wtorek, 22 września 2015

Od Nicolasa - "Słodki Ból"

- Inni próbują oszczędzić Ci bólu. Prawda potrafi być druzgocącą. Sporo życia spędzamy, próbując chronić się przed nią i osłaniać przed nią innych. Posługujemy się kłamstwem, żeby stępić ostrze życia. Śnimy o lepszym jutrze. Ukrywamy się przed własnymi żaglami i niedostatkami. Staramy się wyolbrzymić dobro i umniejszyć zło. - jej szept był jak słodki nektar. Czułem jej dotyk który raził mnie jak mała iskierka. Przepełniał mnie ból ale ona dawała ukojenie mojej duszy i ciału.
Objęła dłońmi moją twarz i zmusiła żebym na nią spojrzał. - Wystarczy. - odparła łagodnie ale w jej oczach widziałem strach lecz i stanowczość. - Proszę, przestań.
Rozległ się głuchy huk kiedy ostrze spadło na ziemię. Nie chciałem jej skrzywdzić ale również nie chciałem żeby ta banda sku*wysynów uciekła. To nie było zlecenie. To była zemsta.
Dotknąłem jej dłoni swoimi i zamknąłem oczy czując jej ciepło.
- Veronico... - wyszeptałem – Oh Veronico.. Skrzywdzili Cię. Jak mógłbym przestać zadawać im cierpienie jakie tobie zadali ? - mówiłem nie otwierając oczu.
- Już ich nie ma. - ból - Nie żyją. - ból - Zabiłeś ich. - narastający ból – Już wystarczy. - ból nie do zniesienia.
Jej dłonie już nie ogrzewały moich policzków. Wiązały opaskę na moich oczach.
„Dlaczego ? Dlaczego Veronico ? Oh dlaczego mi to robisz ?!”
Nikt nie odezwał się słowem dopóki nie dotarliśmy do domu. Przez całą drogę trzymała mnie za rękę, za zakrwawioną dłoń.. Dlaczego ? Przecież druga nie była pokryta krwią winnych.
Zamknęła drzwi.
- Veronica ?
Czuję ciepłe, delikatne dłonie na mojej piersi.
- Vero..
- Cii.. - przykłada palec do moich ust, a po chwili je całuje. Zmuszony, cofam się potykając się o krawędź łóżka i upadam. Chcę zdjąć opaskę, lecz jej głos zakazuje. Nie słyszę go. Jestem głuchy na jej słodki głos. Delikatny niczym jedwab. Chodź jest starsza o ponad rok, jest mała, krucha, ale ja i tak czuję się przy niej bezsilny.
Nagle czuję narastającą przyjemność. Ból wciąż mi towarzyszy, ale zagłusza go jęk rozkoszy, który mi przynosi.
- Vero..nica… - nie odpowiada, z każdym następnym jej ruchem czuję cierpienie rozkoszy. Trzymając się jej rozkazu łapię ją za rękę i przysuwam do siebie. Zaczynam ją całować schodząc niżej. Słyszę tylko jęki i nasze oddechy. Świat przestał istnieć. Czas się zatrzymał. Pogrążam się.. Uzależniam…

Budzę się w swoim łóżku, a w ramionach trzymam tą jedyną.
- Veronica… - Nie skarbie, nie kochanie, lecz Veronica. Moja kobieta.
Powoli wstaję i jeszcze raz spoglądam na kobietę. Na jej ciele można zauważyć mnóstwo malinek ale i blizn… Czuję nienawiść ale i bezsilność, w końcu nic nie mogę z tym zrobić.
Idę do pomieszczenia które nazywa się łazienką. Odkręcam kurek i wchodzę pod prysznic. Na moją skórę opada chłodna woda, co pobudza mnie. Wczorajsze blizny pieką, staram się to ignorować, więc topię się w wspomnieniach, starając się przypomnieć co działo się wczoraj.

- Nicolas. - podnoszę głowę, przez co ręcznik opada mi na ramiona, przymykam drzwi i podchodzę do czarnowłosej, całując ją w odkryty kark. - Chcesz jajecznicę ? - kiwam lekko głową, a ona uśmiecha się szeroko.
- To niesamowite, jak wiele można ukryć uśmiechając się.. - usiadłem przy stole.
- Istnieje wiele rodzajów bólu, wiele poziomów upadków. - odparła
„Nie ma bólu...” pomyślałem nagle”...jest tylko potrzeba, bezsilna potrzeba.”
Cisza. Słychać tylko skwierczenie jajek na patelni.
- Im więcej czegoś lub kogoś pragniesz, tym mniej tego dostajesz. - dodała po chwili.
Zanim się obejrzała słyszała tylko trzaskanie drzwi.

Czyszcząc ostrze myślałem o tym ”Dlaczego”.
Dlaczego to zrobiła ?
Dlaczego nie chciała ich ukarać ?
Dlaczego mi nie pozwoliła ?
Dlaczego ich broniła ?

Są to pytania bez odpowiedzi. Nigdy nie uzyskam odpowiedzi dlatego nie pytam.
Kiedy pojawiła się w moim życiu, słowo ”dlaczego” stało się dla mnie codziennością.
- Nico ! Ty krwawisz ! - zawołał Worick łapiąc mnie za rękę. - Przeciąłeś się. Nie czułeś tego ?
Faktycznie, krwawiłem.
Puste słowa Woricka dudniły mi w głowię lecz zagłuszał je warkot samochodów dochodzący z trzeciej alejki.
- Co się z Tobą dzieję ?! - wstrząsnął mną i przyglądał mi się uważnie. W wolnym czasie pracował jako żigolak, a ja najczęściej czekałem na niego w umówionych miejscach żebyśmy mogli zając się ważniejszą robotą.
Szliśmy do komisarza Chada, który miał do nas sprawę. Miałem nadzieję że cała droga minie nam w ciszy, ale nadzieja matką głupich.
- Aleja 38. Twoja sprawka ? - spytał.
Cisza.
- Eh.. - westchnął. - Więc to oni ją zgwałcili, hę…
Zacisnąłem rękę na rękojeści.
- Spokojnie. Załatwiłeś sprawę więc już z tym skończ, rozumiesz ? Działanie na własną rękę nam nie pomaga. Pan Chad zrobi nam awanturę, jeśli się dowie. Mamy tylko siedemnaście lat człowieku.
„Człowieku, hę...”
Resztę drogi szliśmy w ciszy.
W tym dniu dźwięki były jeszcze bardziej głuche niż zwykle, a ból narastał coraz bardziej…
„Było to uczucie przerażające i przejmujące, a jednocześnie niosące pełną bólu słodycz.”

*CDN*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz