Obudził
mnie koszmar, wstałam wystraszona i rozejrzałam się na boki. Mój
wzrok napotkał spojrzenie Vincenta. Podeszłam do niebieskowłosego
i mocno się do niego przytuliłam, wtulając twarz w jego ubranie.
Chłopak zdziwiony przez chwile nie wiedział co zrobić ale po
chwili zaczął głaskać mnie po głowie pytając bardzo cicho:
-Co się stało?- Nie musiałam szeptać ponieważ moje słowa zagłuszała jego bluza:
-Śnił mi się bardzo straszny koszmar- Vincent odsunął mnie od siebie lekko, uśmiechnął się przyjacielsko i powiedział cicho:
-Pójdź spać ,popilnuje was- Nie chciałam pozwolić by się przemęczył dlatego powiedziałam :
-Ty pójdź spać ,pilnowałeś nas kilka godzin dlatego należy ci się zasłużony sen
-Jesteś pewna ,że dasz sobie rade ?-Popukałam się palcem w głowę i oznajmiłam z szerokim uśmiechem :
-Oczywiście mam Rose do pomocy
-Dobrze- Po tym chłopak położył się blisko ściany i po chwili zasnął. Usiadłam po środku pomieszczenia by mieć na oku oba wyjścia. Skupiłam się by wyczuć najdrobniejszy podmuch wiatru dzięki temu nie musiałam opuszczać pokoju by sprawdzić czy ktoś nie idzie. Po chwili poczułam blisko drzwi czyją obecność, chwyciłam swój pistolet i podeszłam przestraszona do wejścia. Uchyliłam drzwi i rozejrzałam się po korytarzu wystraszona wycelowałam lufą w stronę dziwnego cienia, który poruszał się w koncie, jednak potrzymałam się i przyjrzałam się bliżej dziwnej rzeczy. Ze zdziwieniem odkryłam ,że jest to Dayki, był cały podrapany, pogryziony i posiniaczony. Schyliłam się w jego stronę i wyciągnęłam mu coś z ust, przełknęłam ślinę i zapytałam cicho:
-Kto ci to zrobił- Chłopak poczekał chwile i powiedział lekko zachrypniętym głosem:
-Vin...cent- Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Wzięłam czarnowłosego na ręce (ja tak bardzo silna ^^ ) i zaniosłam do pomieszczenia, po czym położyłam go delikatnie na ziemi. Musiałam oczyścić rany, nie mogłam pozwolić by wdało się zakażenie, wzięłam buteleczkę z wodą utlenioną i gazę, po czym znów znalazłam się obok chłopaka. Nalałam trochę wody i zaczęłam przemywać rany, które się lekko zapieniły. Dayki jednak nie okazywał ,że go boli uśmiechnęłam się do niego szeroko. Gdy skończyłam odkażać rany wyciągnęłam z bagaży szpulkę z bandażem, po czym przystąpiłam do opatrywania ran. Gdy skończyłam przyjrzałam się wynikom swojej pracy, opatrunki nie były zniewalające ale mnie satysfakcjonowały. Sama nie wiedziałam dlaczego mu pomagam w końcu wcześniej pobił Vincenta, może po prostu nie chciałam by umarł. Gdy wszystko skończyłam posprzątałam po sobie i usiadłam w koncie przyglądając się chłopakom i dziewczynie. Fajnie jest żyć w grupie zwłaszcza z Carl’em i Shu,, nigdy nie miałam rodzeństwa ani rodziny.... A może miałam tylko ich nie pamiętam? Musiałam dbać o swoich nowych przyjaciół, nie mogłam pozwolić by stała im się krzywda. Dlatego znów użyłam swojej mocy by wyczuć czy nie zbliża się niebezpieczeństwo .Gdy byłam pewna, że jesteśmy bezpieczni zaczęłam się nudzić wszyscy nadal spali ,a ja nie miałam co robić, jednak nie mogłam zasnąć musiałam pilnować bezpieczeństwa przyjaciół . Po jakimś czasie niebieskowłosy przebudził się w tedy zapadłam w ciemność, dobrze mi już znaną, najwyraźniej Rose chciała sobie z nim trochę pogadać.
****Rose***
Co z niego za debil. Nie czekałam aż się rozbudzi, podeszłam do niego szybkim krokiem, chwyciłam go za bluzę i podniosłam na wysokość moich oczu po czym powiedziałam głosem przesiąkniętym jadem:
-Ty niedorozwoju. –Nie chcąc obudzić innych pociągnęłam go na korytarz i stłumiłam odgłosy które od nas dobiegały. Gdy to zrobiłam zaczęłam na niego krzyczeć :
-Co ty sobie myślisz!
-O co ci chodzi Annabell zachowujesz się inaczej- Vincent patrzył na mnie z tym swoim sztucznym przyjacielskim uśmiechem. Odpowiedziałam chłodno:
-Jesteś tak głupi, że nie domyśliłeś się jeszcze, że jestem teraz Rose
-Ale o co ci chodzi kobieto- Chłopak podniósł lekko głos ale nadal trzymał nerwy na wodzy, westchnęłam i zaczęłam mówić jak do małego dziecka:
-O to niedorozwoju, że jak się kogoś bije albo się nad kimś znęcasz to próbujemy ukryć to jak to możliwe, a nie że nasza ofiara ma opuchniętą twarz i zadrapania na całym ciele. Jak już chcesz użyć przemocy to z głową –Gdy to wypowiedziałam poklepałam go w głowę by zrozumiał jasno przekaz. Po chwili powiedziałam wyniosłym tonem:
-Zamiast zadawać rany na całym ciele najlepiej jest zadawać uderzenia w brzuch, dzięki temu nie będzie tak mocno widać siniaków po za tym możesz doprowadzić do krwotoku wewnętrznego, możesz jeszcze go kopać w krocze albo uderzać w uszy otwartymi dłońmi, wkładać palce do nosa, chociaż według mnie to obrzydliwe. –Przyjrzałam się niebieskowłosemu czy aby na pewno zrozumiał . Po chwili milczenia zapytałam:
-I co ty teraz z nim zrobisz? Przecież Shu i Carl od razu zobaczą te rany i posądzą o to ciebie-Popukałam go palcem po klatce piersiowej by dobrze zrozumiał. Jednak zapytał mnie o coś czego się zupełnie ni spodziewałam:
-Po co mi to wszystko mówisz? To nie jest twój problem a mój-Popatrzyłam na niego zdezorientowana i oddałam znów władze Annabell, niech ona teraz z nim gada ja powiedziałam to co chciałam i musiałam.
***Annabell***
Popatrzyłam zdezorientowana w około, znajdowałam się naprzeciw Vincenta w korytarzu. Nie wiedziałam co teraz zrobić dlatego zapytałam z szerokim uśmiechem:
-Tooo, o czym rozmawialiście z Rose?
-O niczym ciekawym Ann-Chłopak uśmiechnął się szeroko i wrócił do pomieszczenia w którym znajdowali się pozostali. Postanowiłam usiąść w koncie, oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy, jednak nocne czuwanie nie było dla mnie. Zaczynałam powoli zasypiać, gdy usłyszałam podejrzany szelest, przez co odtworzyłam gwałtownie oczy. Ukazał mi się dość śmieszny widok. Vincent skradał się do drzwi mając na ramieniu przerzuconego Dayki’ego. Zaciekawiona podeszłam w ich kierunku, gdy znalazłam się blisko chłopaków, napotkałam błagalny wzrok czarnowłosego. Spojrzałam niebieskowłosemu w oczy i zapytałam zdziwiona:
-Co ty z nim robisz?
-Niosę go. Nie widać?- Spojrzałam na niego poważnie (przynajmniej tak sądziłam) i znów zapytałam Vincenta:
-A gdzie go niesiesz?
-Do pewnego miejsca.
-Do jakiego miejsca?- Chłopak chyba stracił do mnie cierpliwość ponieważ odepchnął mnie na ziemie i dalej ruszył w stronę drzwi, nie mając zbytniego wyboru zagrodziłam drogę chłopakowi mówiąc:
-Nie wydaje mi się, żeby Dayki chciał z tobą iść- Niebieskowłosy spojrzał na mnie z irytacją ,jednak po chwili rozbawiony podszedł bliżej mnie i powiedział mi do ucha:
-Jeśli się nie odsuniesz będę musiał użyć siły by cię przesunąć- Spojrzałam na niego zdezorientowana, nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak nie podobało mi się to, dlatego postanowiłam krzyczeć, by obudzić Shu i Carla. Chociaż próbowałam wydobyć z siebie chociaż najmniejszy dźwięk, gardło jednak odmówiło współpracy i pozostało nadal nie wzruszone. Czy to możliwe by coś kombinował ze swoją mocą? Bardzo prawdopodobne. Nie wiedziałam co robić, jednak mimo tego pozostałam nie wzruszona w drzwiach, by nie przepuścić dalej chłopaka. Po chwili patrzenia się na siebie bezczynnie, Vincent odłożył Dayki’ego na ziemie, podniósł sznur, który leżał pod ścianą, przytrzymał mnie za ramię bym nie uciekła i zaczął owiązywać sznurem. Mimo szarpania i wyrywania się nie zdziałałam wiele (gdzie jest Rose gdy jej potrzebuje?!) Gdy byłam tak związana ,że nie mogłam się poruszać chłopak uśmiechnął się szeroko i oznajmił na moje wrogie spojrzenie:
-No co? Sama tego chciałaś.- Zbliżył swoją głowę by wyszeptać mi coś do ucha, wykorzystując okazje walnęłam go mocno z główki w nos, na co chłopak chwycił dłonią krwawiący narząd. Spojrzał na mnie wściekły. Vincent odsunął rękę od nosa o dziwo nie trafiłam w nos a w usta...według mnie na jedno wychodzi. Ważne jest tylko to ,że sprawiłam mu ból
W ramach odpowiedzi na mój atak Vincent popchnął mnie na ścianę z całej siły, przez co trafiłam głową o twardy kamień i straciłam przytomność. Nie wiedziałam co działo się potem, czy Vincent zabił Dayki’ego, czy dogonił ich ktoś z grupy.
(Przepraszam, że tak długo .Wybaczycie mi kochani? Carl? Shu? )
-Co się stało?- Nie musiałam szeptać ponieważ moje słowa zagłuszała jego bluza:
-Śnił mi się bardzo straszny koszmar- Vincent odsunął mnie od siebie lekko, uśmiechnął się przyjacielsko i powiedział cicho:
-Pójdź spać ,popilnuje was- Nie chciałam pozwolić by się przemęczył dlatego powiedziałam :
-Ty pójdź spać ,pilnowałeś nas kilka godzin dlatego należy ci się zasłużony sen
-Jesteś pewna ,że dasz sobie rade ?-Popukałam się palcem w głowę i oznajmiłam z szerokim uśmiechem :
-Oczywiście mam Rose do pomocy
-Dobrze- Po tym chłopak położył się blisko ściany i po chwili zasnął. Usiadłam po środku pomieszczenia by mieć na oku oba wyjścia. Skupiłam się by wyczuć najdrobniejszy podmuch wiatru dzięki temu nie musiałam opuszczać pokoju by sprawdzić czy ktoś nie idzie. Po chwili poczułam blisko drzwi czyją obecność, chwyciłam swój pistolet i podeszłam przestraszona do wejścia. Uchyliłam drzwi i rozejrzałam się po korytarzu wystraszona wycelowałam lufą w stronę dziwnego cienia, który poruszał się w koncie, jednak potrzymałam się i przyjrzałam się bliżej dziwnej rzeczy. Ze zdziwieniem odkryłam ,że jest to Dayki, był cały podrapany, pogryziony i posiniaczony. Schyliłam się w jego stronę i wyciągnęłam mu coś z ust, przełknęłam ślinę i zapytałam cicho:
-Kto ci to zrobił- Chłopak poczekał chwile i powiedział lekko zachrypniętym głosem:
-Vin...cent- Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Wzięłam czarnowłosego na ręce (ja tak bardzo silna ^^ ) i zaniosłam do pomieszczenia, po czym położyłam go delikatnie na ziemi. Musiałam oczyścić rany, nie mogłam pozwolić by wdało się zakażenie, wzięłam buteleczkę z wodą utlenioną i gazę, po czym znów znalazłam się obok chłopaka. Nalałam trochę wody i zaczęłam przemywać rany, które się lekko zapieniły. Dayki jednak nie okazywał ,że go boli uśmiechnęłam się do niego szeroko. Gdy skończyłam odkażać rany wyciągnęłam z bagaży szpulkę z bandażem, po czym przystąpiłam do opatrywania ran. Gdy skończyłam przyjrzałam się wynikom swojej pracy, opatrunki nie były zniewalające ale mnie satysfakcjonowały. Sama nie wiedziałam dlaczego mu pomagam w końcu wcześniej pobił Vincenta, może po prostu nie chciałam by umarł. Gdy wszystko skończyłam posprzątałam po sobie i usiadłam w koncie przyglądając się chłopakom i dziewczynie. Fajnie jest żyć w grupie zwłaszcza z Carl’em i Shu,, nigdy nie miałam rodzeństwa ani rodziny.... A może miałam tylko ich nie pamiętam? Musiałam dbać o swoich nowych przyjaciół, nie mogłam pozwolić by stała im się krzywda. Dlatego znów użyłam swojej mocy by wyczuć czy nie zbliża się niebezpieczeństwo .Gdy byłam pewna, że jesteśmy bezpieczni zaczęłam się nudzić wszyscy nadal spali ,a ja nie miałam co robić, jednak nie mogłam zasnąć musiałam pilnować bezpieczeństwa przyjaciół . Po jakimś czasie niebieskowłosy przebudził się w tedy zapadłam w ciemność, dobrze mi już znaną, najwyraźniej Rose chciała sobie z nim trochę pogadać.
****Rose***
Co z niego za debil. Nie czekałam aż się rozbudzi, podeszłam do niego szybkim krokiem, chwyciłam go za bluzę i podniosłam na wysokość moich oczu po czym powiedziałam głosem przesiąkniętym jadem:
-Ty niedorozwoju. –Nie chcąc obudzić innych pociągnęłam go na korytarz i stłumiłam odgłosy które od nas dobiegały. Gdy to zrobiłam zaczęłam na niego krzyczeć :
-Co ty sobie myślisz!
-O co ci chodzi Annabell zachowujesz się inaczej- Vincent patrzył na mnie z tym swoim sztucznym przyjacielskim uśmiechem. Odpowiedziałam chłodno:
-Jesteś tak głupi, że nie domyśliłeś się jeszcze, że jestem teraz Rose
-Ale o co ci chodzi kobieto- Chłopak podniósł lekko głos ale nadal trzymał nerwy na wodzy, westchnęłam i zaczęłam mówić jak do małego dziecka:
-O to niedorozwoju, że jak się kogoś bije albo się nad kimś znęcasz to próbujemy ukryć to jak to możliwe, a nie że nasza ofiara ma opuchniętą twarz i zadrapania na całym ciele. Jak już chcesz użyć przemocy to z głową –Gdy to wypowiedziałam poklepałam go w głowę by zrozumiał jasno przekaz. Po chwili powiedziałam wyniosłym tonem:
-Zamiast zadawać rany na całym ciele najlepiej jest zadawać uderzenia w brzuch, dzięki temu nie będzie tak mocno widać siniaków po za tym możesz doprowadzić do krwotoku wewnętrznego, możesz jeszcze go kopać w krocze albo uderzać w uszy otwartymi dłońmi, wkładać palce do nosa, chociaż według mnie to obrzydliwe. –Przyjrzałam się niebieskowłosemu czy aby na pewno zrozumiał . Po chwili milczenia zapytałam:
-I co ty teraz z nim zrobisz? Przecież Shu i Carl od razu zobaczą te rany i posądzą o to ciebie-Popukałam go palcem po klatce piersiowej by dobrze zrozumiał. Jednak zapytał mnie o coś czego się zupełnie ni spodziewałam:
-Po co mi to wszystko mówisz? To nie jest twój problem a mój-Popatrzyłam na niego zdezorientowana i oddałam znów władze Annabell, niech ona teraz z nim gada ja powiedziałam to co chciałam i musiałam.
***Annabell***
Popatrzyłam zdezorientowana w około, znajdowałam się naprzeciw Vincenta w korytarzu. Nie wiedziałam co teraz zrobić dlatego zapytałam z szerokim uśmiechem:
-Tooo, o czym rozmawialiście z Rose?
-O niczym ciekawym Ann-Chłopak uśmiechnął się szeroko i wrócił do pomieszczenia w którym znajdowali się pozostali. Postanowiłam usiąść w koncie, oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy, jednak nocne czuwanie nie było dla mnie. Zaczynałam powoli zasypiać, gdy usłyszałam podejrzany szelest, przez co odtworzyłam gwałtownie oczy. Ukazał mi się dość śmieszny widok. Vincent skradał się do drzwi mając na ramieniu przerzuconego Dayki’ego. Zaciekawiona podeszłam w ich kierunku, gdy znalazłam się blisko chłopaków, napotkałam błagalny wzrok czarnowłosego. Spojrzałam niebieskowłosemu w oczy i zapytałam zdziwiona:
-Co ty z nim robisz?
-Niosę go. Nie widać?- Spojrzałam na niego poważnie (przynajmniej tak sądziłam) i znów zapytałam Vincenta:
-A gdzie go niesiesz?
-Do pewnego miejsca.
-Do jakiego miejsca?- Chłopak chyba stracił do mnie cierpliwość ponieważ odepchnął mnie na ziemie i dalej ruszył w stronę drzwi, nie mając zbytniego wyboru zagrodziłam drogę chłopakowi mówiąc:
-Nie wydaje mi się, żeby Dayki chciał z tobą iść- Niebieskowłosy spojrzał na mnie z irytacją ,jednak po chwili rozbawiony podszedł bliżej mnie i powiedział mi do ucha:
-Jeśli się nie odsuniesz będę musiał użyć siły by cię przesunąć- Spojrzałam na niego zdezorientowana, nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak nie podobało mi się to, dlatego postanowiłam krzyczeć, by obudzić Shu i Carla. Chociaż próbowałam wydobyć z siebie chociaż najmniejszy dźwięk, gardło jednak odmówiło współpracy i pozostało nadal nie wzruszone. Czy to możliwe by coś kombinował ze swoją mocą? Bardzo prawdopodobne. Nie wiedziałam co robić, jednak mimo tego pozostałam nie wzruszona w drzwiach, by nie przepuścić dalej chłopaka. Po chwili patrzenia się na siebie bezczynnie, Vincent odłożył Dayki’ego na ziemie, podniósł sznur, który leżał pod ścianą, przytrzymał mnie za ramię bym nie uciekła i zaczął owiązywać sznurem. Mimo szarpania i wyrywania się nie zdziałałam wiele (gdzie jest Rose gdy jej potrzebuje?!) Gdy byłam tak związana ,że nie mogłam się poruszać chłopak uśmiechnął się szeroko i oznajmił na moje wrogie spojrzenie:
-No co? Sama tego chciałaś.- Zbliżył swoją głowę by wyszeptać mi coś do ucha, wykorzystując okazje walnęłam go mocno z główki w nos, na co chłopak chwycił dłonią krwawiący narząd. Spojrzał na mnie wściekły. Vincent odsunął rękę od nosa o dziwo nie trafiłam w nos a w usta...według mnie na jedno wychodzi. Ważne jest tylko to ,że sprawiłam mu ból
W ramach odpowiedzi na mój atak Vincent popchnął mnie na ścianę z całej siły, przez co trafiłam głową o twardy kamień i straciłam przytomność. Nie wiedziałam co działo się potem, czy Vincent zabił Dayki’ego, czy dogonił ich ktoś z grupy.
(Przepraszam, że tak długo .Wybaczycie mi kochani? Carl? Shu? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz