Zachowanie Ann... było takie pocieszne. Wydaje mi się, że to dobrze. Uśmiechnąłem się niemalże niewidocznie i zacząłem myśleć co odpowiedzieć na jej pytania. Widziałem, że Shura zabierała się, by to zrobić. Położyłem rękę na jej ramieniu i wskazałem na jednego ze sztywnych, który właśnie wyszedł zza rogu. Spojrzała na mnie, po czym przytaknęła głową. Powolnym krokiem ruszyła do niego, nim nas spostrzegł — padł. Zrównałem swoje tempo to kroku nastolatki. Nie było to łatwe zadanie, bo ona nie szła, nie biegła, a jakby podskakiwała. Dopiero, kiedy otworzyłem usta, jakby się uspokoiła i nieco zwolniła.
— Pójdziemy poszukać miejsca, gdzie będziemy bezpieczni. Nie duże, nie małe. Byłoby miło, gdybyśmy znaleźli jakieś zapasy, żywność. Niestety, na trzecie pytanie jest trudno odpowiedzieć. Wybacz. — Delikatnie ją pogłaskałem. — Bardzo boli?
— N... — zawahała się, — nie. Tylko na początku bolało, teraz jest już w porządku. — Nie byłbym tego taki pewien, głowa to głowa, a musiała nieźle nią przywalić. Palcami próbowałem rozdzielić pojedyncze włoski z jej kosmyku, który zsechł się wraz z krwią.
— Annabell, następnym razem, jak będziesz mieć kłopoty, nie ważne co by się stało, proś nas o pomoc. Razem zdziałamy więcej, rozumiesz? — Podeszła do nas Shura, która zaczęła mówić do Ann. Niebieskowłosa była z lekka zdezorientowana, tutaj ktoś ją głaska i 'bawi się' jej włosami, a tam zaraz ktoś przychodzi i zaczyna 'pouczać'. Starsza Siostrzyczka widząc jej reakcje zaczęła cichutko chichotać, dopiero później, kiedy i ja się do niej dołączyłem, śmiała się już nieco głośniej. W żarcie pogroziła jeszcze chwilę palcem. Ann również się nieco rozweseliła, po czym sama przeczesała palcami włosy.
— Przydałoby się umyć — powiedziała.
— Też tak myślę. - Shura zaczęła się doglądać. Spojrzała na Siostrzyczkę, a następnie na mnie. — Chociaż wam to się bardziej przyda, niżeli mi. Jesteście brudniejsi, wy ma — zacięła się na chwilę — małe-duże syfki!
— O tym marzyłem. Marzyłem, by zostać nazwany syfkiem. — Zachowałem przez chwilę powagę, po czym zacząłem się śmiać. Mimo ostatnich zdarzeń, (dzięki Ann) jest między nami nieco weselej. — Przytulcie brudasa. — Rozłożyłem ręce (niczym Jezus) i czekałem, aż dziewczęta się zbliżą. Kiedy były 'tuż tuż' przytuliłem je do siebie, a następnie ręką wskazałem na jeden z bocznych korytarzy. — Wydaje mi się, że kiedyś tu byłem. Z tego co pamiętam ten korytarz prowadził do pomieszczeń zaopatrzeniowych lub łazienek więziennych. Drugi... wydaje się, że był drogą do mostka łączącego przejścia do innego sektora. Nie chcę tam iść, prawdopodobnie będzie tam straszny natłok. Jeśli pójdziemy prosto, możemy natrafić na cele. Wątpię, by tam było teraz bezpiecznie.
Siostrzyczki dokładnie przysłuchały się temu co mówiłem. Zastanowiły się chwilę, po czym zaproponowały, by skręcić w prawy korytarz, ten od zaopatrzenia. Przytaknąłem głową, a następnie uniosłem broń nieco wyżej. Shura szła na przodzie i sprawdzała wszystkie drzwi, jakie minęliśmy. Annabell coś próbowała zrobić, nie jestem w stanie określić co dokładniej, ale nasze kroki jakoś dziwnie się nie roznosiły między ścianami budynku. Moim zadaniem było ubezpieczanie tyłów albo w razie 'W' zająć czymś wroga, by tamte mogły się spokojnie schować czy coś. Domyśleć się można, że druga opcja jest niemożliwa. Towarzyszki nie pozwoliłyby mi na to. To chyba skarb mieć taką drużynę, ale to może okazać się i zgubą. W końcu czasami trzeba coś, kogoś poświęcić? One chyba dobrze o tym wiedzą. Uśmiechnąłem się, kiedy przystanęliśmy na dłużej. Kiedy ognistowłosa kobieta wychyliła się raz jeszcze, odwzajemniła gest i machnęła ręką byśmy podeszli bliżej. Coś udało się znaleźć. Owszem, nie było tego dużo, nie było jakoś szczególnie dobrej jakości, ale zawsze coś.
— Bierzemy wszystko, tak? — zapytała Ann.
— Myślę, że grzechem byłoby to tak zostawić. Jeśli tego nie weźmiemy, to kto wie, czy ktoś jeszcze to znajdzie, co? — Zamyśliła się chwilę. — Co ty myślisz Carl?
— Weźmy wszystko, choć to co na pewno się nie przyda to zostawmy. Nie będziemy dorzucać sobie zbędnych ciężarów do dźwigania... Damy radę upchać w to co mamy?
Rozglądnęliśmy się wszyscy, w rogu leżała torba, wyglądała na zapakowaną. Podszedłem do niej i niepewny szturchnąłem ją butem. Raz, potem drugi, a potem coś się tam poruszyło. Zaczęło dziwnie charczeć. Za moimi plecami pojawiła się Młodsza Siostrzyczka, przechyliła głowę i pytająco na to spojrzała. W jej dłoniach pojawiły się uchwyt, zaraz po nim reszta plecaka.
— Będzie praktyczniejszy, a przy okazji posłuży za zastępstwo tej torby. Przydałoby się zabić tego szwendacza. Zacznij pakować z Shurą, zaraz wam pomogę.
'Przydeptałem' żywego trupa, a następnie zgodnie z obietnicą, zacząłem przebierać w tym co mogłoby się przydać. Biedni nie byliśmy, ale do bogatych daleko nam brakowało. W tym pokoju było dużo produktów mlecznych już dawno po terminie, więc wiadomo, że tego na pewni nie weźmiemy. Nie będziemy się tym truć. Z tego już nic nie będzie.
— Czuję gorąc, a wy?
— Może miałem rację i niedaleko znajdują się jakieś łazienki, czy coś. Skończymy tutaj i pójdziemy zobaczyć tam, dobrze? - zaproponowałem.
Obie zgodziły się ze mną i nagle przyspieszyły tempo. Nieco zdezorientowany byłem wolniejszy od nich. Zadziwiły mnie, że tak szybko mogą dostosować swą prędkość pracy. Po chwili zacząłem się śmiać pod nosem, jednak nie zwróciłem na siebie większej uwagi znajomych. Skończywszy podniosłem się z miejsca, a następnie pomogłem wstać do pionu Siostrzyczkom. Razem ruszyliśmy nieco dalej. Stanąłem przy drzwiach, które z rozmachem Shura otworzyła. Z pomieszczenia zaczęła się ulatniać jakby mgła, towarzyszyła jej fala ciepła. Kolejne zaskoczenie, powoli zaczęły wychodzić szwendacze, były jakby czyściejsze. Mała grupka, zaledwie licząca czterech osobników zmierzało w stronę kobiecinek. Nie zauważyły mnie, więc zacząłem pozbywać się ich od tyłu. Ann ze Starszą Siostrzyczką pozbyły się reszty.
— To łazienka lub przeciek rur, a ktoś gdzieś potrzebuje ciepłej wody, znaczy tak myślę — rzuciłem krótko.
Powoli weszliśmy wszyscy do środka. Widoczność była... nikła, więc trzymaliśmy się blisko, stykaliśmy się plecami. Każdy w rękach trzymał jakąś broń. Shura zaznaczyła ważność bezpieczeństwa, miałem wrażenie jakby chciała wszystkich ochronić sama. Nie jestem pewien, ale uważam tak przez to co teraz towarzyszy mojemu serduszku. Pewne ciepełko, które zachęca, by łatwowiernie podążać za kobietą. Zaufać jej bezgranicznie, choć to może być również aura pewności siebie, w końcu jeszcze niedawno chyba coś piła.
Siostrzyczki?
poniedziałek, 14 marca 2016
sobota, 5 marca 2016
Od Rade C.D Nicolas'a
Siedziałam w szkolnej ławce na lekcji geografii. Nauczycielka wyszła na
moment załatwić jakąś sprawę zostawiając klasę samą. Niemal od razu,
kiedy zamknęły się drzwi chłopaki zaczęli rzucać papierowymi samolotami,
które stanowiły dla nich niezmierną radość. Ja rysowałam sobie na końcu
zeszytu próbując ignorować szeptane plotki dziewczyn siedzących w
tylnych ławkach, ale mimowolnie słuchałam. W pewnym momencie usłyszałam
moje imię. Gwałtownie spojrzałam za siebie, by zobaczyć roześmiane
twarze. Zawstydzona spuściłam wzrok z powrotem na kartkę zapełnioną
rysunkami i bezkształtnymi bazgrołami. Ja - jak to ja - nie potrafiłam
usiedzieć na jednym miejscu dłużej niż to wymaga, więc wstałam i wyszłam
z klasy. Czułam na plecach palące spojrzenia. Jednej z dziewczyn - tej
z ''niższych sfer'', które były gnojone nawet bardziej niż ja, rzuciłam
szybkie wytłumaczenie o toalecie. Kiedy szłam w kierunku łazienek nie
mogłam się powstrzymać o rozmyślaniu nad nowymi znajomymi, których
poznam po przeprowadzce do innego miasta. Może znajdę kogoś, kto będzie
mógł zignorować całą nieśmiałość i dotrzeć do czułego wnętrza. O ile
takie mam. Po tym stwierdzeniu przystanęłam na moment. Co ja do cholery
myślę? Czułe wnętrze? Od kiedy zebrało ci się na romantyczne
stwierdzenia, pomyślałam ze śmiechem. Dotąd byłam tylko określana jako
irytujący przychlast i... W sumie na tyle ich było jedynie stać. Nagle
usłyszałam krzyk i odgłos szamotania, co niestety wybudziło mnie ze snu.
Przetarłam oczy i spojrzałam na przeciwległe do mojej pryczy posłanie
Nicolas'a. Gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej, ciężko
oddychając. Na jego twarzy widniał strach. Veronica - imię to nic mi nie
mówiło, prócz tego, że musiała to być ważna dla niego osoba skoro tak
reagował. Nico zaklął i położył się z powrotem na materacu. Jeszcze
przez chwilę patrzyłam na jego plecy, ale przerwany sen wkrótce się
odezwał.
Kiedy się obudziłam, Nicolas'a już nie było. Przetarłam zaspane oczy i wstałam. Szybko zarzuciłam na siebie bluzę i poszłam coś zjeść. Podczas spożywania posiłku trochę pogawędziłam z innymi członkami Grupy, ale nigdzie nie zauważyłam czarnowłosego. Z braku czegoś do roboty postanowiłam powłóczyć się po naszym sektorze. W dłoni trzymałam na wszelki wypadek jeden z moich mieczy, bo mimo wyczyszczenia Sektoru A z nieumarłych, wciąż przychodziły kolejne. Zastanawiałam się skąd one się biorą, w końcu w więzieniu przebywała ograniczona liczba osób. Jak na zawołanie jeden z nich wyszedł mi na przeciw. Na początku szedł powoli, ale przyspieszył kiedy mnie zobaczył.Wyglądał niebywale paskudnie. Kawałki skóry zwisały mu strzępami, a ze zgniłego brzucha z każdym krokiem wypadały larwy. Przy okazji roznosił zapach gnijącego mięsa, do czego nawet po takim czasie nie zdążyłam się przyzwyczaić. Po twarzy nie sposób było poznać kim było TO za życia. Postanowiłam ostatecznie zakończyć żywot nieumarłego, szybko okrążając go i wbijając mu ostrze w tył kolana. Z jego gardła wydostał się warkot, ale nie na tyle głośny, by przyciągnąć inne szwendacze. Gdy upadł na posadzkę nie sprawiło mi żadnego kłopotu roztrzaskanie czaszki. Podwójnie uśmiercony przestał rzucać się. Zostawiłam go na środku korytarza mając nadzieję, że ktoś odwali za mnie brudną robotę i go sprzątnie, bo ja zdecydowanie nie chciałam go dotykać. Już miałam odchodzić, kiedy zauważyłam karteczkę przybitą małą strzałką do pleców szwendacza. Podniosłam ją i odczytałam zawartą na niej informację. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to było napisane starannym pismem imię. I to nie byle jakie, bo... moje. Zaniepokojona obejrzałam się za siebie, po czym wróciłam do wiadomości. Prócz tego widniało tam zdanie ''Wejście do sektora C. Teraz''. Na odwrocie znajdował się podpis ''Przyjaciel'' oraz dodany uśmieszek. Przez myśl przeszło mi, że ktoś z Grupy chce ze mnie zażartować, ale to raczej było mało prawdopodobne. Postanowiłam wrócić do Sylvanas i pokazać jej to, jednak w połowie drogi prawie wpadłam na Nicolas'a. Po krótkim wytłumaczeniu gdzie byłam, dałam mu liścik. Zamyślony wpatrywał się w pożółkłą stronę, po czym orzekł:
- Śledził cię ktoś?
Z wahaniem pokręciłam głową. Wprawdzie rozglądałam się, ale nie mogłam być tego pewna. ''Co robimy?'' pokazałam mu na migi.
- Lepiej to sprawdzić. - mruknął i dodał - Ale bądź ostrożna.
Uniosłam do czoła dwa palce i żartobliwie zasalutowałam. Kiwnął głową i ruszyliśmy. Przez cały ten czas nie rozmawialiśmy, co trochę mnie irytowało. Jako że jeszcze nie byliśmy blisko celu postanowiłam zapytać o rzecz, którą dopiero co sobie przypomniałam. Klepnęłam go lekko w ramię, by zwrócił na mnie uwagę i ułożyłam ze znaków migowych pytanie ''Kim jest Victorie?''. Zauważyłam jak zacisnął szczękę. Czyżby to nie był dobry pomysł, by go o to pytać, pomyślałam. Utrzymałam jednak jego spojrzenie, patrząc mu w oczy.
<Nicuś? :3>
Kiedy się obudziłam, Nicolas'a już nie było. Przetarłam zaspane oczy i wstałam. Szybko zarzuciłam na siebie bluzę i poszłam coś zjeść. Podczas spożywania posiłku trochę pogawędziłam z innymi członkami Grupy, ale nigdzie nie zauważyłam czarnowłosego. Z braku czegoś do roboty postanowiłam powłóczyć się po naszym sektorze. W dłoni trzymałam na wszelki wypadek jeden z moich mieczy, bo mimo wyczyszczenia Sektoru A z nieumarłych, wciąż przychodziły kolejne. Zastanawiałam się skąd one się biorą, w końcu w więzieniu przebywała ograniczona liczba osób. Jak na zawołanie jeden z nich wyszedł mi na przeciw. Na początku szedł powoli, ale przyspieszył kiedy mnie zobaczył.Wyglądał niebywale paskudnie. Kawałki skóry zwisały mu strzępami, a ze zgniłego brzucha z każdym krokiem wypadały larwy. Przy okazji roznosił zapach gnijącego mięsa, do czego nawet po takim czasie nie zdążyłam się przyzwyczaić. Po twarzy nie sposób było poznać kim było TO za życia. Postanowiłam ostatecznie zakończyć żywot nieumarłego, szybko okrążając go i wbijając mu ostrze w tył kolana. Z jego gardła wydostał się warkot, ale nie na tyle głośny, by przyciągnąć inne szwendacze. Gdy upadł na posadzkę nie sprawiło mi żadnego kłopotu roztrzaskanie czaszki. Podwójnie uśmiercony przestał rzucać się. Zostawiłam go na środku korytarza mając nadzieję, że ktoś odwali za mnie brudną robotę i go sprzątnie, bo ja zdecydowanie nie chciałam go dotykać. Już miałam odchodzić, kiedy zauważyłam karteczkę przybitą małą strzałką do pleców szwendacza. Podniosłam ją i odczytałam zawartą na niej informację. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to było napisane starannym pismem imię. I to nie byle jakie, bo... moje. Zaniepokojona obejrzałam się za siebie, po czym wróciłam do wiadomości. Prócz tego widniało tam zdanie ''Wejście do sektora C. Teraz''. Na odwrocie znajdował się podpis ''Przyjaciel'' oraz dodany uśmieszek. Przez myśl przeszło mi, że ktoś z Grupy chce ze mnie zażartować, ale to raczej było mało prawdopodobne. Postanowiłam wrócić do Sylvanas i pokazać jej to, jednak w połowie drogi prawie wpadłam na Nicolas'a. Po krótkim wytłumaczeniu gdzie byłam, dałam mu liścik. Zamyślony wpatrywał się w pożółkłą stronę, po czym orzekł:
- Śledził cię ktoś?
Z wahaniem pokręciłam głową. Wprawdzie rozglądałam się, ale nie mogłam być tego pewna. ''Co robimy?'' pokazałam mu na migi.
- Lepiej to sprawdzić. - mruknął i dodał - Ale bądź ostrożna.
Uniosłam do czoła dwa palce i żartobliwie zasalutowałam. Kiwnął głową i ruszyliśmy. Przez cały ten czas nie rozmawialiśmy, co trochę mnie irytowało. Jako że jeszcze nie byliśmy blisko celu postanowiłam zapytać o rzecz, którą dopiero co sobie przypomniałam. Klepnęłam go lekko w ramię, by zwrócił na mnie uwagę i ułożyłam ze znaków migowych pytanie ''Kim jest Victorie?''. Zauważyłam jak zacisnął szczękę. Czyżby to nie był dobry pomysł, by go o to pytać, pomyślałam. Utrzymałam jednak jego spojrzenie, patrząc mu w oczy.
<Nicuś? :3>
Od Carl'a
- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - Uśmiechnąłem się do niej, a następnie
przetarłem oczy. Teraz dokładniej widziałem czerwoną buzię dziewczyny.
Chwilę się zastanowiłem, po czym położyłem rękę na jej główkę,
pogłaskałem Blusji.- To tylko policzek, poza tym jestem jedynie Carl'em,
braciszkiem Carl'em. Nie myśl o mnie inaczej, będzie wtedy niezręcznie.
Cofnąłem do siebie swą dłoń. Nie chciałem, by czerwonowłosa czuła się źle w moim towarzystwie po tym incydencie. Lepiej będzie o tym zapomnieć, w końcu to nie ma czasu na to by się tym przejmować, tak myślę. Z resztą... Raz jeszcze się uśmiechnąłem do niej. Postanowiłem przystać na jej wcześniejszą propozycję. Wypadałoby jednak troszku sobie pospać, mam pewne plany co do jutra. Poklepałem ją po ramieniu, a następnie usiadłem gdzieś w kącie. Nie miałem powodu, by nie ufać dziewczynie. Jak na razie krzywdy mi nie zrobiła, więc nie widzę by zrywać noc na nieufne podglądanie, czy czegoś złego nie planuje. Oczywiście gdyby nie dawała sobie rady, jeśli któryś z "potworków" się przypałęta, mogła przecież nas obudzić. Raczej tak straszni to nie jesteśmy. Oparłem się o ścianę i rzuciłem ostatni raz okiem na Blusji, zasnąłem.
Dookoła rozległ się charakterystyczny dźwięk to upadku ciała na twardy grunt. Po raz kolejny wstałem, a kiedy otworzyłem oczy ujrzałem sylwetkę pewnej osoby, która "sprząta" zwłoki. Kiedy zobaczyła, że się obudziłem, powiedziała, żebym się tym nie przejmował. Tylko jeden się przypałętał, poza tym nie był jakoś specjalnie "dobry" przez co był łatwy do zabicia. Problem był taki, że nie chciał się dać zabić po cichu. Trudno, kto się miał wyspać, już to zrobił. Wkrótce po mnie obudziła się reszta. Czerwonowłosa jedynie dokończyła swoją robotę i nie dała po sobie nic znać, tak jakby nagle zaczęła być sama. Nie przejmując się tym podszedłem do jakiegoś małego stolika, gdzie leżały nasze zapasy. Nie prezentowały się zbyt dobrze, ale to zawsze lepsze coś niż nic. Zaraz obok mnie stanęła zaciekawiona siostrzyczka Laurie. Oparła się o moje ramię i zapytała co robię, co planuję. Posłałem jej łagodny uśmiech i pogładził dziewczynę po głowie. Zaczął przedstawiać swoje mini przemyślenia i plany:
- Budynek jest naprawdę duży, gdzieś można jeszcze znaleźć pomieszczenia pseudo-medyczne. Wątpię, by nic się takiego nie znalazło. Musieli zaopatrywać więzienie w jakieś leki. Nawet biorąc pod uwagę czas, który już minął, nie powinno być tak źle. Niektóre medykamenty mogą w końcu zawsze się przysłużyć, a wszystko na pewno nie zostało opróżnione. Poza tym warto byłoby zgromadzić jakieś zapasy żywności.
- A broń? - zapytała jedna.
- Ona jak na razie nie jest zbyt ważna. Dopóki trzymam się i żyję można skupić się na czymś ważniejszym. Nie przejmujcie się tym, chyba, że będziecie jej potrzebować, wtedy powiedźcie o tym, dobrze? - Spojrzałem na nie wszystkie. Przytaknęły głowami. Od razu zrozumiały, że chciałbym czegoś poszukać. Teraz wystarczy pomyśleć jak to zrobić. Przyłożyłem dłoń do ust, zacząłem rozmyślać. Dobrze by było, gdyby ktoś został i pilnował naszego "dobytku". - Nie pójdziemy wszyscy, chciałbym wziąć ze sobą Lucę. Blusji i Laurie, zostańcie tutaj. Przyjrzyjcie się dokładniej temu miejscu.
Przystały na tą propozycję, chociaż w sumie nie miały wyboru. Nie chciałbym wyjść na jakiegoś tyrana, ale raczej innej odpowiedzi bym nie przyjął. Ruszać będzie dopiero za chwilę, trzeba się jakoś przygotować. Musimy jeszcze wiedzieć jak postąpić, gdyby coś poszło nie tak. Doszliśmy razem do wspólnego rozwiązania, gdyby coś się stało, będziemy w jakiś sposób określać drogę, którą przeszliśmy.
- Lucienne - zwróciłem się do różowowłosej, - weź tę latarkę. - Podałem jej przedmiot. - Byłabyś w stanie je zasilać, prawda?
Luca? Blusji? Laurie?
Cofnąłem do siebie swą dłoń. Nie chciałem, by czerwonowłosa czuła się źle w moim towarzystwie po tym incydencie. Lepiej będzie o tym zapomnieć, w końcu to nie ma czasu na to by się tym przejmować, tak myślę. Z resztą... Raz jeszcze się uśmiechnąłem do niej. Postanowiłem przystać na jej wcześniejszą propozycję. Wypadałoby jednak troszku sobie pospać, mam pewne plany co do jutra. Poklepałem ją po ramieniu, a następnie usiadłem gdzieś w kącie. Nie miałem powodu, by nie ufać dziewczynie. Jak na razie krzywdy mi nie zrobiła, więc nie widzę by zrywać noc na nieufne podglądanie, czy czegoś złego nie planuje. Oczywiście gdyby nie dawała sobie rady, jeśli któryś z "potworków" się przypałęta, mogła przecież nas obudzić. Raczej tak straszni to nie jesteśmy. Oparłem się o ścianę i rzuciłem ostatni raz okiem na Blusji, zasnąłem.
Dookoła rozległ się charakterystyczny dźwięk to upadku ciała na twardy grunt. Po raz kolejny wstałem, a kiedy otworzyłem oczy ujrzałem sylwetkę pewnej osoby, która "sprząta" zwłoki. Kiedy zobaczyła, że się obudziłem, powiedziała, żebym się tym nie przejmował. Tylko jeden się przypałętał, poza tym nie był jakoś specjalnie "dobry" przez co był łatwy do zabicia. Problem był taki, że nie chciał się dać zabić po cichu. Trudno, kto się miał wyspać, już to zrobił. Wkrótce po mnie obudziła się reszta. Czerwonowłosa jedynie dokończyła swoją robotę i nie dała po sobie nic znać, tak jakby nagle zaczęła być sama. Nie przejmując się tym podszedłem do jakiegoś małego stolika, gdzie leżały nasze zapasy. Nie prezentowały się zbyt dobrze, ale to zawsze lepsze coś niż nic. Zaraz obok mnie stanęła zaciekawiona siostrzyczka Laurie. Oparła się o moje ramię i zapytała co robię, co planuję. Posłałem jej łagodny uśmiech i pogładził dziewczynę po głowie. Zaczął przedstawiać swoje mini przemyślenia i plany:
- Budynek jest naprawdę duży, gdzieś można jeszcze znaleźć pomieszczenia pseudo-medyczne. Wątpię, by nic się takiego nie znalazło. Musieli zaopatrywać więzienie w jakieś leki. Nawet biorąc pod uwagę czas, który już minął, nie powinno być tak źle. Niektóre medykamenty mogą w końcu zawsze się przysłużyć, a wszystko na pewno nie zostało opróżnione. Poza tym warto byłoby zgromadzić jakieś zapasy żywności.
- A broń? - zapytała jedna.
- Ona jak na razie nie jest zbyt ważna. Dopóki trzymam się i żyję można skupić się na czymś ważniejszym. Nie przejmujcie się tym, chyba, że będziecie jej potrzebować, wtedy powiedźcie o tym, dobrze? - Spojrzałem na nie wszystkie. Przytaknęły głowami. Od razu zrozumiały, że chciałbym czegoś poszukać. Teraz wystarczy pomyśleć jak to zrobić. Przyłożyłem dłoń do ust, zacząłem rozmyślać. Dobrze by było, gdyby ktoś został i pilnował naszego "dobytku". - Nie pójdziemy wszyscy, chciałbym wziąć ze sobą Lucę. Blusji i Laurie, zostańcie tutaj. Przyjrzyjcie się dokładniej temu miejscu.
Przystały na tą propozycję, chociaż w sumie nie miały wyboru. Nie chciałbym wyjść na jakiegoś tyrana, ale raczej innej odpowiedzi bym nie przyjął. Ruszać będzie dopiero za chwilę, trzeba się jakoś przygotować. Musimy jeszcze wiedzieć jak postąpić, gdyby coś poszło nie tak. Doszliśmy razem do wspólnego rozwiązania, gdyby coś się stało, będziemy w jakiś sposób określać drogę, którą przeszliśmy.
- Lucienne - zwróciłem się do różowowłosej, - weź tę latarkę. - Podałem jej przedmiot. - Byłabyś w stanie je zasilać, prawda?
Luca? Blusji? Laurie?
środa, 2 marca 2016
Od Annabell C.D Carl'a
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Co się właściwie stało? Gdy
sobie przypomniałam wyszeptałam do swoich towarzyszy siedzących obok:
-Przepraszam...-Gdy tylko do chłopaka dotarło że się wybudziłam przytulił mnie do siebie, po chwili do przytulasa dołączona została Shura, która chciała się jak najszybciej wyswobodzić. Przeszkodził jej w tym jednak huk dochodzący za ściany. Płomienno włosa dziewczyna przyłożyła palec do ust szepcząc:
-Ciii-Kiwnęłam delikatnie głową na znak że rozumiem przekaz. Wtuliłam się bardziej w moich towarzyszy czekając aż niebezpieczeństwo zniknie. Po paru długich minutach nerwowego wyczekiwania byliśmy pewni że tajemniczy stwór już nam nie zagraża. Poczuwszy ulgę poczułam smutek który mi towarzyszył. Nim zdążyłam się powstrzymać rozryczałam się na amen. Wstrząsnął mną żałosny szloch. Zdezorientowana dziewczyna spytała:
-Co się stało?
-To przeze mnie Vincent porwał Daykiego-Wydusiłam ocierając kropelki wody spływające ciurkiem po moich policzkach. Carl pogłaskał mnie delikatnie po głowie omijając zabandażowane miejsce. Gdy nie co się uspokoiłam dodałam:
-Przepraszam was za to. Niestety Rose nie chciała mi pomóc. Sama nie wiem dlaczego jakby usnęła. Nie dałam rady Vincentowi chociaż próbowałam. Użył swojej mocy by mnie obezwładnić i...i -Znów się rozpłakałam gdy wyobraziłam sobie co zagraża przeze mnie Daykiemu. Shura chwyciła moją twarz w dłonie zmuszając przy tym bym spojrzała w jej oczy. Kciukami dziewczyna otarła łzy, które znów zagościły na moich policzkach. Gdy Shu ujrzała że się nie co uspokoiłam oznajmiła z lekkim uśmiechem:
-Zrobiłaś to co mogłaś zrobić. Nikt nie oczekuje być robiła coś nie możliwego.-Pociągnęłam nosem słuchając dziewczyny. Carl z uśmiech wręczył mi wyczarowaną przez siebie chusteczkę. Po paru minutach doprowadziłam się do porządku. Chłopak pogłaskał mnie po głowie oznajmiając:
-O wiele lepiej-Uśmiechnęłam się lekko. Sądziłam że będą na mnie źli, ale jest wręcz przeciwnie. Oni się o mnie martwili dowodem tego było chociażby to że nie zostawili mnie nie przytomnej podczas tej przeprowadzki. Przez to jeszcze bardziej czułam się winna utraty ich towarzysza. Było mi smutno że nie udało mi się uratować Dayki. Obiecałam sobie natomiast że gdy jeszcze raz ujrzę Vincenta na oczy, spuszczę Rose ze smyczy by zrobiła z niego krwawą miazgę. A właśnie! Zamknęłam oczy i spytałam pełna wrogości w myślach:
-Dlaczego mi nie pomogłaś?!
-Mówiłaś że nie mam krzywdzić NIKOGO z twojej grupy.-Jęknęłam zirytowana jej ignorancją. Otworzywszy oczy spojrzałam na Shu i Carla, którzy szykowali się do dalszej drogi. Ciekawe gdzie idziemy? By im trochę pomóc wzięłam trochę bagaży. Gdy upewniliśmy się że wszystko wzięliśmy ruszyliśmy korytarzami. By ułatwić nam marsz przez to pobojowisko panujące na korytarzach spowolniłam ruch cząsteczek powietrza by uniemożliwić transport niepożądanych szelestów czy stukania, podeszwy o betonową podłogę ,do uszu przeciwnika. Spojrzałam na Carla idącego obok mnie, wyglądał na przygnębionego tak samo jak Shura. Niestety potrzeba czasu by przyzwyczaić się do straty. Chociaż było to dla mnie trudne postanowiłam znów wrócić do beztroskiego zachowania. Uśmiechnęłam się do swoich nowo zdobytych przyjaciół zasypując ich gradem pytań nie dając im przy tym możliwości na odpowiedź:
-Gdzie idziemy?
-Tam gd...
-Co spotkamy u celu?
-Sama ni...
-Daleko jeszcze?
(Shu? Carl?)
-Przepraszam...-Gdy tylko do chłopaka dotarło że się wybudziłam przytulił mnie do siebie, po chwili do przytulasa dołączona została Shura, która chciała się jak najszybciej wyswobodzić. Przeszkodził jej w tym jednak huk dochodzący za ściany. Płomienno włosa dziewczyna przyłożyła palec do ust szepcząc:
-Ciii-Kiwnęłam delikatnie głową na znak że rozumiem przekaz. Wtuliłam się bardziej w moich towarzyszy czekając aż niebezpieczeństwo zniknie. Po paru długich minutach nerwowego wyczekiwania byliśmy pewni że tajemniczy stwór już nam nie zagraża. Poczuwszy ulgę poczułam smutek który mi towarzyszył. Nim zdążyłam się powstrzymać rozryczałam się na amen. Wstrząsnął mną żałosny szloch. Zdezorientowana dziewczyna spytała:
-Co się stało?
-To przeze mnie Vincent porwał Daykiego-Wydusiłam ocierając kropelki wody spływające ciurkiem po moich policzkach. Carl pogłaskał mnie delikatnie po głowie omijając zabandażowane miejsce. Gdy nie co się uspokoiłam dodałam:
-Przepraszam was za to. Niestety Rose nie chciała mi pomóc. Sama nie wiem dlaczego jakby usnęła. Nie dałam rady Vincentowi chociaż próbowałam. Użył swojej mocy by mnie obezwładnić i...i -Znów się rozpłakałam gdy wyobraziłam sobie co zagraża przeze mnie Daykiemu. Shura chwyciła moją twarz w dłonie zmuszając przy tym bym spojrzała w jej oczy. Kciukami dziewczyna otarła łzy, które znów zagościły na moich policzkach. Gdy Shu ujrzała że się nie co uspokoiłam oznajmiła z lekkim uśmiechem:
-Zrobiłaś to co mogłaś zrobić. Nikt nie oczekuje być robiła coś nie możliwego.-Pociągnęłam nosem słuchając dziewczyny. Carl z uśmiech wręczył mi wyczarowaną przez siebie chusteczkę. Po paru minutach doprowadziłam się do porządku. Chłopak pogłaskał mnie po głowie oznajmiając:
-O wiele lepiej-Uśmiechnęłam się lekko. Sądziłam że będą na mnie źli, ale jest wręcz przeciwnie. Oni się o mnie martwili dowodem tego było chociażby to że nie zostawili mnie nie przytomnej podczas tej przeprowadzki. Przez to jeszcze bardziej czułam się winna utraty ich towarzysza. Było mi smutno że nie udało mi się uratować Dayki. Obiecałam sobie natomiast że gdy jeszcze raz ujrzę Vincenta na oczy, spuszczę Rose ze smyczy by zrobiła z niego krwawą miazgę. A właśnie! Zamknęłam oczy i spytałam pełna wrogości w myślach:
-Dlaczego mi nie pomogłaś?!
-Mówiłaś że nie mam krzywdzić NIKOGO z twojej grupy.-Jęknęłam zirytowana jej ignorancją. Otworzywszy oczy spojrzałam na Shu i Carla, którzy szykowali się do dalszej drogi. Ciekawe gdzie idziemy? By im trochę pomóc wzięłam trochę bagaży. Gdy upewniliśmy się że wszystko wzięliśmy ruszyliśmy korytarzami. By ułatwić nam marsz przez to pobojowisko panujące na korytarzach spowolniłam ruch cząsteczek powietrza by uniemożliwić transport niepożądanych szelestów czy stukania, podeszwy o betonową podłogę ,do uszu przeciwnika. Spojrzałam na Carla idącego obok mnie, wyglądał na przygnębionego tak samo jak Shura. Niestety potrzeba czasu by przyzwyczaić się do straty. Chociaż było to dla mnie trudne postanowiłam znów wrócić do beztroskiego zachowania. Uśmiechnęłam się do swoich nowo zdobytych przyjaciół zasypując ich gradem pytań nie dając im przy tym możliwości na odpowiedź:
-Gdzie idziemy?
-Tam gd...
-Co spotkamy u celu?
-Sama ni...
-Daleko jeszcze?
(Shu? Carl?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)