywołując płomień ognia zacząłem spawać wejście.
- Nic ci nie jest? - zapytałem widząc poważne rozcięcie na jej czole.
- Nie - zaprzeczyła - Ale ty wyglądasz strasznie
- Uznam to za komplement - zaśmiałem się drugą ręką ścierając strużki krwi spływającej z nosa.
Po pięciu minutach drzwi były solidnie zamknięte. Nie ma możliwości aby ten stwór się wydostał. Westchnąłem ciężko siadając przy ścianie i opierając się o nią plecami. Przetarłem spocone czoło przy okazji odgarniając włosy wpadające na oczy.
- To już któryś raz z kolei - westchnąłem wiążąc sznurowadło - Kiedyś sturlałem się ze schodów przez niezawiązany but. Wtedy goniła mnie grupa wygłodniałych zombie - zaśmiałem się przypominając sobie tę scenkę
- Kiedyś przez to zginiesz - stwierdziła obojętnie wpatrując się w pusty korytarz
- Powtarzam to sobie za każdym razem, kiedy odbywam bliższe spotkanie z ziemią - powiedziałem - Mamy jeszcze trochę czasu, możemy odpocząć
- Nie chcę zostawać w tym miejscu ani chwili dłużej
- Chyba nie odejdziemy teraz nie przeszukawszy choć kilku cel. A może znajdziemy jakąś broń lub jedzenie?
- Chociaż... - zastanowiła się przez chwilę
- Na pewno nie spotkamy tu zombie - powiedziałem - Raczej wszystkie stwory trzymały się z dala od Szalonego doktorka - zauważyłem - Nie dziwię im się
- Niech będzie - zgodziła się
- Ale najpierw odpoczynek - zastrzegłem - Nieźle oberwałaś
- I tak wyglądasz gorzej ode mnie - stwierdziła lekko się uśmiechając
Zaśmiałem się, lecz po chwili wstałem.
- Przejdźmy lepiej do jakiejś celi, nie będziemy na widoku
Ruszyliśmy kawałek korytarzem napotykając otwartą celę. Pod ścianą znajdowała się kiedyś prycza, lecz teraz został po niej tylko popiół.
- Rozgość się - zaśmiałem się oglądając pomieszczenie
- To twoja cela? - zapytała spoglądając na porysowane ściany
- Tak, ale tylko na czas odbywania kary, czyli przez większą część odsiadki
Usiadłem na ziemi chwilę odpoczywając. Zdjąłem plecak wraz z torbą kładąc je obok mnie. Po kilku minutach Taiga również usiadła na przeciwko mnie. Spojrzałem się na nią chwilę nad czymś rozmyślając.
- Coś nie tak? - zapytała
- Nie, nic - pokręciłem głową - Tylko jesteś strasznie blada - stwierdziłem
- Nie mogłam dzisiaj zasnąć - odpowiedziała - Jestem po prostu zmęczona - przeciągnęła się
- Rozumiem - skinąłem głową wyciągając krótki nóż z kieszeni i zaczynając się nim bawić.
Ostrze kręciło się wokół własnej osi pięknie połyskując. Byłem tak pochłonięty tą czynnością, że nie zauważyłem jak Taiga usnęła, albo mi się tak wydawało, gdyż siedziała oparta o ścianę z zamkniętymi oczami. Siedziałem chwilę jej się przyglądając. Po kilku minutach podniosłem się z ziemi zabierając torbę i najciszej jak się dało wyszedłem z celi. Skierowałem się w stronę drzwi z tabliczką na której znajdowało się nazwisko Akigami. Złapałem za klamkę, jak się okazało drzwi były otwarte. Wszedłem do środka. Doktor miał dwa gabinety i swoją pracownie, gdzie badał osoby z nadzwyczajnymi umiejętnościami. W tym pomieszczeniu nigdy nie byłem. Od razu podszedłem do rzędu szafek. Otwierałem je po kolei szukając czegoś przydatnego. Odnalazłem dwie paczki papierosów, kilka paczek zapałek i zapalniczkę. Nieźle - stwierdziłem - Szkoda, że nie palę - zaśmiałem się pod nosem otwierając kolejne drzwiczki. Tym razem znalazłem coś lepszego, bo aż dwie duże puszki kawy a do tego karton mleka , które niestety było zepsute. W szufladzie w biurku były same nieprzydatne rzeczy. Gdy już miałem ją zamknąć coś zauważyłem. Podniosłem niezapisane kartki papieru i szeroko uśmiechnąłem się na znalezisko. Alkohol, a konkretnie dwie butelki whisky, jedna do połowy pusta. Otworzyłem jedną z nich i upiłem trochę. Usiadłem na biurku odkładając torbę na bok. Wypiłem jeszcze trochę.
- Myślałam, że sobie poszedłeś beze mnie - powiedziała Taiga wchodząc do pomieszczenia i podchodząc do biurka
- Nie zaszedł bym za daleko w pojedynkę - przyznałem
- Upijając się też nie zajdziesz - powiedziała zabierając mi butelkę i chowając do plecaka, uprzednio zakręcając
- Bez przesady, wcale nie zamierzałem się upić - zaprotestowałem zeskakując z biurka - Oblewałem nasze wspólne zwycięstwo
Spojrzała na mnie chcąc coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili zrezygnowała. Podeszła do ostatniej zamkniętej szafki. Znalazła tam trzy butelki wody. Gdy już nic więcej nie znalazła ruszyła do wyjścia.
- Idziemy - oznajmiła
- Nie możemy jeszcze trochę tu zostać? - zapytałem wpatrując się w podłogę
- Nie odpocząłeś? - zapytała zatrzymując się i spoglądając na mnie przez ramię
- Nie o to chodzi - przyznałem
- A o co?
- W sumie nieważne - stwierdziłem po chwili idąc za nią
Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc, lecz o nic nie zapytała. Po kilku minutach byliśmy już w sektorze H. W F zrobiliśmy sobie dłuższy postój. W tą stronę spotkaliśmy dużo potworów a najwięcej zombie. Tylko opóźniały nasz powrót.
- Chcesz się napić? - zapytała czerwonowłosa wyciągając butelkę
- Nie, dzięki - pokręciłem głową - Mam coś lepszego - zaśmiałem się poklepując torbę w której znajdował się alkohol
- Przecież ci zabrałam - powiedziała - Ile tego znalazłeś?
- Stanowczo za mało - stwierdziłem
- Ile? - powtórzyła z naciskiem
- Dwie - odparłem - W tym jedna do połowy pusta, szkoda
- Gdy wrócimy oddasz wszystko do wspólnych zapasów
- I tego właśnie się obawiałem - uśmiechnąłem się - Ale trudno, przeżyję
Taiga podniosła się z podłogi i otrzepała ubranie, po chwili zrobiłem to samo. Dalsza droga upłynęła dość szybko. Po kilkunastu godzinach byliśmy już w sektorze A. W głównym pomieszczeniu spotkaliśmy Sylv. Obiecaliśmy zdać raport od razu jak odpoczniemy. Zgodziła się i poszła obgadać coś z Gwen. Poszliśmy do mojej celi. Wypakowaliśmy zawartość plecaka i torby. Taiga poszła zobaczyć się z Nagito. Wróciła po kwadransie. Żywność odstawiliśmy na bok. Po małej sprzeczce odnośnie pozostawienia choć jednej butelki whisky u mnie zaczęliśmy przeglądać papiery. Jak można było się domyślić musiałem pożegnać się z alkoholem, gdyż Taiga postawiła na swoim i przegrałem.
- Dużo tego - westchnęła sortując dokumenty
- Fakt - zgodziłem się
- Siegrain Yagami - zaczęła wygrzebując pobrudzoną teczkę z moim nazwiskiem
- Poczytam później - powiedziałem od razu zabierając jej dokumenty
- Nie ciekawi cię zawartość? - zapytała zdziwiona
- Większość mogę się domyślić - stwierdziłem odkładając ją za siebie na pryczę - Wyciągnięte wnioski i przebieg wszystkich jego badań na mojej osobie
- Dużo tego - zauważyła
- Fakt, sporo - zgodziłem się - Kilka dokumentów można wyrzucić, nie jest tam nic ciekawego - zmieniłem temat wskazując papiery
- W sumie racja - skinęła głową - Mam kilka map - oznajmiła odkładając na odpowiednią kupkę papierów
- Mapy mogą się bardzo przydać - przyznałem ziewając - Może zrobimy sobie chwilę przerwy - zaproponowałem rozciągając nogi na podłodze i przeciągając się - Przeglądamy to już kilkadziesiąt minut
- Niech będzie - westchnęła
Wstałem z podłogi. Ruszyłem do wyjścia zatrzymując się przy nim.
- Przynieść ci coś do jedzenia, bądź picia? - zapytałem
- Woda wystarczy - powiedziała
- To zaraz wracam - oznajmiłem wychodząc z pomieszczenia i kierując się do składu żywności
(Taiga? )

Od Carl'a C.D Blusji

Kiedy zauważyłem uśmiech Blusji, nie przestawałem jej głaskać. Może zaczęło się jej to podobać? Całkiem miło jest kogoś głaskać. Choć to zależy od osoby. Cofnąłem rękę do siebie. Próbowałem sobie przypomnieć o jakiej dziewczynie wcześniej mówiła Blusji, chyba mi się nie uda. No nic, to raczej nie jest na tyle ważne by o tym pamiętać. Wróciłem z dziewczyną do reszty, jeszcze spały. Ciekawe czy chciałyby poszukać innych, chociaż może chcą być razem w drużynie z samą naszą czwórką. Nie każdy lubi poznawać innych, a tym bardziej jeszcze z nimi współpracować. Czerwonowłosa mogłaby już po prostu nie wytrzymać i by sobie poszła. W końcu była trochę zła na to, że Laurie do nas dołączyła. Na całe szczęście już jej przeszło. Przeczesałem włosy palcami i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zatrzymałem się na torbie, którą rzuciła mi Blusji. Broni tak czy siak mamy pod dostatkiem, gorzej z jedzeniem i wodą. Usiadłem na ziemi i oparłem się plecami o ścianę. Wystarczy poczekać, aż reszta wstanie. Miło by było zrobić im pyszne śniadanko, jak w normalnym domu... Szkoda, że nie ma za bardzo z czego to zrobić. Przestaje to być męczące, a straszne. Chociaż to nie o tym powinienem myśleć, są rzeczy ważniejsze od tego. Zastanawiając się jak rozporządzić naszymi zapasami, czasami spojrzałem, a to na Blusji, a to na Lucę, a to na Laurie. To naprawdę trudne. Mam nadzieję, że wszystkie zapasy nie będą się tak szybko kończyć. Nie chętnie o tym myślę, ale im więcej słabszych umrze tym więcej będzie dla innych. Poza tym można by przy okazji zostać kanibalami. Usłyszałem jak jedna z dziewczyn się podnosi. Luca właśnie przetarła swoje oczy i rozejrzała się dookoła. Chyba nie bardzo się jej tutaj spodobało. Kiedy zauważyła, że tylko Laurie śpi podeszła do mnie i do Blusji. Usiadła między nami i uśmiechnęła się niemrawo.
- Jak się spało? - zapytałem i odwzajemniłem uśmiech. Dziewczyna jedynie poprawiła swoje włosy i spojrzała nieco otępiała. Chyba mnie nie usłyszała, ale to nic. Podałem jej kawałek bułki, powoli zabrała się za jedzenie. Zadowolony z siebie pogłaskałem ją po główce. Jeszcze została tylko Laurie, ją to nawet trzeba przytulić. W końcu nie chcę pozostać w tyle, ona już mnie przytuliła, a to nie fair.
- Było trochę niewygodnie, ale da się to przeboleć.
- W końcu to jest więzienie - odezwała się Blusji. - Dodatkowo jeszcze ta cała epidemia.
- To tyko kwestia czasu kiedy nie będziemy już sobie dawać rady. Choć z każdą minutą, godziną, dniem, tygodniem, miesiącem i latami zdobywamy więcej doświadczenia i wiedzy - zacząłem swoją paplaninę o niczym. Bycie milczkiem było najkorzystniejsze przed całą tą zarazą. - Może znajdzie się ktoś taki na tyle inteligentny by wynaleźć na to lek albo po prostu będziemy wybijać co do jednego, aż sami zostaniemy pozbawieni życia. Oj tam, ale to nic. Póki ma się kogoś z kim można zrobić wszystko, nawet śmierć wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Pocieszający jest fakt, że to jest część naszego życia. Niektórzy nadają się do życia, a inni do umierania.
- Choć ta cała zaraza bywa naprawdę zabawna. - Laurie zmierzyła nas wszystkich wzrokiem i dołączyła się do nas. - Bezkarnie można zabijać innych, choć czar pryska kiedy uświadamiasz sobie, że zabijasz coś co już nie żyje.
- Mnie się to tam nie bardzo podoba... Wiecie co, gdy cała ta epidemia minie. Odwiedzę grób mojej rodziny, o ile wyjdę. Chociaż istnieje taka mała osada, gdzieś niedaleko lasu. Ludzie tam są dla siebie życzliwi, mili. Tam obiecałem się spotkać z rodziną, która prawdopodobnie pozostanie przy życiu. Co prawda nie łączą nas więzy krwi, ale wspólnie spędzony czas. Jeśli nie będziecie miały co do roboty... Mogę was zabrać ze sobą. Chciałbym by tak się stało. Zawsze można pomarzyć, prawda? - Podrapałem się po rękach, a następnie przytuliłem je wszystkie. Mam nadzieję, że będą chciały mi towarzyszyć. W końcu trzeba wierzyć, że to co złe kiedyś minie. - Chodźmy na stołówkę, może znajdziemy coś co by było w sam raz nadało się do spożycia.

Siostrzyczki moje kochane?

Od Toto C.D Lysandra

Zdecydowanie łóżeczko Lysia było najlepszym, co go dotychczas spotkało w tym przeklętym miejscu. W całym pomieszczeniu czuć było miły zapach wanilii. Szkoda, bo chłopakowi bardziej do gustu przypadł rumianek... Toto nie miał pojęcia ile spał i co się tak właściwie stało. Otworzył oczy i tępym wzrokiem rozejrzał się po pokoju. Gwałtownie podskoczył, widząc dziwne stworzenie o twarzy lisa. Co do jasnej ch*lery?! Zdziwiony przetarł oczy dłońmi, myśląc, że jest to kolejna fatamorgana, wytworzona przez jego otumaniony umysł. Nic z tych rzeczy. Lisia istotka nadal stała niewzruszona. Dopiero po chwili Toto poznał w niej Lysandra, widząc jego charakterystyczną sylwetkę. Taaa... Tej klaty raczej nie dało się pomylić z żadną inną. Zaintrygowany Saki wstał z łóżka i stanął naprzeciwko mężczyzny.
- Lysio? Czemu przebierasz się za liska? Tak beze mnie? Ja też chcę! - krzyknął i spróbował zdjąć mu maskę.
Jednak to wcale nie było takie łatwe. Po pierwsze, Lysander był od niego znacznie wyższy, a po drugie, Gami nie miał z nim żadnych szans w kwestii siły. Po chwili więc ustąpił.
- To nie dla zabawy... - mruknął blondyn.
Toto przybrał zatroskaną minę i złapał go za ręce.
- Lysiu, czy ty masz kompleksy? - zapytał poważnym głosem.
- Co?! O czym ty bredzisz? - przerwał mu Lysander.
Chłopak jednak nie miał zamiaru dopuścić go do głosu.
- Zdejmij to... Nie masz czego ukrywać, twoja buzia jest naprawdę śliczna... - wymruczał i przytulił się do niego, jakby pocieszając.
Klatka piersiowa blondyna uniosła się znacząco, gdy wydał z siebie ciche westchnięcie. No tak, dalsze przekonywanie Toto nie miało najmniejszego sensu, temu uparciuchowi nic nie idzie wytłumaczyć. Zielonowłosy wlazł na jego plecy i położył głowę tuż przy szyi Lysia.
- Zdejmij ją... - wyszeptał mu do ucha.
Mężczyzna nie poczynił żadnego gestu w tym kierunku. I nagle, zupełnie niespodziewanie, Toto zdjął mu maskę i błyskawicznie zeskoczył na ziemię.
- Widzisz? Jesteś... - przerwał gwałtownie, widząc twarz blondyna - ...piękny? - dokończył bez przekonania.
- Oddawaj! - Lysio rozpoczął szarżę.
Gami schował maskę za płaszcz i zwinnie uniknął próby odebrania zdobyczy. Przyjrzał się lepiej buzi mężczyzny. Cóż, była cała w czerwonych kropeczkach. Toto nie mógł się nie uśmiechnąć, ale po chwili nad sobą zapanował.
- Emm... Lysiu, kto ci to zrobił? - zapytał szczerze zmartwiony.
Blondyn odpuścił sobie próby zamordowania zielonowłosego i odwrócił się .
- Papieros - mruknął pod nosem.
Chłopak przekręcił głowę w bok. Znowu podszedł do Lysia i się do niego przytulił.
- Pomogę ci! Tylko powiedz, co mam uczynić! - powiedział pewny siebie.
- Skombinuj krem Nivea... - prychnął ironicznie.
Jednak Toto nie wyczuł owej ironii i po kilku sekundach był już przy kratach celi.
- Zaraz wrócę! -krzyknął i pomachał blondynowi na pożegnanie.
Błyskawicznie opuścił pomieszczenie, nawet nie dając Lysandrowi czasu na reakcję.
~ * ~
Toto przemierzał sektor G z wielkim zaangażowaniem. Niestety, nigdzie nie znalazł owego kremiku. Pozostało mu więc tylko jedno - popytać ludzi z innych sektorów! Zielonowłosy wlazł na system wentylacyjny i zaczął iść w kierunku najbliższego sektora. Mianowicie, sektora H. Dołem przedostanie się do niego, byłoby znacznie trudniejsze, ale dzięki swojej zwinności, Gami mógł iść bezpieczniejszą drogą. W końcu mało kto patrzy w górę... W końcu udało mu się przedostać na „drugą stronę". Zgrabnie zeskoczył z wentylacji i rozejrzał się wokoło. Czysto. Mimo tego, Saki postanowił zachować ostrożność. Sprawdził kilka cel. W jednej z nich ujrzał... Białowłosego chłopaka o czerwonych tęczówkach i dziewczynę, wyglądającą niemalże tak samo.
- Dzieńdoberek mili państwo. Nie chcę przeszkadzać, ale może jest tu gdzieś kremik Nivea? Najlepiej Ultra+... - powiedział z uśmiechem.
Obcy patrzyli na niego jak na totalnego idiotę. Milczenie przeciągało się niezręcznie.
- Em... To, co z tym kremikiem? - ponaglał.
Chciał jeszcze coś dodać, ale but rzucony w jego stronę skutecznie mu to uniemożliwił. Saki zrobił unik, ale widząc chłopaka, który właśnie ładował pistolet, dziwnym trafem stracił chęć na pogawędki. Czym prędzej zwiał z zagrożonego terenu...
~ * ~
Oprócz tego, że tego dnia rzucono w niego jeszcze wiele innych przedmiotów (w tym nóż), poszukiwania mógł uznać za udane. Chociaż nikt nie chciał okazać mu litości, to z jednej z cel „pożyczył” bezcenną tubkę kremu. Znalazł ją wśród wszechobecnego syfu, z którego ledwo wyszedł „czysto". No tak, potrzeby fizjologiczne można załatwiać za łóżkiem, byleby nie zabrakło kremiku na suche rączki...
- Nigdy nie zrozumiem kobiet... - stwierdził w myślach.
We wspaniałym humorze wrócił do celi Lysandra. Uśmiechnął się triumfalnie i rzekł:
- Kremik Nivea raz!
Blondyn spojrzał na niego zdziwiony. No tak, raczej nie spodziewał się, że te kilka godzin Toto poświęcił na bezsensowne poszukiwanie kremiku... Jednak niemalże pożerał go wzrokiem. Wyciągnął rękę i...
- A,a,a! - Saki odsunął się o krok - Nic z tego Lysiaczku, ja znalazłem, ja wcieram! - powiedział z szatańskim uśmiechem.
<Lysiaczku?<3 Szykuj się na wcieranko!>

Od Zoess - historia

Leżałam na łóżku i przeglądałam zdjęcie. W dotyku były, takie kruche i stare,
wiele przeżyły. Na jednym z nich byłam mała ja i mój nieżyjący chłopak - Carol.
Dupek. Powinnam była wiedzieć, że na niego nie można liczyć. Powinnam była
mu dać jasno do zrozumienia, że to koniec. Powinnam była... ach szkoda gadać. Powinnam
skończyć przeglądać te cholerne fotografie i iść do budy. Jak zwykle będę miała spóźnienie
i kolejną wizytę u dyrektora. Mało mnie to obchodziło. Nauczyciele nie potrafili nauczyć
nas jak kierować swoim życiem, żeby nie wywróciło się do góry nogami. To nie była ich
działka. Po chwili coś usłyszałam. Krzyk dziecka. Mojego dziesięcioletniego brata:
- Zoe!!! Przestań się grzebać i chodź wreszcie! - uparcie powiedział Jamie.
Przewróciłam oczami i poszłam ubrać buty. Szybko pobiegłam na autobus, który już miał
zamiar odjechać. Kierowca jak zwykle zirytowany zmierzył mnie wzrokiem i wskazał
palcem siedzenie. Nawet nie chciał już przyjąć biletu, który specjalnie kupiłam.
Wyciągnęłam ze skórzanej torby moje srebrne słuchawki oraz czarny telefon i
zatonęłam w piosence. Chyba zasnęłam, bo kiedy się obudziłam jakiś dziwny facet
ciągnął mnie za rękę. Przestraszyłam się. Na metalowej tabliczce było napisane, że jestem w
sektorze H. Nie ociągając się kazał mi otworzyć... jak on to nazwał, a tak... pysk.
Dał mi jakąś tabletkę i zamknął mnie w celi. Kraty rozmazywały mi się przed oczami.
Chyba miałam omamy, bo przez chwilę widziałam zakrwawione stwory, które chodziły
sobie ot tak po więziennym korytarzu. Oparłam się o ławkę i schowałam najgłębiej
jak umiałam. Słyszałam jęki i hałasy, a przez minutę (tak liczyłam czas) ciszę. Niepokój
dawał we znaki. Przypomniałam sobie o tabletce , którą dał mi ten gość. Była kremowa.
Nie czułam się z nią bezpiecznie. Rzuciłam nią o jakąś półkę. Ta się przekręciła o
180 stopni. Zobaczyłam jak spada z niej mała szklana, miniaturowa waza.
Poczułam kłopoty. Jeśli faktycznie tutaj się coś stało to będzie po mnie. Zobaczyłam jak
zlatują się tutaj kościści i pokiereszowani szwendacze. W rogu więzienia schowany w kącie stał łuk.
Na szczęście ojciec nauczył mnie jak władać tą bronią, więc naciągnęłam strzałę na cięciwę i
strzeliłam prosto w żołądek jednego z nich. Krata była lekko obluzowana, dlatego te potwory mogły bez problemu dostać się do mnie. Nie dając już rady zaczęłam wołać o pomoc. Nie wiem czy ktoś mnie usłyszał, ale poczułam kroki. Zrobiło mi się lżej na sercu. Schowałam się pod metalowym łóżkiem i szklanymi kawałkami zadawałam każdemu ze szwendaczy cios. Czułam, że zaraz się wykończę, ale w tej chwili nadciągnęła pomoc.

Zoess Avi

http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png 
 
 http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
Nigdy się nie poddawaj.
http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
L o g i n|
ZoessLenovaAvi
E - m a i l|
olcia292002@gmail.com
R a n g a|
0p.
N u m e r|
H13
S e k t o r|
H
I m i e ✗ N a z w i s k o|
Zoess Avi
P s e u d o n i m|
Zoe
P ł e ć|
Kobieta
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
17/29 listopada
Z n a k Z o d i a k u |
Strzelec
O r i e n t a c j a|
Heteroseksualna
K a r a|
        Zabójstwo swojego chłopaka, który ją zdradził/ 1 rok więzienia
|C h a r a k t e r|
        Zoess jest osobą gadatliwą, która potrafi mówić bez końca, jednak kiedy ktoś ją zdenerwuje 
        potrafi się zamknąć w sobie na na kilka dni. Dziewczyna jest bardzo współczująca i chociaż nie 
        lubi widoku krwi, zawsze stara się pomóc w leczeniu chorych. Warto wspomnieć też o 
        wrażliwości Zoe. Zawsze kiedy ktoś umiera kraja jej się serce. Mimo tego, że zabiła swojego
        chłopaka jest dobrą osobą, sama wiele przeszła. Zoess nie potrafi się skupić w towarzystwie. 
        Wywiera to na niej zbyt dużą presję, lecz kiedy jest sama wszystko idzie jak z płatka. Jest też 
        uparta i często wykłóca się o to kto ma rację. Kocha czytać książki nawet jeśli nie są 
        przeznaczone dla niej to i tak potrafi zrobić minę niewiniątka i powiedzieć, że nie wiedziała.
|W y g l ą d|
        Długie kruczoczarne włosy sięgające, może nawet dalej niż do pasa? Nosi dwa kucyki
        związane lekko pomarańczowymi gumkami. Ma bladą cerę ponieważ nigdy nie lubiła się
        opalać. Jej oczy są koloru czerwonego. Nosi czarny mundurek, który składa się z kamizelki z
        długimi rękawami i białą koszulą, przewiązaną czerwoną wstążką. Ma na sobie też niebieską
        plisowaną spódnicę z aksamitu. (Jej rodzice kazali się jej tak ubierać). Do tego czarne legginsy z
        bawełny.Zoess jest drobną dziewczyną o wzroście 160 cm i wadze 45 kg.
 |Z n a k i S z c z e g ó l n e|
                     ➥Ma wiecznie niepoukładane rozwiane włosy
                     ➥Czerwone oczy
 |M o c|
Wiatr
|U m i e j ę t n o ś c i|
                     ➥Potrafi sprawić, że wiatr będzie wiał.
                     ➥Kiedy dmucha potrafi stworzyć małą wichurę i odrzucić swoich przeciwników.
|W y p o s a ż e n i e|
Łuk
|C i e k a w o s t k i|
                     ➥Często kiedy idzie nuci piosenki, ale tylko rockowe.
 |O c e n a|
                    |Pochwały/Skargi0/0
|G ł o s|
[x]

Od Lysandra C.D Toto

Jezu... jak można się tak najebać? Jak w ogóle można naćpać się czymś takim jak rumianek? Nigdy nie zrozumiem i w sumie nie miałem zamiaru rozumieć jak to się stało, ale jedno było pewne... to dziecko trzeba było gdzieś wyprowadzić z dala od rumianku. Na pewno nie było to łatwe, ponieważ chłopak przykleił się do mnie jak magnes i nie miał zamiaru się odkleić. Odsunąłem od siebie skrzypce, które zaraz zniknęły z mojej dłoni i próbowałem podczołgać się do szafki gdzie trzymałem liczne zioła i olejki zapachowe. Ostrożnie podniosłem się i pozwoliłem, aby chłopak ponownie oplótł mnie rękami i nogami. Zaczął mi mruczeć do ucha i łasić się jak kot. Było to cholernie uciążliwe, ale gdybym nie musiał niczego robić to oddałbym się tej pieszczocie... dawno nie byłem tak obficie wytulony. Z trudem udało mi się wyciągnąć z szuflady olejek o zapachu wanilii, ale to było najtrudniejsze i na szczęście miałem to za sobą. Wylałem parę kropli na ziemię, które na skutek użytej alchemii zaczęły parować, a para rozniosła się po pomieszczeniu. Nie czułam czy, aby na pewno cały rumianek wywiało, ale zapach wanilii coraz bardziej dało się czuć. Mimo to Toto nie miał najmniejszego zamiaru odsuwać się od mojego ciała, wręcz przeciwnie... jeszcze bardziej wgramolił się na mnie mrucząc coś pod nosem. Nie widziałem sensu, by go wyrzucać... był jeszcze pod wpływem, więc wypieprzenie go na zbity pysk nie było najlepszym pomysłem. Ułożyłem go delikatnie na łóżku. Chłopak niechętnie mnie puścił, ale po chwili nie miał nic przeciwko miękkiemu łóżeczku. Nakryłem go kocem, a sam postanowiłem sobie zapalić, ale tym razem sięgnąłem po papierosy z dodatkiem bławatka, którym na pewno nie można było się naćpać. Niestety... zapomniałem o podpisaniu opakowań co później stało się powodem opłakanych skutków. Zasnąłem na fotelu w błogiej nieświadomości nadchodzącego koszmaru.

~~~

Obudziło mnie dziwne łaskotanie na twarzy. Podrapałem się szybko, by nie wypaść całkowicie ze snu, ale to nic nie dało. Poczułem jak coś spływa po moim policzku. Uchyliłem jedną powiekę i dotknąłem swojej twarzy... krew. Skrzywiłem się. Niepewnie podszedłem do lustra i przeszedłem zawał. Całą twarz miałem w czerwonych kropeczkach, które wyglądały okropnie. Moja twarz utkwiła w przerażającym grymasie. Jak mogło do tego dojść? W pośpiechu jeszcze raz zajrzałem do paczki, z której wyciągałem papierosa przed snem i wtedy dopiero zorientowałem się, że nie oznaczyłem owych paczek. Myślałem, że się normalnie pociacham. Jakby jeszcze ktoś zobaczył mnie w taki stanie... chyba zapadłbym się pod ziemię. Zastanawiało mnie tylko to jak to się stało, że ich nie oznaczyłem. Pozostało mi tylko jedno... założyć maskę na czas, aż to paskudztwo zejdzie mi z twarzy. Miałem jedną taką maskę z terakoty, która wyglądem przypominała kota. Niezwłocznie ją założyłem, ale mimo to nie miałem zamiaru wychodzić z celi.

( Toto? Przepraszam za tą drętwość ;_; No to teraz musisz się jakoś dobrać do Lysiaczka... bosh, jak to brzmi xD )

sobota, 29 sierpnia 2015

Od Blusji C.D Carla.

-Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego przyjąłeś ją do naszej "gromady"! - Powiedziałam do Carla. Mogło to sprawiać wrażenie wrzasku.
-A dlaczego by nie? Przecież w grupie raźniej.- odpowiedział ze stoickim jak ja to nazywam spokojem.
-Może tobie!- pomyślałam i nim się zorientowałam wypowiedziałam to.
- A co ci w niej nie pasuje?!- zapytał lekko poddenerwowany już chłopak.
W tej chwili do celi weszła wcześniej wspomniana osoba. Tak, była nią Laurie.
-Czego ty tu szukasz?!- miałam już to powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
Zamiast tego wyszłam z pomieszczenia przypadkowo zachaczając o ramię dziewczyny. Wychodząc usłuszałam za sobą głos Laurie.
-Pokojnie, każdej przechodzi!- bez wątpienia mówiła to do lisiastego.
-Ta...- pomyślałam sobie.
Po tym padło jeszcze kilka słów ale już nie słuchałam. W korutarzu na drodze stanęła mi Luca.
-O co poszło? -zapytała się mnie.
-Nie twoja sprawa.- odpowiedziałam jej ozięble.
-No weź powiedz.- dalej błagała.
-Nie.
Powtórzyło się to z 40 razy. W końcu dała za wygraną. Przez ten cały czas nie wykazywałam ani krzty zainterezowania. Ona najwyraźniej to zauważyła, bo zaczęła nową konwersacje.
-Może zainteresuje cię to, że Laurie znalazła...
-Dosyć!- krzyknęłam przerywając.- Wszędzie i zawsze ona! Laurie tu, Laurie tam dajcie już z nią spokój!- dodałam.
-wodę...- skończyła przerwane zdanie. Ja już tego nie słyszałam bo pobiegłam byle dalej od nich.
-Tak, chwila samotności dobrze mi zrobi...- powiedziałam sama do siebie siadając w kącie jakiegoś maľgo, ciemnego pomieszczenia. Obok siebie pod leżącą deską znalazłam pistolet i kilka bułek.
- Mogą się przydać. Nawet jeśli są spleśniałe...- pomyślałam wkładając je do torby, która leżała w drugim końcu pokoju. Jeszcze chwile zostałam przeszukując pomieszczenie.
  Niestety nie było tam nic więcej poza czymś co przypominało granat. Nie chodzi o owoc, ale o coś w stylu bomby. Zabrawszy znaleziony łup wróciłam do reszty. Kiedy tylko znalazłam Carla, rzuciłam mu torbę pod nogi. W naszych stronach znaczyło to tyle co surowe przeprosiny. Czyli po prostu tak jakbyś mówił ,,Wybacz, ale nadal uważam że choć po części mam racje.". To i tak na mnie wystarczające. Równie dobrze mogłam tego nie robić. Ale cóż. Wolę nie mieć wrogów. Odeszłam po tym bez słowa. Chwile później usiadłam przy ścianie. Naprzeciwko był tuzin małych okienek.
-Ciekawe jak tu może być jasno, skoro na polu już noc...- pomyślałam sobie. Właśnie w tej chwili przypomniałam sobie jabłonie, pola na których dojrzewały zboża, łąki po których biegałam jak byłam młodsza i konie.
-Piker...- powiedziałam cicho. Nazywał się tak biało-szary ogier z nakrapianym zadem. Mój ulubieniec.
-Chyba jako jedyny nie zrzucił mnie z grzbietu- dodałam w myślach.
Po chwili powróciłam do rzeczywistości. W końcu on już umarł. Teraz miałby 40 lat. Myśląc o tym zauważyłam, że kiedyś byłam radosna, a teraz? Jak to więzienie potrafi zmienić człowieka... Lubiałam też oglądać pełnie księżyca. Zawsze wtedy wychodziłam na dwór bo było tak jasno...
-No właśnie! Pełnia!- pomyślałam. W końcu znalazłam odpowiedź na pytanie dlaczego jest widno.
Podeszłam do okna i jak zaczarowana wpatrywałam się w taflę wody z odbiciem ojca nocy- księżyca. Po dłuższym czasie usnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rano obudziłam się wypoczęta. Jak na moje oko była trzecia lub czwarta. Wszyscy jeszcze spali. Cicho podeszłam do Carla i starałam się obudzić go.
-Kto tam? Jeszcze chce spać...- powiedział przez sen chłopak.
-No wstawaj.- nadal próbowałam, ale ten tylko przewrócił się na drugi bok.
-Obudź się śpiochu!- nie dawałam za wygraną. Ten jednak dalej chrapał.
-Jak by tu go zbudzić..- myślałam.- Wiem!- krzyknęłam w głowie bo wpadłam na pewien pomysł.
-Budynek się pali!- powiedziałam na tyle głośno by usłyszał, a i na tyle cicho by nie obudzić innych. Tak jak myślałam natychmiast się zerwał.
-Budynek się pali?- zapytał.
-Nie. Powiedziałam tak byś się obudził. Jak widzisz, udało się.
-Skoro i tak nie śpię powiedz mi o co ci chodziło...- powiedział Lisiu
-Może wyjdźmy stąd na chwile?- zapytałam.
-No dobra...- odpowiedział chłopak wstając.
Wyszliśmy na boczny korytarz.
-To co chciałaś?
-Chodzi o tą Laurie... Strasznie przypomina mi tę dziewczynę, o której ci mówiłam. Dlatego się tak wzburzyłam gdy ją znaleźliśmy...
-Rozumiem. Ale wiesz, że nie powinno się oceniać książki po okładce?
-Tak, wiem. Przepraszam za tą wczorejszą kłótnię...- powiedziałam spuszczając głowę.
-Nic się nie stało.- odpowiedział chłopak głaskając mnie po głowie.
Tym razem nie opierałam się.
-Nawet to całkiem miłe... Na pewno nie takie jak wcześniej myślałam.- powiedziałam w głowie i uśmiechnęłam się. Szczerze mówiąc, naprawdę zachowuje się jak brat większości ludzi na świecie. - W ostateczności to nie takie złe.- pomyślałam i zaśmiałam się w duszy.
Carl? Albo kto inny?

Od Taigi C.D Siegrain'a

Przyglądałam mu się dłuższą chwilę, próbując sobie wszystko poukładać. Osobiście tylko raz miałam styczność z doktorem, jednak miałam szczęście nie zostawać z nim sam na sam. Na naszym pierwszy, jak i ostatnim spotkaniu nie był w stanie nawet mnie dotknąć, gdyby mnie nie uśpili zapewne bym go zaatakowała. Myślami ponownie wróciłam do chłopaka, który teraz stał naprzeciwko mnie
- W którym sektorze znajdziemy jego biuro? – Zapytałam szorstko, cały czas dokładnie mu się przyglądając, nie mogłam mieć pewności, że mówi prawdę, równie dobrze mógł być z nimi w zmowie, może chcą nas po kolei wypłoszyć z sektora A, żeby go zagarnąć? Nie to by nie miało sensu.
- I… - Odpowiedział cicho, a ja jedynie jęknęłam. Nie może być to sektor, D czy też G, musi to być ostatni, najbardziej zakażony sektor ze wszystkich, bo jakże inaczej. Wiedziałam, że ani Sylv ani Gwen, nie zgodzą się na taką misję, można wręcz powiedzieć samobójczą, nawet Nagito by mnie zamknął w celi, żebym tylko nie poszła.
- Zrobimy tak – Zaczęłam opierając ręce na biodra – Wyśpimy się i najemy, weźmiemy dwie butelki wody i jedną konserwę, Ty zaopatrz się w broń, jutro wyruszymy. Jeśli ktoś będzie zadawać pytania staraj się unikać odpowiedzi, w ostateczności mów, że idziesz ze mną na wyprawę, nic więcej. Dziewczynami ja się zajmę, jednak, jeśli w jakikolwiek sposób mnie oszukałeś, to albo zginiemy walcząc ze sobą, albo wrócę sama do pozostałych – Zagroziłam wychodząc z celi
- Co mam powiedzieć Sylvanas? Widziała jak biorę jedzenie – Dorównał mi kroku, wiedziałam, że po jego głowie chodzą inne pytania, w sumie zaskoczył mnie, że zapytał akurat o to
- Powiedz, że pomyliłeś dni i myślałeś, że dzisiaj idziemy – Wzruszyłam jedynie ramionami – Nie pytaj – Spojrzałam na niego, gdy ponownie chciał otworzyć usta – Im mniej wiesz tym lepiej dla Ciebie – Dodałam ciszej. Spokojnie doszliśmy do naszego sektora, oczywiście nie obyło się bez rozmowy z dziewczynami. Zaczynało mi brakować odpowiedzi na ich pytania. Wyjaśniłam, że słyszeliśmy grupkę ludzi, którzy słyszeli, że jest tam magazyn, w którym podobno jest jedzenie i zapasy wody. Jak można się domyślić, opierały się, abyśmy szli tylko we dwoje.
- Przecież sami zginiecie nie widząc nawet, kiedy – Zaczęła blondynka, przeszywając mnie wzrokiem
- Taiga my wiemy, że masz już jakieś doświadczenie, ale to ciągle za mało, Siegrain również u nas od niedawna, nawet nie wiesz jakie są dokładnie jego umiejętności – Tym razem odezwała się czarnowłosa, dobrały się nie ma co. Rozumiem, że się martwią, ale… ach nie lubię kłamać
- Jak pójdziemy dużą grupką to będziemy łatwym celem – Mój głos nie zdradzał żadnych emocji, mówiłam bezbarwnie, aby żadna się nie zorientowała – Umówmy się, że jeśli nie wrócimy w ciągu dwóch dni, kogoś przyślecie, jeśli nikt nic nie znajdzie, to trudno, wypadki się zdarzają – Podniosłam delikatnie kącik ust
- Wypadki może i tak, ale to jest misja samobójcza – Sylv ponownie skarciła mnie wzrokiem- Doskonale wiesz, na co się piszesz
- Oczywiście, że wiem – Stanęłam naprzeciwko nich – Jeśli zginę to mam zamiar zginąć podczas walki wiedząc, że robię coś słusznego, niż z powodu gorączki czy innego cholerstwa- Spojrzałam na niego z powagą, żadna się już nie odezwała, spojrzały jedynie na siebie. Wyszłam i udałam się do siebie. Wiedziałam, że dyskutują o tym, jednak ja już swojego zdania nie zmienię. Dlaczego to robię, skoro nawet go nie znam? Sama nie wiem, tak po prostu, nigdy nie pchałam się tam gdzie mnie nie potrzebują, ale wiem, że nie tylko on był „leczony”, więc może w tych notatkach znajdą się również informację dotycząca innych? A może są tam też jakieś mapy? Wiem, że to jest tylko gdybanie, ale bez tego już dawno straciłabym nadzieję, że kiedykolwiek się stąd wydostaniemy. Wiem, jakie jest ryzyko jednak dla nich wszystkich warto jest zaryzykować. Chłopak raczej nie kłamię, a jeśli nawet to niech wie, iż czeka go bardzo długo śmierć. Przed spaniem miałam jeszcze jeden obchód tym razem moim towarzyszem, a raczej towarzyszką była Rade. W sumie nigdy nawet nie zamieniłam z nią jednego zdania, widziałam ją tylko kilka razy przy posiłkach i jak rozmawiała z Haną. Teraz również za dużo nie mówiłyśmy, moje myśli uciekały w zupełnie innym kierunku, a wiedziałam, że teraz, nie powinnam być zdekoncentrowana.
- Uważaj – Pociągnęła mnie w swoją stronę, a sama ruszyła na szwendacza, który znalazł się obok nas, za nim przyszło jeszcze trzech innych, przywołałam swoje katany i pomogłam dziewczynie
- Dzięki – Powiedziałam z lekkim uśmiechem – Chyba możemy już wracać – Przyznałam rozglądając się, skinęła jedynie głową. Opadłam na prycze i zamknęłam oczy. Nie śniłam, rzadko, kiedy miewam sny. Obudziły mnie czyjeś kroki zbliżające się do mojej celi. Ktoś zatrzymał się przy samym wejściu. Dwa kroki w przód, zawahanie i trzeci. Nie mogłam rozpoznać czyje to były kroki, więc podniosłam jedynie powieki. Para niebieskawych oczu wpatrywała się we mnie
- Nie śpisz – Odezwał się w końcu, Sieg, a ja jedynie pokiwałam głową. Przeciągnęłam się i wzięłam do ręki torbę
- Wezmę wodę i jakąś konserwę i ruszamy, widzimy się za 5 minut przy wyjściu – Minęłam go, nie odwracając się. Wzięłam wszystko, co potrzebne i już po chwili czekałam na towarzysza. Kiedy tylko się zjawił ruszyliśmy, szliśmy w milczeniu, aż doszliśmy do sektora H. Po drodze mieliśmy małe zamieszki z zombie, ale nie zatrzymali nas na długo. Nie chciałam niczego opóźniać i martwić pozostałych grupie im szybciej wszystko załatwimy tym lepiej dla nas, zwłaszcza, że zarówno Sylv jak i Gwen coś podejrzewają. Weszłam do jednej z cel, która była pusta. Usiadłam pod ścianą biorąc łyk wody
- Nie idziemy dalej? – Zapytał przechylając głowę
- Idziemy kilka godzin, a za chwile nasz cel, trzeba trochę odpocząć – Powiedziałam jedynie, chłopak usiadł obok mnie i również skorzystał z chwili napicia się czystej wody. Mam nadzieje, że nie dostaniemy za dużego wyzywania, jak wrócimy z pustymi rękami. – Mogę o coś zapytać? – Usłyszałam jego cichy głos, jednak się nie odwracałam, wzrok cały czas miałam skierowany na kraty
- Dawaj – Wzruszyłam ramionami
- Boisz się? -… Zatkało mnie, nigdy bym się nie spodziewała, że usłyszę od kogoś takie pytanie, jednak nie miałam powodów, żeby kłamać
- Boję się wielu rzeczy – Wyznałam w końcu, przerywając niezręczną ciszę – Nie boje się swojej własnej śmierci, a tego, że wszystkie bliskie mi osoby zginą, a ja zostanę sama – Zakręciłam butelkę. Otrzepałam się i podałam mu rękę. Przyjął moją pomoc, i podniósł się na równe nogi. Kiedy tylko ujrzałam tabliczkę z informacją iż wchodzimy do sektora I, w moich dłoniach pojawiły się katany, a czujność od razu się wyostrzyła. Od samego progu było słychać przeraźliwe dźwięki, których nawet nie da się opisać. Nie był to krzyk, ani wołanie, ja… Ja sama nie wiem, co to było.
- Znam drogę – Wyszeptał, a ja skinęłam głową. Omijaliśmy wszystko, nawet, jeśli z daleka widzieliśmy zwykłe zombie, to staraliśmy się iść jak najdalej, najmniejszy odgłos walki mógł przywołać stwory, o których nawet nam się nie śniło. Rzucaliśmy kamyki na drugi koniec korytarza, żeby zwrócić ich uwagę na coś innego, i żeby ze spokojem przejść. Nie lubiłam takich podchodów, ale w takim wypadku było to konieczne. Chłopak w pewnym momencie wskazał na jakieś pomieszczenie, zdałam sobie sprawę, że właśnie tam musimy się udać. Szłam za nim rozglądając się dookoła. Nagle się zatrzymał, spojrzałam na niego zaskoczona
- Dlaczego nie idziesz dalej? – Mój głos był na tyle cichy, że sama ledwo, co go słyszałam
- Tak coś jest – Kucnął przy ścianie – Możemy się jeszcze wycofać… - Spojrzał na mnie, a ja jedynie pokręciłam przecząco głową
- Za daleko doszliśmy, żeby się teraz wycofywać. Ja go zajmę, za cholerę nie uda mi się go zabić, ale chociaż go zajmę, Ty weźmiesz wszystko, co może się przydać, mapy, notatki, wszystko, i ten dziennik – Powiedziałam poważnie, gotowa do ataku
- Mogę Ci pomóc, jakoś go razem pokonamy – Zaczął, jednak ja się jedynie lekko uśmiechnęłam
- Nie wiem jak wygląda ten dziennik, a lepiej żebyśmy oboje nie ginęli – Wstałam na równe nogi, po chwili Sieg zrobił to samo, nie wiem co to było, ale widziałam to coś pierwszy raz na oczy
http://33.media.tumblr.com/b3cd18d4b30614f2ecf84b6eeef87312/tumblr_n98js8MVlQ1rp0vkjo1_500.gif
- Ja…Znam go skądś… - Zaczął chłopak, a ja się jedynie zaśmiałam
- Fajnych masz znajomych, Ty to może powiesz mu żeby grzecznie odszedł, albo jeszcze lepiej niech postoi na czatach – Zaczęłam z ironią w głosie
- Dobra zrozumiałem – Przewrócił oczami
- To nie jest zombie… - Zmierzyłam go od góry do dołu, pomimo iż stał tak blisko to nas nie atakował, po prostu stał i się gapił.
- A co?
- To jest piękny okaz zmutowanego napakowanego człowieka, często występuje w tych rejonach, zapewne coś go ugryzło, ale był w połowie odporny – Zaczęłam z powagą podnosząc powoli swoje katany
- Serio? – Kątem oka ujrzałam jego zaskoczony wzrok
- Pewnie, że nie. Skąd mam wiedzieć, co to jest jak pierwszy raz takie coś na oczy widzę – Przewróciłam oczami. Naszemu przyjacielowi się o nas przypomniało, bo zaczął powoli ruszać w naszą stronę – Tak jak się umawialiśmy – Powiedziałam cicho, chciałam skupić na nim całą swoją uwagę, więc rzuciłam w niego mieczem. Ten wbił mu się w ramię, z jego ust wydobył się przeraźliwy ryk. Broń z powrotem znalazła się w mojej dłoni, a ja czułam jak jego złość do mnie narasta. „Brawo Tai, masz jego całą uwagę” Zaczęłam obok niego skakać jak głupia, jednak wszystko moje ataki, były dla niego niczym małe zadraśnięcie. W odpowiednim momencie odskoczyłam, jego ręka znalazła się na ścianie, widząc spore wgłębienie zaczęłam odczuwać lekki strach. Zmieniłam broń na ciężą, tym razem zadawałam mu ból, widziałam to, bo jego…twarzy? Nie wiem ile zadałam mu już ciosów, dalej stał i nie wydawało się, że zbiera mu się na poddanie. Chciałam wziąć kolejny zamach, jednak nie udało mi się. Byłam zbyt wolna. Odepchnął mnie od siebie ręką, a ja wylądowałam kilka metrów dalej
http://4.bp.blogspot.com/-bamr0lmQUhs/VaELakMt7kI/AAAAAAAAFVw/YTz-nSe4Ufo/s400/tumblr_nqq1reDedf1u20wxqo7_400.gif- Taiga! – Usłyszałam jakże znajomy mi głos, no tak zapewne usłyszał jak dostałam. Podniosłam się, ponownie przywołując dwie katany
- Żyje – Mruknęłam jedynie
- Możemy spadać – Złapał mnie za rękę – Jest wolny, nie dogoni nas – Zaczął, jednak szybko mu przerwałam
- Nie możemy – Powiedziałam cicho, ciągle obserwując stwora – Pójdzie za nami, nawet, jeśli go zgubimy, będzie zagrożeniem na grupy, na patrol może iść ktoś z małym doświadczeniem – Wyjaśniłam – Zaczął się do nas zbliżać, więc ponownie rzuciłam w jego stronę swoje miecze, przez co się cofnął
- Możemy go zamknąć – Powiedział nagle – Przywołam ogień i zaspawam drzwi, nie wydostanie się – Rzucił torbę na ziemię
- Mów dalej – Przywołałam łuk i oddałam serie strzałów w stronę stwora, wszystko po to, żeby go zatrzymać
- Obok gabinetu, jest takie pomieszczenie, było używane dla tych najgorszych, nikt, ani nic nie wywarzy drzwi – Zapewnił, cóż pozostaje mi jedynie mu uwierzyć
- Okej – Skinęłam głową, w sumie nie miałam innego wyjścia, nie zabilibyśmy go, a ja po prostu czułam jak słabnę, cholerny upadek, znowu będę miała siniaki. – Ale musisz mi pomóc, sama nie dam rady – Wyznałam, co nie było dla mnie zbyt łatwe, nigdy nie przyznawałam się do błędów, ani nikogo nie prosiłam o pomoc, ale cóż innego mogłam zrobić w tej sytuacji?

(Sieg?) 

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Siegrain'a C.D Taigi

Gdy wróciliśmy z patrolu nic więcej do robienia nie miałem. Mogłem zająć się sobą i teraz zamierzałem odpocząć. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem w stronę swojej celi. Wciąż rozmyślałem nad propozycją Mark'a odnośnie wymiany. Zatrzymałem się na chwilę i rozejrzałem wokół. Nikogo nie było. Szafka z amunicją i żywnością była na wprost mnie. Podszedłem do niej i otworzyłem oglądając dokładnie zawartość. Nie mogę tego ukraść - pomyślałem. Jeśli jednak tego nie zrobię to...
- Szukałam cię - usłyszałem głos za sobą.
Bez trudu rozpoznałem głos Sylv. Niedobrze - pomyślałem. Złapałem kilka przypadkowych rzeczy oraz broń i uciekłem stamtąd jak najszybciej. Miałem nadzieję, że mnie nie przyłapią. Ruszyłem w stronę sektora D. Nie chciałem aby tak to wszystko wyglądało, że wyjdę na złodzieja i oszusta. Jednak gdy pomyślałem o każdej nocy, każdym dniu bez kolejnej dawki leku nie mogłem inaczej postąpić. Przyśpieszyłem kroku i po kilku minutach byłem na miejscu. W jednej z cel było pięciu mężczyzn ubranych na czarno. Dwóch z nich rozpoznałem na pewno. To był Mark i jego prawa ręka Chris.
- Jestem - oznajmiłem wchodząc do pomieszczenia
Od razu rozejrzałem się po otoczeniu. W razie czego trzeba wiedzieć jak się bronić i kiedy należy wiać.
- Szybko się uwinąłeś. Myślałem już, że nadal będziesz uparty i nie przyjdziesz - zaśmiał się - Czyżbyś jednak zmądrzał?
- Mam to czego chciałeś - powiedziałem od razu nie zważając na jego docinki - Wedle umowy - rzuciłem mu butelkę wody i puszkę konserw
- Tylko tyle? - zdziwił się oglądając przedmioty - A broń?
- Najpierw chcę zobaczyć lek -powiedziałem - Nie spałem od bardzo dawna, nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka to tortura
- Wzruszające - zaśmiał się ponownie - Dawaj resztę towaru lub będziemy musieli się pożegnać.
- Znowu próbujesz mnie wykiwać - warknąłem wkurzony - Mam tego dość, zaraz... - nie dokończyłem bo ujrzałem za sobą znajomą postać.
Kilka metrów ode mnie stała Taiga. Sądząc po jej minie musiała mnie śledzić. O kradzieży jedzenia i amunicji też wiedziała. Przekląłem w myślach i zauważyłem że banda Mark'a próbuje się stąd wydostać.
- Zaufanie, szczerość - Zaczęła ze spokojem opierając się o kraty - Powinnam was wszystkich pozabijać i udać, że stał się nieszczęśliwy wypadek - W jej dłoniach pojawiły się dwie katany.
Sięgnąłem do kieszeni bluzy i wydobyłem sztylet. Nie miałem szans. Taiga posługująca się katanami miała nade mną znaczącą przewagę. Przynajmniej próbowałem - pomyślałem i uśmiechnąłem się pod nosem. Nie miałem nic do stracenia. Żadnego celu w życiu. Z rozmyślań wyrwały mnie odgłosy walki. Mark zdążył uciec razem z Chrisem, zaś pozostała trójka atakowała Taigę. Po kilku celnych ciosach jeden z nich leżał ranny na podłodze i wił się z bólu. Z rany na nodze sączyła się krew.
- Pomóżcie mi! - krzyczał - Boli! Moja noga!
Patrzyłem się na niego tępym wzrokiem. Całe te zdarzenia wydawały się nie mieć nic ze mną wspólnego. Tak jakbym był za niewidoczną barierą i przyglądał się temu wszystkiemu z dystansu.
- Zostaw mnie! - warknął kolejny, który runął na ziemię
Wypuściłem z ręki sztylet, który upadając wydał charakterystyczny brzdęk metalu. Osunąłem się po ścianie na ziemię wbijając nieobecne spojrzenie w podłogę. Znów to samo, nieustający ból głowy, który towarzyszy mi każdego dnia. Tym razem znacznie się nasilił Czy to już koniec? - pomyślałem zwieszając głowę i zamykając oczy.

************

- Ej, nie zasypiaj - poczułem mocne uderzenie w twarz - To dopiero początek
- Zostaw... mnie - powiedziałem z trudem otwierając oczy
- Powiedz... jak to jest władać ogniem? Opisz mi dokładnie wszystko, co czujesz, jak to kontrolujesz, jak go przywołujesz
- Pod warunkiem, że opiszesz mi jak wygląda dzień chorego psychicznie idioty - powiedziałem
- Zła odpowiedź - zaśmiał się
Oddalił się ode mnie i zniknął za drzwiami pomieszczenia. Znajdowałem się w pustej celi, która służyła doktorowi do przeprowadzania swoich badań, choć tak naprawdę były one jak tortury. Całe wnętrze było przerażające. Znajdowało się tu kilka nowoczesnych sprzętów o niewiadomych mi zastosowaniach. Pośrodku znajdowało się zwykłe krzesło na którym teraz siedziałem. Ręce miałem unieruchomione, zresztą jak i nogi. Głowę pochyliłem nisko, nie miałem już siły trzymać jej prosto. Po podbródku ściekały krople krwi zmieszane ze łzami, które mimowolnie wydostawały się z oczu. Próba uwolnienia się stąd nigdy nie przyniosła skutku. Trafiały tu osoby z izolatki, do nich rzadko kto zaglądał, a jeśli już nikt nie widział jak dokładnie wyglądają, gdyż w środku nie było światła i panowała ciemność. Gdy był obchód wszystko się zgadzało, nikogo nie brakowało. Oprócz mnie byli też inni, wiem to, gdyż codziennie słychać było czyjeś wrzaski i krzyk. Wtedy siedzę skulony w kącie, z nogami pod brodą kurczowo obejmując je ramionami. Chciałbym nic nie słyszeć i nie czuć Tak mija każdy dzień. Kolejny i kolejny.
- Już jestem, dziękuję, że poczekałeś - oznajmił zamykając za sobą drzwi
- Mógłbyś się śpieszyć mam napięty grafik - powiedziałem unosząc głowę i przeszywając go spojrzeniem
- Wierzę - odparł jedynie i podszedł do jednej z szafek znajdujących się po przeciwnej stronie ściany - Co by tu...
Udał, że się długo zastanawia. Na pewno wszystko sobie to obmyślił, więc po co przeciągać?
- Ach! Już wiem! - klasnął w dłonie i odwrócił się do mnie upewniając się, że na niego patrzę
Spowrotem spuściłem głowę opierajac ją o klatkę piersiową. Z dnia na dzień coraz bardziej było mi to wszystko obojętne. Nie miałem na nic wpływu, zawsze robił to co sobie zaplanował. Z każdym dniem znosiłem znacznie więcej.
- To na zakończenie sprawdzimy twoją wytrzymałość oraz szybkość regeneracji - oznajmił podchodząc do mnie z metalową tacką.
Już bez patrzenia mogłem się domyślić, że są tam różnej długości noże i skalpel.
- A więc zaczynajmy - uśmiechnął się poprawiając okulary, które zsunęły mu się na nos
Założył białe rękawiczki i sięgnął po mały nożyk. Podwinął mi rękaw bluzy i rozciął skórę na mojej ręce, na razie było to małe zranienie. Z minuty na minutę kombinował z coraz to większą ilością noży. Zranienienia to był mój najmniejszy problem.
- Czemu to nie chce się zagoić? - zapytał oglądając uważnie każde rozcięcie
- Tłumaczę ci codziennie idioto, że nie posiadam takiej umiejętności jak regeneracja. Może byś mnie w końcu posłuchał pustaku - wysyczałem a na mojej twarzy wymalował się szeroki uśmiech
http://25.media.tumblr.com/4caa03eabcf9613878f21e4b35382216/tumblr_mksf2d5rDG1rkk3noo1_500.gif- Czyżby rany były za płytkie na samoleczenie? - powiedział pod nosem całkowicie ignorując moje słowa - A gdyby tak...
Nim zdążyłem coś powiedzieć poczułem palący ból w udzie. Zacisnąłem mocno zęby i minęło sporo czasu zanim zareagowałem. Spojrzałem w tamtym kierunku i przekląłem w myślach. Z mojej nogi wystawał wbity skalpel. Już drugi w tym tygodniu.
- Moja noga! - wrzasnąłem
- Boli? - spytał ruszając ostrzem na boki
- Zostaw! - krzyknąłem - Ty psychiczny... - nie zdążyłem dokączyć nawet zdania
Ten stuknięty doktorek wyjął skalpel a z rany zaczła sączyć się krew. Zacisnąłem pięści, mimo tego cały rząsłem się z bólu. Nie mogłem opanować drżenia rąk.
- Na dzisiaj to wszystko - oznajmił odchodząc ode mnie i podchodząc do szuflady - Podobno męczy cię ból głowy po ostatnim badaniu- uśmechnął się - I koszmary, mam rację? - nie czekając na odpowiedź wyciągnął napełnioną strzykawkę - Muszę cię zmartwić, ból tak prędko nie zniknie, będzie pojawiał się co jakiś czas, mogę jedynie go uśmierzyć pod warunkiem, że będziesz współpracować - powiedział - Liczę na owocną współpracę - dodał tylko wbijając mi igłę strzykawki w szyję - Dobranoc
Patrzyłem się na niego, lecz obraz powoli się rozmazywał. Wszystko było niewyraźne, powieki same się zamykały. Poczułem jak ktoś bierze mnie pod ramię i gdzieś zawleka. Potem usnąłem. Na następny dzień znów obudziłem się w ciemnym wnętrzu celi. I tak aż do odbycia kary za podpalenie kilku ochroniarzy i powrotu do sektora D do swojej celi.

**************

- Sieg!- usłyszałem nad sobą znajomy głos
Powoli otworzyłem oczy, lecz obraz przede mną był rozmazany. Przetarłem oczy rękawem. Nade mną stała Taiga. W obu rękach trzymała swoje katany pobrudzone krwią.
- Nie musisz krzyczeć - powiedziałem szeptem rozglądając się wokół.
Na ziemi leżały trzy osoby. Nie żyły. Jeden z nich wciąż kurczowo trzymał w ręku pistolet.
- Zabiłaś ich - stwierdziłem beznamiętnie - Teraz pewnie i moja kolej - zauważyłem
- Po pierwsze zabiły ich zombie, które przylazły tu za odgłosami walki
- A po drugie? - zapytałem
- Chcę wyjaśnień, dopiero wtedy będę mogła cię zabić
- Możesz nawet i teraz - powiedziałem - Planowałem sam to zrobić od dawna, ale wtedy był choć cień nadziei. W sumie teraz nic mi nie zostało - westchnąłem
- O czym ty bredzisz? - zapytała
- O moim lekarstwie. Kiedyś, przed epidemią byłem królikiem doświadczalnym świrniętego doktorka. Zresztą nie tylko ja. Podczas jednego z jego badań coś poszło nie tak. Do dzisiaj odczuwam skutki tamtego dnia. W sumie da się z tym żyć. Do tej pory sobie radziłem, ale ostatnio ból się nasilił i nie mogłem sobie dać rady. - powiedziałem wpatrując się w podłogę - Niepowinienem tu przychodzić. Zostałbym w sektorze D, ale zaczęło kończyć się jedzenie. Mark jest jednym z pacjentów w labolatorium. Gdy wybuchła epidemia obrabował gabinet razem z lekami. Od tego czasu żeruje na takich jak ja, wie, że mu nie odmówię, ale dziś dowiedziałem się, że nie ma lekarstwa. Skoczyło się, a oni chcieli tylko wyłudzić broń oraz pożywienie. Słyszałem ich rozmowę, zanim wszedłem do tej celi. Nie chciałem aby tak to wyszło. Chciałem tylko się upewnić a potem oddać to co wam zabrałem. Gdybym miał czas sam bym nazbierał pożywienie. Niestety jak zwykle wszystko spieprzyłem. - zakończyłem
- Co to za lek? - zapytała opierając się o jedną ze ścian
- Kiedy je zażywałem cały ból głowy, całego ciała znika. Przedtem czułem się jakby banda zombie rozrywała mnie na kawałeczki, dokładnie tak jak teraz - starłem rękawem kropelki potu pojawiającego się na czole
- I co teraz zamierzasz? - zapytała
Chwilę się nad tym zastanowiłem. Obok mojej nogi zauważyłem sztylet, ktory upuściłem. Podniosłem go i schowałem do kieszeni, nie będzie mi teraz potrzebny.
- Słyszałem, że doktor prowadził jakieś notatki - odpowiedziałem - Kiedyś wspominał, że przed wynalezieniem leku stosował u innych pacjentów inne metody - zakończyłem, ziewnąłem i przeciągnąłem się - Jestem strasznie padnięty po dzisiejszym dniu - przyznałem
Spojrzałem się na dziewczynę. Chwilę nad czymś myślała. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas.
- Jesteś naprawdę skończonym idiotą, mogłeś o wszyskim powiedzieć wprost
- Nie nie mogłem - odparłem - Nie miałem pewności czy mogę wam ufać. Nie spałem od kilkudziesięciu godzin. Gdy nie śpię, nie mam energi, gdy nie mam energi nie jestem w stanie kontrolować swoich mocy i umiejętności, a brak mocy równa się z moją szybką śmiercią w razie ataku wroga - przyznałem zgodnie z prawdą - plecak z amunicją i żywnością leży tam - wskazałem przedmiot leżący w kącie - Niestety butelki wody i jednej konserwy nie odzyskamy
Taiga spojrzała się na mnie i westchnęła. Odesłała swoje katany i skrzyżowała ręce.
- To co teraz planujesz ze mną zrobić? - zapytałem dopiero teraz wstając z podłogi i podpierając się ściany

(Taiga? Trochę nieudane to opowiadanie, pomysł był inny ale ja jak zwykle napisałam co innego :/ ) 

Od Ame C.D Nagito

Czerwonowłosa zawahała się przez chwilę, jednak szybko ruszyła za chłopakiem. Przez moment stałam w miejscu. Zastanowiło mnie dlaczego się wahała. I ta cicha rozmowa między nimi.. Ponownie dotknęłam policzka. Z rany nadal sączyła się czerwona krew. Mruknęłam pod nosem i ruszyłam za nimi. Trzymałam się kilka kroków za nowo poznanymi ludźmi od czasu do czasu mierząc chłopaka badawczym spojrzeniem. Kiedy przemywał mi ranę mimika jego twarzy się zmieniła. Nie potrafiłam określić na jaką, ale na pewno nie była to obojętność, którą widziałam wcześniej. Musiałam przyznać, że kiedy jego spojrzenie nabrało jakiegoś znaczenia był z niego całkiem.. Urwałam myśl w połowie i skarciłam się, że poszła ona w taką stronę. Zatrzymałam się nagle nie mogąc złapać powietrza. Zgięłam się w pół. Miałam wrażenie, że coś ściska mnie w klatce piersiowej zabierając tym samym możliwość wzięcia oddechu. Kiedy dziewczyna zorientowała się, że za nimi nie idę odwróciła się do mnie raptownie. W tym samym momencie dziwne uczucie zniknęło, a ja gwałtownie nabrałam powietrze. Taiga obserwowała mnie uważnie. Nagito tak samo, jednak z typową dla niego obojętnością. W mojej dłoni pojawił się kij, na którym się wsparłam. Dziwne uczucie odeszło, ale wraz z nim moje siły. Trochę się tego przestraszyłam, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Byłam świadoma tego co ze mną zrobią, jeśli się przemienię.
-W porządku?-usłyszałam głos czerwonowłosej. Skinęłam głową zaciskając zęby. Powoli ruszyli dalej. Widziałam jednak, że co jakiś czas zerkają na mnie. "Świetnie. Brawo, Ame."-pomyślałam ponuro-"Dałaś się podejść jakiemuś stworowi jak mała dziewczynka. A teraz oni po prostu cię zabiją". Myśli o śmierci nie należą do najmilszych. Postanowiłam zająć myśli czymś innym. Rozejrzałam się dookoła. Nadal byliśmy w sektorze F czy już w innym? Uhh.. Kiepska orientacja w terenie. Zastanowiłam się nad tym. Ale dlaczego, przecież zawsze świetnie orientowałam się, nawet w miejscach, w których byłam po raz pierwszy. Spojrzałam w prawo. Patrzyłam chyba jakieś wejście do celi.. Nie byłam pewna, wszystko widziałam jakby przez mgłę. Nagle obraz zaczął się ściemniać. "Nie!"-krzyknęłam w myślach. Na głos nie wydałam jednak żadnego dźwięku. Zatrzymałam się w tym samym momencie co chłopak i dziewczyna. Z tego co widziałam staliśmy przed jakimś rozwidleniem. Oboje spojrzeli na mnie. Nie byłam w stanie dostrzec wyrazu ich twarzy. Widziałam tylko, że na mnie patrzyli.
-Tam coś jest..-usłyszałam swój cichy głos, nieco zachrypnięty. To ja powiedziałam? Przecież ja nic takiego nie mówiłam..
-Co ty mówisz? Tam niczego nie ma. Dobrze się czujesz?-odpowiedziała Taiga. Nagle obraz mi się wyostrzył, widziałam wszystko normalnie. W tym samym momencie, nie wiadomo skąd, skoczył na mnie ogromny błękitny tygrys. Z krzykiem zaskoczenia poleciałam do tyłu lądując twardo na plecach. Tygrys zniknął, a ja zaczęłam unosić się w powietrze. Jęknęłam kiedy nade mną pojawił się wielki niebieski młot. Wziął zamach i z całą swoją siłą uderzył we mnie. Zostałam wbita w ziemię. Wydałam z siebie tylko przeciągły jęk. Młot natychmiast zniknął. Kątem oka widziałam jak zamarli w ruchu Taiga i Nagito patrzyli na to wszystko. Podniosłam się powoli na kolana i na czworakach podeszłam do nich. Cała się trzęsłam. Nigdy wcześniej żaden stwór, człowiek czy cokolwiek innego nie dało mi tak w kość. Z moich oczu popłynęły strumieniem słone łzy.
-To nie ja...-zaszlochałam trzęsąc się-Przysięgam..-byłam pewna, że mi nie uwierzą. Nie wiedziałam sama czy łzy są spowodowane bólem czy świadomością, że zaraz zostanę zabita.


Nagito? Taiga? Jakiś pomysł poddałam czy jeszcze gorzej?