Czy to było normalne, że po zaledwie dwóch dniach znajomości zostałem oczarowany przez jakiegoś dzieciaka o zielonych włosach i pięknie lśniących złotych oczach? Tak... to możliwe na moje nieszczęście. Winiłem się, że zachciewa mi się uciech z jakimś małolatem, a zaledwie pół roku temu musiałem zabić swoich najbliższych w tym żonę i dwójkę ukochanych synów. Zawsze był ze mnie zwyrodnialec, ale że aż tak to nigdy nie wiedziałem, chociaż... te co zabijają swoich mężów dla spadku, a na boku mają kochanków nie są wcale ode mnie lepsze. Toto przestał mi przeszkadzać, a nawet cieszyłem się z jego towarzystwa. Nawet Tosiek go polubił, a jak mój kot kogoś polubił to świat się już kończył, bo... do wszystkich oprócz mnie miał jakieś " ale " i nie był typem kotka, który podchodził do pierwszego lepszego " kogoś ", więc tym bardziej powinienem oddać hołd Toto za to, że jako jedyny go udobruchał. Sam fakt tego, że zielonowłosy wytrzymał tak długo z takim burakiem jak ja było wyczynem. Nie wiedziałem co takiego we mnie widział, że gdyby mógł to nie opuszczałby mnie na krok, ale zrobił dla mnie tak wiele dobrego, że nie miałem zamiaru od tak go olać.
Toto był wspaniałym chłopcem. Znałem go krótko... to prawda, ale jako że dobrze znam się na ludzkiej naturze, wiedziałem, że Toto to dobry i kochany chłopak, któremu brakuje nieco uwagi i troski... to wszystko. Skoro potrafił mnie oczarować do tego stopnia bym na chwilę zapomniał o przeszłości, postanowiłem mu się odpłacić za tą dobroć.
Kiedy chłopak w końcu zakończył kurację, z której czerpał wiele radości, westchnął prawie niesłyszalnie i posmutniał nagle. Zdziwiłem się, co wprawiło go w taki nastrój. Bez zastanowienia ani nawet pytania podniosłem go:
-Choć no tu do mnie. - usadowiłem chłopca na swoich biodrach i przytuliłem do siebie. Był taki drobny i z łatwością mieścił się w moich ramionach. Przez chwilkę był sztywny, ale zaraz ogarnął sytuację i " dobrze " ją wykorzystał. Oplótł mnie nogami w pasie i wygodnie się usadowił. Zamruczał jak kotek co sprawiło, że od razu poczułem się jakoś... lepiej. Odsunąłem nieco głowę na co Toto zareagował błyskawicznie i zrobił to samo. Odgarnąłem dłonią jego grzywkę i pocałowałem go w czółko. Chłopiec zachichotał i jeszcze bardziej się do mnie przytulił, mówiąc:
-Kocham cię, Lysiu. - jak tylko jego słowa zostały przeanalizowane przez mój mózg, momentalnie stałem się głazem. Nie mogłem się ruszyć nawet na centymetr, jednak po jakimś czasie udało mi się ogarnąć co się dzieje. Westchnąłem i załamany oparłem głowę o jego ramię. Przecież nie mogłem odpowiedzieć mu tymi samymi słowami, bo... skłamałbym mówiąc, że go kocham. Bardzo chciałbym go kochać, ale ja już nie potrafiłem obdarzyć kogoś większym uczuciem niż zwykła przyjaźń... przynajmniej ja wychodziłem z takiego założenia. Zdecydowałem się jednak skłamać... chłopak zbyt wiele dla mnie zrobił, bym go jeszcze ranił tym, co tak naprawdę jest mi niewiadome:
-Ja... też cię kocham, Toto. - wyszeptałem – Najbardziej na świecie. - i wtedy poczułem jak o moją klatkę piersiową coś bardzo szybko się obija... było to serduszko chłopca, które pod wpływem silnych emocji musiało zwiększyć tępo. Razem z tym wspaniałym uczuciem obijającego się serduszka przyszedł również prawie, że niesłyszalny szloch. Wystraszyłem się nie na żarty. Ze strachem spojrzałem na zapłakaną twarz Toto:
-Cz... czemu płaczesz? J... ja powiedziałem coś nie tak? - zacząłem się jąkać na co zielonowłosy tylko uśmiechnął się lekko i odpowiedział:
-Nie... tylko po prostu... nikt mi... jeszcze nie... powiedział... że mnie... kocha. Ty... powiedziałeś to... jako pierwszy. - wyjąkał przez łzy. Odetchnąłem cicho i zacząłem żałować, że mu to powiedziałem, bo dałem mu złudną nadzieję, choć... być może kochałem go pod innym względem, którego wtedy nie mogłem wyjaśnić? Starłem kciukami jego łzy i ucałowałem obydwie powieki. On był taki delikatny i kruchy... postanowiłem skończyć to co zacząłem. Jak się mówi A to trzeba też powiedzieć B:
-Nie płacz... nie ma o co. - powiedziałem spokojnie.
-Nie mogę... przestać. Jak już... zacznę płakać... to... nie tak łatwo... jest mi... przestać. - ponownie się rozpłakał, schował twarz w dłoniach i oparł swoje czoło o mój mostek. Westchnąłem cicho, odsunąłem dłonie od jego twarzy i splotłem nasze palce. Chłopiec spojrzał na mnie zamglonymi od łez oczami, a ja nie zastanawiając się dłużej dałem mu buziaka w usta. Zadziałały na mnie jak narkotyk. Znowu ucałowałem jego wargi tyle, że nieco dłużej i delikatniej. Miał takie słodziutkie usta, a nie chciałem nawet myśleć o jego drobnym języczku, który już w ogóle zabrałby mnie ze świata zdrowo myślących. Chłopiec nie opierał się żadnej z pieszczot, ale też nie brał w nich udziału... przynajmniej do pewnego czasu. W końcu pragnienie wzięło górę i chciałem skosztować jego wnętrza. Delikatnie przejechałem językiem po jego wargach i nagle poczułem jak chłopiec prawie niezauważalnie rozchyla usta tym samym zapraszając mnie do wnętrza swoich wspaniałych ust. Ucieszyłem się w duchu czując jak Toto nieśmiało odpowiada na pocałunek. Bardzo niechętnie, a nawet na przymus oderwałem się od niego, ale miałem nadzieję, że nie na długo:
-Przestałeś płakać. - wyszeptałem na co chłopiec uśmiechnął się promiennie, co sprawiło, że jeszcze bardziej pragnąłem go mieć tylko dla siebie... czy we mnie odradzała się możliwość kochania drugiej osoby?
Toto po chwili sam cmoknął mnie w usta co mnie nieco rozbawiło i poprawiło nastrój. Jego policzki nabrały cieplejszych kolorów i miałem nadzieję, że to tylko wczesny stan jego rumieńców, bo z miłą chęcią zobaczyłbym jak pali buraczka, ale tak po całości. Po chwili chłopak spojrzał mi w oczy, mówiąc:
-Weź mnie, Lysiu... dziś i teraz. - delikatnie pchnął mnie do pozycji leżącej. Cieszył mnie fakt, że stał się odważniejszy choć jak znałem tego małego diabełka... był to dopiero początek. Uwolnił nasze dłonie z uścisków i jednym szybki ruchem rozpiął swój płaszczyk i rzucił go gdzieś za siebie. Miał takie blade i delikatne ciałko. Przejechałem dłonią po jego klatce piersiowej badając jego drobne rysy mięśni. Chłopiec zrobił podobnie. Położył się na mnie i przejechał wzdłuż mojego boku. Uśmiechnąłem cię chytrze, złapałem go za podbródek i pocałowałem namiętnie na co tym razem dostałem słodki odzew. Toto tym razem nie omieszkał się od odwzajemnienia pocałunku. Zassałem jego drobny języczek i przygryzłem go leciutko. Był taki miękki i i gładki, że wcale nie miałem zamiaru uwalniać go ze swojego uścisku. Atmosfera stawała się coraz gorętsza. W końcu podniosłem nas do pozycji siedzącej i oparłem chłopaka na swoich biodrach. Obydwoma dłońmi przejechałem od ramion po podbrzusze zielonowłosego. Zbliżyłem się do niego, cmoknąłem go w policzek i zacząłem pieścić jego szyję delikatnymi pocałunkami. Chłopiec stęknął cichutko, ale w żaden sposób nie opierał się tej pieszczocie. Zjechałem na jego obojczyki i z każdą chwilą byłem coraz niżej.
( Toto, kochanie? <3 Zostawiam cię w takim o to pięknym momencie... miało być w 10-15 minut... hahaha, coś mi nie wyszło ._. )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz