Cześć wszystkim, pewnie większość z was mnie kojarzy czy też zna, żeby nie było wątpliwości mówi(a raczej pisze) Taiga. Pewnie, dla każdego z was, decyzja o tym, że blog zostaje zamknięty była szokiem, tak samo jak i dla mnie. Wiąże z tym miejscem na prawdę wiele wspomnień i bardzo dobrych chwil. Nie winie żadnej z administratorek, które bardzo dobrze wykonywały swoją pracę i z pewnością ciężko będzie je zastąpić. Żadnej nie obwiniam i proszę was wszystkich o to samo, po prostu uszanujmy ich decyzję. Wracając do sedna, chce aby blog nadal istniał, żebyśmy mogli nadal rozbudowywać fabułę, stawiać sobie nowe wyzwania, cieszyć się ze zwykłego pisania wraz z innymi. Mogę nie być dobrą administratorką, mogę popełniać błędy, jednak mimo to, chce chociaż spróbować. Chętnie przyjmę pomoc i od innych, wysłucham również co was męczy, jakich zmian byście pragnęli, aby lepiej wam się żyło i co najważniejsze, chce aby każdy kto należy do bloga, napisał czy na nim zostaje czy niestety ale odchodzi. O wiadomości proszę na howrse, możecie mnie łatwo znaleźć pod nickiem Taiga
To wszystko co chyba miałam do powiedzenia, pozdrawiam i życzę miłego dnia.
środa, 29 czerwca 2016
Może by się pożegnać, zamiast zniknąć bez słowa?
Na wstępie powiem: jeśli nie masz ochoty tego czytać albo się nie interesujesz, po prostu przewiń ten post i nie zwracaj na niego uwagi. Chciałabym was uświadomić, że (jeśli w ogóle ktoś wie, że jestem drugą administratorką) nie będę dłużej uczestniczyć w blogu. Hm, pewnie niektórzy zastanawiają się dlaczego to w ogóle piszę... Otóż, spędziłam tu różne, naprawdę najróżniejsze chwile i wspominam je w większym stopniu pozytywnie, co się przez to rozumie - nie chcę tak po prostu odejść bez słowa, choć zdaje sobie sprawę z tego, że połowie i tak nie zrobi to większej różnicy. Niestety na blogu nie czuję się już dobrze, więc po co to ciągnąć... w każdym razie ja już nic tu nie dodaję, nie daję znaku życia, jedynie wrzucam postacie do zakładek (zanim odejdę, wszyscy tam będą, słowo). No cóż, zachowujcie się jakby nigdy mnie nie było, moje postacie sobie umrą, uciekną czy coś... No właśnie, nieodpowiedzialnie jest zostawiać swoje twory podczas trwania fabuły, mimo wszystko muszę to zrobić. Na pewno sobie poradzicie, macie członków i administratorkę. Gdy zdaje sobie sprawę z tego, kto mniej więcej nie zerwie ze mną kontaktu, jestem szczęśliwa, ale gdy myślę o tym, że po tym zajściu perfidnie ktoś napiszę "Kinga odeszła do Tavv" (bo pewnie niektórzy wiedzą, że odnawiam z nią Rimear) to na Boga: niech przemyśli to jeszcze raz i wyciągnie własne wnioski zebrane z własnych obserwacji, a nie "usłyszałam, że ona jest zła, bo ktoś mi tak powiedział" (a jej nie znasz). Rozumiem, że nie każdy ją lubi, a niektórzy to już w ogóle nastawieni wrogo, bojowo i inne synonimy tego słowa... Każdy ma wady i Paulina nie jest wyjątkiem, spokojnie. Możecie po prostu nie drążyć tematu i się wyminąć albo rozwiązać spór, by przypadkiem bezsensownie nie wszczynać kłótni i hejtować; to sprawi, że ludzie będą was postrzegać bardziej dojrzale... Poważnie, darcie kotów do niczego nie prowadzi i niejednokrotnie sama się o tym przekonałam. Ale jeśli masz o niej takie zdanie, bo ktoś cię o tym poinformował... to nie jest w porządku, warto mieć bowiem własne zdanie, za to powinno się ludzi szanować. Bądźmy sprawiedliwi wobec siebie... Polecam po prostu sobie porozmawiać, ponieważ pozory mogą bardzo mylić. No i warto wspomnieć, a także uprzedzić: nie odchodzę z powodu Tavv! To moja decyzja i nie chciałabym widzieć zdań, że ją bronię... ponieważ ja bronie swoich racji, mimo że to może inaczej wyglądać. Czuję się tu nieswojo, tak jak w pewnej przyjaźni - niestety, są to moje własne, osobiste odczucia, niczym ani nikim innym nie poparte. Jeśli teraz sądzicie, że opowiadam o powyższym na ślepo to nie - ogólnie wszystko co napisałam, cóż... że tak powiem jest przeze mnie "przekartkowane". Dziękuję za wspólne chwile.
Blog
Niestety zostaje on zamknięty. Jestem wam winna wyjaśnienia, lecz są to sprawy prywatne. Bardzo przepraszam, cieszę się, że mogłam was spotkać. Może jeszcze się spotkamy na jakimś blogu, wspólnie pisząc. :)
~ Sylvanas.
Oczywiście jeśli chcą być tu jacyś nowi admini, piszcie śmiało.
~ Sylvanas.
Oczywiście jeśli chcą być tu jacyś nowi admini, piszcie śmiało.
Rosalie
"Nie jestem s z a l o n a, po prostu moja rzeczywistość jest inna od Twojej"
| L o g i n|
| L o g i n|
╬Hefrysia╬
| E - m a i l|
╬✗╬
| R a n g a|
╬0p.╬
| N u m e r|
╬H901╬
| S e k t o r|
╬H╬
| I m i e ✗ N a z w i s k o|
╬Rosalie╬
╬Rosalie╬
| P s e u d o n i m|
╬Rose╬
| P ł e ć|
| P ł e ć|
╬Kobieta╬
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
╬14 luty/19 lat╬
| Z n a k Z o d i a k u |
╬Wodnik╬
| O r i e n t a c j a|
╬Heteroseksualna╬
| K a r a|
╬Posiadanie mocy/3 lata╬
|C h a r a k t e r|
╬Rose to niezwykle wrażliwa osoba, która ma swój świat i swoje kredki.
Zamknięcie w
więzieniu, a później epidemia mają na nią bardzo
niekorzystny wpływ, jej umysł wciąż walczy
ze świadomością położenia, w
jakim się znajduje. Często ucieka w wyimaginowaną
rzeczywistość,
wyobraźnia stała się jej drugim domem, przez co często wpada w tarapaty -
zakrzywiony obraz nie pozwala na zdrową ocenę sytuacji. Można
powiedzieć, że po części
zwariowała, czasami zachowuje się zupełnie
sprzecznie niż wymaga tego sytuacja. Nie umie
przejść obojętnie wobec
cudzej krzywdy, w kryzysowych przypadkach, gdy coś komuś zagraża
jest w
stanie się "ogarnąć" i podjąć konkretne działania, jednak to na prawdę
rzadkość. Żywe
trupy budzą w niej odrazę, która wywołuje u niej wyrzuty
sumienia, po części wciąż widzi ludzi
w tych potworach. Towarzystwo daje
jej poczucie bezpieczeństwa, samotność to jeden z jej
największych
wrogów, który pogarsza jej stan psychiczny. Na wolności lubiła się
wygłupiać,
żartować i się bawić, teraz jest to nieco stłumione przez
przytłoczenie otoczeniem. Jest dosyć
ziecinna, choć uwielbia długie
rozmowy. Akceptacja towarzyszy powinna uspokoić jej dzikie
wyskoki typu
próba zaprzyjaźnienia się z zombie, brak zrozumienia może dać odwrotny
efekt. ╬
|W y g l ą d|
╬Rosalie jest drobną, acz wysoką osóbką o filigranowym typie urody. Jest
bardzo szczupła, a
nawet nieco wychudzona. Ma delikatną, jasną cerę,
całą sobą przypomina kruchą, porcelanową
lalkę lub aniołki z obrazów.
Jej niewielką buzię okala burza bujnych, kasztanowych włosów,
sięgających aż do końca pleców. Charakterystyczną cechą dziewczyny są
ogromne, błękitne
oczy niczym u małego dziecka, otoczonych gęstymi
rzęsami, oraz pełne, jasnoróżowe usta. ╬
|Z n a k i S z c z e g ó l n e|
✗
|M o c|
╬Miraż╬
|U m i e j ę t n o ś c i|
╬Miraż╬
|U m i e j ę t n o ś c i|
➥Tworzenie bardzo realistycznych iluzji, działających na wszystkie zmysły
(np.
dotykając wyimaginowanego ognia można "czuć" ból poparzenia, ale
efekt działa tylko
na umysł, więc na ciele nie pozostają żadne ślady)╬
➥"Przenoszenie się" do własnego świata, np. gdy zamyka oczy może jej się
wdawać, że
jest zupełnie gdzie indziej, jednak dzieje się to tylko w
wyobraźni╬
➥Pozorna zmiana wyglądu swojego i otoczenia╬
|W y p o s a ż e n i e|
╬Średniej wielkości sakiewka, wypełniona najróżniejszymi rzeczami od
skrawków materiałów, przez niekompletne sztućce, kawałki lustra, na
kolorowych klamerkach kończąc. W większości to rzeczy bezużyteczne,
jednak dla Rose to prawdziwe skarby. No, ma też starego, wyliniałego
szczura.╬
|C i e k a w o s t k i|
➥Nie do końca zrównoważona psycicznie╬
➥Kolekcjonuje losowe przedmioty, które zdarzy jej się znaleźć. ╬
➥Często gada ze swoim szczurem, lub "słyszy głosy"╬
➥Jej zwierzak ma na imię Abraham╬
➥Kolekcjonuje losowe przedmioty, które zdarzy jej się znaleźć. ╬
➥Często gada ze swoim szczurem, lub "słyszy głosy"╬
➥Jej zwierzak ma na imię Abraham╬
|O c e n a|
Pochwały/Skargi: 100/0
|G ł o s|
╬✗╬
Od Taigi C.D Siegraina
Znowu mam siedzieć i się nie ruszać, przykro mi, ale nie jestem do tego
stworzona. Może jakbym miała chociaż dobrą książkę do poczytania, czy
chociażby zwykłą krzyżówkę, która zajęłaby mnie chociaż za dziesięć
minut, ale tutaj nic takiego nie ma. Najlepsze w tym wszystkim jest to,
że ta noga nawet mnie nie boli, mam wrażenie, że jest to zwykłe
draśnięcie, czy też przetarcie. Miałam ochotę znowu pograć z nim w
pokera, przecież nie może mieć cały czas szczęścia... A może chował tak
na prawdę gdzieś pod rękawem karty, dlatego cały czas to ja musiałam
pozbywać się swoich ubrań, cóż nie pomyślałam o tym w tamtej chwili
- Wiem, że nie jesteś w niego za dobra, dlatego mam inny pomysł. Co powiesz na masaż? - Na te słowa na mojej twarzy uśmiech pojawił się sam. Bez słowa położyłam się na brzuchu ściągając wszystko co zbędne, aby mógł mnie masować. Usłyszałam jedynie jego śmiech, a zaraz po tym poczułam dotyk na swoich plecach. Miał chłodne, ale delikatne dłonie, co dawały dużą ulgę. Już po pierwszych ruchach, mogłam śmiało powiedzieć, że odleciałam. Zamknęłam oczy i oddawałam mu się w całości. Tak, zdecydowanie potrzebowałam masażu
- Wiesz, że Twoim błędem było pokazanie mi, jak dobrze umiesz to robić - Wymruczałam
- Niby dlaczego? - Wilgnymi wargami dotknął skóry na karku
- Będę Cię do tego częściej wykorzystywać. Zdecydowanie częściej - Przeciągałam ostatnie litery z cichym pomrukiem - Chociaż to nie zmienia faktu, że tak czy owak pójdziemy ponownie do Twojego doktorka po papiery i jego dziennik
- Nie musimy tam wracać, mówiłem Ci już o tym. Teraz to Ty musisz odpocząć, a Twoja rana musi się zrosnąć - Westchnął. Otworzyłam oczy, niezadowolona z jego słów. Szybko przewróciłam się tak, że byłam do niego przodem, a on dalej siedział, a raczej jedynie opierał się o moje nogi
- Odpocząć, wszyscy jedynie gadacie o tym odpoczynku. Ileż można, mówię wszystkim, że czuje się wyśmienicie to mnie nie słuchacie. Sytuacja jest bardzo poważna, może jeśli przeczytasz to co tak bardzo pragniesz koszmary ustaną. Poza tym, tutaj może być Twój brat, wypadałoby go znaleźć - Przyłożyłam palec do ust zastanawiając się chwilę - I skoro minęły dwa lata, to może on jest już martwy! - Powiedziałam nagle zadowolona
- Nie wiem i nie chce wiedzieć. Nie sprawdzimy tego, a nawet jeśli ktoś miałby to sprawdzić, to pójdę tam sam - Postanowił siadając pod ścianą, aby nie obciążać moich nóg
- Ostatnio, gdyby nie ja, to może nawet byś tego nie przeżył - Znowu nadęłam policzki niezadowolona. Nie chciałam żeby poszedł tam sam, martwiłam się o niego. Taka podróż, to kilka godzin, dodatkowo spotkanie z różnymi stworami i może z walniętym doktorkiem, który jest trochę potężny i nie łatwo go pokonać. Musiałam go przekonać, żeby iść tam razem, albo nie, musiał mi obiecać, że nie pójdzie tam beze mnie.
- To było ostatnio, trochę się nauczyłem przez ten czas wiesz? - Podniósł jedną brew do góry z lekkim uśmiechem. - Nie masz się o co martwić, postaram się to załatwić szybko
- Dobra powiem to inaczej, albo idziesz ze mną, albo strzele takiego focha, jakiego świat nie widział. Jednak, jeśli mi obiecasz, że mi powiesz kiedy zamierzasz iść i beze mnie się nie ruszysz, to mogę Ci zapewnić, że nie będziesz tego żałować - Podniosłam się na nogach, kierując swój wzrok na niego, uśmiechając się przy tym zadziornie
- Możesz nie wykorzystywać swoich walorów - Złapał mnie w tali, gdy byłam już wystarczająco blisko niego
- Nie wiem o co Ci chodzi - Wyszeptałam mu do ucha - To prosty układ idę z Tobą jesteś milusia, nie idę jestem wredną zimną su.ką. Wybór należy do Ciebie skarbie - Pocałowałam go w skroń. Widziałam, że takie zabawy go denerwują. Widziałam to w jego oczach, czułam nawet przez to jak mnie dotykał. Patrzyłam mu prosto w oczy z uśmiechem, czekając na odpowiedź, nie robiłam tego złośliwie, martwiłam się o niego. Jeśli coś by mu się stało, a mnie nie byłoby obok, to nie byłabym w stanie sobie tego wybaczyć. Wolę zginąć obok niego, w walce z nim, wiedząc, że robiłam wszystko, abyśmy oboje żyli, niż jakbym miała się zadręczać przez całe życie, dlaczego to spotkało właśnie jego i dlaczego ja nie umiałam zareagować.
- Nie umiesz taka być, nie dla mnie - Powiedział to tak pewnie, że aż sama byłam zaskoczona. Jednym ruchem powalił mnie na łóżko, trzymając przy tym za nogę, na której znajdował się bandaż. - No powiedz, umiałabyś mi powiedzieć "nie", kiedy byłbym tak blisko - Ciepłe powietrze które wydychał przez lekko rozszerzone usta, padały prosto na moje wargi, dzięki czemu przez całe ciało przechodziły mnie dreszcze
- Jeśli mnie tutaj zostawisz i pójdziesz sam, to owszem, będę umiała Ci tak powiedzieć - Wyszeptałam, nie zmieniając pozycji - Chyba wiesz, że należę do tych upartych - Podniosłam kącik ust. O tym, że na pewno nie byłoby mi łatwo mu odmówić, a tym bardziej udawać, że chce być dla niego zimna, nie przyszłoby mi tak łatwo, jeśli w ogóle dałabym radę, o tym nie musi wiedzieć. W końcu nawet jeśli wyjdzie to zauważę, jego zniknięcie i zapewne jak się domyśla, ruszyłabym za nim.
Siegrain?
- Wiem, że nie jesteś w niego za dobra, dlatego mam inny pomysł. Co powiesz na masaż? - Na te słowa na mojej twarzy uśmiech pojawił się sam. Bez słowa położyłam się na brzuchu ściągając wszystko co zbędne, aby mógł mnie masować. Usłyszałam jedynie jego śmiech, a zaraz po tym poczułam dotyk na swoich plecach. Miał chłodne, ale delikatne dłonie, co dawały dużą ulgę. Już po pierwszych ruchach, mogłam śmiało powiedzieć, że odleciałam. Zamknęłam oczy i oddawałam mu się w całości. Tak, zdecydowanie potrzebowałam masażu
- Wiesz, że Twoim błędem było pokazanie mi, jak dobrze umiesz to robić - Wymruczałam
- Niby dlaczego? - Wilgnymi wargami dotknął skóry na karku
- Będę Cię do tego częściej wykorzystywać. Zdecydowanie częściej - Przeciągałam ostatnie litery z cichym pomrukiem - Chociaż to nie zmienia faktu, że tak czy owak pójdziemy ponownie do Twojego doktorka po papiery i jego dziennik
- Nie musimy tam wracać, mówiłem Ci już o tym. Teraz to Ty musisz odpocząć, a Twoja rana musi się zrosnąć - Westchnął. Otworzyłam oczy, niezadowolona z jego słów. Szybko przewróciłam się tak, że byłam do niego przodem, a on dalej siedział, a raczej jedynie opierał się o moje nogi
- Odpocząć, wszyscy jedynie gadacie o tym odpoczynku. Ileż można, mówię wszystkim, że czuje się wyśmienicie to mnie nie słuchacie. Sytuacja jest bardzo poważna, może jeśli przeczytasz to co tak bardzo pragniesz koszmary ustaną. Poza tym, tutaj może być Twój brat, wypadałoby go znaleźć - Przyłożyłam palec do ust zastanawiając się chwilę - I skoro minęły dwa lata, to może on jest już martwy! - Powiedziałam nagle zadowolona
- Nie wiem i nie chce wiedzieć. Nie sprawdzimy tego, a nawet jeśli ktoś miałby to sprawdzić, to pójdę tam sam - Postanowił siadając pod ścianą, aby nie obciążać moich nóg
- Ostatnio, gdyby nie ja, to może nawet byś tego nie przeżył - Znowu nadęłam policzki niezadowolona. Nie chciałam żeby poszedł tam sam, martwiłam się o niego. Taka podróż, to kilka godzin, dodatkowo spotkanie z różnymi stworami i może z walniętym doktorkiem, który jest trochę potężny i nie łatwo go pokonać. Musiałam go przekonać, żeby iść tam razem, albo nie, musiał mi obiecać, że nie pójdzie tam beze mnie.
- To było ostatnio, trochę się nauczyłem przez ten czas wiesz? - Podniósł jedną brew do góry z lekkim uśmiechem. - Nie masz się o co martwić, postaram się to załatwić szybko
- Dobra powiem to inaczej, albo idziesz ze mną, albo strzele takiego focha, jakiego świat nie widział. Jednak, jeśli mi obiecasz, że mi powiesz kiedy zamierzasz iść i beze mnie się nie ruszysz, to mogę Ci zapewnić, że nie będziesz tego żałować - Podniosłam się na nogach, kierując swój wzrok na niego, uśmiechając się przy tym zadziornie
- Możesz nie wykorzystywać swoich walorów - Złapał mnie w tali, gdy byłam już wystarczająco blisko niego
- Nie wiem o co Ci chodzi - Wyszeptałam mu do ucha - To prosty układ idę z Tobą jesteś milusia, nie idę jestem wredną zimną su.ką. Wybór należy do Ciebie skarbie - Pocałowałam go w skroń. Widziałam, że takie zabawy go denerwują. Widziałam to w jego oczach, czułam nawet przez to jak mnie dotykał. Patrzyłam mu prosto w oczy z uśmiechem, czekając na odpowiedź, nie robiłam tego złośliwie, martwiłam się o niego. Jeśli coś by mu się stało, a mnie nie byłoby obok, to nie byłabym w stanie sobie tego wybaczyć. Wolę zginąć obok niego, w walce z nim, wiedząc, że robiłam wszystko, abyśmy oboje żyli, niż jakbym miała się zadręczać przez całe życie, dlaczego to spotkało właśnie jego i dlaczego ja nie umiałam zareagować.
- Nie umiesz taka być, nie dla mnie - Powiedział to tak pewnie, że aż sama byłam zaskoczona. Jednym ruchem powalił mnie na łóżko, trzymając przy tym za nogę, na której znajdował się bandaż. - No powiedz, umiałabyś mi powiedzieć "nie", kiedy byłbym tak blisko - Ciepłe powietrze które wydychał przez lekko rozszerzone usta, padały prosto na moje wargi, dzięki czemu przez całe ciało przechodziły mnie dreszcze
- Jeśli mnie tutaj zostawisz i pójdziesz sam, to owszem, będę umiała Ci tak powiedzieć - Wyszeptałam, nie zmieniając pozycji - Chyba wiesz, że należę do tych upartych - Podniosłam kącik ust. O tym, że na pewno nie byłoby mi łatwo mu odmówić, a tym bardziej udawać, że chce być dla niego zimna, nie przyszłoby mi tak łatwo, jeśli w ogóle dałabym radę, o tym nie musi wiedzieć. W końcu nawet jeśli wyjdzie to zauważę, jego zniknięcie i zapewne jak się domyśla, ruszyłabym za nim.
Siegrain?
wtorek, 28 czerwca 2016
Od Taigi C.D Sylvanas
- Znalazłaś chociaż wyjście? -Podniosłam ton głosu, nieco zirytowana.
Mogłam zrozumieć, że nie chce nas niczym martwić, że może widziała
stwory, których my nie powinniśmy widzieć, jednak mimo wszystko, powinna
nam powiedzieć cokolwiek. Każdy z jej powrotem wiązał pewne nadzieję,
na to, że wkrótce wszyscy stąd wyjdziemy. Staniemy na ziemi, zwykłej,
normalnej ziemi, a słońce dotknie nasze twarze. Zapewne nie byłoby osoby
tutaj, która by o tym nie marzyła
- Tak - Wydusiła marszcząc brwi. Na te słowa zdębiałam, przez miesiąc nikomu o tym nie mówiła, każdy żył w niepewności, podczas gdy ona na prawdę to zrobiła. Odnalazła wyjście, już chciałam zadać kolejne pytanie. Dowiedzieć się dlaczego tak długo to przed nami ukrywała, lecz nie musiałam nawet zadawać pytania - Potrzebujemy więcej osób, żeby tam iść i przejść. Nawet 5 najsilniejszych osób sobie z tym nie poradzą - Wyznała odwracając wzrok. Bez słowa podeszłam do niej, aby położyć swoją rękę na jej ramieniu
- Ja rozumiem, tylko zrozum też nas, każdy zaczynał się nieco denerwować - Westchnęłam, podnosząc delikatnie kącik ust. Z jednej strony poczułam ulgę, możliwość wydostania się stąd jest ogromnym pocieszeniem, z drugiej jednak, nieco przeraziły mnie jej słowa, że nawet pięciu najsilniejszych może nie być w stanie pozabijać tego co tam jest - Skoro tak wygląda sytuacja, musimy się lepiej przygotować.
- Znacznie lepiej...
- Pamiętaj, że możesz na nas liczyć - Pozwoliłam jej odejść w spokoju i sama wróciłam do swojej celi. Radość coraz bardziej zmieniała się w niepokój, nie mogłam przestać myśleć o tym, co może być przeszkodą do drzwi prowadzących na wolność. Nie raz wyobrażałam sobie, jak przechodzę przez prób i wdycham świeże powietrze, nie zawsze w mojej głowie rodzą się takie szczęśliwe wizję. Nie raz wyobrażam sobie, że wszystko zostało zniszczone, że nic już nie można odratować. Wszystkie zwierzęta się przemieniły, a na ulicach nie można spotkać nikogo innego jak zombie. Taki obraz widziałam już w swoich snach, widziałam również siebie jak stoję na krańcu dachu, gotowa do skoku w grupę umarlaków.
- Taiga - Poczułam jak ktoś usilnie dźga mnie palcem w ramię, dopiero teraz obejrzałam się w bok, aby spojrzeć na twarz Nagito
- Coś się stało? - Przekręciłam głowę z pytającym spojrzeniem, nie rozumiejąc jego miny. W sumie nigdy nic nie mogłam z niej wyczytać
- Słychać Cię było na całym korytarzu. Dlaczego krzyczałaś? - Słuchając go miałam wrażenie, że podczas całej naszej rozmowy był w zupełnie innym świecie do którego dotarło jedynie to zdanie, podczas którego podniosłam głos
- Trochę się zdenerwowałam to fakt, ale pamiętasz jak kiedyś pytałeś jak wygląda słońce? Ja już sama zapominam jak ono wygląda. Nie potrafię sobie przypomnieć jak pachnie trawa, czy jakie to uczucie, gdy piasek sypie Ci się pomiędzy palcami. Po prostu o tym zapominam - Położyłam się na łóżku, wlepiając swój wzrok w sufit. Po chwili przetarłam twarz dłońmi. Pomimo iż siedzieliśmy w ciszy, to wiedziałam, że on wciąż siedzi obok mnie. Poczułam jak palcami dotyka czegoś przy moim pasie, dopiero jak podniosłam wzrok,zauważyłam, że trzyma małego pluszaka
- Cały czas nosisz go przy sobie... - Powiedział to bardziej do siebie niż do mnie, przez co nawet nie wiedziałam, czy to stwierdzenie, czy też pytanie
- Taki mój amulet - Podniosłam się do siadu, uśmiechając przy tym. Siedzieliśmy tak jeszcze kilka minut, głównie wspominając jak to musiał mi go zszywać ponieważ go do tego zmusiłam. Znowu na jego twarzy dostrzegłam delikatny uśmiech. Słysząc pukanie odruchowo podniosłam wzrok do góry. U progu stała Sylvanas, która widząc nasze spojrzenia weszła głębiej
- Ponoć miałaś wypadek na zewnątrz, dowiedziałam się przed chwilą. Byłaś u Hany?
- Miałaś wypadek? - Nagito zmarszczył brwi, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Teraz oboje patrzyli na mnie jakbym co najmniej zjadła wszystkie zapasy z magazynu
- Spokojnie, byłam u Hany, wszystko jest ok. Niewielki odłamek metalu został w mojej nodze i musiała go usunąć, żadnego innego zagrożenie nie ma - Wyjaśniłam starając się zachować jak najbardziej normalny wyraz twarzy.
- Musisz bardziej uważać, jak my wszystko. Łatwo o infekcję, wiemy, że można się zarazić przez ugryzienie, nie wiadomo jeszcze co ze śliną i krwią... Chociaż krwi jestem pewna - Skrzyżowała ręce opierając się o ścianę i zastanawiając nad czymś
- Pewnie, jeśli ślina dostanie się do otwartej rany to też dojdzie do zakażenia - Stwierdził chłopak, wypuszczając z palców maskotkę
- Każdy po patrolu powinien być dokładnie przejrzany - Odezwałam się nagle - Ja w pierwszej chwili nawet nic nie poczułam, jeśli u kogoś innego przy walce stanie się mała rana i dojdzie do zakażenia to może nawet nie będzie o tym wiedzieć - Spojrzałam na nich z poważną miną.
- Nagito chodź proszę ze mną, weźmiesz miskę dla Tai
- Dajcie spokój chodzić mogę - Burknęłam
- Leż - Odpowiedzieli dosłownie w tym samym czasie. Nie wierzę, nie dosyć, że Sieg, każe mi się nie ruszać, to jeszcze oni. Jak tak dalej pójdzie to moja cela będzie najczęstszym miejscem jakie zwiedzam.
Sylv, Nagito?
- Tak - Wydusiła marszcząc brwi. Na te słowa zdębiałam, przez miesiąc nikomu o tym nie mówiła, każdy żył w niepewności, podczas gdy ona na prawdę to zrobiła. Odnalazła wyjście, już chciałam zadać kolejne pytanie. Dowiedzieć się dlaczego tak długo to przed nami ukrywała, lecz nie musiałam nawet zadawać pytania - Potrzebujemy więcej osób, żeby tam iść i przejść. Nawet 5 najsilniejszych osób sobie z tym nie poradzą - Wyznała odwracając wzrok. Bez słowa podeszłam do niej, aby położyć swoją rękę na jej ramieniu
- Ja rozumiem, tylko zrozum też nas, każdy zaczynał się nieco denerwować - Westchnęłam, podnosząc delikatnie kącik ust. Z jednej strony poczułam ulgę, możliwość wydostania się stąd jest ogromnym pocieszeniem, z drugiej jednak, nieco przeraziły mnie jej słowa, że nawet pięciu najsilniejszych może nie być w stanie pozabijać tego co tam jest - Skoro tak wygląda sytuacja, musimy się lepiej przygotować.
- Znacznie lepiej...
- Pamiętaj, że możesz na nas liczyć - Pozwoliłam jej odejść w spokoju i sama wróciłam do swojej celi. Radość coraz bardziej zmieniała się w niepokój, nie mogłam przestać myśleć o tym, co może być przeszkodą do drzwi prowadzących na wolność. Nie raz wyobrażałam sobie, jak przechodzę przez prób i wdycham świeże powietrze, nie zawsze w mojej głowie rodzą się takie szczęśliwe wizję. Nie raz wyobrażam sobie, że wszystko zostało zniszczone, że nic już nie można odratować. Wszystkie zwierzęta się przemieniły, a na ulicach nie można spotkać nikogo innego jak zombie. Taki obraz widziałam już w swoich snach, widziałam również siebie jak stoję na krańcu dachu, gotowa do skoku w grupę umarlaków.
- Taiga - Poczułam jak ktoś usilnie dźga mnie palcem w ramię, dopiero teraz obejrzałam się w bok, aby spojrzeć na twarz Nagito
- Coś się stało? - Przekręciłam głowę z pytającym spojrzeniem, nie rozumiejąc jego miny. W sumie nigdy nic nie mogłam z niej wyczytać
- Słychać Cię było na całym korytarzu. Dlaczego krzyczałaś? - Słuchając go miałam wrażenie, że podczas całej naszej rozmowy był w zupełnie innym świecie do którego dotarło jedynie to zdanie, podczas którego podniosłam głos
- Trochę się zdenerwowałam to fakt, ale pamiętasz jak kiedyś pytałeś jak wygląda słońce? Ja już sama zapominam jak ono wygląda. Nie potrafię sobie przypomnieć jak pachnie trawa, czy jakie to uczucie, gdy piasek sypie Ci się pomiędzy palcami. Po prostu o tym zapominam - Położyłam się na łóżku, wlepiając swój wzrok w sufit. Po chwili przetarłam twarz dłońmi. Pomimo iż siedzieliśmy w ciszy, to wiedziałam, że on wciąż siedzi obok mnie. Poczułam jak palcami dotyka czegoś przy moim pasie, dopiero jak podniosłam wzrok,zauważyłam, że trzyma małego pluszaka
- Cały czas nosisz go przy sobie... - Powiedział to bardziej do siebie niż do mnie, przez co nawet nie wiedziałam, czy to stwierdzenie, czy też pytanie
- Taki mój amulet - Podniosłam się do siadu, uśmiechając przy tym. Siedzieliśmy tak jeszcze kilka minut, głównie wspominając jak to musiał mi go zszywać ponieważ go do tego zmusiłam. Znowu na jego twarzy dostrzegłam delikatny uśmiech. Słysząc pukanie odruchowo podniosłam wzrok do góry. U progu stała Sylvanas, która widząc nasze spojrzenia weszła głębiej
- Ponoć miałaś wypadek na zewnątrz, dowiedziałam się przed chwilą. Byłaś u Hany?
- Miałaś wypadek? - Nagito zmarszczył brwi, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Teraz oboje patrzyli na mnie jakbym co najmniej zjadła wszystkie zapasy z magazynu
- Spokojnie, byłam u Hany, wszystko jest ok. Niewielki odłamek metalu został w mojej nodze i musiała go usunąć, żadnego innego zagrożenie nie ma - Wyjaśniłam starając się zachować jak najbardziej normalny wyraz twarzy.
- Musisz bardziej uważać, jak my wszystko. Łatwo o infekcję, wiemy, że można się zarazić przez ugryzienie, nie wiadomo jeszcze co ze śliną i krwią... Chociaż krwi jestem pewna - Skrzyżowała ręce opierając się o ścianę i zastanawiając nad czymś
- Pewnie, jeśli ślina dostanie się do otwartej rany to też dojdzie do zakażenia - Stwierdził chłopak, wypuszczając z palców maskotkę
- Każdy po patrolu powinien być dokładnie przejrzany - Odezwałam się nagle - Ja w pierwszej chwili nawet nic nie poczułam, jeśli u kogoś innego przy walce stanie się mała rana i dojdzie do zakażenia to może nawet nie będzie o tym wiedzieć - Spojrzałam na nich z poważną miną.
- Nagito chodź proszę ze mną, weźmiesz miskę dla Tai
- Dajcie spokój chodzić mogę - Burknęłam
- Leż - Odpowiedzieli dosłownie w tym samym czasie. Nie wierzę, nie dosyć, że Sieg, każe mi się nie ruszać, to jeszcze oni. Jak tak dalej pójdzie to moja cela będzie najczęstszym miejscem jakie zwiedzam.
Sylv, Nagito?
Od Taigi C.D Kaze
Spojrzałam w głąb czarnego korytarza. Zazwyczaj w tych okolicach nie
kręci się nic wielkiego.Jej moc robi wrażenie, nie zabije dzięki temu
nikogo, ani pewnie nie wyrządzi większej krzywdy, ale wie dokładnie,
gdzie się kto znajduje. Jedno jest pewne, taka moc z pewnością by się
przydała w naszych szeregach, ale nie mogę jej tego powiedzieć wprost,
to by było nie w moim stylu. Ponownie przeniosłam znudzony wzrok na
białowłosą
- No to niech idą - Wzruszyłam ramionami - Przecież mamy metalową rurkę, nic nam się nie stanie, do póki dzierżysz ją w swoich dłoniach - Klasnęłam w dłonie z nieco kpiącym uśmiechem. Jej wzrok mówił wszystko, a ja cudem powstrzymywałam śmiech, który wyrywał się z mojego gardła - To powodzenia z tym stworem, daj później znać co to było - Odwróciłam się, podnosząc rękę w geście pożegnania się
- Tak po prostu odejdziesz? - Zrobiła kilka kroków w moją stronę
- Przecież długo dawałaś sobie radę sama więc w czym problem?
- Nie chce jeszcze umierać - Teraz ton jej głosu stał się bardzo dziecinny. Odwróciłam głowę, aby jeszcze raz się jej przyjrzeć. Była młoda, młodsza ode mnie, chyba że tylko tak wyglądała, albo ja się zestarzałam jej cera była gładka, a na białej twarzy malowały się dwa różowe policzki. Miała dosyć unikalną urodę.
- Żeby dojść do pozostałych potrzebujemy jeszcze trochę czasu, a za chwilę może tutaj przyjść to coś, więc dalej ruszaj się - Ponownie spojrzałam w ciemność, wytężyłam zarówno swój wzrok jak i słuch, aby móc dostrzec najmniejszą zmianę
- Mówisz poważnie? Przyjmiecie mnie? - W jednej chwili znalazła się obok mnie z nieśmiałym uśmiechem
- Masz dosyć ciekawą moc, więc na pewno się przydasz. Poza tym, ostatnio staram się być mniej okrutna- Westchnęłam teatralnie ruszając przez labirynt korytarzy. Moja towarzyszka dotrzymywała mi kroku, nie przerywając ciszy między nami. Niezbyt ciekawiło mnie skąd pochodzi, czy dlaczego znalazła się właśnie w tym miejscu. Chociaż, na pierwszy rzut oka wygląda całkiem niewinnie. Nigdy nie rozumiałam więzienia, do tego samego miejsca trafiają osoby, które ukradły coś w sklepie, zabiły bo się broniły i są też tacy co zabili z premedytacją nawet i kilka osób. Co najlepsze w tym wszystkim, Ci co zabijanie już mają we krwi najłatwiej dostosują się do takiej sytuacji. Nigdy nie żałowałam tego, że właśnie w takim momencie przywołałam broń, nie żałuje rodziny, która się ode mnie odwróciła i która najprawdopodobniej teraz chadza sobie po ulicach jako zombie, albo siedzi w piwnicy i modli się o cud... Nie, nie dali by rady tak długo przetrwać.
- Długo jesteś w tej grupie? - Zapytała nagle, zdezorientowana spojrzałam na nią, jakby dopiero sobie zdając sprawę, że idzie tuż obok mnie.
- Ponad dwa lata - Odpowiedziałam w końcu
- Trochę długo... Jak to wszystko wygląda? Wszyscy śpicie w jednym miejscu?
- Nie, każdy ceni sobie prywatność, dlatego każdy ma swoją cele, w której śpi, może spędzać czas jak akurat nie ma nic do robienia. Jest też taka jakby kuchnia, gdzie gotuje Hana, na prawdę robi pyszne dania, zajmuje się również leczeniem, gdyż ma do tego przystosowaną moc. Chodzimy na patrole, zawsze ktoś stoi na warcie, gdyby niespodziewanie pojawiło się nowe zagrożenie, wzywa pozostałych. Trzymamy się razem, szukamy wyjścia z tego miejsca, w końcu kiedyś wszystkie zapasy się skończą, już teraz jest ich coraz mniej- Wypuściłam powietrze z płuc, kiedy skończyłam swoją wypowiedź. Nie sądziłam, że będę w stanie, aż tak się rozgadać. Zauważyłam białowłosego mężczyznę, w pierwszej chwili myślałam, że to Nagito, jednak, gdy znalazłyśmy się bliżej, dało się zobaczyć, że jest on bardziej zbudowany niż mój braciszek.
- Ktoś tam stoi - Szepnęła zatrzymując się
- Tak wiem, będzie to pewnie Emanuel, jest na straży i należy do naszej grupy, chodź dalej. Przedstawię Ci wszystkich na miejscu
Obok chłopaka przeszłyśmy bez większych kłopotów. Oczywiście zmierzył ją całą wzrokiem, szukając możliwego ugryzienia, jednak gdy nic nie zauważył skinął głową wpuszczając nas.
- Dlaczego tak mi się przyglądał? - Zapytała idąc niewyobrażalnie blisko mnie
- Jesteś nowa, obca. Nie wiemy czy nie jesteś ugryziona, albo zakażona, dlatego musisz iść do Hany, lekarki. Sprawdzi czy wszystko z Tobą okej - Wpuściłam ją do pomieszczenia, gdzie zazwyczaj byli opatrywani ranni. Na niewielkim stoliku leżało kilka bandaży i jakieś miksturki. Wskazałam na krzesło, żeby sobie na spokojnie mogła usiąść, sama oparła się o biurko, czekając na fioletowłosą
Kaze?
- No to niech idą - Wzruszyłam ramionami - Przecież mamy metalową rurkę, nic nam się nie stanie, do póki dzierżysz ją w swoich dłoniach - Klasnęłam w dłonie z nieco kpiącym uśmiechem. Jej wzrok mówił wszystko, a ja cudem powstrzymywałam śmiech, który wyrywał się z mojego gardła - To powodzenia z tym stworem, daj później znać co to było - Odwróciłam się, podnosząc rękę w geście pożegnania się
- Tak po prostu odejdziesz? - Zrobiła kilka kroków w moją stronę
- Przecież długo dawałaś sobie radę sama więc w czym problem?
- Nie chce jeszcze umierać - Teraz ton jej głosu stał się bardzo dziecinny. Odwróciłam głowę, aby jeszcze raz się jej przyjrzeć. Była młoda, młodsza ode mnie, chyba że tylko tak wyglądała, albo ja się zestarzałam jej cera była gładka, a na białej twarzy malowały się dwa różowe policzki. Miała dosyć unikalną urodę.
- Żeby dojść do pozostałych potrzebujemy jeszcze trochę czasu, a za chwilę może tutaj przyjść to coś, więc dalej ruszaj się - Ponownie spojrzałam w ciemność, wytężyłam zarówno swój wzrok jak i słuch, aby móc dostrzec najmniejszą zmianę
- Mówisz poważnie? Przyjmiecie mnie? - W jednej chwili znalazła się obok mnie z nieśmiałym uśmiechem
- Masz dosyć ciekawą moc, więc na pewno się przydasz. Poza tym, ostatnio staram się być mniej okrutna- Westchnęłam teatralnie ruszając przez labirynt korytarzy. Moja towarzyszka dotrzymywała mi kroku, nie przerywając ciszy między nami. Niezbyt ciekawiło mnie skąd pochodzi, czy dlaczego znalazła się właśnie w tym miejscu. Chociaż, na pierwszy rzut oka wygląda całkiem niewinnie. Nigdy nie rozumiałam więzienia, do tego samego miejsca trafiają osoby, które ukradły coś w sklepie, zabiły bo się broniły i są też tacy co zabili z premedytacją nawet i kilka osób. Co najlepsze w tym wszystkim, Ci co zabijanie już mają we krwi najłatwiej dostosują się do takiej sytuacji. Nigdy nie żałowałam tego, że właśnie w takim momencie przywołałam broń, nie żałuje rodziny, która się ode mnie odwróciła i która najprawdopodobniej teraz chadza sobie po ulicach jako zombie, albo siedzi w piwnicy i modli się o cud... Nie, nie dali by rady tak długo przetrwać.
- Długo jesteś w tej grupie? - Zapytała nagle, zdezorientowana spojrzałam na nią, jakby dopiero sobie zdając sprawę, że idzie tuż obok mnie.
- Ponad dwa lata - Odpowiedziałam w końcu
- Trochę długo... Jak to wszystko wygląda? Wszyscy śpicie w jednym miejscu?
- Nie, każdy ceni sobie prywatność, dlatego każdy ma swoją cele, w której śpi, może spędzać czas jak akurat nie ma nic do robienia. Jest też taka jakby kuchnia, gdzie gotuje Hana, na prawdę robi pyszne dania, zajmuje się również leczeniem, gdyż ma do tego przystosowaną moc. Chodzimy na patrole, zawsze ktoś stoi na warcie, gdyby niespodziewanie pojawiło się nowe zagrożenie, wzywa pozostałych. Trzymamy się razem, szukamy wyjścia z tego miejsca, w końcu kiedyś wszystkie zapasy się skończą, już teraz jest ich coraz mniej- Wypuściłam powietrze z płuc, kiedy skończyłam swoją wypowiedź. Nie sądziłam, że będę w stanie, aż tak się rozgadać. Zauważyłam białowłosego mężczyznę, w pierwszej chwili myślałam, że to Nagito, jednak, gdy znalazłyśmy się bliżej, dało się zobaczyć, że jest on bardziej zbudowany niż mój braciszek.
- Ktoś tam stoi - Szepnęła zatrzymując się
- Tak wiem, będzie to pewnie Emanuel, jest na straży i należy do naszej grupy, chodź dalej. Przedstawię Ci wszystkich na miejscu
Obok chłopaka przeszłyśmy bez większych kłopotów. Oczywiście zmierzył ją całą wzrokiem, szukając możliwego ugryzienia, jednak gdy nic nie zauważył skinął głową wpuszczając nas.
- Dlaczego tak mi się przyglądał? - Zapytała idąc niewyobrażalnie blisko mnie
- Jesteś nowa, obca. Nie wiemy czy nie jesteś ugryziona, albo zakażona, dlatego musisz iść do Hany, lekarki. Sprawdzi czy wszystko z Tobą okej - Wpuściłam ją do pomieszczenia, gdzie zazwyczaj byli opatrywani ranni. Na niewielkim stoliku leżało kilka bandaży i jakieś miksturki. Wskazałam na krzesło, żeby sobie na spokojnie mogła usiąść, sama oparła się o biurko, czekając na fioletowłosą
Kaze?
Od Siegrain'a C.D Taigi
- Nie, nie Tai - powiedziałem od razu kręcąc głową.
- Dlaczego?
- Tamta wyprawa była bardzo wyczerpująca i niebezpieczna - dodałem - Jesteś teraz ranna, nigdzie nie idziemy. A to tylko sny, po co się nimi przejmować? Każdy miewa koszmary - złapałem jej dłonie, aby na mnie spojrzała.
- Tylko nie każdy ma je prawie codziennie i budzi się z krzykiem - powiedziała patrząc mi w oczy.
- Za bardzo się przejmujesz - wzruszyłem ramionami - Jak się czujesz? - zapytałem ucinając temat.
- Co ci się śni? - odpowiedziała pytaniem.
- Jesteś uparta jak osioł - westchnąłem - Nie dasz za wygraną dopóki nie dowiesz się wszystkiego?
- Jak ty mnie dobrze znasz - odparła wyczekując odpowiedzi.
Westchnąłem spoglądając na drzwi. Hana jeszcze nie wróciła. Jeszcze kilka minut temu ratowała Tai życie. Sam stałem z boku, aby nie przeszkadzać. Po kilku nerwowych minutach, które dłużyły się w nieskończoność Hana skończyła i założyła opatrunek. To był chyba najgorszy moment w moim życiu.
- Sieg? - wyrwała mnie z rozmyśleń.
- Niech będzie - odparłem siadając obok niej na łóżku.
Po chwili Taiga położyła swoją głowę na moje kolana. Uśmiechnąłem się na ten widok, po chwili poważniejąc.
- Większości snów nie pamiętam - zacząłem - Zawsze gdy się budzę, nie mogę sobie przypomnieć co tam widziałem. Jak już wiesz ten doktorek, którego mieliśmy okazję poznać dwa lata temu prowadził różne badania nad osobami ze zdolnościami. Nie należało to do przyjemności, często nie wiedziałem kiedy przenosili mnie z powrotem do celi. Pewnego razu zobaczyłem tam kogoś znajomego, a przynajmniej tak mi się wydaje - dodałem.
- Kogo masz na myśli? - zapytała chwytając moją dłoń.
- Może to wydaje się śmieszne, ale chyba był to mój brat...
- Masz brata? - zdziwiła się robiąc zaskoczoną minę.
- Tak - skinąłem głową.
- Nigdy nie opowiadałeś mi o swojej rodzinie.
- Nie warto o niej wspominać - uciąłem, ale widząc wyczekującą minę Taigi, westchnąłem i zacząłem mówić- Nasz matka zmarła, kiedy byliśmy dziećmi, nie pamiętam jej. Ojciec popadł w alkoholizm i wyżywał się na swoich dzieciach - kontynuowałem błądząc wzrokiem po podłodze. - Zach, bo tak miał na imię mój starszy brat nie wytrzymał i z dnia nadzień się wyniósł. Nic nikomu nie powiedział, nawet mi. Zostałem sam z ojcem. Nikt nie zwracał uwagi na krzyki w domu, awantury, nikogo to nie interesowało. Ojciec był ważnym człowiekiem, szanowanym. Nie miałem siły mu się postawić, ale pewnej nocy się to zmieniło. Był strasznie pijany i w końcu go zabiłem.
Taiga ujęła moją twarz w dłonie zmuszając, abym na nią spojrzał.
- Był złym człowiekiem - powiedziała.
- Nie żałuję, że go zabiłem - wyznałem spoglądając jej w oczy.
- Twój brat żyje? - spytała po chwili.
- Wydaje mi się, że tak. Aby mieć pewność muszę odnaleźć ten dziennik, gdzie doktorek zapisywał wszystkich swoich pacjentów. To będzie jedyny dowód na to, że gdzieś w tym więzieniu znajduje się Zach.
- Co zrobisz, jak go znajdziesz?
Na to pytanie uśmiechnąłem się szeroko. Już dawno zastanawiałem się co bym w takiej sytuacji zrobił.
- To proste. Osobiście go zabiję - powiedziałem pewny swoich słów..
Taiga spojrzała na mnie zaskoczona. Chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Zapadła chwila ciszy.
- Gdy już znajdziemy dziennik a potem twojego brata, mam nadzieję, że zmienisz zdanie - powiedziała w końcu.
- Zanim to nadejdzie musisz wyzdrowieć - powiedziałem uśmiechając się lekko do niej.
W tym samym momencie do pomieszczenia weszła Hana. Odsunąłem się na bok, aby mogła pracować. Okazało się, że nie ma już żadnego metalu w nodze a rana musi się tylko zrosnąć i zagoić. Zaleciła, aby Taiga się oszczędzała. Dokładnie w tej chwili zrozumiałem, że będzie to bardzo ciężkie zadanie do wykonania. Utrzymanie Taigi w jednym miejscu graniczyło z cudem. Ona najchętniej złapała by za katanę i rzuciła się w wir polowania pozostawiając za sobą ścieżkę trupów. Na tą wizję mimowolnie się uśmiechnąłem. Taiga posłała mi pytający wyraz twarzy. Hana wyszła już z opatrunkami. Podszedłem do do Tai i złapałem ją i podniosłem.
- Gdzie ty mnie znowu niesiesz? - zapytała machajśc nogami.
- Najbliższy przystanek: łóżko.
- Ale ja już się wyspałam, nie mogę leżeć ciągle w łóżku.
- Musisz się oszczędzać, jeśli chcesz wrócić na polowania.
Dotarliśmy do jej celi. Położyłem ją wygodnie na łóżku.
- Znowu gramy w pokera? - spytała
- Wiem, że nie jesteś w niego za dobra, dlatego mam inny pomysł. Co powiesz na masaż? - uśmiechnąłem się widząc jej zdziwiony wyraz twarzy.
(Taiga?)
- Dlaczego?
- Tamta wyprawa była bardzo wyczerpująca i niebezpieczna - dodałem - Jesteś teraz ranna, nigdzie nie idziemy. A to tylko sny, po co się nimi przejmować? Każdy miewa koszmary - złapałem jej dłonie, aby na mnie spojrzała.
- Tylko nie każdy ma je prawie codziennie i budzi się z krzykiem - powiedziała patrząc mi w oczy.
- Za bardzo się przejmujesz - wzruszyłem ramionami - Jak się czujesz? - zapytałem ucinając temat.
- Co ci się śni? - odpowiedziała pytaniem.
- Jesteś uparta jak osioł - westchnąłem - Nie dasz za wygraną dopóki nie dowiesz się wszystkiego?
- Jak ty mnie dobrze znasz - odparła wyczekując odpowiedzi.
Westchnąłem spoglądając na drzwi. Hana jeszcze nie wróciła. Jeszcze kilka minut temu ratowała Tai życie. Sam stałem z boku, aby nie przeszkadzać. Po kilku nerwowych minutach, które dłużyły się w nieskończoność Hana skończyła i założyła opatrunek. To był chyba najgorszy moment w moim życiu.
- Sieg? - wyrwała mnie z rozmyśleń.
- Niech będzie - odparłem siadając obok niej na łóżku.
Po chwili Taiga położyła swoją głowę na moje kolana. Uśmiechnąłem się na ten widok, po chwili poważniejąc.
- Większości snów nie pamiętam - zacząłem - Zawsze gdy się budzę, nie mogę sobie przypomnieć co tam widziałem. Jak już wiesz ten doktorek, którego mieliśmy okazję poznać dwa lata temu prowadził różne badania nad osobami ze zdolnościami. Nie należało to do przyjemności, często nie wiedziałem kiedy przenosili mnie z powrotem do celi. Pewnego razu zobaczyłem tam kogoś znajomego, a przynajmniej tak mi się wydaje - dodałem.
- Kogo masz na myśli? - zapytała chwytając moją dłoń.
- Może to wydaje się śmieszne, ale chyba był to mój brat...
- Masz brata? - zdziwiła się robiąc zaskoczoną minę.
- Tak - skinąłem głową.
- Nigdy nie opowiadałeś mi o swojej rodzinie.
- Nie warto o niej wspominać - uciąłem, ale widząc wyczekującą minę Taigi, westchnąłem i zacząłem mówić- Nasz matka zmarła, kiedy byliśmy dziećmi, nie pamiętam jej. Ojciec popadł w alkoholizm i wyżywał się na swoich dzieciach - kontynuowałem błądząc wzrokiem po podłodze. - Zach, bo tak miał na imię mój starszy brat nie wytrzymał i z dnia nadzień się wyniósł. Nic nikomu nie powiedział, nawet mi. Zostałem sam z ojcem. Nikt nie zwracał uwagi na krzyki w domu, awantury, nikogo to nie interesowało. Ojciec był ważnym człowiekiem, szanowanym. Nie miałem siły mu się postawić, ale pewnej nocy się to zmieniło. Był strasznie pijany i w końcu go zabiłem.
Taiga ujęła moją twarz w dłonie zmuszając, abym na nią spojrzał.
- Był złym człowiekiem - powiedziała.
- Nie żałuję, że go zabiłem - wyznałem spoglądając jej w oczy.
- Twój brat żyje? - spytała po chwili.
- Wydaje mi się, że tak. Aby mieć pewność muszę odnaleźć ten dziennik, gdzie doktorek zapisywał wszystkich swoich pacjentów. To będzie jedyny dowód na to, że gdzieś w tym więzieniu znajduje się Zach.
- Co zrobisz, jak go znajdziesz?
Na to pytanie uśmiechnąłem się szeroko. Już dawno zastanawiałem się co bym w takiej sytuacji zrobił.
- To proste. Osobiście go zabiję - powiedziałem pewny swoich słów..
Taiga spojrzała na mnie zaskoczona. Chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Zapadła chwila ciszy.
- Gdy już znajdziemy dziennik a potem twojego brata, mam nadzieję, że zmienisz zdanie - powiedziała w końcu.
- Zanim to nadejdzie musisz wyzdrowieć - powiedziałem uśmiechając się lekko do niej.
W tym samym momencie do pomieszczenia weszła Hana. Odsunąłem się na bok, aby mogła pracować. Okazało się, że nie ma już żadnego metalu w nodze a rana musi się tylko zrosnąć i zagoić. Zaleciła, aby Taiga się oszczędzała. Dokładnie w tej chwili zrozumiałem, że będzie to bardzo ciężkie zadanie do wykonania. Utrzymanie Taigi w jednym miejscu graniczyło z cudem. Ona najchętniej złapała by za katanę i rzuciła się w wir polowania pozostawiając za sobą ścieżkę trupów. Na tą wizję mimowolnie się uśmiechnąłem. Taiga posłała mi pytający wyraz twarzy. Hana wyszła już z opatrunkami. Podszedłem do do Tai i złapałem ją i podniosłem.
- Gdzie ty mnie znowu niesiesz? - zapytała machajśc nogami.
- Najbliższy przystanek: łóżko.
- Ale ja już się wyspałam, nie mogę leżeć ciągle w łóżku.
- Musisz się oszczędzać, jeśli chcesz wrócić na polowania.
Dotarliśmy do jej celi. Położyłem ją wygodnie na łóżku.
- Znowu gramy w pokera? - spytała
- Wiem, że nie jesteś w niego za dobra, dlatego mam inny pomysł. Co powiesz na masaż? - uśmiechnąłem się widząc jej zdziwiony wyraz twarzy.
(Taiga?)
poniedziałek, 27 czerwca 2016
Od Taigi C.D Siegraina
Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy mnie pocałował. Nigdy bym nie
pomyślała, że tak zwane motylki w brzuchu mogą dopaść nawet mnie. Zawsze
starałam się odtrącać wszelakie uczucia, być zimna jak ten przysłowiowy
lód. Myślałam, że to najlepszy sposób, nie krzywdzić innych, ani
siebie, nie angażować się, nie starać się. Spojrzałam na jego zadowoloną
twarz, wystarczyło, że odpuściłam sobie wykłócanie się o to, żeby
postawił mnie na nogi, żeby wywołać u niego uśmiech. Dla niego jednego
nie mogę taka być, a nawet jak taka byłam to i tak potrafił obrócić mnie
tak, że ta maska ze mnie wręcz spadała. Oczywiście, były osoby dla
których byłam miła, a nawet otwarta, mój braciszek, Gwen i Sylv, którym
wiele zawdzięczam.
- Żyjesz? - Palcem dźgnął mnie w brzuch, przyglądając mi się z uwagą
- Tak, tak. Zamyśliłam się- Pokazałam w jego stronę czubek języka
- Wiesz, to dziwne, że masz zamknięte usta - Zaśmiał się, na co przewróciłam oczami. Nagle jego wzrok jakby spoważniał, byłam zaskoczona, że stało się to w jednej chwili. Rozejrzał się dookoła, po czym wszedł do niewielkiego pomieszczenia, gdzie stało biurko i jakaś stara szafa, najpierw ostrożnie wszystko sprawdził, po czym ułożył mnie na biurku - Jak się czujesz? - Przyłożył swoją
dłoń do mojego czoła
- Normalnie, co Ty robisz?
- Jesteś rozpalona
- To na pewno nic takiego, może jest mi trochę cieplej, ale to normalne po walce - Wzruszyłam ramionami, zaczynając machać nogami. Jednak po jego minie widać było, że tego nie kupił. Sama nie czułam się inaczej, może rzeczywiście było mi trochę gorąco, a w ustach zaczęła mi doskwierać susza, ale nic poza tym
- Musimy iść do Hany - Nawet nie słuchał moich słów, szybko podniósł mnie do poprzedniej pozycji, zdecydowanie przyspieszył kroku idąc w stronę grupy. W jednej chwili poczułam zawroty w głowię, trochę tak jakbym straciła kilka litrów krwi, podczas, gdy uleciało jej na prawdę niewielka ilość
- Sieg... Słabo mi - Wyszeptałam, czując jak moje powieki stają się coraz cięższe, jego głos zaczęłam słyszeć, jakby przez mgłę. Było to uspokajające, czułam się dobrze, gdy tak do mnie mówił, było mi dobrze, gdy powoli zamykałam oczy, aby zanurzyć się w bezkresnej czerni. Obudził mnie gorzki smak w ustach, otwierając oczy, zauważyłam kosmyk fioletowych włosów, twarz była rozmazana, a głosy nie do rozpoznania. Dopiero po kilku minutach byłam w stanie ogarnąć co się dzieje dookoła mnie. Pytającym wzrokiem spojrzałam na Hane, na krześle siedział Siegrain, ze wzrokiem wbitym w podłogę
- Co się stało? - Mruknęłam łapiąc się za głowę i starając sobie przypomnieć chociaż najmniejszy szczegół. Nikt nie chciał mi odpowiedzieć, wszyscy byli w milczeniu, jakby opłakiwali kogoś bliskiego, nic z tego nie mogłam zrozumieć - Powiecie mi do cho.lery co się tutaj odwala? - Teraz wręcz warknęłam
- Byłaś blisko zakażenia - Odezwała się w końcu Hana, która przygotowała kolejny obkład
- Blisko... To znaczy? - Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc jej słowa i to czym oni wszyscy się tak przejmują, blisko to nie oznacza, że zostałam zakażona czyż nie?
- Blisko Twojej rany była krew zombie, na szczęście nie dostała się do otwartej rany - Wyjaśniła
- No to nie ma się czym przejmować, ale skąd złe samopoczucie i gorączka?
- Miałaś kawałek metalu w nodze, niewielki, ale on przyczyniał się do ciągłego krwotoku - Siegrain spojrzał na mnie wciąż zdenerwowany.
- Ja pójdę po wodę, na razie tutaj zostań, muszę sprawdzić czy nic nie zostało i czy rana będzie się goić sama - Kobieta szybko wyszła z celi, jakby nie chciała słyszeć naszej rozmowy
- Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo się denerwujesz, przecież nic się nie stało, kawałek metalu, no każdemu może się to zdarzyć - Usiadłam przyglądając mu się
- Ale krew obok rany otwartej, która może Cię zmienić już nie zdarza się często - Wręcz karcił mnie swoim wzrokiem, jednak nie zamierzałam dawać za wygraną
- Jesteśmy we więzieniu, jest apokalipsa zombie, takie rzeczy na prawdę się zdarzają, nic mi nie jest, tak?
- Nie rozumiesz, że nie mogę Cię stracić?! - Wstał z krzesła z taką siłą, że krzesełko z hukiem uderzyło o szarą podłogę - Nie rozumiesz, że się cholernie martwię? - Wypuścił z płuc powietrze i przykucnął bliżej mnie, ponownie patrząc w zupełnie przeciwnym kierunku
- Nie powinnam - Przyznałam cicho, sama skupiając swój wzrok na wejściu - Nie powinnam biec tam nie znając terenu, to mój błąd przyznaję...
- Ja nie proszę o wiele, chce tylko żebyś bardziej uważała, mniej się na nich rzucała. Nie chce widzieć jak umierasz jasne? Czasami wręcz pchasz się w objęcia śmierci - Pokręcił głową
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć, uwierz nie tylko zombie próbowały - Położyłam mu rękę na głowie. Delikatnie pogładziłam go po jego włosach uśmiechając się przy tym. W tej chwili przypomniałam sobie o jeden z ważniejszych spraw, o których miałam z nim porozmawiać, a które przerwał niespodziewany wypadek. Teraz tak o tym myśląc to pomimo iż miałam metal w nodze to nic nie czułam, bardziej bolały mnie plecy niż ta rozcięta noga. - A teraz musimy pogadać o czymś bardziej poważnym. Wciąż masz koszmary nocne, co Ci się śni? Ciągle ten doktor? Wiem, że minęły dwa lata, ale pewnie dalej tam jest, my mamy nowe umiejętności, może tym razem uda nam się dostać do tego jego dziennika o którym mówiłeś, pozbędziesz się tego co Cię tak dręczy w nocy
Siegrain?
- Żyjesz? - Palcem dźgnął mnie w brzuch, przyglądając mi się z uwagą
- Tak, tak. Zamyśliłam się- Pokazałam w jego stronę czubek języka
- Wiesz, to dziwne, że masz zamknięte usta - Zaśmiał się, na co przewróciłam oczami. Nagle jego wzrok jakby spoważniał, byłam zaskoczona, że stało się to w jednej chwili. Rozejrzał się dookoła, po czym wszedł do niewielkiego pomieszczenia, gdzie stało biurko i jakaś stara szafa, najpierw ostrożnie wszystko sprawdził, po czym ułożył mnie na biurku - Jak się czujesz? - Przyłożył swoją
dłoń do mojego czoła
- Normalnie, co Ty robisz?
- Jesteś rozpalona
- To na pewno nic takiego, może jest mi trochę cieplej, ale to normalne po walce - Wzruszyłam ramionami, zaczynając machać nogami. Jednak po jego minie widać było, że tego nie kupił. Sama nie czułam się inaczej, może rzeczywiście było mi trochę gorąco, a w ustach zaczęła mi doskwierać susza, ale nic poza tym
- Musimy iść do Hany - Nawet nie słuchał moich słów, szybko podniósł mnie do poprzedniej pozycji, zdecydowanie przyspieszył kroku idąc w stronę grupy. W jednej chwili poczułam zawroty w głowię, trochę tak jakbym straciła kilka litrów krwi, podczas, gdy uleciało jej na prawdę niewielka ilość
- Sieg... Słabo mi - Wyszeptałam, czując jak moje powieki stają się coraz cięższe, jego głos zaczęłam słyszeć, jakby przez mgłę. Było to uspokajające, czułam się dobrze, gdy tak do mnie mówił, było mi dobrze, gdy powoli zamykałam oczy, aby zanurzyć się w bezkresnej czerni. Obudził mnie gorzki smak w ustach, otwierając oczy, zauważyłam kosmyk fioletowych włosów, twarz była rozmazana, a głosy nie do rozpoznania. Dopiero po kilku minutach byłam w stanie ogarnąć co się dzieje dookoła mnie. Pytającym wzrokiem spojrzałam na Hane, na krześle siedział Siegrain, ze wzrokiem wbitym w podłogę
- Co się stało? - Mruknęłam łapiąc się za głowę i starając sobie przypomnieć chociaż najmniejszy szczegół. Nikt nie chciał mi odpowiedzieć, wszyscy byli w milczeniu, jakby opłakiwali kogoś bliskiego, nic z tego nie mogłam zrozumieć - Powiecie mi do cho.lery co się tutaj odwala? - Teraz wręcz warknęłam
- Byłaś blisko zakażenia - Odezwała się w końcu Hana, która przygotowała kolejny obkład
- Blisko... To znaczy? - Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc jej słowa i to czym oni wszyscy się tak przejmują, blisko to nie oznacza, że zostałam zakażona czyż nie?
- Blisko Twojej rany była krew zombie, na szczęście nie dostała się do otwartej rany - Wyjaśniła
- No to nie ma się czym przejmować, ale skąd złe samopoczucie i gorączka?
- Miałaś kawałek metalu w nodze, niewielki, ale on przyczyniał się do ciągłego krwotoku - Siegrain spojrzał na mnie wciąż zdenerwowany.
- Ja pójdę po wodę, na razie tutaj zostań, muszę sprawdzić czy nic nie zostało i czy rana będzie się goić sama - Kobieta szybko wyszła z celi, jakby nie chciała słyszeć naszej rozmowy
- Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo się denerwujesz, przecież nic się nie stało, kawałek metalu, no każdemu może się to zdarzyć - Usiadłam przyglądając mu się
- Ale krew obok rany otwartej, która może Cię zmienić już nie zdarza się często - Wręcz karcił mnie swoim wzrokiem, jednak nie zamierzałam dawać za wygraną
- Jesteśmy we więzieniu, jest apokalipsa zombie, takie rzeczy na prawdę się zdarzają, nic mi nie jest, tak?
- Nie rozumiesz, że nie mogę Cię stracić?! - Wstał z krzesła z taką siłą, że krzesełko z hukiem uderzyło o szarą podłogę - Nie rozumiesz, że się cholernie martwię? - Wypuścił z płuc powietrze i przykucnął bliżej mnie, ponownie patrząc w zupełnie przeciwnym kierunku
- Nie powinnam - Przyznałam cicho, sama skupiając swój wzrok na wejściu - Nie powinnam biec tam nie znając terenu, to mój błąd przyznaję...
- Ja nie proszę o wiele, chce tylko żebyś bardziej uważała, mniej się na nich rzucała. Nie chce widzieć jak umierasz jasne? Czasami wręcz pchasz się w objęcia śmierci - Pokręcił głową
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć, uwierz nie tylko zombie próbowały - Położyłam mu rękę na głowie. Delikatnie pogładziłam go po jego włosach uśmiechając się przy tym. W tej chwili przypomniałam sobie o jeden z ważniejszych spraw, o których miałam z nim porozmawiać, a które przerwał niespodziewany wypadek. Teraz tak o tym myśląc to pomimo iż miałam metal w nodze to nic nie czułam, bardziej bolały mnie plecy niż ta rozcięta noga. - A teraz musimy pogadać o czymś bardziej poważnym. Wciąż masz koszmary nocne, co Ci się śni? Ciągle ten doktor? Wiem, że minęły dwa lata, ale pewnie dalej tam jest, my mamy nowe umiejętności, może tym razem uda nam się dostać do tego jego dziennika o którym mówiłeś, pozbędziesz się tego co Cię tak dręczy w nocy
Siegrain?
Od Sylvanas C.D Taiga
Kiedy udało mi się w końcu nabrać powietrza, smakowało niczym popiół.Od razu poczułam czyjąś dłoń pod moją głową, która zadbała o to by spoczęła delikatnie na poduszce. Otwierając oczy dostrzegłam zaniepokojonego, ale jak szczęśliwego brata. Lekki pocałunkiem w dłoń przekazał mi, że nic mi nie grozi.
- Obudziła się! - usłyszałam donośny krzyk i zdziwiona spojrzałam za głowę Bartolomeo, gdzie stali wszyscy, dosłownie... Nie zniknęła nawet jedna zapisana mi w pamięci twarz.Uśmiechnięta próbowałam się podnieść jednak brat szybko mnie zatrzymał.
- Powinnaś odpoczywać - Burknął - A wy czego się gapicie! - Krzyknął do obozowiczów.
Złapałam go za rękę, dając znać iż chcę się z nimi wszystkimi przywitać. Na to jedynie co mógł zrobić to pomóc mi wstać. Spojrzałam poważnie na twarze.. Rikkiego, Taigi, Nicolasa, Hany, Siegraina, Worica, Daniela, Nagito...
- Dobrze was widzieć - Powiedziałam ledwo przez zaschnięte usta i uśmiechnęłam się. Początkowo nie wiedzieli jak zareagować, ale rozległ się długi i głośny okrzyk radości. Po chwili wyrwałam się z tłumu i skierowałam do "kuchni", jeśli to pomieszczenie można tak nazwać, by napić się trochę wody. Kiedy ciecz dostała się do mojego gardła, poczułam natychmiastową ulgę. Ostre kucia w gardle ustąpiły, a ja dostrzegłam kotły pełne jedzenia. Zachwycona podeszłam do nich. Ślinotoki natychmiastowo się uruchomiły, a brzuch zaczął burczeć. Hana jak zawsze pichci coś pysznego. Miałam ochotę zjeść za dwóch, lecz gardło nie pozwoliło by mi nadal nic przełknąć. Mój krok nadal nie był zbyt stabilny, więc postanowiłam powoli wrócić do swojej celi. Wszyscy byli uśmiechnięci i szeptali między sobą. Kilka pytań zapisało mi się w pamięci "Co tam widziała?", "Jak przetrwała?"..."Znalazła wyjście?". Kątem oka dostrzegłam opartą i skulona przy ścianie Gwen. Zaniepokojona podeszłam do niej i przykucnęłam.
- Wszystko w porządku? - Zerwała się jak z transu, niepewnie trzymająć w dłoni sztylet - Już.. spokojnie - Wyszeptałam i złapałam za jej dłoń, zabierając przy okazji ostre narzędzie
- Oh.. Wybacz.. - Zaśmiała się nerwowo - Martwiłam się o Ciebie - Stwierdziła próbując się uśmiechnąć
Gdyby tak było, drżenia by powoli zanikały na mój widok, a jednak nadal wygląda jakby zobaczyła ducha. Już miałam powiedzieć, by natychmiastowo powiedziała mi prawdę, gdy pojawił się w celi Barto.
- Mówiłem byś odpoczywała, a ty się szwendasz - Mruknął niezbyt zadowolony
- Wiem.. poszłam tylko się napić - Odparłam wstając
- Dlatego znalazłaś się magicznie tutaj? - Zapytał nie dowierzając podnoszą ironicznie jedną brew
- Gdybyś ty mi przyniósł nie musiała bym chodzić - Oburknęłam
- No jasne zwal wszystko na mnie! - Odwarknął i pociągnął mnie za rękę, ale bardzo delikatnie. Rozśmieszała mnie troskliwość Barto w tej chwili, ale co mogłam zrobić. Kiedy wchodziliśmy już do mojej celi, gdzie nikogo nie było prócz Tai, prędko złapałam ją za ramię.
- Wezwij Hane do Gwen.. - Gdy to powiedziałam nie doczekałam się zdziwienia, musiała coś wiedzieć, albo przez te dwa lata dobrze zawładnęła nad swoimi emocjami.
Nie mogłam nic więcej powiedzieć, gdyż wylądowałam na łóżku.
- Masz tu siedzieć - Powiedział władczo Bartolomeo
- Widzę, że poczułeś się dobrze w robi przywódcy - Zachichotałam biorąc nóż z talerzyka z jedzeniem, który wcześniej mi przyniosła przyjaciółka.
- Ty mnie nie zastraszaj - Uśmiechnął się hardo
- Ależ nie mam zamiaru - Położyłam się zadowolona na łóżku
[...]
Koszmary nocne budziły mnie co chwilę, aż do momentu, gdy w naszym obozie zapanowała ciemność. Nie mogłam się nigdzie ruszyć, nie przez to, że czułam wycieńczenie, tylko przez Bartolomeo który zasnął tuż pod moim łóżkiem. A najmniejsze jego skrzypnięcie sprawi, że się obudzi. Cały czas przed oczami widziałam okropieństwa, które towarzyszyły mi przez te dwa długie lata. Sama sobie się dziwiłam, że jestem taką samą osobą, przecież coś takiego złamałoby nawet najsilniejszego. I to prawda czułam w sobie coś innego, lecz co?
[Miesiąc później]
Codziennie patrzyłam na Gwen, która zachowywała się inaczej, nie był to tylko jej zmieniony charakter, albo inaczej.. wyostrzony. Coś ją nękało, wydawała się nieobecna i nagle to wszystko zniknęło.. Nie wiedzieć co sprawiło, że kobieta po prostu była uśmiechnięta i powróciło jej wytrawne oko zabójcy. Wszystko zostało zrozumiane, gdy nowy białowłosy mężczyzna imieniem Emanuel pocałował ją na pożegnanie. Doprawdy wiele się zmieniło. Przyłapałam nawet Taigę na pewnych igraszkach z Siegrainem. Nie spodziewałam się tego co zobaczę, ale grupa jest coraz bliżej siebie. No a ja pewnego palanta mam, aż za blisko siebie. Dostało mi sie pod opiekę dość pyskatego szczeniaka Isaaca. Prócz urody niestety nie miał nic więcej do zaoferowania, ale po bliższym spotkaniu tylko ja wiedziałam jaki jest na prawdę...
[...]
- Musimy porozmawiać - Podniosłam głowę i dostrzegłam Taigę
- O co chodzi? - Zapytałam poprawiając dalej zbroję
- Minął już ponad miesiąc... nadal nie powiedziałaś, nam co odkryłaś na zakazanych terenach - Zaczęła poważnie - Musisz coś ukrywać, a wiesz, że tajemnice jedynie wzniecają konflikty - Powiedziała, jakby mnie upominając, na co jedynie wstałam z miejsca
- Nie jest to coś co mogę wam opowiedzieć - Na samą myśl zadrżała mi warga, lecz prędko opuściłam pomieszczenie
- Znalazłaś chociaż wyjście? - Krzyknęła do mnie. Zastygłam, widząc jak większość grupy patrzy w moim kierunku
- Tak - Wydusiłam marszcząc brwi
< Tai, Gwen? >
- Obudziła się! - usłyszałam donośny krzyk i zdziwiona spojrzałam za głowę Bartolomeo, gdzie stali wszyscy, dosłownie... Nie zniknęła nawet jedna zapisana mi w pamięci twarz.Uśmiechnięta próbowałam się podnieść jednak brat szybko mnie zatrzymał.
- Powinnaś odpoczywać - Burknął - A wy czego się gapicie! - Krzyknął do obozowiczów.
Złapałam go za rękę, dając znać iż chcę się z nimi wszystkimi przywitać. Na to jedynie co mógł zrobić to pomóc mi wstać. Spojrzałam poważnie na twarze.. Rikkiego, Taigi, Nicolasa, Hany, Siegraina, Worica, Daniela, Nagito...
- Dobrze was widzieć - Powiedziałam ledwo przez zaschnięte usta i uśmiechnęłam się. Początkowo nie wiedzieli jak zareagować, ale rozległ się długi i głośny okrzyk radości. Po chwili wyrwałam się z tłumu i skierowałam do "kuchni", jeśli to pomieszczenie można tak nazwać, by napić się trochę wody. Kiedy ciecz dostała się do mojego gardła, poczułam natychmiastową ulgę. Ostre kucia w gardle ustąpiły, a ja dostrzegłam kotły pełne jedzenia. Zachwycona podeszłam do nich. Ślinotoki natychmiastowo się uruchomiły, a brzuch zaczął burczeć. Hana jak zawsze pichci coś pysznego. Miałam ochotę zjeść za dwóch, lecz gardło nie pozwoliło by mi nadal nic przełknąć. Mój krok nadal nie był zbyt stabilny, więc postanowiłam powoli wrócić do swojej celi. Wszyscy byli uśmiechnięci i szeptali między sobą. Kilka pytań zapisało mi się w pamięci "Co tam widziała?", "Jak przetrwała?"..."Znalazła wyjście?". Kątem oka dostrzegłam opartą i skulona przy ścianie Gwen. Zaniepokojona podeszłam do niej i przykucnęłam.
- Wszystko w porządku? - Zerwała się jak z transu, niepewnie trzymająć w dłoni sztylet - Już.. spokojnie - Wyszeptałam i złapałam za jej dłoń, zabierając przy okazji ostre narzędzie
- Oh.. Wybacz.. - Zaśmiała się nerwowo - Martwiłam się o Ciebie - Stwierdziła próbując się uśmiechnąć
Gdyby tak było, drżenia by powoli zanikały na mój widok, a jednak nadal wygląda jakby zobaczyła ducha. Już miałam powiedzieć, by natychmiastowo powiedziała mi prawdę, gdy pojawił się w celi Barto.
- Mówiłem byś odpoczywała, a ty się szwendasz - Mruknął niezbyt zadowolony
- Wiem.. poszłam tylko się napić - Odparłam wstając
- Dlatego znalazłaś się magicznie tutaj? - Zapytał nie dowierzając podnoszą ironicznie jedną brew
- Gdybyś ty mi przyniósł nie musiała bym chodzić - Oburknęłam
- No jasne zwal wszystko na mnie! - Odwarknął i pociągnął mnie za rękę, ale bardzo delikatnie. Rozśmieszała mnie troskliwość Barto w tej chwili, ale co mogłam zrobić. Kiedy wchodziliśmy już do mojej celi, gdzie nikogo nie było prócz Tai, prędko złapałam ją za ramię.
- Wezwij Hane do Gwen.. - Gdy to powiedziałam nie doczekałam się zdziwienia, musiała coś wiedzieć, albo przez te dwa lata dobrze zawładnęła nad swoimi emocjami.
Nie mogłam nic więcej powiedzieć, gdyż wylądowałam na łóżku.
- Masz tu siedzieć - Powiedział władczo Bartolomeo
- Widzę, że poczułeś się dobrze w robi przywódcy - Zachichotałam biorąc nóż z talerzyka z jedzeniem, który wcześniej mi przyniosła przyjaciółka.
- Ty mnie nie zastraszaj - Uśmiechnął się hardo
- Ależ nie mam zamiaru - Położyłam się zadowolona na łóżku
[...]
Koszmary nocne budziły mnie co chwilę, aż do momentu, gdy w naszym obozie zapanowała ciemność. Nie mogłam się nigdzie ruszyć, nie przez to, że czułam wycieńczenie, tylko przez Bartolomeo który zasnął tuż pod moim łóżkiem. A najmniejsze jego skrzypnięcie sprawi, że się obudzi. Cały czas przed oczami widziałam okropieństwa, które towarzyszyły mi przez te dwa długie lata. Sama sobie się dziwiłam, że jestem taką samą osobą, przecież coś takiego złamałoby nawet najsilniejszego. I to prawda czułam w sobie coś innego, lecz co?
[Miesiąc później]
Codziennie patrzyłam na Gwen, która zachowywała się inaczej, nie był to tylko jej zmieniony charakter, albo inaczej.. wyostrzony. Coś ją nękało, wydawała się nieobecna i nagle to wszystko zniknęło.. Nie wiedzieć co sprawiło, że kobieta po prostu była uśmiechnięta i powróciło jej wytrawne oko zabójcy. Wszystko zostało zrozumiane, gdy nowy białowłosy mężczyzna imieniem Emanuel pocałował ją na pożegnanie. Doprawdy wiele się zmieniło. Przyłapałam nawet Taigę na pewnych igraszkach z Siegrainem. Nie spodziewałam się tego co zobaczę, ale grupa jest coraz bliżej siebie. No a ja pewnego palanta mam, aż za blisko siebie. Dostało mi sie pod opiekę dość pyskatego szczeniaka Isaaca. Prócz urody niestety nie miał nic więcej do zaoferowania, ale po bliższym spotkaniu tylko ja wiedziałam jaki jest na prawdę...
[...]
- Musimy porozmawiać - Podniosłam głowę i dostrzegłam Taigę
- O co chodzi? - Zapytałam poprawiając dalej zbroję
- Minął już ponad miesiąc... nadal nie powiedziałaś, nam co odkryłaś na zakazanych terenach - Zaczęła poważnie - Musisz coś ukrywać, a wiesz, że tajemnice jedynie wzniecają konflikty - Powiedziała, jakby mnie upominając, na co jedynie wstałam z miejsca
- Nie jest to coś co mogę wam opowiedzieć - Na samą myśl zadrżała mi warga, lecz prędko opuściłam pomieszczenie
- Znalazłaś chociaż wyjście? - Krzyknęła do mnie. Zastygłam, widząc jak większość grupy patrzy w moim kierunku
- Tak - Wydusiłam marszcząc brwi
< Tai, Gwen? >
Od Kaze C.D Taiga
Jeden moment, w którym odepchnęła mnie i wyprostowała rękę z ostrzem...
Wtedy serce podeszło mi do gardła. Nie wiedziałam co miałam zrobić a w
mojej głowie kłębiły się myśli, nowe wykluczały poprzednie i tak w
kółko. Jej głos przerwał linię moich niekończących się rozwiązań które
prowadziły do zguby:
- To jest ten moment w którym powinnaś zacząć się bronić wiesz?
Haha, śmieszne... ja i bronienie się... przeciwko komuś ze zdolnościami? Gdyby nie to, że chowałam się przez większość czasu i używałam echolokacji to bym już dawno była martwa.
Zmierzyłam ją wzrokiem po czym raczyłam się odezwać:
- Nie potrzebuje awantur, chce tylko swoją...
- Wodę, tak wiem - przerwała mi w pół zdania. Wtem usłyszałam szły dwa szwendacze. Dziewczyna podrzuciła ostrze w górę by to później rozpłynęło się jak para. Co to za zdolność? Chyba mój żywot skończy się za parę chwil. Domyśliłam się jaką moc może mieć lecz wolałam się upewnić i spytałam:
- Czym chcesz walczyć?
- A ty?
No tak, przecież ja nic nie mam a jedyna ogarnięta prymitywna broń tutaj to metalowe rury albo szkło... choć szkłem i ja mogę się zranić. Kobieta rzuciła dwa ostrza w stronę potworów. Jeden dostał pięknego headshota a drugi uniknął. Usłyszałam cichy pomruk niezadowolenia dziewczyny po czym w jej dłoni pojawiła się katana. W mniej niż chwilę powaliła drugiego po czym wytrzepała ostrze z brudów truchła i spojrzała na mnie.
- Nie wiem jak to możliwe, przeżyć tyle czasu bez broni, albo masz dobrą moc, albo duże szczęście. Jestem Taiga i nie, nie jestem sama. Należę do pewnej grupy - odparła po chwili.
Zastanawiałam się przez chwilę czy powiedzieć jej o swojej zdolności. Lecz przed tym jak chciałam mówić, do moich uszu dotarł nieprzyjemny dźwięk warczenia.
- Dwa pokoje za tobą i się zbliża - powiedziałam patrząc przed siebie.
- Hę? - nie ukrywała zdziwienia.
- Pies, jest bliżej - gdy moja towarzyszka odwróciła się by pozbyć się niepotrzebnego stwora ja pojawiłam kulę, była lekko popękana. Sprawdziłam czy nie ma czegoś innego w pobliżu. Jednak znalazłam parę bytów które nie powinny tu przebywać. Zaklęłam cicho pod nosem a z mojej nawigacji wyciągnął mnie dotyk czerwonowłosej. Szybko wróciłam na ziemię i zniknęłam kulę.
- Co to miało być? - spytała od razu.
- To moja umiejętność... potrafię nawigować przez ściany, jestem Kaze i chciałabym zabrać się z tobą bo sobie nie poradzę, właśnie zbliżają się wolno jakieś stwory, ale nie potrafię tego zidentyfikować.
(Tai?)
- To jest ten moment w którym powinnaś zacząć się bronić wiesz?
Haha, śmieszne... ja i bronienie się... przeciwko komuś ze zdolnościami? Gdyby nie to, że chowałam się przez większość czasu i używałam echolokacji to bym już dawno była martwa.
Zmierzyłam ją wzrokiem po czym raczyłam się odezwać:
- Nie potrzebuje awantur, chce tylko swoją...
- Wodę, tak wiem - przerwała mi w pół zdania. Wtem usłyszałam szły dwa szwendacze. Dziewczyna podrzuciła ostrze w górę by to później rozpłynęło się jak para. Co to za zdolność? Chyba mój żywot skończy się za parę chwil. Domyśliłam się jaką moc może mieć lecz wolałam się upewnić i spytałam:
- Czym chcesz walczyć?
- A ty?
No tak, przecież ja nic nie mam a jedyna ogarnięta prymitywna broń tutaj to metalowe rury albo szkło... choć szkłem i ja mogę się zranić. Kobieta rzuciła dwa ostrza w stronę potworów. Jeden dostał pięknego headshota a drugi uniknął. Usłyszałam cichy pomruk niezadowolenia dziewczyny po czym w jej dłoni pojawiła się katana. W mniej niż chwilę powaliła drugiego po czym wytrzepała ostrze z brudów truchła i spojrzała na mnie.
- Nie wiem jak to możliwe, przeżyć tyle czasu bez broni, albo masz dobrą moc, albo duże szczęście. Jestem Taiga i nie, nie jestem sama. Należę do pewnej grupy - odparła po chwili.
Zastanawiałam się przez chwilę czy powiedzieć jej o swojej zdolności. Lecz przed tym jak chciałam mówić, do moich uszu dotarł nieprzyjemny dźwięk warczenia.
- Dwa pokoje za tobą i się zbliża - powiedziałam patrząc przed siebie.
- Hę? - nie ukrywała zdziwienia.
- Pies, jest bliżej - gdy moja towarzyszka odwróciła się by pozbyć się niepotrzebnego stwora ja pojawiłam kulę, była lekko popękana. Sprawdziłam czy nie ma czegoś innego w pobliżu. Jednak znalazłam parę bytów które nie powinny tu przebywać. Zaklęłam cicho pod nosem a z mojej nawigacji wyciągnął mnie dotyk czerwonowłosej. Szybko wróciłam na ziemię i zniknęłam kulę.
- Co to miało być? - spytała od razu.
- To moja umiejętność... potrafię nawigować przez ściany, jestem Kaze i chciałabym zabrać się z tobą bo sobie nie poradzę, właśnie zbliżają się wolno jakieś stwory, ale nie potrafię tego zidentyfikować.
(Tai?)
Od Carla C.D Youkami
Szedłem dalej, dookoła rozglądałem się, czy coś lub ktoś za mną nie
idzie. Odetchnąłem z ulgą, kiedy byłem już niemalże przy końcu swojej
drogi i żadnej niemiłej niespodzianki nie spotkałem. Westchnąłem z ulgą,
a chwilę później rozległ się dźwięk ciężkich kroków. Odsunąłem się parę
kroków do przodu, kiedy poczułem mocny odór. Natychmiast uniosłem swoją
broń ku górze. Nie musiałem długo czekać, by stwór wykonał kolejny
atak. Rzuciło się na mnie, jednak na jego nieszczęście od razu nadział
się na ostrze. Nie trafiłem w głowę, szybko jednak udało mi się to
nadrobić. Po chwili cielsko legło na ziemię. Usłyszałem, jak niedaleko
otwierają się jakieś drzwi bądź jakieś kraty postanowiły cicho
zaskrzypieć. Następnie ujrzałem brązowe oczy, które dokładnie się we
mnie wpatrywały. Naprzeciwko mnie stanęła czarnowłosa dziewczyna,
Youkami. Ona musiała się jeszcze upewnić, czy aby na pewno rozmawiała z
tym "Carlem". Podeszła do mnie, a następnie się przytuliła. Chwilę z
tego się śmialiśmy, pozostając w tej samej pozycji, w tym samym miejscu.
Poczułem się dziwnie nieswojo, spojrzałem za siebie. Próbowałem
zobaczyć coś w oddali, jednak obraz szybko się rozmazał. Przymrużyłem
oczy, a kiedy zauważyłem lekkie drgania, postanowiłem wepchnąć
siostrzyczkę do pomieszczenia, z którego wyszła. Upewniłem się, że
dokładnie zamknąłem za sobą drzwi. Spojrzałem na nią, tą ręką
przejeżdżała po zniszczonych meblach, które ostały się jeszcze przez ten
czas. Dotarła do jednej z szafek i przy niej przykucnęła. Zauważyłem,
że wyciągała stamtąd jakieś przedmioty, które wyglądały na miękkie,
przypominały poduszki. Wyciągnęła coś w rodzaju koca... Różne skrawki
pozszywanych ze sobą tkanin.
— Musisz być zmęczony — zaczęła. — Proszę, skoro wepchnąłeś mnie tutaj, to nie mam nic innego do zaoferowania — mówiła tak, jakby miała o to wyrzuty.
— Przepraszam za brak delikatności z mojej strony. Nie byłem pewny co do bezpieczeństwa, a chciałem oszczędzić na czasie. Czasem nawet kilka sekund może zadecydować o twoim życiu, wiedziałaś?
— Zdążyłam się tego dowiedzieć — uśmiechnęła się ciepło, znów przytulając się do mnie. Zarzuciłem na nią materiał, a następnie mocniej ją objąłem. Palcami zacząłem przeczesywać jej włosy. Nie były miękkie w dotyku, w dodatku miałem wrażenie, że ją po prostu drę. Siano? Musiały zostać mocno podniszczone, skoro takie są (Curl aka profeszionaly fryzjer). — Brakowało mi tego... — Wyglądało na to, że jej to sprawiało przyjemność. Mnie jednak powoli zaczęło to się nudzić. Uwielbiam się bawić czyimiś włosami, ale nie tak bez przerwy, kiedy nie jestem pewny, czy zaraz coś nie wparuje. Będąc w towarzystwie samej Youkami czułem się mniej pewnie, znajdywałem więcej negatywów, niż pozytywów. Obawy mnie nie opuszczały, przez cały ten czas.
— Dlaczego jeszcze żyjesz? — zapytałem, opychając kobietę od siebie. Patrzyła na mnie ze zdziwionym wzrokiem. Nie spodziewała się. Ja w sumie też, ale tak nagle zaczęło mnie to ciekawić, jak sobie poradziła przez ten czas, że po prostu zapytałem bez namysłów. — Jak udało ci się przetrwać?
— Carl?
— Jak utrzymałaś się przy życiu, przez ten długi czas?
Youkami cofnęła się nieco i złapała w dłonie pierwszy, lepszy przedmiot, który mógłby z łatwością ogłuszyć człowieka. Rozumiałem ją, zachowała jedynie ostrożność. Nie miałbym jej tego za złe, kiedy by się na mnie rzuciła. Może teraz uważać, że zostałem zraniony przez szwendacza lub wdałem się w bójkę z jakimś napotkanym więźniem i zacząłem czuć się gorzej. Dałem jej znak, że nie zamierzam jej skrzywdzić. Jedynie próbowałem zaspokoić swoją ciekawość, która z każdą minutą stawała się coraz to większa, mniejsza do wytrzymania. Widziałem, że się nieco uspokoiła, na chwilę odwróciła wzrok. Najprawdopodobniej zastanawiała się nad odpowiedzią, kiedy to za drzwiami coś uderzyło o ziemię. Och, szwendacz nie dał rady i nie utrzymał swojej wagi, przewrócił się. Biedactwo. Podszedłem nieco bliżej do siostrzyczki.
— Proszę, odpowiedz.
Youkami?
— Musisz być zmęczony — zaczęła. — Proszę, skoro wepchnąłeś mnie tutaj, to nie mam nic innego do zaoferowania — mówiła tak, jakby miała o to wyrzuty.
— Przepraszam za brak delikatności z mojej strony. Nie byłem pewny co do bezpieczeństwa, a chciałem oszczędzić na czasie. Czasem nawet kilka sekund może zadecydować o twoim życiu, wiedziałaś?
— Zdążyłam się tego dowiedzieć — uśmiechnęła się ciepło, znów przytulając się do mnie. Zarzuciłem na nią materiał, a następnie mocniej ją objąłem. Palcami zacząłem przeczesywać jej włosy. Nie były miękkie w dotyku, w dodatku miałem wrażenie, że ją po prostu drę. Siano? Musiały zostać mocno podniszczone, skoro takie są (Curl aka profeszionaly fryzjer). — Brakowało mi tego... — Wyglądało na to, że jej to sprawiało przyjemność. Mnie jednak powoli zaczęło to się nudzić. Uwielbiam się bawić czyimiś włosami, ale nie tak bez przerwy, kiedy nie jestem pewny, czy zaraz coś nie wparuje. Będąc w towarzystwie samej Youkami czułem się mniej pewnie, znajdywałem więcej negatywów, niż pozytywów. Obawy mnie nie opuszczały, przez cały ten czas.
— Dlaczego jeszcze żyjesz? — zapytałem, opychając kobietę od siebie. Patrzyła na mnie ze zdziwionym wzrokiem. Nie spodziewała się. Ja w sumie też, ale tak nagle zaczęło mnie to ciekawić, jak sobie poradziła przez ten czas, że po prostu zapytałem bez namysłów. — Jak udało ci się przetrwać?
— Carl?
— Jak utrzymałaś się przy życiu, przez ten długi czas?
Youkami cofnęła się nieco i złapała w dłonie pierwszy, lepszy przedmiot, który mógłby z łatwością ogłuszyć człowieka. Rozumiałem ją, zachowała jedynie ostrożność. Nie miałbym jej tego za złe, kiedy by się na mnie rzuciła. Może teraz uważać, że zostałem zraniony przez szwendacza lub wdałem się w bójkę z jakimś napotkanym więźniem i zacząłem czuć się gorzej. Dałem jej znak, że nie zamierzam jej skrzywdzić. Jedynie próbowałem zaspokoić swoją ciekawość, która z każdą minutą stawała się coraz to większa, mniejsza do wytrzymania. Widziałem, że się nieco uspokoiła, na chwilę odwróciła wzrok. Najprawdopodobniej zastanawiała się nad odpowiedzią, kiedy to za drzwiami coś uderzyło o ziemię. Och, szwendacz nie dał rady i nie utrzymał swojej wagi, przewrócił się. Biedactwo. Podszedłem nieco bliżej do siostrzyczki.
— Proszę, odpowiedz.
Youkami?
niedziela, 26 czerwca 2016
Od Taigi C.D Kaze
Po tym jak kolejne szwendacze leżały na ziemi, zaczynałam się
najzwyczajniej w świecie nudzić. Wyszłam... Cóż sama nie wiem z kim,
jakoś nie miałam dzisiaj ochoty na towarzystwo, a nawet z walką z
trupami nie było już takiej radochy. Z wielką radością wyżyłabym się na
kimś, kto stawiał by jakikolwiek opór, nikogo z grupy nie zaatakuje, bo
to przecież nie wypada. Z wściekłością kopnęłam zwłoki leżące na ziemi,
zero frajdy. Nie błagają o litość, nie bronią się, ich krew jest zimna,
brudna, tak dawno nie czułam ciepłej, szkarłatnej krwi, która spływa po
moich rękach i nie należy do mnie. Szybko uderzyłam się w głowę, aby
pozbyć się tych myśli. Ostatnio pragnęłam czyjeś krwi, gdy wpadłam w
szał, ponad 4 lata temu, mogłam wtedy mordować wszystkich, nie ważne kto
stanął mi na drodze, rodzina, przyjaciele, znajomi. Pomimo iż wiem, że
było to okrutne, to wspomnienia wywołują u mnie uśmiech. Wtedy, gdy
mogłam zrobić wszystko, pozbyć się wszystkich, pierwszy raz poczułam się
prawdziwie wolna. Pomknęłam przez korytarz, nawet nie zatrzymując się
widząc w oddali, jakiegoś szwendacza, było mi szkoda czasu i broni na
nich, sama nie wiem czego lub też kogo szukałam. Wchodząc do jednego
pomieszczenia i bawiąc się bronią zauważyłam czerwone tasiemki, a więc
ktoś tutaj jednak jest! Znajdowały się one na butelkach z wodą, nie było
ich zbyt wiele, ale zawsze coś. Moje sumienie powinno się teraz
odezwać, rzucić tekstem, o tym jaka jestem okrutna, że może dla kogoś to
są ostatnie zapasy i bez nich nie przeżyje następnych dwóch dni, no
właśnie powinno, lecz jakaż wielka szkoda, że go nie posiadam. Z
uśmiechem na twarzy odkręciłam jedną z butelek, aby zaraz po tym wlać
jej zawartość w swoje usta. Oblizałam usta, zabierając resztę i
wycofując się z ciasnej celi. Radośnie nucąc jedną z piosenek z
młodości, zauważyłam kobietę, która usilnie próbowała roztrzaskać
czaszkę jednego ze stworów. Przekręciłam głowę, dokładnie jej się
przyglądając. Była to drobna, białowłosa kobieta, która nie przestawała
powtarzać swojej czynności, pomimo iż podłoga w jej pobliżu była już
cała od ciemnej krwi, kiedy mnie zauważyła od razu się wycofała, co
wręcz wywołało u mnie śmiech. No chyba nie jestem aż taka straszna, żeby
przypominać jedną z nich. Mimo jej reakcji, nie miałam zamiaru jej
lekceważyć, nie raz się przekonałam, że nawet w najmniejszym ciele, może
kryć się największe zło.
- Zakładam, że to Twoje? - Ostrożnie podeszłam do niej, podnosząc dwie butelki z wodą, oraz trzecią, która ponownie trafiła do moich ust, abym mogła ją opróżnić do końca
- Ty... Okradłaś mnie!
- No i? - Zaśmiałam się, nawet nie starając się tego ukryć. No chyba nie spodziewała się, że przyznam się do tego, że zrobiłam źle i pokornie jej to oddam. Zrobiła krok w moją stronę, w jej oczach było widać determinację.
- Oddaj mi to... - Zmarszczyła brwi, starając się robić jak najpoważniejszą, a może nawet i najgroźniejszą minę. Cały czas byłam gotowa na wszelaki atak z jej strony, a gdzieś tam nawet w środku liczyłam na to, że wyciągnie nie wiadomo skąd broń i się na mnie rzuci.
- Jesteś tak przekonująca, że na prawdę ciężko mi odmówić, no ale muszę - Przyłożyłam rękę do serca i teatralnie westchnęłam. Przyspieszyła kroku i złapała za moją skórzaną kurtkę.
- Oddaj mi to - Powtórzyła nie puszczając mnie, wręcz przeciwnie jej ręka jeszcze bardziej zacisnęła się na materiale. Miała bardzo dobrą minę, jednak zrobiła jeden błąd. Drgnęła jej powieka, dobrze się maskuje, ale przy takiej odległości, można zauważyć każdy szczegół, jak na przykład to, że jest chuda, chociaż w tej sytuacji, lepiej będzie brzmiało słowo wychudzona.
- Albo mnie puścisz, albo szczerze tego pożałujesz, i ciesz się, że ostrzegam, rzadko kiedy to robię - Nie wykonała żadnego ruchu, jednak poczułam jak jej uścisk nieco zelżał - Dobra, nie chce mi się bawić w podchody - Odepchnęłam ją od siebie kierując w jej stronę sztylet. Jej wzrok tego wyrażał zaniepokojenie, obawy, sama nie wiem co to było. Jej oczy były nieco inne niż te wszystkie z którymi miałam okazję spotkać się do tej pory - To jest ten moment w którym powinnaś zacząć się bronić wiesz? - Jedną rękę położyłam na wcięciu w tali przyglądając jej się uważnie. Istnieją dwie możliwości, pierwsza jest taka, że chce mnie przetrzymać, pokazać, że jest niewinna i bezbronna po czym zaatakować mnie prosto w plecy, albo na serio taka jest
- Nie potrzebuje awantur, chce tylko swoją...
- Wodę, tak wiem - Przerwałam jej. Odwróciłam na chwile wzrok, uśmiechając się widząc jak w naszą stronę idą dwa szwendacze. Podrzuciłam broń, która rozpłynęła się w powietrzu
- Czym chcesz walczyć? - Spojrzała w stronę stworów, który zbliżały się do nas z coraz szybszą prędkością
- A Ty? - Zauważyłam jak ściska w dłoniach metalową rurę, a więc to była jej jedyna broń. Pokiwałam głową, po czym rzuciłam w ich stronę dwa ostrza, niestety jeden zdążył ominąć ostrza, więc niestety musiałam użyć katany - Nie wiem jak to możliwe, przeżyć tyle czasu bez broni, albo masz dobrą moc, albo duże szczęście. Jestem Taiga i nie, nie jestem sama. Należę do pewnej grupy - Położyłam ręce na kark, czekając na odpowiedź
Kaze
- Zakładam, że to Twoje? - Ostrożnie podeszłam do niej, podnosząc dwie butelki z wodą, oraz trzecią, która ponownie trafiła do moich ust, abym mogła ją opróżnić do końca
- Ty... Okradłaś mnie!
- No i? - Zaśmiałam się, nawet nie starając się tego ukryć. No chyba nie spodziewała się, że przyznam się do tego, że zrobiłam źle i pokornie jej to oddam. Zrobiła krok w moją stronę, w jej oczach było widać determinację.
- Oddaj mi to... - Zmarszczyła brwi, starając się robić jak najpoważniejszą, a może nawet i najgroźniejszą minę. Cały czas byłam gotowa na wszelaki atak z jej strony, a gdzieś tam nawet w środku liczyłam na to, że wyciągnie nie wiadomo skąd broń i się na mnie rzuci.
- Jesteś tak przekonująca, że na prawdę ciężko mi odmówić, no ale muszę - Przyłożyłam rękę do serca i teatralnie westchnęłam. Przyspieszyła kroku i złapała za moją skórzaną kurtkę.
- Oddaj mi to - Powtórzyła nie puszczając mnie, wręcz przeciwnie jej ręka jeszcze bardziej zacisnęła się na materiale. Miała bardzo dobrą minę, jednak zrobiła jeden błąd. Drgnęła jej powieka, dobrze się maskuje, ale przy takiej odległości, można zauważyć każdy szczegół, jak na przykład to, że jest chuda, chociaż w tej sytuacji, lepiej będzie brzmiało słowo wychudzona.
- Albo mnie puścisz, albo szczerze tego pożałujesz, i ciesz się, że ostrzegam, rzadko kiedy to robię - Nie wykonała żadnego ruchu, jednak poczułam jak jej uścisk nieco zelżał - Dobra, nie chce mi się bawić w podchody - Odepchnęłam ją od siebie kierując w jej stronę sztylet. Jej wzrok tego wyrażał zaniepokojenie, obawy, sama nie wiem co to było. Jej oczy były nieco inne niż te wszystkie z którymi miałam okazję spotkać się do tej pory - To jest ten moment w którym powinnaś zacząć się bronić wiesz? - Jedną rękę położyłam na wcięciu w tali przyglądając jej się uważnie. Istnieją dwie możliwości, pierwsza jest taka, że chce mnie przetrzymać, pokazać, że jest niewinna i bezbronna po czym zaatakować mnie prosto w plecy, albo na serio taka jest
- Nie potrzebuje awantur, chce tylko swoją...
- Wodę, tak wiem - Przerwałam jej. Odwróciłam na chwile wzrok, uśmiechając się widząc jak w naszą stronę idą dwa szwendacze. Podrzuciłam broń, która rozpłynęła się w powietrzu
- Czym chcesz walczyć? - Spojrzała w stronę stworów, który zbliżały się do nas z coraz szybszą prędkością
- A Ty? - Zauważyłam jak ściska w dłoniach metalową rurę, a więc to była jej jedyna broń. Pokiwałam głową, po czym rzuciłam w ich stronę dwa ostrza, niestety jeden zdążył ominąć ostrza, więc niestety musiałam użyć katany - Nie wiem jak to możliwe, przeżyć tyle czasu bez broni, albo masz dobrą moc, albo duże szczęście. Jestem Taiga i nie, nie jestem sama. Należę do pewnej grupy - Położyłam ręce na kark, czekając na odpowiedź
Kaze
Od Siegraina C.D Taigi
- I tego się najbardziej boję, jesteś bardziej uparta ode mnie - westchnąłem przeczesując palcami jej miękkie włosy.
Nie potrafiłem się już dłużej na nią gniewać. Była odważna, to jej główna cecha, nie bała się niebezpieczeństwa. Świetnie włada kataną, lecz mimo to bardzo się o nią boję, boję, że kiedyś ją stracę.
- Sieg? - zawołała wpatrując się wyczekująco.
- Tak?
- Jesteś jakiś nieobecny. Idziemy dalej? - spytała
- Tak, ale pod jednym warunkiem...
- Jakim?
- Trzymasz się blisko mnie i dasz mi buziaka - zaśmiałem się.
- To już dwa warunki - zauważyła, lecz mimo to się uśmiechnęła.
Wspięła się na palcach i pocałowała mnie szybko w nos po czym uciekła z szerokim uśmiechem. Nie czekałem już ani chwili dłużej, tylko ruszyłem od razu za nią. Nie chciałem znów stracić jej z oczu.
- Ja biorę te dwa z przodu - powiedziała.
Minęła chwila zanim ujrzałem grupkę zombie. Taiga ruszyła już na stwory z kataną. Nie istniało chyba nic, co by ją powstrzymało od walki z nimi. Wydobyłem sztylet zza paska spodni i ruszyłem tuż za nią, po chwili zrównując się z nią.
- To będą udane łowy - uśmiechnęła się na sekundę odwracając w moją stronę.
- Ocenimy to po bezpiecznym dotarciu do grupy - powiedziałem.
W tej samej chwili zauważyłem dwa pająki, które ruszyły na Taigę. Ugodziłem zombie miedzy żebra zostawiając w ciel sztylet. Sięgnąłem do kieszeni kurtki i wydobyłem z nich krótkie noże, którymi rzuciłem w cele. Potwory padły martwe, podwijając pod siebie odnóża. Nie cierpiałem pająków...
- O mały włos - powiedziała Taiga posyłając swojego przeciwnika martwego na ziemię.
Na kilka minut teren się oczyścił ze wszelkich zjaw, stworów. Podszedłem teraz do truchła zombie, w którym wciąż wbity był mój srebrny sztylet. Wyciągnąłem go z ciała i z obrzydzeniem wyczyściłem ostrze o strzępek ubrania umarlaka. Pozostałe dwa noże też odzyskałem.
- To było męczące - przyznałem podchodząc do Tai, która siedziała na schodkach na wyższe piętro.
- Zgadza się - powiedziała oddychając głęboko.
Usiadłem obok niej i w tej samej chwili dostrzegłem ranę na jej nodze. Stróżki krwi spływały na ziemię.
- Jak to się stało? - zerwałem się na równe nogi, kucając naprzeciwko niej i oglądając ranę. Nie była aż tak poważna, lecz wymagała opatrzenia. - Czy to zrobiły Ci te stwory?
- Przy walce z zombie zahaczyłam o coś nogą. Nie zostałam skażona - odparła widząc moją zatroskaną minę.
Poczułem niemałą ulgę. Wyjąłem z kieszeni kawałek bandaża. Zawsze noszę ze sobą kawałek materiału na takie właśnie przypadki. Podwinąłem nogawkę spodni i delikatnie zawiązałem opatrunek.
- Ale napędziłaś mi strachu - powiedziałem przecierając dłońmi twarz - Osiwieję przez Ciebie - uśmiechnąłem się podnosząc się na nogi.
- Nie musisz się tak martwić - powiedziała posyłając mi lekki uśmiech.
Pomogłem jej wstać. Rozejrzałem się wokół, lecz nie widziałem nowego zagrożenia. Pewnie pojawią się tu dopiero po kilku minutach. Mamy więc czas, aby bez przeszkód wrócić do sektora.
- Dasz radę iść? - zapytałem.
- Tak - skinęła głową.
Ruszyliśmy w stronę schodów, szliśmy powoli. Nie chciałem, aby jej rana się pogorszyła. Zatrzymaliśmy się po paru metrach przy klatce schodowej.
- Obejmij mnie za szyję - powiedziałem.
- Jestem za ciężka - zaprzeczyła od razu, wiedząc co chcę zrobić.
- Nonsens - dodałem chwytając ją za zgięcie w kolanach i za plecy, podnosząc do góry.
Wniosłem ją po schodach. Była bardzo lekka, nie czułem w ogóle jej ciężaru. Gdy znaleźliśmy się piętro wyżej zaczęła protestować i kazała postawić się na ziemię. Oczywiście nie posłuchałem jej i zmuszony byłem słuchać jej sprzeciwów.
- Sieg.. proszę, postaw mnie już, przecież umiem chodzić.
- Wiem - uciąłem krótko nie wdając się z nią w dyskusję. - Tobie to chyba nigdy nie zamkną się usta... - westchnąłem.
- Jeśli tego nie zrobisz to...
Nie dokończyła, gdyż nasze wargi złączyły się w pocałunku. To był jedyny i najprzyjemniejszy sposób, by zamknąć jej usta.
(Taiga?)
Nie potrafiłem się już dłużej na nią gniewać. Była odważna, to jej główna cecha, nie bała się niebezpieczeństwa. Świetnie włada kataną, lecz mimo to bardzo się o nią boję, boję, że kiedyś ją stracę.
- Sieg? - zawołała wpatrując się wyczekująco.
- Tak?
- Jesteś jakiś nieobecny. Idziemy dalej? - spytała
- Tak, ale pod jednym warunkiem...
- Jakim?
- Trzymasz się blisko mnie i dasz mi buziaka - zaśmiałem się.
- To już dwa warunki - zauważyła, lecz mimo to się uśmiechnęła.
Wspięła się na palcach i pocałowała mnie szybko w nos po czym uciekła z szerokim uśmiechem. Nie czekałem już ani chwili dłużej, tylko ruszyłem od razu za nią. Nie chciałem znów stracić jej z oczu.
- Ja biorę te dwa z przodu - powiedziała.
Minęła chwila zanim ujrzałem grupkę zombie. Taiga ruszyła już na stwory z kataną. Nie istniało chyba nic, co by ją powstrzymało od walki z nimi. Wydobyłem sztylet zza paska spodni i ruszyłem tuż za nią, po chwili zrównując się z nią.
- To będą udane łowy - uśmiechnęła się na sekundę odwracając w moją stronę.
- Ocenimy to po bezpiecznym dotarciu do grupy - powiedziałem.
W tej samej chwili zauważyłem dwa pająki, które ruszyły na Taigę. Ugodziłem zombie miedzy żebra zostawiając w ciel sztylet. Sięgnąłem do kieszeni kurtki i wydobyłem z nich krótkie noże, którymi rzuciłem w cele. Potwory padły martwe, podwijając pod siebie odnóża. Nie cierpiałem pająków...
- O mały włos - powiedziała Taiga posyłając swojego przeciwnika martwego na ziemię.
Na kilka minut teren się oczyścił ze wszelkich zjaw, stworów. Podszedłem teraz do truchła zombie, w którym wciąż wbity był mój srebrny sztylet. Wyciągnąłem go z ciała i z obrzydzeniem wyczyściłem ostrze o strzępek ubrania umarlaka. Pozostałe dwa noże też odzyskałem.
- To było męczące - przyznałem podchodząc do Tai, która siedziała na schodkach na wyższe piętro.
- Zgadza się - powiedziała oddychając głęboko.
Usiadłem obok niej i w tej samej chwili dostrzegłem ranę na jej nodze. Stróżki krwi spływały na ziemię.
- Jak to się stało? - zerwałem się na równe nogi, kucając naprzeciwko niej i oglądając ranę. Nie była aż tak poważna, lecz wymagała opatrzenia. - Czy to zrobiły Ci te stwory?
- Przy walce z zombie zahaczyłam o coś nogą. Nie zostałam skażona - odparła widząc moją zatroskaną minę.
Poczułem niemałą ulgę. Wyjąłem z kieszeni kawałek bandaża. Zawsze noszę ze sobą kawałek materiału na takie właśnie przypadki. Podwinąłem nogawkę spodni i delikatnie zawiązałem opatrunek.
- Ale napędziłaś mi strachu - powiedziałem przecierając dłońmi twarz - Osiwieję przez Ciebie - uśmiechnąłem się podnosząc się na nogi.
- Nie musisz się tak martwić - powiedziała posyłając mi lekki uśmiech.
Pomogłem jej wstać. Rozejrzałem się wokół, lecz nie widziałem nowego zagrożenia. Pewnie pojawią się tu dopiero po kilku minutach. Mamy więc czas, aby bez przeszkód wrócić do sektora.
- Dasz radę iść? - zapytałem.
- Tak - skinęła głową.
Ruszyliśmy w stronę schodów, szliśmy powoli. Nie chciałem, aby jej rana się pogorszyła. Zatrzymaliśmy się po paru metrach przy klatce schodowej.
- Obejmij mnie za szyję - powiedziałem.
- Jestem za ciężka - zaprzeczyła od razu, wiedząc co chcę zrobić.
- Nonsens - dodałem chwytając ją za zgięcie w kolanach i za plecy, podnosząc do góry.
Wniosłem ją po schodach. Była bardzo lekka, nie czułem w ogóle jej ciężaru. Gdy znaleźliśmy się piętro wyżej zaczęła protestować i kazała postawić się na ziemię. Oczywiście nie posłuchałem jej i zmuszony byłem słuchać jej sprzeciwów.
- Sieg.. proszę, postaw mnie już, przecież umiem chodzić.
- Wiem - uciąłem krótko nie wdając się z nią w dyskusję. - Tobie to chyba nigdy nie zamkną się usta... - westchnąłem.
- Jeśli tego nie zrobisz to...
Nie dokończyła, gdyż nasze wargi złączyły się w pocałunku. To był jedyny i najprzyjemniejszy sposób, by zamknąć jej usta.
(Taiga?)
Od Kaze Do Taigi
Dziś mróz nie doskwierał tak bardzo jak ostatnimi dniami. Szwendacze
"wypasały" się gdzie popadną, a ja modliłam się w duchu by nic mnie nie
znalazło. Postanowiłam poszukać zapasów, bo człowiek nie kaktus, pić
musi, prawda? A z tego co mi wiadomo to śnieg nie nadaje się do
spożycia...
Wszystkie manierki, butelki czy kontenery oznaczałam czerwoną tasiemką izolacyjną, by wiedzieć czy jest pełna i bym szybko mogą znaleźć, podobno czerwony kolor najbardziej przyciąga uwagę, wiec czemu nie miałam skorzystać. Tasiemkę pozyskałam ze starej skrzynki na narzędzia... może i była wybrakowana ale znalazłam jednak coś przydatnego.
Przechodziłam przez korytarz, gdy nagle parę metrów przede mną zauważyłam jak pasmo bodajże rubinowych włosów przemyka pomiędzy przejściami. Na ten widok zdębiałam, jeszcze nie udało mi się nikogo spotkać... a co jak ma złe zamiary? Postanowiłam ze sprawdzę dokąd kieruje się ów postać. Wyczarowałam swoją kulę i zapominając sprawdzić swoje bezpiecznie położenie śledziłam podświadomym wzrokiem przybysza. Z tego co zdążyłam się zorientować to była kobieta... i kierowała się do miejsca gdzie znajdowała się moja kryjówka. Zaklęłam cicho pod nosem i zaczęłam się kierować powoli do tamtego miejsca, oczywiście nie wyłączając zdolności. Po drodze zauważyłam, że dziewczyna zatrzymała się a jej poza wykazywała na to, że czegoś szuka... możliwe, że mnie okradała. No pięknie.
Wtem, ni stąd ni zowąd wpadłam... - a raczej to on wpadł na mnie - szwendacz. Upuściłam kulę która upadła z hukiem i rozwaliła się na tysiąc kawałeczków żeby potem zniknąć. Ja również upadłam tyle, że wszystko co mi się stało to zbity tyłek. Zdezorientowana patrzyłam na stwora.
Nie musiałam długo czekać by ten zaatakował, złapałam pierwszy lepszy przedmiot, czyli starą rurę i starałam się podnieść. Gdy ten był na tyle blisko by mnie zaatakować a ja nawet nie wstałam to walnęłam go po nogach by upadł. Tak też się stało a ja zdążyłam podnieść swoje cztery litery i napieprzałam potwora po mordzie. Nim się zorientowałam z jego jakże pięknej główki zaczął wypływać mózg wraz z płynem mózgowym.
Sekundę po tym zdarzeniu usłyszałam przygniatanie szkła. Wzrok przeniosłam na wejście a tam stała dziewczyna z przedtem. Cofnęłam się o krok o mało co znów nie wywalając się tym razem o stertę gruzów. Nie zamierzałam się pierwsza odzywać.
(Tai?)
Wszystkie manierki, butelki czy kontenery oznaczałam czerwoną tasiemką izolacyjną, by wiedzieć czy jest pełna i bym szybko mogą znaleźć, podobno czerwony kolor najbardziej przyciąga uwagę, wiec czemu nie miałam skorzystać. Tasiemkę pozyskałam ze starej skrzynki na narzędzia... może i była wybrakowana ale znalazłam jednak coś przydatnego.
Przechodziłam przez korytarz, gdy nagle parę metrów przede mną zauważyłam jak pasmo bodajże rubinowych włosów przemyka pomiędzy przejściami. Na ten widok zdębiałam, jeszcze nie udało mi się nikogo spotkać... a co jak ma złe zamiary? Postanowiłam ze sprawdzę dokąd kieruje się ów postać. Wyczarowałam swoją kulę i zapominając sprawdzić swoje bezpiecznie położenie śledziłam podświadomym wzrokiem przybysza. Z tego co zdążyłam się zorientować to była kobieta... i kierowała się do miejsca gdzie znajdowała się moja kryjówka. Zaklęłam cicho pod nosem i zaczęłam się kierować powoli do tamtego miejsca, oczywiście nie wyłączając zdolności. Po drodze zauważyłam, że dziewczyna zatrzymała się a jej poza wykazywała na to, że czegoś szuka... możliwe, że mnie okradała. No pięknie.
Wtem, ni stąd ni zowąd wpadłam... - a raczej to on wpadł na mnie - szwendacz. Upuściłam kulę która upadła z hukiem i rozwaliła się na tysiąc kawałeczków żeby potem zniknąć. Ja również upadłam tyle, że wszystko co mi się stało to zbity tyłek. Zdezorientowana patrzyłam na stwora.
Nie musiałam długo czekać by ten zaatakował, złapałam pierwszy lepszy przedmiot, czyli starą rurę i starałam się podnieść. Gdy ten był na tyle blisko by mnie zaatakować a ja nawet nie wstałam to walnęłam go po nogach by upadł. Tak też się stało a ja zdążyłam podnieść swoje cztery litery i napieprzałam potwora po mordzie. Nim się zorientowałam z jego jakże pięknej główki zaczął wypływać mózg wraz z płynem mózgowym.
Sekundę po tym zdarzeniu usłyszałam przygniatanie szkła. Wzrok przeniosłam na wejście a tam stała dziewczyna z przedtem. Cofnęłam się o krok o mało co znów nie wywalając się tym razem o stertę gruzów. Nie zamierzałam się pierwsza odzywać.
(Tai?)
Lawliett Mustang
| L o g i n|
╬BestElite╬
| E - m a i l|
╬BestAlajt@gmail.com╬
| R a n g a|
╬0p.╬
| N u m e r|
╬B3207╬
| S e k t o r|
╬B╬
| I m i e ✗ N a z w i s k o|
╬Lawliett Mustang╬
╬Lawliett Mustang╬
| P s e u d o n i m|
╬Law, Roy, Lie╬
| P ł e ć|
| P ł e ć|
╬Mężczyzna╬
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
╬22 lata / 21 kwietnia╬
| Z n a k Z o d i a k u |
╬Byk╬
| O r i e n t a c j a|
╬Bieseksualny╬
| K a r a|
╬Niepanowanie nad mocą, pobicie/W więzieniu 2,8╬
|C h a r a k t e r|
╬Na co dzień jest brany za zwykłego chuligana. Po części to prawda, jednak jest także
niezrównoważony psychicznie, zawsze w wypadku krwotoku z nosa. Smak krwi wywołuje w
nim dziwną rządzę, nie tylko pod względem mordu. Ale pozostawmy jego mroczną stronę w
spokoju. Jest osobą pełną humoru i dobroci. Co prawda jest uzależniony od bicia się, lecz
wykorzystuje do tego szwendacze. Po za tym na wyznaczoną ścieżkę, którą podąża i nie potrafi
przegrywać. Jeśli chce czegoś dokonać to tego dokona. Poświęca się ciężkim treningom, co
wyniszcza jego ciało jeszcze bardziej, jednak przez krwotoki, które następują podczas takowych
ćwiczeń chce robić to jeszcze regularniej. Tak, tak mieliśmy pozostawić tą mroczną stronę. A
więc jest pomocny pod każdym względem, nie boi się pokazywać swoich emocji, no chyba, że
wchodzą w grę te negatywne jak smutek i płacz. Nie ma szacunku do swojego ciała, ani do
samego siebie. Mimo, że nie cierpi tego, że jest odmieńcem, to takowych szanuje. Lubi
wyzwania i nieraz ma ochotę poczuć adrenalinę, którą nazywa walkę z kimś dużo silniejszym.
Jednak kiedy przegra jeszcze bardziej się torturuje treningami wmawiając sobie, że nadal jest za
słaby i jakby mógł w przeszłości zdobyć puchar w boksie. Jest bardzo poważny pod względem
swoich marzeń i przekonań. Jeśli ktoś je wyśmieje najprawdopodobniej nie będzie zbyt miły.
Trzeba także mu przyznać, że jest bałaganiarzem pozostawia wszystko tam gdzie popadnie,
usprawiedliwiając, że albo mu się nie chce, albo to jest tak zwany "artystyczny nieład". No tak,
osoba trenująca całymi dniami jest bardzo leniwa.╬
|W y g l ą d|
╬Jest posiadaczem bladej skóry, jak najprawdopodobniej każdy w więzieniu. Czarne włosy
przywdziały kolor ciemnego odcienia niebieskiego i zostały ścięte pod jednej stronie głowy.
Jego oczy charakteryzują się natomiast czystym błękitem. Nad lewym okiem posiada bliznę, po
bójce przez którą znalazł się w więzieniu, to samo jest na dolnej wardze. W nosie i uchu ma
kolczyki. Na rękach przed łokciami ma tatuaże, które przedstawiają dwie czarne linie. Kawałek
jego prawego ucha został urwany. Ma też ładnie podkreślone kości policzkowe. A jego ciało
należy do tych ciężko pracujących i wysportowanych, co nawet da się odczytać po dłoniach╬
|Z n a k i S z c z e g ó l n e|
➥Przekuty nos╬
➥Wystrzyżona połowa głowy╬
➥Blizna nad lewym okiem╬
➥Wystrzyżona połowa głowy╬
➥Blizna nad lewym okiem╬
➥Ciemno niebieskie włosy╬
|M o c|
╬Prezycja╬
|U m i e j ę t n o ś c i|
╬Prezycja╬
|U m i e j ę t n o ś c i|
➥Potrafi precyzyjnie wycelować w najczulsze miejsce przeciwnika i go
natychmiastowo przez to sparaliżować, czy też doprowadzić do utraty przytomności╬
➥Doskonale wie kiedy zrobić unik╬
➥Wie gdzie znajduje się jaka żyła i dokąd dokładnie prowadzi, zdarza mu się uwziąć na
jedną wybraną, ponieważ chciałby zobaczysz skutki jej przecięcia.╬
|W y p o s a ż e n i e|
╬Sztylet, Rzutki, Metalowe kolce wystrzelane przez urządzenie na jego ręce znajdujące się pod ubraniem ╬
|C i e k a w o s t k i|
➥Czasami dostaje krwotoku z nosa, co wręcz uwielbia╬
➥Lubi czuć smak krwi╬
➥Lubi czuć smak krwi╬
➥Jego włosy naturalnie przywdziały taki kolor╬
➥Pomimo bycia Bi bardziej idzie w kierunku homoseksualizmu╬
➥Dostał się do więzienia przez pobicie chłopaka, tak był z nim w związku╬
➥Nienawidzi tego, że jest odmieńcem╬
➥Był seks maskotką przywódcy mafii do której należał╬
➥Zamordował szefa i wrobił w to jednego z członków╬
➥Jest uzależniony od walki wręcz╬
➥Był bokserem╬
➥Ilość tatuaży oznacza ilość jego wygranych z silnymi przeciwnikami [x]╬
➥Kawałek jego ucha został odgryziony podczas walki [x]╬
➥Pomimo bycia Bi bardziej idzie w kierunku homoseksualizmu╬
➥Dostał się do więzienia przez pobicie chłopaka, tak był z nim w związku╬
➥Nienawidzi tego, że jest odmieńcem╬
➥Był seks maskotką przywódcy mafii do której należał╬
➥Zamordował szefa i wrobił w to jednego z członków╬
➥Jest uzależniony od walki wręcz╬
➥Był bokserem╬
➥Ilość tatuaży oznacza ilość jego wygranych z silnymi przeciwnikami [x]╬
➥Kawałek jego ucha został odgryziony podczas walki [x]╬
|O c e n a|
Pochwały/Skargi: 0/0
|G ł o s|
Od Reese
Pierwsze co usłyszał na temat więzienia to nie to, że żarcie było, a raczej jest ohydne, czy też są tan twarde materace. Tylko słuchał historii przyjaciela, który opowiadał o wykorzystywaniu seksualnym. Wraz z przekroczeniem progu więzienia człowiek nie wyzbywa się swoich potrzeb, również tych seksualnych. Ludzie, którzy trafiają do więzień na wolności najczęściej uchodzili za macho i gardzili homoseksualistami. Jednak jak była osoba przypominająca w miarę dziewczynę w celi, to korzystano z
tego. Niektórzy świadomie wykorzystywali swoje wdzięki. Cóż nie tego chciał się dowiedzieć, raczej jak traktują ludzi z darem. No ale co zrobić? Jego przyjaciel był "normalem" pewnie nie miał z nimi nawet styczności. Już kilka miesięcy uciekał przez glinami, po zabiciu... żony, dziecka i czwórki obcych osób. Do tej pory obwinia się za ten wypadek, jednak wie, że siedząc w więzieniu nie dostanie rozgrzeszenia. Wykorzystywał swoją moc do pomocy innym. Jakkolwiek to brzmi, jeśli może jedynie co wyjmować swoje kości z ciała. Ale dokonać wiele nie mógł. Przez jego wygląd, namalowana czaszka na twarzy, biały irokez. Coś takiego nie przyciąga ludzi, a tym bardziej świadomość, że jestem osobą z darem. To, że potrafią więcej oznacza, że są gorsi? Aż tak się różnią od zwykłych ludzi? Prawda, sami ich zrazili do siebie, gdyż moc zwykle wykorzystywali do złych celów. Ale zaczęli oceniać tak każdego, w końcu wsadzając wszystkich za kratki. Go w końcu też złapali...
Zaciągnął się porządnie ostatnim papierosem.
- Oj kochane zabraknie mi was - Wymruczał, do już pustej paczki L&M silver label, może najtańsze, ale strasznie dobre. Tylko to zdejmowało z niego stres... no ale może coś jeszcze znajdzie. Oparty na
ścianę wypuścił z buzi gęsty dym. - Kiedy ty byłaś, nie czułem tej potrzeby.. - Zaśmiał się ironicznie na wspomnienie ukochanej żony i dziecka. Sam jej dotyk go uspokajał. - Czas ruszać.. - Westchnął rzucając na ziemię resztkę zawiniątka i zdeptał.
Minął wielki żółty napis "Sektor B" przez te dwa lata cały czas tu wracał. To jedyne korytarze, które znał na pamięć, w końcu jeszcze przed epidemią spędził tu ponad 2 lata. Postanowił jednak ruszyć przed siebie, w poszukiwaniu wyjścia. Co miało na celu siedzenie w miejscu, skoro i tak tu umrze. Niech chociaż się postara i zdechnie z honorem. "Sektor A". Dawno się tu nie zapuszczał i na pewno nie daleko. Było to miejsce dla uzdolnionych i fizycznie i magicznie, ja należałem do tych jedynie fizycznie, a dodatkowo nie lubiłem walczyć. Jednak nie dla tego odtrącał go ten teren. Zawsze było tu zbyt cicho.. jakby ktoś powybijał wszystkie potwory. Nie był pewny co może się tu dziać. Pierwszy raz tak bardzo chciał spotkać jednego z tych truposzy, ale tylko takiego ubranego w mundur. O dziwo wiele z nich posiadało w kieszeniach papierosy, dlatego starczyło mu ich na tak długo, starał się oszczędzać te cudeńka. Dostrzegł na końcu jednego z korytarzy światło. Ludzie? Pułapka? Nie był pewien jak zareagować. Schował się za rogiem i próbował coś wypatrzeć. Na ziemi leżały zombiaki. Widząc precyzyjne cięcia bronią białą zrozumiał, ze ktoś tu się osiedlił. Czeli przez ten czas jak on się szwendał i bał tu wejść, po prostu prowadzili sobie tu spokojne życie więźniowie? No nieźle Reese. Mężczyzna nagle usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Z jego łokcia wyrosła kość. Zamachnął się uderzając w broń przeciwnika. Dostrzegł zdziwienie i wykorzystując sytuację ruszył do przodu jednak został sprawnie powstrzymany. Ten ktoś musiał chociaż trochę znać się na walce. Zamiast wpatrywać się w twarz wbił wzrok w broń, próbując sprecyzować skąd nastąpi kolejny atak. Ktoś z grupy, czy może osoba będąca tu pierwszy raz jak ja?
< Ktoś ma ochotę? >
Zaciągnął się porządnie ostatnim papierosem.
- Oj kochane zabraknie mi was - Wymruczał, do już pustej paczki L&M silver label, może najtańsze, ale strasznie dobre. Tylko to zdejmowało z niego stres... no ale może coś jeszcze znajdzie. Oparty na
ścianę wypuścił z buzi gęsty dym. - Kiedy ty byłaś, nie czułem tej potrzeby.. - Zaśmiał się ironicznie na wspomnienie ukochanej żony i dziecka. Sam jej dotyk go uspokajał. - Czas ruszać.. - Westchnął rzucając na ziemię resztkę zawiniątka i zdeptał.
Minął wielki żółty napis "Sektor B" przez te dwa lata cały czas tu wracał. To jedyne korytarze, które znał na pamięć, w końcu jeszcze przed epidemią spędził tu ponad 2 lata. Postanowił jednak ruszyć przed siebie, w poszukiwaniu wyjścia. Co miało na celu siedzenie w miejscu, skoro i tak tu umrze. Niech chociaż się postara i zdechnie z honorem. "Sektor A". Dawno się tu nie zapuszczał i na pewno nie daleko. Było to miejsce dla uzdolnionych i fizycznie i magicznie, ja należałem do tych jedynie fizycznie, a dodatkowo nie lubiłem walczyć. Jednak nie dla tego odtrącał go ten teren. Zawsze było tu zbyt cicho.. jakby ktoś powybijał wszystkie potwory. Nie był pewny co może się tu dziać. Pierwszy raz tak bardzo chciał spotkać jednego z tych truposzy, ale tylko takiego ubranego w mundur. O dziwo wiele z nich posiadało w kieszeniach papierosy, dlatego starczyło mu ich na tak długo, starał się oszczędzać te cudeńka. Dostrzegł na końcu jednego z korytarzy światło. Ludzie? Pułapka? Nie był pewien jak zareagować. Schował się za rogiem i próbował coś wypatrzeć. Na ziemi leżały zombiaki. Widząc precyzyjne cięcia bronią białą zrozumiał, ze ktoś tu się osiedlił. Czeli przez ten czas jak on się szwendał i bał tu wejść, po prostu prowadzili sobie tu spokojne życie więźniowie? No nieźle Reese. Mężczyzna nagle usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Z jego łokcia wyrosła kość. Zamachnął się uderzając w broń przeciwnika. Dostrzegł zdziwienie i wykorzystując sytuację ruszył do przodu jednak został sprawnie powstrzymany. Ten ktoś musiał chociaż trochę znać się na walce. Zamiast wpatrywać się w twarz wbił wzrok w broń, próbując sprecyzować skąd nastąpi kolejny atak. Ktoś z grupy, czy może osoba będąca tu pierwszy raz jak ja?
< Ktoś ma ochotę? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)