niedziela, 28 lutego 2016

Od Blusji C.D Lucy

Luca zapaliła światło w stołówce. Już nasza czwórka miała tam wchodzić, gdy zauważyliśmy coś stojącego po środku sali. Podeszłam do tego czegoś.
-Skąd....- miałam coś powiedzieć, ale człowiek, a raczej szwędacz odwrócił się do mnie.
-Mikuri... - wypowiedziałam cicho i się odsunełam. Nie chciałam zabijać niegdyś mojej przyjaciółki, która wzieła się tu nie wiadomo skąd.
Za mnie, na zombie rzuciła się Laurie. Ja, tylko wpatrywałam się w scenkę. Dziewczyna krążyła wokół jeszcze nie tak do końca zniszczonego ciała Kuri. W końcu jednak dała spokój i przecieła ją wpół. Czyli już nie ma tu zagrożenia... Ruszyłam powoli w kierunku czegoś, co musiało być kuchnią. Nigdy wcześniej nie byłam w tym miejscu. Jednak to, nic się nie różniło od stołówki w moim dziale. Podeszłam do jednego z blatów. Leżało tam trochę składników do gotowania i samo jedzenie. Wszystko było nie świeże, ale było.
-Ktoś tu się zna na gotowaniu?- spytałam. Spotkałam się jednak z ciszą.-Czyli nikt? No okay...
Przypomniałam sobie przepis na coś, co ma składniki, które powinny tu być. Poszukałam po szafkach. Jest! Kasza, jakieś zamrożone mięso i woda...
-Yyyy... Lucienne? Chodź tu...- przywołałam dziewczynę. Ta jednak dalej tylko stała.- Lucienne...!
-Eee... Co?
-Gdybyś mogła...- powiedziałam po czym zwróciłam wzrok w stronę kuchenki.
-A, tak...- Luca za pomocą elektryczności zapaliła ogień.
Szybko podegrzałam kaszę. W między czasie sprawiłam by lód się roztopił. Wsadziłam je do garnka ze starą wodą, a po chwili było już ugotowane. Podzieliłam je z Lucą na części. Położyłyśmy na czterech talerzach trochę kaszy, starego chleba i mięso.
-Może to nie nie wiadomo co, ale bardziej się tym człowiek naje niż kawałkiem bułki...
Dosiadłam się do stołu i zabrałam się do jedzenia. Po posiłku zabrałam naczynia do kuchni i postawiłam spowrotem na blacie. Wróciłam do towarzyszy.
-To gdzie teraz idziemy?- spytałam.
-Chyba najlepiej by było narazie tu zostać...- odpowiedział Carl.
-Ale z drugiej strony, jeśli dostanie się tu coś innego niż szwendacze to...- zaczeła Laurie.
-Dead.- dokończyłam.
-Narazie nic nam nie grozi, więc jest dobrze.- odparł chłopak i wstał od stołu.
~*~*~
Już była późna noc. Dziewczyny spały. Lisiu miał na straży, a ja poprostu nie mogłam zasnąć.
-Zamiana?- spytałam podchodząc do Carl'a.
-Nie...- odpowiedział.
-Ta weź, widzę, że chce ci się spać.- uśmiechnełam się pod nosem na widok zasypiającego chłopaka.
Już spał. Nim się zorientowałam co robię, podeszłam ciut bliżej i pocałowałam chłopaka w policzek. Gdy się zorientowałam co robię, Lisek już się obudził. W końcu nie chciał zasypiać na straży. Natychmiast po tym spaliłam buraka.
-Pięknie, Blusji. Poprostu pięknie.- skarciłam się w myślach.
Braciszek? (Nie zabij mnie. Blusji łodbiło >.<) Luca? Laurie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz