niedziela, 19 czerwca 2016

Od Zach'a

~~ 11 lat wcześniej~~

Zimno. Dookoła panuje noc. Z nieba powoli spadają kolejne płatki śniegu. Zima - ulubiona pora roku. Siedzę sam na ławce przy placu zabaw. Jedynym źródłem światła jest wysoka latarnia stojąca naprzeciwko. Dookoła nie ma żadnego człowieka. Wszyscy znajdują się w swoich domach. Jest nowy rok. Dla mnie to zwykły dzień, dla innych wielkie wydarzenie. Białe płatki śniegu zaczynają zbierać się na kurtce oraz włosach. Siedzę tu już od kilku godzin. Delikatnie potrząsnąłem teraz głową, aby pozbyć się lekkiego puchu. Spojrzałem w niebo i ujrzałem tysiące śnieżynek spadających na ziemię.
- A więc tu się podziewałeś - usłyszałem znajomy głos a po chwili poczuł jak ktoś klepnął mnie w ramię.
- Dlaczego? - spytałem po chwili ciszy.
- Dlaczego co? - słychać było wyraźne zdziwienie w głosie znajomego.
Chłopak podszedł bliżej i usiadł obok oczekując odpowiedzi.
- Dlaczego musiałeś wziąć całą winę na siebie? - odparłem - Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek mówił że chce aktu miłosierdzia - warknąłem a po chwili usłyszałem cichy, szczery śmiech.
Spojrzał teraz na chłopaka, nazywał się Siegrain Yagami. Był to wysoki blondyn, niewiele niższy ode mnie. Był moim bratem. Jak zwykle nie opuszczało go poczucie humoru.
- Może właśnie dlatego, że jesteś moim starszym, głupim bratem - stwierdził krzyżując przed sobą nogi rozbawiony moją reakcją. Spoważniał po chwili i wziął głęboki oddech. - Nie możesz tu tak sam siedzieć, rozchorujesz się - powiedział, lecz nic się nie odezwałem - Jest strasznie zimno - kontynuował.
- Nikt nie zmusza cię do siedzenia tutaj - oznajmiłem.
- Ugh.. - zirytował się Sieg i wstał z ławki stając na przeciwko mnie, zasłaniając jakiekolwiek światło latarni - Ojca nie ma. Zapewne wyszedł na kolejne piwo. Nie chce mi się spędzać samotnie sylwestra, więc może gdzieś pójdziemy?
- A ja wręcz przeciwnie, uwielbiam być sam - uśmiechnąłem się pod nosem podnosząc w końcu wzrok znad ziemi i wbijając intensywne spojrzenie w chłopaka. - Dochodzi północ - zauważyłem - Pora się zmywać zanim na ulicy pojawi się rozbawiony tłum z gromadką dzieciaków ze sztucznymi ogniami. - stwierdziłem wstając z ławki i wymijając go ruszyłem chodnikiem - Szczęśliwego nowego roku Sieg - powiedziałem na koniec.
- Zach! - zawołał a po chwili poczułem jak złapał mnie za rękaw kurtki.
Zatrzymałem się w miejscu nawet się do niego nie odwracając. Wypuściłem powoli powietrze z płuc tworząc kłębek pary.
- Co? - zapytałem uwalniając swoją rękę z jego uścisku.
- To przez niego tutaj uciekłeś? - tutaj trafił w sedno. Nie mogłem patrzeć jak nasz ojciec się zatacza i wyładowuje swoją złość na Siegu. Mam tylko trzynaście lat i wciąż nie mogę go ochronić.
- Dobranoc Sieg - urwałem nie dając mu możliwości dokończyć i już bez żadnego słowa skierowałem się z powrotem w stronę miasta w chwili gdy na niebie rozbłysły kolorowe iskierki fajerwerków.

~~ 5 lat wcześniej~~

- Znasz zasady - mruknął stary facet w garniturze i cygarem w ustach - Ma być cicho i bez światków
- Jak sobie życzysz, płatność z góry - mruknąłem opierając się o blat baru i wychylając kolejnego z rzędu drinka.
- Cel ma nie dożyć jutrzejszego wieczoru, dopilnuj tego, a może zlecę ci następne cele do wyeliminowania. - powiedział podając mi śnieżnobiałą kopertę z gotówką.
- W razie czego wiesz jak się ze mną skontaktować - uśmiechnąłem się odkładając pustą szklankę.
Wyszedłem z baru i odetchnąłem świeżym powietrzem. W środku panował zaduch. Jutro miałem kolejną robotę. Jestem płatnym zabójcą. To niezbyt przyjemne zajęcie, przynajmniej jak dla mnie, ale dobrze mi płacą. Od roku żyje sam we własnym mieszkaniu w innym mieście. Zostawiłem przeszłość za sobą, ojca pijaka, Sieg'a, dom. Nauczyłem się żyć i radzić samemu, nie potrzebuję już nikogo.
Następnego dnia wszystko poszło jak zaplanowałem. Wysoko postawiony urzędnik zginął w drodze do pracy. Wszystko wyglądało jakby to był wypadek. Zadowolony z rezultatów wróciłem do siebie. Do likwidowania swoich celów nie używam broni, pistoletu, noża itp., ale swojej nadzwyczajnej umiejętności jaką jest iluzja. Potrafię sprawić, by ofiara widziała to, co ja chcę by ujrzała. Zazwyczaj przyczyną śmierci jest zawał serca, tak jak w przypadku tego urzędnika. Miał lęk wysokości oraz panicznie bał się dzikich zwierząt. Idealnym dla niego miejscem okazał się Wielki Kanion a u dołu same najgorsze krwiożercze bestie. Oczywiście za moją sprawkę spadł w dół i był pożerany żywcem przez zwierzęta - oczywiście tylko w swojej wyobraźni, ale to już wystarczyło do zabicia go.
Następny dzień nie należał do miłych. Obudził mnie dzwonek i uporczywe walenie do drzwi. Podniosłem się i wciąż zaspany sprawdziłem kto to. Gdybym tylko wiedział nigdy bym nie otworzył tych drzwi. Za nimi stali faceci do spraw nadzwyczajnych. Aresztowali mnie, na nich nie działała iluzja. Koniec końców zostałem zamknięty do najlepiej strzeżonego więzienia dla osób nadnaturalnych. Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie.

~~2 lata wcześniej~~

Dni mijały jeden za drugim. Nigdy nie wiem kiedy jest noc, a kiedy dzień. Po tylu latach straciłem już rachubę czasu. Siedzę teraz pod rozłożystym dębem w cieniu, nade mną świeci ciepłe słońce. Na kolanach siedzi kot, który się do mnie łasi i upomina o więcej pieszczot.
- Ale piękny dzień - westchnąłem rozciągając się i szykując do drzemki.
Niestety mój odpoczynek został przerwany przez dwójkę strażników. Moja iluzja prysła. Wielkim rozłożystym dębem była twarda, zimna ściana, żółte ciepłe słońce okazała się zwykła lampa, a puszysty zwierzak był zwykłą poduszką, którą od kilku minut głaskałem. Zaśmiałem się zażenowany i spojrzałem na mężczyzn stojących w progu. Patrzyli się na mnie jak na psychopatę, każdy kto by mnie zastał gadającego do siebie i głaszczącego poduszkę, tak by pomyślał.
- H221 wstawaj
- Mam imię - mruknąłem podnosząc się z podłogi i grzecznie udając się na stołówkę. - Zach, lepiej to sobie zapamiętajcie - spojrzałem się na nich i zacząłem głośno się śmiać.
Po posiłku, które smakowało gorzej niż pomyje wróciłem do swojej celi. Czekałem na obchód, zawsze mam niezły ubaw ze strażników. Są oni podatni na wyjątkowe zdolności więźniów. Gdy usłyszałem szmer na korytarzu przygotowałem się do realizacji swojego planu na który wpadłem podczas posiłku. Młody strażnik poświecił latarką do mojej celi.
- Otwieraj szybko cele! - zawołał gorączkowo. - Więzień popełnił samobójstwo!
Obaj strażnicy znaleźli się w pomieszczeniu. Jeden kurczowo trzymał poduszkę powieszoną na sznurku, a drugi próbował ten sznurek odciąć.
- Żyje? - spytał niższy mężczyzna.
- Nie czuję tętna - odparł drugi pochylając się nad poduszką.
Odwołałem swoją iluzję i ryknąłem śmiechem, który od dłuższego czasu mnie dusił. Ta scena była przekomiczna. Strażnicy myśląc, że powiesiłem się uratowali moją poduszkę. Jeszcze nigdy nie tworzyłem obrazu samego siebie w dodatku wiszącego na sznurze.
- Dziękuję chłopcy za wspaniałą akcję ratunkową mojej poduszki - zaśmiałem się - Doceniam czas reakcji i współpracę przy ratowaniu mojego życia - prychnąłem.
Strażnicy zaklęli siarczyście i wyszli z celi.
- Pewnie się na nas pogniewali - powiedziałem do poduszki, z której za pomocą mocy iluzji zamieniła się w puszystego szczeniaczka. Moim ulubionym zajęciem jest tworzenie nierealnych obrazów, dzięki którym jakoś znoszę pobyt tutaj.

~~ 2 lata 7 miesięcy po epidemii~~

- Szwendacz, Szwendacz i Szwendacz - mruknąłem mijając truchła stworów.
Od miesięcy podróżuje między sektorami i zabijam te plugawe istoty. Można by powiedzieć, że zabijanie mi zbrzydło. Kopnąłem teraz odciętą głowę i ruszyłem przed siebie.
- Czy w tym całym sektorze nie ma ani jednego człowieka? - mruknąłem sam do siebie a po chwili usłyszałem czyjś cichy śmiech.
Obejrzałem się za siebie i ujrzałem dziewczynę ze sztyletem w ręku. Szła w moją stronę zdecydowanym krokiem.
- Niemożliwe - mruknąłem - Jesteś prawdziwa, ty żyjesz?
- Oddycham, chodzę, jednym słowem żyje - powiedziała przekręcając oczami - Skąd się tu wziąłeś? - spytała od razu.
- Przeszukuje teren - odparłem - Szukam zapasu wody, a ty? - spytałem obserwując uważnie postać.

(Dessari?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz