Nie myślałem, że chłopak weźmie to na poważnie. Krem Nivea w tej
zapyziałej dziurze to byłby normalnie cud, a jak wszyscy wiemy... takowe
nie istnieją. Gdybym ugryzł się wtedy w język... może nie skazałbym
chłopaka na takie męczarnie jak szukanie czegoś czego nie ma. Ech... to
niestety cały ja. Ale to byłaby dla chłopaka nauczka. Trzeba się
czasami słuchać starych gburów takich jak ja. Nie zdążyłem zatrzymać
chłopaka i cieszyłem się po części, że choć przez chwilę będę
mieć spokój. Problemem było jedynie to, że chłopak zabrał mi moją
jedyną maskę, tak więc pozostało mi się jakoś ukryć. Glebnąłem
się na wygodne łóżko i zakryłem kocem, aż po same uszy. Tosiek
wylazł ze swojej kryjówki i wlazł pod kocyk, a jak już zaczął
mruczeć to już był koniec... znowu zasnąłem.
~~~
Nagle po korytarzu rozniosły się głośne kroki, które zaraz wybiły mnie
z drzemki. Wstałem niechętnie z łóżka. Tosiek również się obudził,
zamiałczał i wlazł z powrotem do swojego posłania. Do mojej celi wpadł
rozanielony Toto pokazując zbawienną tubkę kremu. Za cholerę nie
wiedziałem jak ją zdobył, ale... zdobył. Jedyne co wtedy chciałem
zrobić to po prostu nakremować się i pozbyć wstrętnej wysypki, ale
niebieskowłosy skutecznie mi to uniemożliwił kiedy próbowałem
wyciągnąć dłoń po specyfik.
-A, a, a! - odsunął się - Nic z tego Lysiaczku, ja znalazłem, ja
wcieram! - uśmiechnął się szatańsko, ale za nim zdążyłem jakkolwiek
zareagować on już wskoczył mi na kolana i usiadł na nich okrakiem - Nie
martw się Lysiu. - powiedział czule - Zaraz zejdzie ci ta wstrętna
wysypka. - ucałował mnie delikatnie w czubek nosa. Było to słodkie...
nie powiem, ale co to dziecko miało z wiecznym tuleniem, szeptaniem i
całowaniem? Widać było, że jakieś niedokochane, bo szuka czyjejś
uwagi i miłości. Mnie to przestało przeszkadzać... nie robił nic
złego. Tylko nie byłem pewny czy byłbym w stanie mu się za to
odpłacić w miarę dobry sposób.
Chłopak zaczął punktowo nakładać krem na każdą nawet najmniejszą
kropeczkę. Miał przy tym troszkę radości, ale mimo to robił to bardzo
staranie, a kiedy przyszedł czas na dokładne wcieranie nie omieszkał
się od łaskotania mnie po policzkach... nie wiem czy celowo czy nie, ale
bardzo mi się to podobało. Jego delikatne i drobne dłonie jeździły
wzdłuż mojej linii szczęki przez policzki po czoło i powieki. Toto był
niewiarygodnie delikatny co dało się zauważyć po tym, że tymi ruchami
łaskotał mnie. Często zahaczał o uszy, które lubił nieco drażnić.
Chyba potraktował to bardziej jak zabawę niż pracę, ale nie specjalnie
mnie to wtedy obchodziło. Kiedy jego obydwie dłonie znalazły się na
moich policzkach ująłem je delikatnie i odsunąłem od swojej twarzy
tylko po to, aby ucałować każdą z nich:
-Dziękuję, Toto. - wyszeptałem.
( Toto??? Rzeczywiście... w nocy lepsza wena xD Tobie zostawiam opis
kremowania plecków i wspólnej nocy :3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz