sobota, 26 września 2015

Od Nyxis CD. Ayame

Biegnę. Skreślić, jestem ciągnięta. Przez długie, wąskie korytarze budynku, na których widok przechodzą mnie ciarki. Moją zupełnie lodowatą dłoń obejmuje większa i silniejsza ręka, pełna wspaniałego ciepła. Drżę; przez to, co widziałam przed chwilą, przez swoją bezradność, przez ten na prawdę ciepły dotyk... Co ja tutaj w ogóle robię, kim jestem? Ale przede wszystkim... kim jest ON?
Zaczynam tracić siły. Moje nogi mrowią, to nieprzyjemne uczucie przeszywa mnie w górę, pnie się po kręgosłupie aż w końcu uderza z wielką siłą w okolicy karku. "Wytrzymam" mówię sobie. Ale już po chwili barwy zaczynają robić się ciemniejsze.
-Nie... uh, czekaj...- biorę kilka płytkich oddechów- nie dam już rady... -Jedyne, co udało mi się z siebie wydusić.
Ale osoba nie zatrzymała się, wręcz przeciwnie; zacisk jeszcze mocniej rękę na moim nadgarstku.
"Proszę, stój..."- myślę. Ale nie zdołałam tego powiedzieć, ponieważ upadam na ziemię. Chłodną, o zapachu stęchlizny posadzkę, która chwilowo służy mi jako azyl. Leżę na brzuchu, podparta na łokciach, ledwie łapiąc oddech. W głowie pulsuje mi każdy nerw, jakby mój mózg dawał znać, że chce wybuchnąć. Moje ręce jeszcze walczą jako podpory słabego ciała, ale chwilę później całkowicie leżę na ziemi i jedyne co słyszę, to niewyraźny szum czyichś słów.
*********************************************
Powoli odzyskuję świadomość. Słyszę swój i czyjś oddech, dźwięk kropli uderzających o ziemię, które przedostają się tutaj przez dziurawe sklepienie. Otwieram usta i biorę głęboki, spokojny oddech. Powoli otwieram oczy w poszukiwaniu osoby, która mnie uratowała. Siedział na przeciwko mnie, jego oczy były zamknięte, oddech rytmiczny. Oparty o ścianę śpi. Jak długo tutaj jesteśmy?
Czy on... pilnował mnie?
Szybko wyrzucam z siebie tę myśl. Nie jestem bowiem godna, by ktokolwiek nade mną czuwał. Powolutku wstaję, starając się zrobić jak najmniej hałasu. Podchodzę do miejsca, gdzie kapie woda i cierpliwie zbieram ją w dłoniach. Kiedy jest jej wystarczająco przemywam twarz i dłonie, by pozbyć się krwi. Czyjej? Chciałabym się dowiedzieć... Chłód wody sprawia, że czuję się już lepiej. Nagle całe zmęczenie znika i zostaje mi już jedynie tajemnica tego, co się działo wcześniej. Czarna dziura w pamięci nie daje mi spokoju.
Usiadam tuż obok mężczyzny. Obserwuję wyraz jego twarzy, jego ostre, ale przyjemne rysy, lekko za długie, węglowe włosy, silną sylwetkę. Człowiek... Dlaczego mnie to tak dziwi? Na pewno jest tutaj więcej takich osób.
- ...Długo będziesz się tak na mnie gapić?
Słucham?.. Ton jego głosu brzmiał opryskliwie, jakby chciał mi przekazać, żebym trzymała się z daleka. Podciągnęłam kolana pod klatkę piersiową i ukryłam głowę w kolanach. Akurat w tym momencie po raz kolejny poczułam chęć do płaczu. Ostatnią siłą powstrzymałam się od płaczu. Musze byś silna...
- Dziękuję... za wcześniej...- wyszeptałam nie będąc pewna, czy te słowa dotarły do mojego rozmówcy.

<Ayame? Nie wiedziałam, na ile mogłam sobie pozwolić w dialogu... >

Od Eriki

Essua został zapowiedziany przez barczystego strażnika. Poderwałam się gwałtownie z łóżka [jeśli to coś na czym spałam, można było nazwać łóżkiem] i przytuliłam brata tak mocno, że stracił dech w piersiach.
- Hej, siostrzyczko -powiedział i odwzajemnił uścisk. Przez chwilę staliśmy tak wtuleni w siebie, aż w końcu zorientowałam się, przecież byłam na niego zła. Odsunęłam się i uderzyłam go otwartą dłonią w klatkę piersiową.
- Co ty sobie wyobrażasz?! -wykrzyknęłam.- Martwiłam się o ciebie! Nie było od ciebie żadnych wieści!
- Przepraszam -Zrobił skruszoną minę, ale wiedziałam, że wcale się nie przejął moim atakiem złości.- Byłem trochę zajęty.
- Zajęty? Niby czym?! Essua, nie masz stałej pracy, dziewczyny, ani nic. Mieszkasz w slumsach! Co cię tak zajmowało?! Matka, która nie potrafiła nas obronić przed przemocą ojca?! Czy sam ojciec, który nas bił za najmniejsze przewinienia?! Phi, nawet bez powodu -parsknęłam i odwróciłam się do niego plecami. Skrzyżowałam ręce na piersi i zacisnęłam zęby. Każda myśl o moim ojcu agresorze przyprawiała mnie o nieopanowaną wściekłość.
- Dzięki, że mi o tym przypomniałaś, Erica.
Jego głos się zmienił. Brzmiał w nim żal do samego siebie. Zrobiło mi się głupio, że tak na niego nakrzyczałam. Spojrzałam w jego stronę pełna poczucia winy. Wytraciła się ze mnie cała złość.
- A propos slumsów. Wiesz, można się tam nabawić różnych chorób. Na przykład tej -usłyszałam. Ale to już nie był głos mojego brata. To nie był mój brat. Przede mną stało przekształcające się monstrum. Fragmenty ciała odpadały od kości, język rozdwoił się i wydłużył. Jedyną rzeczą, która się nie zmieniła, były oczy. Tego samego koloru co moje, przejrzałej pomarańczy, w kształcie deltoidu o złagodzonych miękką kreską linii. Umieszczone w ciele powstającego zombie, wyglądały przerażająco.
Zaczęłam krzyczeć.

Obudziłam się zlana potem na podłodze. Prześcieradło spadło razem ze mną i aktualnie służyło, jako mop, bo we śnie wierzgałam nogami, trąc nim podłogę. Uspokoiłam oddech i wstałam. Powietrze było zimne, przesiąknięte zapachem szczurów i kurzu. Usiadłam na pryczy i schowałam twarz w dłoniach. Ten sam koszmar z dnia na dzień stawał się coraz straszniejszy. Essusa zamieniający się w głodnego, spragnionego mojej krwi zombie dręczył mnie za każdym razem, gdy przykładałam głowę do poduszki. Próbowałam nie spać, ale potrzeba snu była zbyt silna. Tak więc musiałam żyć, wiedząc, że jak tylko zasnę, będę miała koszmary. Przetarłam dłonią zapuchnięte oczy i ziewnęłam. Nie zasnę, powtarzałam sobie. Nie zasnę. Nie chcę tego przeżywać dwa razy w ciągu jednej nocy. Na chwiejnych nogach podeszłam do stołka i zabrałam stamtąd moje rzeczy. Czarne, jeansowe spodnie, biała podkoszulka i rozpinana na guziki koszula w czarno-czerwoną kratkę. Ubrałam się w przygotowane ubrania[ah, ta ironia. Jakby można było wybierać pomiędzy lnianymi szmatami, czytaj piżamą, a tymi wcześniej wymienionym. Cóż, ale chyba powinnam się cieszyć, że nie dostałam różowej sukienki w kwiatuszki] i do tego założyłam czarne, skórzane martensy. Chłód przenikał przez kamienne ściany i wirował w mojej celi. Podeszłam do maciupeńkiego, klaustrofobicznego okienka z kratami[jakby ktoś i bez nich mógłby się tam prześlizgnąć] i wyjrzałam na zewnątrz. Świat został oblany pomarańczową poświatą, mogło być gdzieś po 5. Słońce niedługo wzejdzie. Postanowiłam pójść do spiżarni. Nie musiałam się przejmować wartownikami. Nie było ich. 6 miesięcy wcześniej, gdy nie przyszedł jeden z żołnierzy, który odprowadzał mnie zawsze na stołówkę, zaczęłam coś podejrzewać. Podważyłam zamek i wyszłam na zewnątrz. Nikogo nie było. Żyłam tak w samotności 6 miesięcy. Do nikogo nie mogłam się odezwać, bo i nie było do kogo. A sama ze sobą nie zamierzałam rozmawiać. Byłaby to pierwsza oznaka szaleństwa. Wolałam pozostać przy zdrowych zmysłach, jak najdłużej.
Wyciągnęłam spod materaca mój pistolet. Kochany, niezawodny Glock 18. Sprawdziłam ilość amunicji i schowałam broń, zaczepiając ją o pasek od spodni. Nigdzie się bez niej nie ruszałam. Nigdy nie wiadomo było, co czyha za następnym zakrętem. Odblokowałam blokadę wejścia [zamykałam się jedynie dlatego, że łudziłam się, że obroni mnie to przed szwendaczami. Płonne nadzieje, wiem] i wyszłam na zewnątrz. Martensy cicho stąpały po podłodze, nie wydając prawie żadnego dźwięku. Zeszłam zapuszczonymi schodami na piętro. Tu mieściła się spiżarnia. Drzwi miały odcisk moich butów. Gdy nie mogłam otworzyć ich używając klamki, użyłam bardziej bezpośredniego sposobu. Mianowicie: kopniaka. Na szczęście nie trzymały się zbyt mocno w nawiasach i wypadły za 4 razem. Teraz tylko przestawiłam je na bok i weszłam do środka. Obskurne pomieszczenie oświetlała tylko jedna, bardzo stara żarówka. Spiżarnia nie miała zbyt wiele do zaoferowania. Półki przetrząśnięto, teraz zostały zaledwie puszki długo terminowe. Nie było mięsa, ryb [chyba, że sardynki], owoców czy warzyw. Zostały między innymi: konfitury, kilka słoi z Nutellą i puszki z potrawkami dla weganów.[i sardynki, nie zapominajmy o sardynkach] Daleko za pierwszymi kartonami wypatrzyłam pojemnik z masłem orzechowym. Podbiegłam tam, czując jak mój żołądek krzyczy: JEŚĆ!
Już miałam się schylić, by podnieść to cudowne znalezisko, gdy usłyszałam coś. Najpierw krzyk, osunięcie się na podłogę, a potem miarowe powtarzanie słowa: Jestem. Coś kazało mi sprawdzić co to jest. Zombie nie mówią. Tego mogę być pewna. Więc to człowiek. Wiem, że trzymali tu przestępców, ale... może to ktoś taki, jak ja. Z Darem. Idąc za głosem przemierzałam korytarze, szukając źródła dźwięku. Nagle ją zobaczyłam. Obrzygana dziewczyna leżała na posadce w jednej z cel. Wyglądała smutno i żałośnie. Jakoś nie mogłam sobie jej wyobrazić, jako maniakalnej morderczyni. Biała, porcelanowa skóra, sine usta, ciało osłabione od niedożywienia. Nagle pomyślałam o tym słoiku z masłem orzechowym. Poczułam poczucie winy, że sama chciałam to zjeść. Ona potrzebowała tego bardziej, niż ja. Po chwili otrząsnęłam się z tych rozmyślań. Przecież nie wiedziałam, że ta dziewczyna istnieje, więc dlaczego mam się przejmować czymś, na co nie miałam wpływu. Przestała powtarzać swoją mantrę. Przez chwilę wpatrywała się we mnie. Poczułam się nieswojo.
- Hmm, chyba czas wychodzić -powiedziałam w końcu, próbując przerwać krępująco [przynajmniej dla mnie] ciszę. Nigdy nie umiałam się zachować w towarzystwie. A szczególnie gdy osoba, z którą rozmawiam [czy jest takie słowo, jak monologuję?] umiera z głodu.
- Kim jesteś? -zapytała, mrużąc oczy. Głos miała zachrypnięty, jakby nie mówiła od bardzo dawna. Mój zresztą nie brzmiał lepiej.
- Osobą, która zaraz wyciągnie cię z bagna twoich własnych wymiocin -rzuciłam i obejrzałam zamek. Był solidniejszy, niż mój, ale nadal słaby. Uderzyłam go kilka razy, aż puścił. Weszłam do celi. Zapach rzygów nasilił się, jakby kraty tamowały falę obrzydliwej woni.
- A ty kim jesteś? -zapytałam, klękając obok niej i zarazem próbując nie wdepnąć w kałużę żółci. Starałam się nie pokazywać obrzydzenia, ale nigdy nie byłam dobrą aktorką. Z mojej twarzy można było czytać, jak z otwartej książki.
- Nazywam się Arya -odparła słabo. Chciała się podeprzeć, ale ledwo się ruszała. Pokazałam palcem na jej prześcieradło.
- Będziesz go używać? -zapytałam i nie czekając na jej odpowiedź zerwałam wskazany obiekt z posłania. Zabrałam się do wycierania wymiocin z jej bluzki i podłogi.
- Jak masz na imię? -spytała, gdy kończyłam czyścić posadzkę.
- Erica.
Rzuciłam szmatę [ta, terasz już szmatę] w najdalszy kąt pokoju.
- Możesz wstać? -rzuciłam w jej stronę, prostując się.
- Na pewno -Przewróciła oczami.- Gdybym mogła, nie znalazłabyś mnie wśród moich najlepszych przyjaciół.
Uśmiechnęłam się.
- Pomogę ci -zaoferowałam. I tak nie miałam nic lepszego do roboty. Zarzuciłam mi ramię na szyję, a ja ją podniosłam. Była zdumiewająco lekka. Za lekka.

<ktoś z sektoru D? Zwróćcie uwagę na tajemnicze, zarzygane i wychudzone zwłoki anorektyczki, które mam przerzucone przez ramie [Arya?] i soczyste przekleństwa, które mówię przy każdym wybrzuszeniu terenu >

środa, 23 września 2015

Od Ayame Cd Nyxis

Dźwięk kroków odbijał się echem po kamiennych ścianach kolejnego korytarza. Kroki ów, były równe i szybkie. Ich właścicielowi z pewnością było gdzieś śpieszno. Mimo upływającego czasu, kroki nie zwalniały, wręcz wydawać by się mogło, iż z każdym minionym zakrętem są coraz to szybsze i bardziej zdeterminowane. Jakby starały się kogoś zgubić lub dogonić. Przystały tylko na chwilę za jednym z zakrętów, by ich właściciel mógł rozejrzeć się na nowym terenie, wytchnąć i ruszyć dalej. Do czasu.
Już kwadrans później Ayame zatrzymał się na najbliższym rozwidleniu korytarzy. Oddychał głośno, był już mocno wyczerpany. Przez krótką chwilę rozważał który z nich wybrać. Te, w zasadzie niczym się od siebie nie różniły. Wszystkie były równie posępne, a każdy z nich mógł skrywać w swoim mroku różnorakie niespodzianki. Nie sposób było ocenić, wybór którego będzie najbardziej korzystny. Tym samym, ostatecznie zdecydował się na pierwszy od lewej. Ruszył tempem dużo wolniejszym od poprzedniego, starając się zachować resztki sił na okazję ewentualnej walki. Przedzierając się, w pewnym momencie usłyszał znajomy, przeciągły jęk. Nie jest tutaj sam. Niemal oczywistym było, iż to musiało się zdarzyć. Musiał napotkać jakieś utrudnienia, akurat teraz, gdy opuszczają go siły. Dobył jednej z katan. Spodziewał się zastać wszystko, ostatecznie jednak, kilka metrów dalej napatoczył się na najmniej niebezpieczniej monstrum. Szwendacz. Tylko jeden. Do tego odwrócony tyłem, zmierzający powoli gdzieś dalej, w głąb korytarza, pochłonięty czymś na tyle, by nie spostrzec stającego tuż za nim Ayame. Już sekundę później ostrze jego katany znajdowało się w ciele bestii, przeszywając ją na wskroś. Nietrudną sztuką jest zabić jednego szwendacza, jednak wypadałoby mieć na uwadze, iż te mają w naturze trzymać się w grupie. Pojawienie się jednego, było zwiastunem kolejnych i wyraźnym sygnałem, do możliwie najszybszego odwrotu. Och, ale kimże byłby nasz łotrzyk gdyby zawsze robił jedynie to, co by akurat należy? Wyciągnął ostrze. Szwendacz upadł na kolana, wydając z siebie głośny ryk. Ayame wymierzył mu kolejny, ostateczny cios w tył pleców. To, co po nim pozostało, chwilę później zrównało się z gruntem, a Ayame z przesadną ostrożnością przekroczył ciało, tak jak przekracza się głębokie kałuże w deszczowe dni. Szwendacz nie jęczał z bólu. Ayame domyślał się, że prawdopodobnie miało to na celu zwołanie swych towarzyszy. Zdrowy rozsądek przeważył, a wydostanie się stąd było teraz najważniejszym priorytetem. Tak... Z pewnością wcieliłby go w życie, gdyby kilka metrów dalej nie dostrzegł malującego się w mroku zarysu sylwetki. Czyżby kolejny? Zbliżył się, a jego oczom ukazała się... Dziewczyna? Niewysoka, wzrostem sięgała mu może podbródka. Odcień jej skóry można by porównać ze śniegiem. Podobnie jak włosy. Była cała pokryta czerwienią. Krew była w jej włosach, na jej dłoniach i na ubraniach. Nie tylko. Miała również rubinowe oczy, które swą głębią mogłyby zawstydzić ocean. Ach, więc to na tej uroczej damie ten nieszczęsny zombie był wtedy tak skupiony... 
Do głowy łotrzyka w sekundzie zaczęły napływać setki pytań, jednak wiedział, że najwyraźniej nie jest to do tego odpowiedni moment. Już chwilę później dał się słyszeć stłumiony ryk. Mógł dochodzić z korytarza obok. Zza ściany. W najgorszym wypadku już nawet z końca korytarza w którym znajdowali się obecnie. Ayame w sekundzie podbiegł do nieznajomej. 
- W porządku? Jesteś cała? Och! Co ty tu, u diabła, robisz? - W jego głosie nie było słychać gniewu czy chociażby nuty pretensji. Może co najwyżej zaintrygowanie i dobitne zdumienie. Zastanawiał go fakt, jak tak kruchej istocie udało się przetrwać nie tylko sam wybuch epidemii, ale i sześć miesięcy samej w żelaznej twierdzy. A może nie była sama...
Złapał ją za ramię i bez słowa pociągnął za sobą w głąb korytarza którym się tu dostał. Był zdeterminowany by odnaleźć tę właściwą, bezpieczną drogę. 

< Nyxis? >

wtorek, 22 września 2015

Od Dessari

Dziewczyna coś pisała na kartce, wyrwała ją i podsunęła mi pod nos. "Skoro już wiesz o mnie wszystko wiesz, to może podzielisz się ze mną swoją przeszłością?'' . Zaraz ogarnęła mnie złość. Wzięłam powoli papier. Paznokciem, (czarny tusz-mrok) napisałam na całej kartce słowo "NOPE" i zwróciłam. Rade wyglądała na zawiedzioną, ale nie moja wina, że nie potrafię rozmawiać o tym co działo się zanim tu trafiłam. Napisała kolejne zdanie, " Proszę." . Popatrzyłam w dół, a następnie spojrzałam na nią. Podniosłam rękę. Rade zamknęła oczy szybko oczy i zasłoniła twarz myśląc, że ją uderzę. Przyłożyłam dłoń do jej czoła. 
"Wyszłam ze sklepu żwawym krokiem. Ktoś mnie śledził. Czułam to. Nie oglądałam się za siebie, przyśpieszyłam kroku. Nie szłabym tak szybko gdyby było widno, co innego jak już jest na ulicy ciemno a gdzie nie gdzie chodnik rozświetla lampa. Nie daleko, była taksówka. Zapukałam w szybę. Otworzyłam drzwi do samochodu.
- Można? - spytałam i spojrzałam na mężczyznę
On popatrzyła na mnie. Nagle rozszerzył oczy i z paniką uciekł z samochodu. Powoli spojrzałam za siebie. Stał tam mężczyzna w kominiarce. W kapturze na głowie. Z nożem w ręku. Zaczęłam uciekać. Gonił mnie, zapewne chciał pieniędzy lub czegoś gorszego.Potknęłam się. Zdarłam kolano, przeraźliwy ból zerwanego ścięgna. Dogonił mnie. Złapał za bluzkę i rzucił na ziemię. Kopnął w brzuch, a następnie w głowę. Nie wiem co się dalej działo. Straciłam przytomność.
Obudziłam się w ciemnym miejscu. Zapewne była to piwnica. Wszędzie pełno trutki na szczury. Poczułam ból w okolicy skroni. Powoli dotknęłam miejsca z którego zauważyłam że sączyła się krew. Nagle ktoś otworzył drzwi. Oślepiło mnie światło. Podszedł do mnie ten sam chłopak który mnie porwał. Bez kominiarki, stał przed mną i uśmiecha się.
- Co..co ja tu robię? - zaczęłam spokojnie
On tylko puścił mi oczko i wyjął z kieszeni kurtki kanapkę. Rzucił mi ją pod nogi.
- Jedz, bo umrzesz z głodu... - po czym wszedł.
Siedziałam tam długo. Dni,tygodnie. W końcu z piwnicy wzięli mnie do swojego mieszkania, podczas "przeprowadzki" byłam nieprzytomna - dostałam czymś w głowę. Dostałam własny pokój. Karmili mnie. Nie wiedziałam po co mnie tu trzymają. Ale na razie nie robili mi krzywdy. Był to jedno rodzinny domek, gdzieś na działkach.Wiedziałam że nie jest tylko jeden porywacz. Przyszedł, znowu, żeby dać mi jedzenie. 
- Co chcecie ze mną zrobić? Powiesz mi w końcu? - próbowałam się opanować, bo ogarniała mnie złość
- Dowiesz się w swoim czasie.. - podał mi zupę
- Ale ja chce wiedzieć teraz..
- Zabiją mnie jeśli ci powiem laleczko
- Proszę.. pomóż mi.. wyjaśnij mi co tu się dzieje.. proszę. Ja chcę wrócić do mojego domu.
Zastanowił się przez chwilę.
- Oni chcą cię sprzedać, do burdelu.
- O boże.. - zamurowało mnie, łzy lały mi się ciurkiem
Zauważył to.
- Wiem że chcesz stąd uciec, ale ja nie mogę ci pomóc. - wyszedł zostawił mnie samą.
Byłam na parterze, wszyscy z nich zebrali się w kuchni, obgadywali plan. " Jak tu umknąć policji ".
Po cichu otworzyłam okno, wyszłam na zewnątrz. Pomknęłam ile sił w nogach. Nagle usłyszałam: 
- Uciekła! Zwiała!
- To przez ciebie, ty ostatnio byłeś u niej ! - krzyczeli i nagle usłyszałam dźwięk wystrzału. Zabili go. A ja biegłam i zatrzymałam się w kawiarni. Brudna, rozczochrana i w podartych ciuchach.
(...) " Krótka, cicha historia, którą przesłałam jej nieświadomie. Ale jestem #%!#%&^&%! Dalej tylko zobaczyła moje morderstwa, narkotyki, cięcie się i moją miłość... do zwierząt..
Otrząsnęłam się. Było mi niedobrze. Zabrałam rękę z jej czoła. Taka dawka wspomnień jest wyczerpująca i nie odbywa się bez mdłości. Postanowiłam się nie odzywać. Wyciągnęłam z reki węgiel i zaczęłam coś rysować na betonowym łóżku. Spoglądałam co jakiś czas na Rade.

<Raduuś?>

Od Nicolasa - "Słodki Ból"

- Inni próbują oszczędzić Ci bólu. Prawda potrafi być druzgocącą. Sporo życia spędzamy, próbując chronić się przed nią i osłaniać przed nią innych. Posługujemy się kłamstwem, żeby stępić ostrze życia. Śnimy o lepszym jutrze. Ukrywamy się przed własnymi żaglami i niedostatkami. Staramy się wyolbrzymić dobro i umniejszyć zło. - jej szept był jak słodki nektar. Czułem jej dotyk który raził mnie jak mała iskierka. Przepełniał mnie ból ale ona dawała ukojenie mojej duszy i ciału.
Objęła dłońmi moją twarz i zmusiła żebym na nią spojrzał. - Wystarczy. - odparła łagodnie ale w jej oczach widziałem strach lecz i stanowczość. - Proszę, przestań.
Rozległ się głuchy huk kiedy ostrze spadło na ziemię. Nie chciałem jej skrzywdzić ale również nie chciałem żeby ta banda sku*wysynów uciekła. To nie było zlecenie. To była zemsta.
Dotknąłem jej dłoni swoimi i zamknąłem oczy czując jej ciepło.
- Veronico... - wyszeptałem – Oh Veronico.. Skrzywdzili Cię. Jak mógłbym przestać zadawać im cierpienie jakie tobie zadali ? - mówiłem nie otwierając oczu.
- Już ich nie ma. - ból - Nie żyją. - ból - Zabiłeś ich. - narastający ból – Już wystarczy. - ból nie do zniesienia.
Jej dłonie już nie ogrzewały moich policzków. Wiązały opaskę na moich oczach.
„Dlaczego ? Dlaczego Veronico ? Oh dlaczego mi to robisz ?!”
Nikt nie odezwał się słowem dopóki nie dotarliśmy do domu. Przez całą drogę trzymała mnie za rękę, za zakrwawioną dłoń.. Dlaczego ? Przecież druga nie była pokryta krwią winnych.
Zamknęła drzwi.
- Veronica ?
Czuję ciepłe, delikatne dłonie na mojej piersi.
- Vero..
- Cii.. - przykłada palec do moich ust, a po chwili je całuje. Zmuszony, cofam się potykając się o krawędź łóżka i upadam. Chcę zdjąć opaskę, lecz jej głos zakazuje. Nie słyszę go. Jestem głuchy na jej słodki głos. Delikatny niczym jedwab. Chodź jest starsza o ponad rok, jest mała, krucha, ale ja i tak czuję się przy niej bezsilny.
Nagle czuję narastającą przyjemność. Ból wciąż mi towarzyszy, ale zagłusza go jęk rozkoszy, który mi przynosi.
- Vero..nica… - nie odpowiada, z każdym następnym jej ruchem czuję cierpienie rozkoszy. Trzymając się jej rozkazu łapię ją za rękę i przysuwam do siebie. Zaczynam ją całować schodząc niżej. Słyszę tylko jęki i nasze oddechy. Świat przestał istnieć. Czas się zatrzymał. Pogrążam się.. Uzależniam…

Budzę się w swoim łóżku, a w ramionach trzymam tą jedyną.
- Veronica… - Nie skarbie, nie kochanie, lecz Veronica. Moja kobieta.
Powoli wstaję i jeszcze raz spoglądam na kobietę. Na jej ciele można zauważyć mnóstwo malinek ale i blizn… Czuję nienawiść ale i bezsilność, w końcu nic nie mogę z tym zrobić.
Idę do pomieszczenia które nazywa się łazienką. Odkręcam kurek i wchodzę pod prysznic. Na moją skórę opada chłodna woda, co pobudza mnie. Wczorajsze blizny pieką, staram się to ignorować, więc topię się w wspomnieniach, starając się przypomnieć co działo się wczoraj.

- Nicolas. - podnoszę głowę, przez co ręcznik opada mi na ramiona, przymykam drzwi i podchodzę do czarnowłosej, całując ją w odkryty kark. - Chcesz jajecznicę ? - kiwam lekko głową, a ona uśmiecha się szeroko.
- To niesamowite, jak wiele można ukryć uśmiechając się.. - usiadłem przy stole.
- Istnieje wiele rodzajów bólu, wiele poziomów upadków. - odparła
„Nie ma bólu...” pomyślałem nagle”...jest tylko potrzeba, bezsilna potrzeba.”
Cisza. Słychać tylko skwierczenie jajek na patelni.
- Im więcej czegoś lub kogoś pragniesz, tym mniej tego dostajesz. - dodała po chwili.
Zanim się obejrzała słyszała tylko trzaskanie drzwi.

Czyszcząc ostrze myślałem o tym ”Dlaczego”.
Dlaczego to zrobiła ?
Dlaczego nie chciała ich ukarać ?
Dlaczego mi nie pozwoliła ?
Dlaczego ich broniła ?

Są to pytania bez odpowiedzi. Nigdy nie uzyskam odpowiedzi dlatego nie pytam.
Kiedy pojawiła się w moim życiu, słowo ”dlaczego” stało się dla mnie codziennością.
- Nico ! Ty krwawisz ! - zawołał Worick łapiąc mnie za rękę. - Przeciąłeś się. Nie czułeś tego ?
Faktycznie, krwawiłem.
Puste słowa Woricka dudniły mi w głowię lecz zagłuszał je warkot samochodów dochodzący z trzeciej alejki.
- Co się z Tobą dzieję ?! - wstrząsnął mną i przyglądał mi się uważnie. W wolnym czasie pracował jako żigolak, a ja najczęściej czekałem na niego w umówionych miejscach żebyśmy mogli zając się ważniejszą robotą.
Szliśmy do komisarza Chada, który miał do nas sprawę. Miałem nadzieję że cała droga minie nam w ciszy, ale nadzieja matką głupich.
- Aleja 38. Twoja sprawka ? - spytał.
Cisza.
- Eh.. - westchnął. - Więc to oni ją zgwałcili, hę…
Zacisnąłem rękę na rękojeści.
- Spokojnie. Załatwiłeś sprawę więc już z tym skończ, rozumiesz ? Działanie na własną rękę nam nie pomaga. Pan Chad zrobi nam awanturę, jeśli się dowie. Mamy tylko siedemnaście lat człowieku.
„Człowieku, hę...”
Resztę drogi szliśmy w ciszy.
W tym dniu dźwięki były jeszcze bardziej głuche niż zwykle, a ból narastał coraz bardziej…
„Było to uczucie przerażające i przejmujące, a jednocześnie niosące pełną bólu słodycz.”

*CDN*

niedziela, 20 września 2015

Od Hiro


Gwałtownie otwieram oczy usłyszawszy upadający na ziemię metalowy pręt. Podnoszę się o pozycji siedzącej. W mojej celi 3 na 3 panuje wieczny półmrok, do którego jednak już się przyzwyczaiłam, po spędzeniu w niej dwóch tygodni. Nieszczęśliwie 15 dni wcześniej zamknęłam drzwi od celi po udanym polowaniu, a jak się później okazało, były to stare wrota i postanowiły właśnie w tamtym momencie zatrzasnąć się na amen. Tak więc siedzę w sześcianie 3 na 3 na 3 metry od 21653 minut pijąc brudną i zatęchłą wodę ze znajdującego się w celi kranu i żywiąc się tym, co przyniesie mi Smile uciekający z mojej „klatki” przez szyb wentylacyjny. Ukochana gadzina. Jak się okazuje również i inteligentna, gdyż 3-ciego dnia przyniosła mi ostry i wytrzymały kawałek metalu, który okazał się idealny do powolnego kruszenia ścian. Jak w jakimś słabym filmie akcji. Uciekam z więzienia wydłubując coraz więcej centymetrów muru dzielącego mnie do korytarza. Moja gadzia postać ma „średnicę” około 30 cm, więc wystarczy otwór takiejże szerokości. Komplikacje jednak mogą nastąpić przy wyciąganiu skrzypiec, ale to w swoim czasie… Wróćmy na razie do chwili teraźniejszej. Podejrzany dźwięk, który zbudził mnie z lekkiego i niespokojnego snu dochodził spoza mojego „sześcianu” i był oddalony o mniej więcej 36 metrów w linii prostej. Czyli korytarz, który znajduje się za drzwiami jest długi i rzadko kiedy skręca. Należy również do szerokich i wysokich, gdyż echo roznosiło się niesamowicie długo i daleko. Podkradam się do dziurki, którą udało mi się wydzióbać i kładę płasko na brzuchu, aby przez nią zajrzeć i nasłuchiwać kolejnych oznak obecności ludzkiej… lub nie. Przez długi czas moim uszom nie dobiega nawet najlżejszy szelest, więc powoli tracę nadzieję, jednak w końcu słyszę cichy i niespokojny oddech. Po chwili „właściciel” wydychanego powietrza zaczyna się poruszać. W kierunku mojej celi! Po lekkim, ostrożnym i miarowym kroku wywnioskowałam, że to człowiek. Instynkt każe mi wołać, aby zwrócić jego uwagę, co też postanawiam zrobić.
- Hej! – słyszę obcy mi głos. Jest niski i zachrypiały. Należy jednak do mnie. Nie miałam okazji rozmawiać z kimkolwiek, więc od 21655 minut nie powiedziałam ani słowa.
Obcy zatrzymał się. Krzyczę ponownie, tym razem już głośniej i mniej ochryple.
- Jestem w celi A66! W izolatce!
- Kim jesteś?! – słyszę w odpowiedzi. Wnioskując po szaroczarnej barwie sądzę, że jest to mężczyzna, ale nigdy nic nie wiadomo.
- Człowiekiem, jeśli o to chodzi! Potrzebuję pomocy!
Chwila ciszy. Obcy zastanawia się, nad tym, czy mi pomóc, czy jednak zaufać instynktowi samozachowawczemu i uciec.

<Ktosiu? Pomożesz?>

Erica Scarlet Cortez Velázquez

http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png               Jesteśmy dziećmi szczęścia, wciąż czekamy na zaległe alimenty.  http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png


 | L o g i n| 
Elena XD
E - m a i l|
elenaxd2001@gmail.com 
R a n g a|
0 p.
 | N u m e r|
D27
S e k t o r|
.D.
I m i e ✗ N a z w i s k o|
Erica Scarlet Cortez Velázquez (Hiszpanie mają dwa nazwiska)
P s e u d o n i m|
Czarny Anioła
P ł e ć| 
Kobieta
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
18 lat/3 czerwca
Z n a k Z o d i a k u |
Bliźnięta
O r i e n t a c j a|
Heteroseksualna
K a r a|
Za udział w Walkach Gladiatorów i Targu Niewolników/ Niepanowanie nad mocą/2 lata
|C h a r a k t e r|
Opisz ją w trzech słowach... Nie byłoby to trudne. Humorzasta, emocjonalna, energiczna. Te trzy słowa można by przedstawić jako jej definicje.
Erica ma zmienne humory, huśtawki nastrojów. W ciągu 5 sekund potrafi przejść przez 4 różne emocje.
Jej emocje wymalowane są mocnymi, ostrymi barwami. Zawsze wszystko odczuwa szczerze. Nie chowa swoich uczuć za maską obojętności. Jest ekstrawertyczką.
Wścieka się z wichurą, która przechodzi jej po kilku minutach. Śmieje się, cieszy, tylko gdy jest szczęśliwa.
Nie kłamie. Zawsze mówi prawdę, nawet jeśli miałoby to kogoś urazić.
Mimo wesołej powierzchowności jest osobą samotną, podatną na zdanie innych. Stara się to ukrywać, ale przeżywa to z daleka od innych.
Nienawidzi słuchać rozkazów, nawet własnych. Robi wszystko instynktownie, zbytnie planowanie ją drażni. Sama też nie rozkazuje, jeśli nie musi. Uważa, że każdy powinien decydować o swoim losie, a nie ślepo wypełniać czyjąś wolę.
Denerwują ją kobiety, bądź mężczyźni, którzy uważają się za lepszych od innych. Przekonani o swoje ,,boskości” są po prostu narcystyczni.
Erica nie może siedzieć w miejscu, trudno jej być bez ruchu. Te objawy ADHD to po prostu przymusowa siła robienia czegoś, od zwykłego biegania po uczenie się stania na rękach.
Nie potrafi się odnaleźć w towarzystwie. Zawsze palnie coś, czymś kogoś urazi. Często zachowa się nietaktownie. Dla niej towarzystwo=wyobcowanie. Może dlatego nie próbowała wyjść z celi dalej, niż do stołówki. Mimo rozwalającego się zamka.
Jeśli kogoś naprawdę polubi będzie wobec tej osoby miła i lojalna. A jeśli kogoś nie polubi... to, cóż, będzie po nim jeździła, jak po wycieraczce. 
 |W y g l ą d|
Erica jest osobą mierzącą całe 168 cm. Waży 57 kilo.
Posiada rzadką, choć tak cenioną sylwetkę klepsydry. Ma szersze ramiona od bioder, ale nieznaczne. Wcięcie w talii ma, aczkolwiek nie jest o no takie jakie by chciała. Umięśniona, ale nie jak kulturystka, bardziej, jak trenerka fitnessu.
Buzię ma w kształcie diamentu. Każda część twarzy jest mniej więcej w odpowiednich odległościach od siebie. Nos drobny, różowe, jasne usta zwykle wygięte w uśmiech jednym kącikiem ust.
Ma jasną cerę, skóra ma alabastrowy odcień, jak u albinoski. Jest to o tyle nienaturalne, że wywodzi się z rodziny Hiszpanów, więc powinna być chociaż opalona.
Oczy koloru przejrzałej pomarańczy (wpadający w brąz) otoczone są wachlarzem ciemnych rzęs. Głębokie, chochlikowe spojrzenia jakie nauczyła się rzucać nadają jej sarkastyczny wygląd.
Jej twarz okalają proste pasma krwistoczerwonych włosów. Najczęściej wiąże luźnego koka, jednak większość włosów zostawia rozpuszczonych.(tak jak na zdjęciu) Kiedyś je włosy miały kolor kawy(to długa historia), lecz gdy Organizatorzy ścieli jej włosy, by przeciwniczki nie miały jej za co złapać na arenie(jeszcze dłuższa historia), to odrosły jej takie płomienne.(a tego to nie wiem, jak wytłumaczyć) 
 |Z n a k i S z c z e g ó l n e|
               W jednym uchu ma 4 dziurki, a w drugim 1 kolczyk w chrząstce oraz 1 w płatku.
               Tatuaże: pierwszy przedstawiający zamarzającą różę na lewym ramieniu i drugi na                                  nadgarstku; napis: Bądź sobą. Nikt ci nie płaci za bycie kimś innym...
 |M o c| 
Energia
|U m i e j ę t n o ś c i|
               Bezwolny – Erica zabiera swojej ofierze siły życiowe. Potraktowana tą mocą osoba pada                        nieprzytomna.
              Kolorowy Wiatr – Jest to trudna do opanowania sztuka. Erica wytwarza wokół siebie wir z                      czterech podstawowych żywiołów: Ziemia, Powietrze, Ogień i Woda. Tornado pochłania                        wszystkich wrogów wokół niej. Zawsze po wykonaniu tej mocy traci przytomność i śpi                          następne 24 h.
              Wyciszenie – Potrafi zakłócić przepływanie energii np. prądu, wody czy ciepła. Czasami                         udaje jej się uciszyć moc innych osób z Darem.
              Aura – Aura jest naszą wewnętrzną tarczą karmiącą się naszymi emocjami. Dzięki                                umiejętności Aura potrafi zmienić nastrój danej osoby, a nawet zmusić Zombie do odwrotu.                  Choć to drugie rzadko się udaje.
|W y p o s a ż e n i e| 
Dwa pistolety + dodatkowa amunicja, plastikowy słój z masłem orzechowym, mp3  
|C i e k a w o s t k i|
               Ma starszego brata, który przed zarazą odwiedzał ją w więzieniu.
               Uwielbia muzykę.
               Tańczy breakdance i hip hop, czasami street dance.
               Nienawidzi słuchać rozkazów.
               Nie umie zachować się w towarzystwie.
               Nie chce zabijać zombie, bo boi się, że jednym z nich może być jej brat.
               Wkurzają ją osoby, które wywyższają się nad innymi.
               Ma alergię na ogórki...
               Gdy jest zasmucona, przygryza dolną wargę.
               Pochodzi z wpływowej, hiszpańskiej rodziny. Ojciec miał zaburzenia psychiczne, bił swoje                    dzieci do nieprzytomności. Matka nie potrafiła mu się przeciwstawić. Essua, brat Eriki,                          uciekł, gdy ona miała 13 lat. Nie zostawił jej jednak. Zawsze ją wspierał.
               Erica również próbowała uciec, szukała brata w gorszej dzielnicy miasta. Tam złapali ją                          Łowcy Niewolników i sprzedali ją na targu mężczyźnie, który szukał dziewczyny, którą                          mógłby wystawić na Walkach Gladiatorów.
               Zaczęli ją nazywać Czarnym Aniołem na arenie, bo nie przegrała ani jednej walki.
               Jest jak cebula. Ma wiele warstw.
 |O c e n a|
|Pochwały/Skargi0/0
|G ł o s|

Hiro Sasaki

http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.pngNieszczęscie ludzi brata. http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png

 | L o g i n| 
Deus Ex Machina
E - m a i l|
kurokokiba@gmail.com
R a n g a|
0 p.
 | N u m e r|
A66
S e k t o r|
.A.
I m i e ✗ N a z w i s k o|
Hiro Sasaki
P s e u d o n i m|
Bazyliszek / Wężowa Pani
P ł e ć| 
Kobieta
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
18lat / 27 czerwca
Z n a k Z o d i a k u |
Rak
O r i e n t a c j a|
Heteroseksualna
K a r a|
Morderstwa, zabójstwa, szantaże, kradzieże, itp. / W więzieniu od 9 miesięcy
|C h a r a k t e r|
Zacznijmy może od faktu, że Hiro cierpi na Zespół Aspergera, czyli mówiąc nieco potocznie i nie do końca prawidłowo, łagodny autyzm. W związku z powyższym nie odzywa się zbyt często, żeby nie powiedzieć, że w ogóle się nie odzywa. Choroba ta znacznie utrudnia jej kontakt ze światem ludzi. Dziewczyna z powodu swojej przypadłości czuje, patrzy i słyszy inaczej niż wszyscy. Różnie odczytuje słowa, gesty lub mimikę twarzy, nie zawsze zgodnie z intencją. Co nie znaczy jednak, że jest głupia. Swoją inteligencją oraz poziomem IQ przewyższa zapewne niejednego zwykłego człowieka. To, że nie chce się dzielić swoimi myślami z każdym napotkanym osobnikiem w żadnym stopniu nie świadczy o prymitywności czy upośledzeniu. Trudne działania matematyczne, układanie wielkiej ilości puzzli, czy chociażby pamiętanie co robiła dwa tygodnie wcześniej o godzinie 11:57 nie przysparza jej najmniejszego problemu. Komplikacje natomiast zachodzą, przy chęci zrozumienia człowieka. Hiro zawsze lubiła obserwować ludzi i ich zwyczaje. Jednak nigdy nie udało jej się zrozumieć niektórych emocji, czy tradycji. Nie mogła domyśleć się, czemu ludzie wspominają przeszłość, boją się zmarnowania życia, albo czemu przeraża ich śmierć. Dlaczego opłakują zmarłych, witają narodzonych albo gratulują świeżemu małżeństwu. Z tego co tu zostało napisane można by wywnioskować, że dziewczyna to bezduszna maszyna do zabijania. Takie jednak myślenie jest błędne, gdyż Hiro to bardzo czuła, wrażliwa i otwarta na emocje innych ludzi. Dlatego też, za każdym razem, gdy ktoś poznał ją nieco bliżej (co nie należy do łatwych zadań) dostrzegał jaka tak naprawdę jest. 
 |W y g l ą d|
Hiro to niezwykle smukła i zgrabna dziewczyna o krótkich, kruczoczarnych włosach kontrastujących ze śnieżnobiałą cerą. Nie należy do osób wysokich, ponieważ ma tylko168 cm wzrostu, co jednak nie odbiera jej uroku. Jako, że nie należy do ludzi lubiących jeść ma małą niedowagę, gdyż waży zaledwie 50 kg. Mimo małej masy ciała, ma całkiem ładnie umięśnione ciało. Bardzo intrygujące są jej oczy, ponieważ ich barwa jest zależna od otoczenia. Raz są czarne, chwilę później niebieskie, albo nawet fioletowe. Białe ręce i plecy zdobią tatuaże które przedstawiają najważniejsze chwile i momenty z jej życia wplątane między wijące się węże. 
 |Z n a k i S z c z e g ó l n e|
               Kod kreskowy wytatuowany na karku (nie jest to tatuaż wykonany z jej polecenia).
               Bardzo zadbane paznokcie.
               Czarne lub ciemne ubrania.
               Lekki, zwinny chód.
               Chłodne spojrzenie.
               Czarny wąż imieniem Smile, który wije się swobodnie po jej ramionach.
 |M o c| 
Hebi
|U m i e j ę t n o ś c i|
               Yoake - Wszystkie pięć zmysłów Hiro (słuch, węch, wzrok, dotyk, smak) są bardzo                rozwinięte, co jest przy okazji klątwą, gdyż dziewczyna nie panuje nad tym i każdy                głośniejszy dźwięk, czy ostrzejszy zapach powoduje ból.
               Shōgo – Może porozumiewać się z wężami.
               Yūgure - Porusza się i atakuje bardzo szybko i cicho.
               Sakebi - Przybiera postać białego węża o czarnym wnętrzu pyska i czarnych oczach. Może                nieco większego od standardowych węży…
|W y p o s a ż e n i e| 
Katana, dwa wąskie i ostre noże o długości mniej więcej 30 centymetrów, czarny wąż Smile i skrzypce. 
|C i e k a w o s t k i|
               Uwielbia grać na skrzypcach. Jest to czynność, która ją uspokaja i pomaga myśleć. Może                grać na nich całymi dniami.
               Zbrodnie, które popełniła były rozkazami od pewnych ludzi…
               Nazwano ją Bazyliszek, gdyż z powodu dużej ilości ofiar zaczęto żartować, że jej spojrzenia                zwiastuje śmierć.
               Może i nie lubi wchodzić w interakcje z ludźmi, ale lepiej czuje się przez nich otoczona.
               Oprócz Zespołu Aspergera stwierdzono u niej również Synestezję i Anemię.
               Biegle posługuje się angielskim, francuskim i japońskim ( co jest całkiem dziwne jeśli brać                pod uwagę fakt, że jest chora na Zespół Aspergera). 
               Bardzo dba o swoje paznokcie. Są wiecznie zachowane w pięknym stanie.
 |O c e n a|
|Pochwały/Skargi0/0
|G ł o s|
{X}
{X}

Od Nyxis

Powoli dociera do mnie głucha cisza. Otwieram oczy, lecz nie dociera do nich nic, prócz przytłaczającej ciemności. Nie mam pojęcia, gdzie się znajduję i co tutaj robię. Imię... pamiętam je, chociaż nic mi nie mówi. Powoli podnoszę się z zimnej posadzki i po omacku szukam wyjścia.
Docierają do mnie fragmenty obrazów zakrapianych krwią. Co się działo wcześniej? Walka, wybuch... Z kim? I dlaczego?
Udaje mi się odnaleźć drzwi. Kiedy wychodzę, uderza mnie jasność korytarza. Blask odbija się w moich oczach i powoduje niemały ból z tyłu głowy. Wyciągam przed siebie ręce i zamieram. Całe pokryte krwią. Ja cała jestem we krwi. Moje ubrania poszarpane i w czerwone plamy, końce włosów zdobią krwawe pasemka. Co się u diabła działo?
Nie przebyłam nawet kilku metrów, a widzę cieknące ze ścian stróżki krwi. Mój mózg rejestruje odór zleżałych ciał, mimo wszystko nic nie widzę. Jestem sama, nie widzę nikogo ni żywego, ni martwego. Poruszam się bezszelestnie- na wszelki wypadek- sięgam za pas gdzie powinny być sztylety, ale nie mam nic, czym mogła bym się bronić. Powinnam się gdzieś ukryć, czekać, aż ktoś mnie odnajdzie. Ale co, jeśli jestem tutaj całkiem sama, lub pierwsze odnajdzie mnie coś niebezpiecznego? Muszę sama odnaleźć kogoś, kto mi pomoże.
Nie jestem silna, właściwie to jestem zupełnie słaba. Już po krótkim odcinku czuję zbyt wyraźnie każdy mięsień ciała i jest mi niedobrze. Do oczu napływają mi łzy lecz nie pozwalam, by ot tak swobodnie spłynęły. Skręciłam kilka razy i widzę przed sobą rozwidlenie dróg. Bez namysłu wybieram tę po lewej, lecz chwilę później żałuję tej decyzji.
Stoję na wprost bestii. Jej ciało ciało jest całe przegnite, pokryte zaschniętą krwią, a z ust wystaje ucięty język.
Szwendacz.
Już po mnie...
Nie jestem w stanie drgnąć, odwrócić się, uciekać. Stoję i patrzę się na puste oczodoły potwora. Jest co raz bliżej.
Nie chcę umierać... Na prawdę nie chcę umierać!
Z ust wydobywa mi się głuchy krzyk. Dźwięk pełen przerażenia i rozpaczy. Ale nikt nie usłyszał. Nikt nie przybył mnie wybawić. Od potwora dzielą mnie trzy metry. Zamykam oczy a po policzku spływa mi stróżka łez. Dzisiaj... umrę. I z tą myślą czekam na odezwę losu.

<Ktokolwiek>

sobota, 19 września 2015

Od Annabell

Obudził mnie koszmar, wstałam wystraszona i rozejrzałam się na boki. Mój wzrok napotkał spojrzenie Vincenta. Podeszłam do niebieskowłosego i mocno się do niego przytuliłam, wtulając twarz w jego ubranie. Chłopak zdziwiony przez chwile nie wiedział co zrobić ale po chwili zaczął głaskać mnie po głowie pytając bardzo cicho:
-Co się stało?- Nie musiałam szeptać ponieważ moje słowa zagłuszała jego bluza:
-Śnił mi się bardzo straszny koszmar- Vincent odsunął mnie od siebie lekko, uśmiechnął się przyjacielsko i powiedział cicho:
-Pójdź spać ,popilnuje was- Nie chciałam pozwolić by się przemęczył dlatego powiedziałam :
-Ty pójdź spać ,pilnowałeś nas kilka godzin dlatego należy ci się zasłużony sen
-Jesteś pewna ,że dasz sobie rade ?-Popukałam się palcem w głowę i oznajmiłam z szerokim uśmiechem :
-Oczywiście mam Rose do pomocy
-Dobrze- Po tym chłopak położył się blisko ściany i po chwili zasnął. Usiadłam po środku pomieszczenia by mieć na oku oba wyjścia. Skupiłam się by wyczuć najdrobniejszy podmuch wiatru dzięki temu nie musiałam opuszczać pokoju by sprawdzić czy ktoś nie idzie. Po chwili poczułam blisko drzwi czyją obecność, chwyciłam swój pistolet i podeszłam przestraszona do wejścia. Uchyliłam drzwi i rozejrzałam się po korytarzu wystraszona wycelowałam lufą w stronę dziwnego cienia, który poruszał się w koncie, jednak potrzymałam się i przyjrzałam się bliżej dziwnej rzeczy. Ze zdziwieniem odkryłam ,że jest to Dayki, był cały podrapany, pogryziony i posiniaczony. Schyliłam się w jego stronę i wyciągnęłam mu coś z ust, przełknęłam ślinę i zapytałam cicho:
-Kto ci to zrobił- Chłopak poczekał chwile i powiedział lekko zachrypniętym głosem:
-Vin...cent- Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Wzięłam czarnowłosego na ręce (ja tak bardzo silna ^^ ) i zaniosłam do pomieszczenia, po czym położyłam go delikatnie na ziemi. Musiałam oczyścić rany, nie mogłam pozwolić by wdało się zakażenie, wzięłam buteleczkę z wodą utlenioną i gazę, po czym znów znalazłam się obok chłopaka. Nalałam trochę wody i zaczęłam przemywać rany, które się lekko zapieniły. Dayki jednak nie okazywał ,że go boli uśmiechnęłam się do niego szeroko. Gdy skończyłam odkażać rany wyciągnęłam z bagaży szpulkę z bandażem, po czym przystąpiłam do opatrywania ran. Gdy skończyłam przyjrzałam się wynikom swojej pracy, opatrunki nie były zniewalające ale mnie satysfakcjonowały. Sama nie wiedziałam dlaczego mu pomagam w końcu wcześniej pobił Vincenta, może po prostu nie chciałam by umarł. Gdy wszystko skończyłam posprzątałam po sobie i usiadłam w koncie przyglądając się chłopakom i dziewczynie. Fajnie jest żyć w grupie zwłaszcza z Carl’em i Shu,, nigdy nie miałam rodzeństwa ani rodziny.... A może miałam tylko ich nie pamiętam? Musiałam dbać o swoich nowych przyjaciół, nie mogłam pozwolić by stała im się krzywda. Dlatego znów użyłam swojej mocy by wyczuć czy nie zbliża się niebezpieczeństwo .Gdy byłam pewna, że jesteśmy bezpieczni zaczęłam się nudzić wszyscy nadal spali ,a ja nie miałam co robić, jednak nie mogłam zasnąć musiałam pilnować bezpieczeństwa przyjaciół . Po jakimś czasie niebieskowłosy przebudził się w tedy zapadłam w ciemność, dobrze mi już znaną, najwyraźniej Rose chciała sobie z nim trochę pogadać.

****Rose***

Co z niego za debil. Nie czekałam aż się rozbudzi, podeszłam do niego szybkim krokiem, chwyciłam go za bluzę i podniosłam na wysokość moich oczu po czym powiedziałam głosem przesiąkniętym jadem:
-Ty niedorozwoju. –Nie chcąc obudzić innych pociągnęłam go na korytarz i stłumiłam odgłosy które od nas dobiegały. Gdy to zrobiłam zaczęłam na niego krzyczeć :
-Co ty sobie myślisz!
-O co ci chodzi Annabell zachowujesz się inaczej- Vincent patrzył na mnie z tym swoim sztucznym przyjacielskim uśmiechem. Odpowiedziałam chłodno:
-Jesteś tak głupi, że nie domyśliłeś się jeszcze, że jestem teraz Rose
-Ale o co ci chodzi kobieto- Chłopak podniósł lekko głos ale nadal trzymał nerwy na wodzy, westchnęłam i zaczęłam mówić jak do małego dziecka:
-O to niedorozwoju, że jak się kogoś bije albo się nad kimś znęcasz to próbujemy ukryć to jak to możliwe, a nie że nasza ofiara ma opuchniętą twarz i zadrapania na całym ciele. Jak już chcesz użyć przemocy to z głową –Gdy to wypowiedziałam poklepałam go w głowę by zrozumiał jasno przekaz. Po chwili powiedziałam wyniosłym tonem:
-Zamiast zadawać rany na całym ciele najlepiej jest zadawać uderzenia w brzuch, dzięki temu nie będzie tak mocno widać siniaków po za tym możesz doprowadzić do krwotoku wewnętrznego, możesz jeszcze go kopać w krocze albo uderzać w uszy otwartymi dłońmi, wkładać palce do nosa, chociaż według mnie to obrzydliwe. –Przyjrzałam się niebieskowłosemu czy aby na pewno zrozumiał . Po chwili milczenia zapytałam:
-I co ty teraz z nim zrobisz? Przecież Shu i Carl od razu zobaczą te rany i posądzą o to ciebie-Popukałam go palcem po klatce piersiowej by dobrze zrozumiał. Jednak zapytał mnie o coś czego się zupełnie ni spodziewałam:
-Po co mi to wszystko mówisz? To nie jest twój problem a mój-Popatrzyłam na niego zdezorientowana i oddałam znów władze Annabell, niech ona teraz z nim gada ja powiedziałam to co chciałam i musiałam.

***Annabell***

Popatrzyłam zdezorientowana w około, znajdowałam się naprzeciw Vincenta w korytarzu. Nie wiedziałam co teraz zrobić dlatego zapytałam z szerokim uśmiechem:
-Tooo, o czym rozmawialiście z Rose?
-O niczym ciekawym Ann-Chłopak uśmiechnął się szeroko i wrócił do pomieszczenia w którym znajdowali się pozostali. Postanowiłam usiąść w koncie, oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy, jednak nocne czuwanie nie było dla mnie. Zaczynałam powoli zasypiać, gdy usłyszałam podejrzany szelest, przez co odtworzyłam gwałtownie oczy. Ukazał mi się dość śmieszny widok. Vincent skradał się do drzwi mając na ramieniu przerzuconego Dayki’ego. Zaciekawiona podeszłam w ich kierunku, gdy znalazłam się blisko chłopaków, napotkałam błagalny wzrok czarnowłosego. Spojrzałam niebieskowłosemu w oczy i zapytałam zdziwiona:
-Co ty z nim robisz?
-Niosę go. Nie widać?- Spojrzałam na niego poważnie (przynajmniej tak sądziłam) i znów zapytałam Vincenta:
-A gdzie go niesiesz?
-Do pewnego miejsca.
-Do jakiego miejsca?- Chłopak chyba stracił do mnie cierpliwość ponieważ odepchnął mnie na ziemie i dalej ruszył w stronę drzwi, nie mając zbytniego wyboru zagrodziłam drogę chłopakowi mówiąc:
-Nie wydaje mi się, żeby Dayki chciał z tobą iść- Niebieskowłosy spojrzał na mnie z irytacją ,jednak po chwili rozbawiony podszedł bliżej mnie i powiedział mi do ucha:
-Jeśli się nie odsuniesz będę musiał użyć siły by cię przesunąć- Spojrzałam na niego zdezorientowana, nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak nie podobało mi się to, dlatego postanowiłam krzyczeć, by obudzić Shu i Carla. Chociaż próbowałam wydobyć z siebie chociaż najmniejszy dźwięk, gardło jednak odmówiło współpracy i pozostało nadal nie wzruszone. Czy to możliwe by coś kombinował ze swoją mocą? Bardzo prawdopodobne. Nie wiedziałam co robić, jednak mimo tego pozostałam nie wzruszona w drzwiach, by nie przepuścić dalej chłopaka. Po chwili patrzenia się na siebie bezczynnie, Vincent odłożył Dayki’ego na ziemie, podniósł sznur, który leżał pod ścianą, przytrzymał mnie za ramię bym nie uciekła i zaczął owiązywać sznurem. Mimo szarpania i wyrywania się nie zdziałałam wiele (gdzie jest Rose gdy jej potrzebuje?!) Gdy byłam tak związana ,że nie mogłam się poruszać chłopak uśmiechnął się szeroko i oznajmił na moje wrogie spojrzenie:
-No co? Sama tego chciałaś.- Zbliżył swoją głowę by wyszeptać mi coś do ucha, wykorzystując okazje walnęłam go mocno z główki w nos, na co chłopak chwycił dłonią krwawiący narząd. Spojrzał na mnie wściekły. Vincent odsunął rękę od nosa o dziwo nie trafiłam w nos a w usta...według mnie na jedno wychodzi. Ważne jest tylko to ,że sprawiłam mu ból
W ramach odpowiedzi na mój atak Vincent popchnął mnie na ścianę z całej siły, przez co trafiłam głową o twardy kamień i straciłam przytomność. Nie wiedziałam co działo się potem, czy Vincent zabił Dayki’ego, czy dogonił ich ktoś z grupy.

(Przepraszam, że tak długo .Wybaczycie mi kochani? Carl? Shu? )

Od Est cd. Neferpitou

Dziewczyna bez słowa odwróciła się i ruszyła w kierunku celi. Ostatni raz spojrzałam na martwe ciała, a potem wspólnie z Neferpitou wróciliśmy. Od razu kiedy weszłam rzuciłam się na łóżko i wtuliłam twarz do poduszki. To było... przerażające. Nie chcę już widzieć takich rzeczy. Nie rozumiem jak ona może to robić... z takim spokojem. Ja bym tak nie potrafiła...
*Kilka minut po północy*
Otworzyłam oczy. Gdzie ja jestem? Wstałam powoli z posłania i rozejrzałam się dookoła. Ah, no tak... tutaj. Nagle usłyszałam ciche dzwonienie, natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam małego motyla.
- Kyu! - krzyknęłam, ale szybko zatknęłam usta. Zapomniałam o koleżace, u góry. Siedziałam w ciszy czekając na jakikolwiek dźwięk, który świadczyłby o śnie Neferpitou. Cisza. Szybko złapałam w ręce torbę i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia razem z Kyu.
 - Mogłabyś tak nie dzwonić? - Spytałam szeptem.
- To nie moja wina. - Byłam już tak blisko wyjścia. Teraz cicho i ostrożnie... Po chwili byłam już przy drzwiach. Powoli je otworzyłam i wybiegłam na korytarz. Zatrzymałam się niedaleko kryjówki by się nie zgubić.
- Panienko! Co to mało być? Kim ona jest?
- Nie czas teraz na to Kyu. Musze z wami porozmawiać. Ze wszystkimi.
- Ale... nie dasz rady ich obudzić! Zrobisz sobie tylko krzywdę. - Zignorowałam Kyu i wzięłam się do czarowania. Położyłam torbę na ziemi i przykucnęłam przy niej. Otworzyłam ją, a następnie wyjęłam wszystkie pluszaki.Wstałam powoli i zaczęłam wypowiadać zaklęcia. Nim się obejrzałam moje pluszaczki były równe wielkości zwierząt, których przedstawiają.
- Muszę wam coś powiedzieć, to bardzo ważne... - nagle usłyszałam kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę. No i koniec mojej tajemniczości, no cóż... okazało się, że jestem debilką... Dobra, może mi się uda z tego wybrnąć.
- Neferpitou słuchaj...

( Neferpitou? brak weny xd No i chyba muszę się nauczyć pisać T^T)

Ogłoszenie!

Halo Alo! Tutaj serdecznie wita Falka ( Rin i Toto ) oraz Edek ( Lysander i Edward ). Pseudo-admini bloga, czyli murzynki, które będą dodawać posty na czas nieobecności Gwen i Werki. Wszyscy, którzy wysyłali opowiadania do adminek, a owe prace jeszcze się nie pojawiły to proszę wysłać do jednej z nas. Oczywiście każdy zostanie osobiście poinformowany o tym na Howrse w razie gdyby nie wchodził już na bloga z wiadomych przyczyn. Poniżej podany jest kontakt do nas. Zachęcam do ponownego udzielania się na blogu ^^

Falka

Howrse: olgusia0196
G-mail: olgusia0196@gmail.com

Edek

Howrse: Lunativ
G-mail: kucyk39627@gmail.com
E-mail: piesio128@o2.pl

~Edek i Falka ^^