sobota, 31 października 2015

Ogłoszenie!

Jakby co to opowiadania nadal można wysyłać do mnie ( Edka ) lub Falki. Mamy możliwość dodawania postów, ale nie postaci. Możemy jedynie dawać posty o nowych członkach. Zachęcam do ponownego pisania! ^^

Kontakt:

Edek:
Howrse: Lunativ
E-mail: kucyk39627@gmail.com

Falka:
Howrse: olgusia0196
E-mail: olgusia0196@gmail.com

Edek & Falka


Edek: Musiałam... te króliki mają was zmotywować ^^


czwartek, 22 października 2015

Od Hiro C.D Sylvanas

To wszystko wydaje się być zbyt wspaniałe, aby mogło być prawdziwe. Darmowe wyżywienie, ochrona, opieka medyczna, nocleg i treningi? Bez żadnych „ale”? Nie znam się na ludziach, ale nie zdarzyło mi się jeszcze, aby ktoś był taki bezinteresowny. Jednak jak myślę nad tym chwilę, to dochodzę do wniosku, że jest to naturalny odruch. W grupie osobniki tego samego gatunku są silniejsze i mają większe szanse na przetrwanie. Poza tym człekokształtne żyją w stadach. Można więc powiedzieć, że człowiek ma potrzebę tworzenia społeczności.
- To jak? – liliowy głos Sylvanas przerywa moje rozmyślania.
- Interesująca propozycja – odzywam się po upływie nieco dłuższej chwili – ale skąd mam mieć pewność, że nie właduję się w jakieś bagno?
Jasnowłosa śmieje się krótko, po czym przygląda mi się uważnie.
- Nie ufasz ludziom na słowo – to raczej twierdzenie niż pytanie, ale odpowiadam.
- Nie miałam jeszcze ku temu powodów.
- Wielu tutejszych nie miało - odpowiada i znowuż zapada cisza.
Kąciki ust dziewczyny obniżają się na chwilę, zaś brwi na ułamek sekundy marszczą się. Oczy wędrują ku dołowi. Obraca głowę i nie kontynuuje rozmowy. Takiej kombinacji mikroekspresji jeszcze nie znałam. Czy oznaczało to zdziwienie, smutek, zmieszanie, a może po prostu zabolał ją ząb? Człowiek to naprawdę interesująca istota.
Rozmyślam w dalszym ciągu nad dołączeniem do tej tajemniczej grupy, gdy Sylvanas ponownie się odzywa.
- Nie chcę cię popędzać, ani do niczego zmuszać, ale byłabym wdzięczna jeśli udzieliłabyś mi odpowiedzi.
- Dołączę – odpowiadam już prawie natychmiast.
- Świetnie – kąciki jej ust unoszą się lekko, ale nie wiem, czy naprawdę jest uradowana moją decyzją – A teraz chodź za mną. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zaraz będziemy miały nieprzyjemne towarzystwo.
Kiwam w odpowiedzi głową i ruszam w drogę za dziewczyną. Idę oddalona o parę kroków. Co jakiś czas obraca się, żeby sprawdzić, czy jednak nie uciekłam. Nie rozmawiamy ze sobą, co nie powiem, bardzo mi odpowiada. Rozglądam się dookoła zapamiętując coraz więcej szczegółów. Jeszcze nie miałam okazji zawędrować tak daleko od celi.
- A właściwie, to jak masz na imię? – nagle pyta mnie jasnowłosa i spogląda na mnie przez ramię.
- Hiro – odpowiadam krótko i milknę.
Nie wiem jak długo już idziemy, ale mój organizm zaczął domagać się pożywienia. Nie chcę robić kłopotu, więc nie odzywam się, jednak w przeciwieństwie do mnie mój żołądek nie lubi siedzieć cicho. Głośno burczy, a Sylvanas obraca się w moją stronę.
- Głodna jesteś?
- Trochę – odpowiadam zgodnie z prawdą. Teraz już nie ma co ukrywać. Moje własne ciało mnie zdradziło.
- Poszukamy czegoś do jedzenia – powiedziała blondwłosa i zajrzała do najbliższego pomieszczenia.

<Sylvanas? Doskonale cię rozumiem>

środa, 21 października 2015

Od Aideen C.D Katie

Usiadłam obok Katie i patrzyłam się, jak popija gorącą czekoladę. Od zawsze kochała czekoladę, i nigdy nie mogła się jej oprzeć. To jakiś cud, że udało mi się znaleźć kilka kawałków tej słodkości w szarym, zupełnie nieprzyjaznym więzieniu. Wprawdzie nie jest to tak sycące jak chleb, czy chociażby jakaś kasza, ale grunt, że małej smakowało. Miała teraz okazję podelektować się rarytasem, by być może już taka nie nastąpi.
Uśmiechnęłam się lekko, patrząc, jak siostra rozkoszuje się słodkim smakiem czekolady.
Postanowiłam więc sama spróbować. Chwyciłam gorący kubek w dłonie, i podniosłam do twarzy. Z nagla orzeźwił mnie ten słodki, niebiański zapach. Już to było dla mnie jak cenne złoto, samo napawanie się tym aromatem, a nie mówiąc jeszcze o tym, ze mam to pić. Tak czy siak, upiłam may łyczek gorącego napoju.
Tak jak się spodziewałam, był po prostu nieziemsko przepyszny, chociaż czekoada do świeżych nie należała.
Byłam ciekawa, skąd ona w ogóle się tu wzięła.
Nic to. Najważniejsze, że jest, i ze można się czegoś ciepłego napić.
Jeszcze raz rzuciłam okiem na siostrzyczkę. Właśnie oderwała kubek od ust, i wpatrywała się w jego denko, szukając jeszcze jakichś resztek słodkiego napoju.
Bez zastanowienia podałam jej swój kubek. Co z tego, że wypiłam tyle co kot napłakał. Niech mała pije, póki może.
Katie przyjęła ode mnie kubek, ostrożnie biorąc go w drobne, blade rączki. Spojrzała najpierw na przedmiot i wypełniającą go prawie po brzegi czekoladę, a następnie na mnie. Zaskoczona powiedziała:
- Ależ ty nic nie wypiłaś!
- Pij, pij – odpowiedziałam tylko.
Dziewczyna chwilę się wahała, ale jednak miłość do słodyczy ją przerosła.
W czasie, kiedy siostra piła, ja zaczęłam bawić się zamkiem od swojej bluzy, zawiązanej na biodrach. Następnie mój dosyć wyczulony słuch wyłapał kilka dziwnych, stłumionych dźwięków, jakby czyichś ciężkich kroków.
W nocy o północy przez sen rozpoznałabym te odgłosy. Coś, jakieś zombie, czy nawet coś gorszego się do nas zbliża.
Wyjęłam z dużej, szerokiej kieszeni moich spodni rękojeść miecza. Wstałam, a następnie ostrożnie, by nie narobić rabanu, tak jak wtedy z upadkiem ze schodów, zbliżyłam place drugiej ręki do końca, i delikatnie pstryknęłam.
Wnet mój miecz uzupełnił się o pionowy słup białego, przechodzącego w niebieskawy odcień światła.
Katie, widząc, co robię, na szybko dopiła ostatnie krople czekolady, i podniosła się z podłogi.
- Chodźmy, coś się zbliża. - oznajmiłam troszkę chłodnawym tonem.
Następnie zaczęłam kierować się w stronę przeciwną do usłyszanych odgłosów. Siostrzyczka szła za mną, dalej trzymając kubek po czekoladzie w dłoni.
- Ale możesz już ten kubek odłożyć, chyba, ze chcesz nim palnąć szwendacza prosto w łeb. - zwróciłam się do niej.
Ona tylko mruknęła coś pod nosem, ale przedmiotu nie zamierzała odstawiać. A to niby ja przywiązuję się do przedmiotów... Jak dla niej, po prostu wszystko ,,może się kiedyś tam przydać”, jak to mawia.
Idąc przez korytarz, w końcu dotarłyśmy do skrzyżowania. Rozejrzałam się w lewo, potem w prawo, a następnie przed siebie.
- Chodź – rzekłam, i pociągnęłam Katie za rękę.

Katie?

Od Rade do Nicolas'a

Dzień, jak co dzień. Jedzenie, łazienka i nudzenie się w celi. Czasem chodziłam sama lub z Nicolas'em na zwiady, ale od jakiegoś czasu nic bardziej niepokojącego się nie zdarzyło. Nawet szwendacze coraz rzadziej zapuszczały się w nasze okolice. Może w końcu zmądrzały, pomyślałam, pewnie te zjedzone mózgi im pomogły. Potrząsnęłam głową, podnosząc się z posłania. Naprzeciw mnie siedział Nico, który czyścił w skupieniu katanę. Pomachałam do niego dłonią, ale chyba nie zauważył. Chwyciłam więc poduszkę i rzuciłam, celując w głowę. W ostatnim momencie wykonał unik i złapał ''pocisk''. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i wystawiłam język. Po chwili poczułam mocne uderzenie w twarz. Czarnowłosy jak gdyby nigdy nic wrócił do polerowania ostrza, ale uśmieszek błąkający się na ustach wyraźnie zdradzał, że bawił go wyraz mojej twarzy. O nie, pomyślałam, chcesz wojny, to będziesz ją miał. Dwa metry. Na pokonanie całej długości wystarczył mi zaledwie ułamek sekundy, lecz Nico zdążył odeprzeć mój atak lewą ręką. Odskoczyłam od niego tylko po to, by ponownie zaatakować. Zauważyłam jak Nic odkłada katanę. Sięgnął po swoją poduszkę, a ja wykorzystałam ten moment, by wyprowadzić uderzenie w ramię. Wkrótce nasze poduszki nie wytrzymały i zasypały całą podłogę - już nie takim białym - pierzem. Przez całą bitwę ciągle się o coś obijaliśmy, lawirując pośród zawartości poduszek. W końcu poddałam się że zmęczenia. Położyłam się na zimnej podłodze łapiąc oddech, a bose stopy oparłam na łóżku Nicolas'a. Patrzył na mnie z tym swoim charakterystycznym uśmieszkiem. Oczywiście dla niego to nie był żaden wysiłek, ale dla mnie owszem.
- Trenuj. - mruknął pod nosem. - Szwendacze nie będą czekać, aż odpoczniesz.
''To mnie poucz'' poruszyłam ustami. Był to kolejny sposób w jaki mogliśmy rozmawiać z racji tego, że doskonale czytał z ruchu warg. Między innymi dlatego lubiłam przebywać z nim, bo zawsze mogłam z nim pogadać. Do tego był on jedyną osobą, przy której nie zwracałam uwagi na to, że jestem niemową. I ogólnie to tak jakoś się do niego zdążyłam przyzwyczaić. Wlepiłam błagalny wzrok w Nicolas'a, który nadal się zastanawiał. Nawet gdyby odmówił, to i tak mogę iść do Sylvanas. Z drugiej strony ma teraz mnóstwo obowiązków, więc pewnie też by się nie zgodziła. Westchnęłam. I tak prędzej, czy później pożegnam się z tym światem. Nawet nikt by za mną nie zatęsknił, gdybym 'przypadkiem' zgubiła się w labiryncie korytarzy. Cóż, takie życie bezużytecznego pionka, którego dodatkowo trzeba wykarmić. Rozmyślając tak, nie usłyszałam odpowiedzi Nicolas'a, ale do naszej celi właśnie zajrzała... Kiara? Chyba tak miała na imię, ale nie byłam pewna. W jej oczach zauważyłam zdziwienie, które prawie natychmiast zniknęło za zasłoną opanowania. Posłałam jej niewinny uśmiech. Nie odpowiedziała na niego, tylko skinęła dłonią na Nic'a. Wymówiła jedynie krótkie 'Sylvanas'. Nicolas bez słowa podążył za nią. Czy mówiłam już, że czuję się niewidzialna? Nie? To już powiedziałam. Dlatego od jakiegoś już czasu myślałam, że kiedy już wydostaniemy się z tego więzienia, odejdę bez słowa. O ile się wydostaniemy. Przez te kilka miesięcy przed epidemią w ogóle nie myślałam o rodzicach i bracie. Znalezienie ich miało być moim priorytetem, a potem jakoś będzie. Odchyliłam do tyłu głowę i zamknęłam oczy. W tej chwili byłam jednak zbyt zmęczona, by myśleć dalej. Ułożyłam się w kłębek pośród piór powoli zapadając w sen.
< Nikuś? :3 >

Od Katie C.D Aideen

-Zabierają mnie do więzienia… No trudno. Trzeba było mniej szaleć- myślałam. –A może….
W tej chwili policjanci odlecieli do tyłu.
-Ponieważ mnie dotknęli miałam nad nimi całkowitą władzę… Dobre i to.
W tej właśnie chwili zaczęłam uciekać od reszty funkcjonariuszy. Jednak jak każdy człowiek mam swoje granice. Złapali mnie i wpakowali tu. Za co? Byłam na imprezie, było szkło, dotknęłam, rozleciało się, a kawałkiem przez przypadek trafiłam w człowieka i zabiłam. Taki mój los…---- Wspominałam siedząc na desce w celi. Od roku z nikim nie rozmawiałam poza siostrą. Szczerze mówiąc, nie wiem czy nawet mam odwagę się zbliżyć do kogokolwiek oprócz niej. Trochę się tego boję…. By nie zrobić krzywdy, nie zranić…
-BACH! ŁUDU BUDU BUM!- usłyszałam zza celi. Pomału wyszłam i zobaczyłam Aid, która zleciała ze schodów. Doskonale ją rozumiem. Zapalanie błękitnego płomienia jest niezbyt bezpieczne kiedy wokół krążą zombie i inne mutanty. Mutanty…. To nie jest dobre słowo. Potwory- już lepiej. Wracając do spadnięcia ze schodów było strasznie ciemno, więc i nic nie było widać.
-Deen, nic ci nie jest?- zapytałam.
-Nie, nic. Znalazłaś coś?- powiedziała
-Co miałam znaleźć? O co do diaska chodzi?- odpowiedziałam ze zdziwieniem.
-No coś do jedzenia…- rzuciła.
-Nawet się z celi nie ruszałam. A ty co tam masz?- spytałam.
-Nieważne co, ważne że da się to zjeść.
Siadając zauważyłam czekoladę i dwa kubki.
-Weź to potrzymaj- powiedziała podając mi naczynia i łamiąc do nich kawałki słodkości.
Potem postawiłam to na czymś z kamieni co niegdyś zrobiłam. Pod spodem jarzyły się iskierki ognia. Jak czekolada się rozpłynęła ostrożnie wzięłam jeden z kubków. Nie chciałam znowu czegoś stłuc.
-Mmmm…. Gorąca czekolada…- pomyślałam wciągając jej zapach. Od małego lubiłam… nie! KOCHAŁAM rozpłynięte słodycze.

Deenie?

wtorek, 20 października 2015

Od Sonei C.D Aszer

Nagle poczułam, że próba ucieczki była błędem, ale kto wie, gdybym nie spróbowała to możliwe, że zgniotła by mnie kratami tak jak rozszarpała cień w drugim kacie pomieszczenia. Wyprostowałam się wiedząc, że to już nie ma sensu i ze spuszczoną głową stałam w milczeniu.
~ Co nie słyszałaś? ~ Powiedziała trochę ostrzej, ale nadal trwałam w ciszy
Sama nie wiem czy potrafię jeszcze mówić, odkąd pamiętam udawałam niemowę, gdybym się odezwała moje gardło przeszyłby ból miliona igieł. Ale muszę to czuć zawsze podczas wydawania wyroku. Uśmiechnęłam się i zaciągnęłam mocniej kaptur by się upewnić, że dziewczyna nie widzi mojej twarzy.
~ Słyszysz co do Ciebie mówi? Może jesteś głucha? ~ Burknęła niezadowolona ~ Nie.. już dawno byś tutaj zginęła, chyba że masz ciekawe umiejętności, jakie to no powiedz? ~ Usłyszałam niepodobający mi się już ton. Więc ukucnęłam i na ziemi napisałam "Sonea". Dziewczyna nagle stała się łagodniejsza.
~ To twoje imię? ~ Zapytała, a ja tylko lekko pokiwałam głową.
Przez zarzucony kaptur i pochyloną twarz widziałam jedynie lśniący miecz i obcasy dziewczyny oraz końcówki jej różowych włosów.  Musiała być bardzo ładna i nosić spódniczkę co skazywały jej rajstopy. W przeciwieństwie do mnie pokazuje część ciała. U mnie nawet rzadko kiedy można dostrzec twarz.
~ Ja mam na imię Aszer ~ Powiedziała łągodnym już tonem, chyba stwierdziła, ze nie jestem zagrożeniem. Mam nadzieję, że to nie przez mój wzrost, poczułam irytację. Ale miałam także wrażenie, że dziewczyna się uśmiecha, ale powstrzymałam pokusę spojrzenia do góry.
~ W końcu będę miała z kim porozmawiać... chociaż nie za bardzo ~ Powiedziała z cichym chichotem. Tak szybko mi zaufała? Znaczy to za dużo powiedziane.. ale chyba też ją polubiłam. Odezwać się? Zagryzłam wargę by przestać myśleć o takich głupotach.
~ "Miło mi cię poznać" ~ Zaczęłam pisać na podłodze dalej
~ Jesteś niemową prawda? ~ Nie wiedziałam jak mam zareagować, ale żeby nie wzbudzić podejrzeć udałam że nie usłyszałam i wstałam otrzepując płachtę. Ominęłam odpowiedzi to też dobre. Nagle usłyszałam burczenie w brzuchu. Dotknęłam swojego ale dobrze wiedziałam że jestem już syta. I odwróciłam się w stronę towarzyszki.
~ Ahaha.. wybacz dawno nic nie jadłam ~ Powiedziała ~ Poszukajmy czegoś...
Wyjęłam spod szaty średniej wielkości bochenek chleba i wyciągnełam go w jej kierunku. Przez spuszczoną głowę nie wiedziałam gdzie go trzymam, gdyż nie znałam wielkości dziewczyny. Mogło być to zarówno na klatce piersiowej jak i nad głową... czekałam tylko jak weźmie ode mnie podarunek.

<Aszer?>

Od Sylvanas C.D Hiro

Perfekcyjny strzał, moje ciało już jest w pewni sprawne. Powiedziałam w myśli sama do siebie, ale przy okazji chyba ocaliła jakąś zabłąkaną owieczkę. Jej blada cera idealnie komponowała się z kruczo-czarnymi włosami, jednak przez to wyglądał na słabą, cóż albo na prawdę tak jest, albo może to się okazać całkiem pożyteczną bronią. Spojrzałam na jej dłonie, mocnym i pewnym chwytem ściskała miecz. Przyda się. Jak każdy. Chociaż postawa do poprawy.
- Lewa noga do tyłu - powiedziałam
- Co? - Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale spokojnie czekałam. Nie musiałam długo czekać posłuchała, lecz robiła to powoli.
- Bliżej siebie miecz i trochę do góry. Kciuk wzdłóż. Pochyl lekko w dół, dzięki temu zadasz szybkie i pewne cięcie w głowe oraz masz możliwość swobodnych ruchów. - Powiedziałam, a dziewczyna spojrzała się na mnie ze zdziwieniem - I patrz zawsze na przeciwnika - Pochwili znalazłam się przy niej przykładając ostrą część łuku do jej szyi. A jej oczy zamazała mieszanina uczuć. Wykorzystując postawę oddała cios który zatrzymałam sztyletem nadal patrząc jej w oczy. Siłowała się. Hm.. ciekawe nie poddaje się. Poczułam jak uśmiech wpełza na moją twarz. - Dobrze, dobrze - Nie odsunęłam się nawet na milimetr i łukiem uderzyłam w jej miecz, przez co prawie wyślizgnął jej się z reki lecz szybko pomogła sobie drugą dzięki czemu zwróciła ostrze z podwójną szybkością w moja stronę, ale było za szybko przyłożyłam sztylet do jej szyi. - Martwa - Powiedziałam odskakując od niej - Jesteś silna, dlatego tez mam dla Ciebie propozycje
- Propozycje? - Zapytała, ale wyglądała na osobę która trochę pogubiła rozum
- Dołącz do nas - Powiedziałam
- Do was? - nastawiła się w pocie do walki, ale były one tak samo błędne jak na początku spotkania zaczęłam rozumieć i dobierałam odpowiedniej słowa
- Tutaj, tworzymy grupę kilkunastu osób i szukamy silnych ludzi by pomogli nam się stąd wydostać - Powiedziałam pewnie - Jestem Sylvanas Crownquard zapewnimy Ci bezpieczeństwo i odpowiedni trening pod okiem mojej prawej ręki Gwen Macaulay O’Kelly, która jest jedną z mistrzyń fachtunku, nie musisz się martwić o jedzenie, posiadamy także medycznego odmieńca - Stałam wyprostowana mówiąc dumnie co mogę zaoferować

<  Hiro? Wybacz brak pomysłów ale potem się raczej rozkręce ;D>

niedziela, 18 października 2015

Katie Lloyd

  http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
 http://7-themes.com/data_images/out/70/7012321-nidy-2d-anime-girl.jpg
 http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
 ,,I tak źle, i tak niedobrze
http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
| L o g i n|
musa
| E - m a i l|
juliakula@poczta.f
| R a n g a|
0p.
| N u m e r|
F19
| S e k t o r|
F
| I m i e ✗ N a z w i s k o|
Katie Lloyd
| P s e u d o n i m|
Cat, Kotka
| P ł e ć|
Kobieta
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
18 lat/29 październik
| Z n a k Z o d i a k u |
A skąd mam wiedzieć? Nie obchodzi mnie to...
| O r i e n t a c j a|
Heteroseksualna
| K a r a|
Zabicie człowieka za pomocą mocy/ 2 lata
|C h a r a k t e r|
        Jestem spokojną dziewczyną. Możesz sobie pomyśleć- wiecznie smutna. Jednak tak nie jest.
        Wewnątrz wesoła, radosna i szalona. Pomimo wszystko nie okazuję tego, ponieważ z tego
        powodu tu trafiłam. Byłam zbyt rozszalała i za sprawą mocy zabiłam kogoś. Nie umiem ufać, a 
        może nie chcę? Sama nie wiem... A jednak ktoś mi się spodobał w tym miejscu...
|W y g l ą d|
        Jestem dziewczyną o jasnej, prawie bladej cerze. Posiadam tak samo białe, długie włosy. Mam
        jedno oko czerwone, drugie niebieskie. Jak trafiłam do więzienia ważyłam około 45 kg. Teraz  
        już nie wiem. Mój wzrost liczy powyżej 160 cm. Wiesz już wszystko? To super.
 |Z n a k i S z c z e g ó l n e|
                     ➥Zawszę noszę czarny ‘’krzyż”.
 |M o c|
Dotyk
|U m i e j ę t n o ś c i|
                     ➥Mogę kontrolować jakąś rzecz jeśli to dotknęłam. Np.człowieka lub jakiś
                     przedmiot.
                     ➥Mogę rozwalić coś lekko to dotykając. Tym czymś może być lustro (to tylko 
                     przykład). Nie dotyczy istot ruszających się. Mimo tego, w wcześniejszym „punkcie” 
                     mówiłam, że dotkniętą rzecz mogę kontrolować, co z kolei może przyczynić się do 
                     śmierci człowieka
                     ➥Możliwość sparaliżowania osoby.
|W y p o s a ż e n i e|
Słuchawki, Mały sztylet
|C i e k a w o s t k i| 
                     ➥Nie słucha muzyki, ale zawsze ma słuchawki.
                     ➥W więzieniu posiada siostrę- Aideen.
                     ➥Panicznie boi się ciemności.
 |O c e n a|
                   |Pochwały/Skargi: 0/0
|G ł o s|
[x]

Od Hiro

Koncert skrzypcowy e-moll Mendelssohna rozbrzmiewa po mojej celi. Jak na więzienie mają tu całkiem znośną akustykę. Docieram właśnie do końca, gdy przerywa mi odgłos kroków na korytarzu. Ładuję skrzypce do pokrowca, zbieram cały swój skromny ekwipunek. Tylko ostrze katany wita się ze światłem jarzeniówek. Powoli zbliżam się do wyjścia. Czuję jak tętno mi przyspiesza, a poziom adrenaliny we krwi rośnie. Coś co się zbliża. Z pewnością jest jednym z tych stworów, które tu grasują pożerając zachłannie ludzkie mięso. Chyba, że mam do czynienia z człowiekiem o złamanej, gnijącej nodze i zmiażdżonej krtani. Podświadomie odrzucam drugą możliwość i przechodzę nad wyrwanymi z zawiasów drzwiami i wychodzę na korytarz. Właśnie te drzwi uświadamiają mi, jak bardzo stworzeniom tym zależy na świeżym mięsie. O dziwo dostrzegam tylko jedno monstrum. Zazwyczaj bywają w grupach. Potwór wygląda na zagubionego, albo tylko sprawia takie wrażenie swoją opadniętą żuchwą i uniesionymi brwiami. Gdy mnie zauważa z jego gardła wydobywa się dziwny gulgot. Zaczyna iść w moją stronę ciągnąc za sobą wykręconą o 180 stopni nogę. Czekam cierpliwie. Z jednym sobie poradzę. Gdy dociera do mnie i stara się zaatakować robię unik i tnę go w krtań. Z powstałej rany powoli wycieka ciemna, śmierdząca ciecz. Niestety atak nie wywarł na nim dużego wrażenia. Odskakuję szybko, gdy kieruje w moją stronę swoje łapsko. Odcinam mu dłoń, po czym staram się odciąć głowę. Nie udaje się to za pierwszym razem, więc poprawiam uderzenie. Łeb potwora turla się po podłodze. Gdy ciało również upada, wycieram ostrze o pozostałości z ubrań stworzenia, ale nie chowam katany. Od dawna planowałam zmienić swoją kryjówkę, a nie wiadomo, co mogę spotkać zanim odnajdę nową. Nie odchodzę daleko, gdy ponownie słyszę kroki. To również nie człowiek, ale porusza się szybciej, inaczej… Po chwili dostrzegam stwora. Czuję, że to coś jest trudniejszym przeciwnikiem od tego co przed chwilą uziemiłam. Staję gotowa do walki, gdy niespodziewanie potwór wydaje z siebie głośny skrzek i pada na ziemię. Byłam tak skupiona na nowym przeciwniku, że nie usłyszałam, ani nie wyczułam obecności jeszcze jednej istoty. Wysoka kobieta o długich, jasnych blond włosach stoi za ciałem kreatury. Przez chwilę obserwuje zwłoki, po czym szturcha je butem. Brak reakcji ją satysfakcjonuje. Gdy stwierdza, że nic jej nie zagraża kieruje swoją uwagę na mnie.

<Sylvanas?>

Od Iruki

,,Żałuję że nie zabiłem więcej osób " moje ostatnie słowa wypowiedziane na sali sądowej przed tym jak zostałem skazany na karę śmierci. A ja miałem gdzieś cały świat, miałem przeczucie ze coś się jeszcze wydarzy. I rzeczywiście moi ludzie szybko zareagowali i zamienili mi karę na karę więzienia co mnie bardzo ucieszyło choć nie wiedziałem gdzie mam trafić , jednakże i tak postanowiłem uciec , wybrałem do tego miejsce przy tym jak będą transportować mnie do więzienia gdzie miałem spędzić resztę życia , moi ludzie zastawili zasadzkę na konwój i mnie odbili choć dużym kosztem bo wielu poległo . Ale długo nie cieszyłem się wolnością i mnie znowu schwytano . Tym razem nie było procesu postanowili mnie zamknąć w najgorszym więzieniu jakie istnieje na świecie , wiele słyszałem o tamtym miejscu choć to były tylko i wyłącznie plotki które słyszałem od moich strażników w celi po rozprawie i przy tym jak mnie tam transportowali . Nie zamierzałem się dać zamknąć do końca życia, ale tym razem nie miałem żadnego wyboru , nie miał kto mnie już odbić . Gdy przyszła pora transportu do więzienia poczułem mocny cios w głowę i wtedy straciłem przytomność . Chyba tym razem nikt nie chciał ryzykować tym że ucieknę podczas transportu .
...
Obudziłem się w celi z bólem głowy, który mi strasznie doskwierał i nie mogłem wytrzymać choć zwykle potrafiłem znieść ból .
To chyba było przez to stęchłe powietrze które unosiło się w mojej celi zawsze takie coś działało na mnie źle . Położyłem się na twarde łóżko które stało przy ścianie mojej celi i zacząłem się patrzeć na blade światło żarówki która wyglądała jak by miała za chwilę zgasnąć , leżałem nic nie robiąc i rozmyślałem nad sobą w końcu zasnąłem .
Śniło mi się że znowu zabijałem ludzi i sprawiało mi to radość było to takie realistyczne .
Obudziło mnie coś, okazało się że to była jakaś osoba której wcześniej nie znałem , miałem ochotę zabić ją za to że wyrwała mnie z mojego wspaniałego snu, jednak coś mnie powstrzymało postanowiłem użyć mocy , ta osoba była otoczona niebieską aurą czyli była dla mnie przyjazna. Postanowiłem się jej zapytać niemiłym tonem . Czego od mnie chcesz ? Osoba tylko mi odpowiedziała że przyniosła coś do jedzenia i postawiła na stolik i sobie wyszła nic się nie odzywając . Spojrzałem niechętnie na jedzenie i zobaczyłem że to jakaś stara zupa która nie wyglądała na to żeby w ogóle ona była jadalna , ale życie mnie nauczyło że nie ma co wybrzydzać jedzeniem siadłem i zacząłem jeść . Później po zjedzonym posiłku postanowiłem porobić kilka ćwiczeń żeby nie wypaść z formy , z rytmu ćwiczeń wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi mojej celi , zignorowałem to i wróciłem do wykonywanych czynności . Jednakże znowu ktoś zapukał do drzwi tym razem razy i mocnej . Zdenerwowałem się i po raz kolejny użyłem swojego zmysłu żeby sprawdzić czy ta osoba która puka jest przyjazna. Okazało się że ta osoba była przyjazna zapytałem się czego od mnie chce dostałem odpowiedź chcę tylko pogadać bo podobno jesteś tu nowy , odburknąłem tej osobie że nie mam z nikim gadać i żeby sobie poszła . Po tym jeszcze trochę potrenowałem i położyłem się znowu , dopiero wieczorem znowu mnie zbudziło pukanie do drzwi, znowu użyłem mocy i okazało się że to ta sama osoba , Podszedłem do drzwi celi i się zapytałem czego ona od mnie chce

Iruko Masuri

  http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
Nigdy się nie poddawaj dopóki jest cień szansy na powodzenie
http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
L o g i n|
Shepard
E - m a i l|
erthiel.z.elondir@gmail.com
R a n g a|
0p.
N u m e r|
A25
S e k t o r|
A
I m i e ✗ N a z w i s k o|
Iruko Masuri
P s e u d o n i m|
Irk , mass
P ł e ć|
Mężczyzna
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
20 lat18 grudzień
Z n a k Z o d i a k u |
Strzelec 
O r i e n t a c j a|
Heteroseksualny
K a r a|
Popełnił ciężkie morderstwa , kara śmierci została zastąpiona karą na więźenie dożywotnie/W więzieniu 3 lata.
|C h a r a k t e r|
        Już od urodzenia mały Iruko był bardzo ruchliwym dzieckiem. rodzice mieli z nim sporo
        problemów w szkole często wszczynał bójki i nie uczył się w domu bo to dla niego była strata
        czasu oraz mu się nie chciało. Miał ciągle przejawy agresji gdy dorósł i zobaczył że jest
        silniejszy od swojej matki uderzył ją , w późniejszych latach zdarzało się to coraz częściej . Aż
        został wyrzucony przez swoich rodziców z domu . Nigdy mu się nie chciało pracować więc gdy
        został bez środków do życia zaczął kraść .Później zauważył że jest szybki i zwinny a zarazem
        bardzo sprawny fizycznie . 
|W y g l ą d|
        ╬Ma raczej jasną karnację włosy przefarbował sobie z czarnych na szaro-czarny bo zawsze
        chciał mieć szaro czarne włosy kolor oczu miał od urodzenia czarny. Jest on raczej szczupłym
        chłopakiem ale bardzo dobrze zbudowanym i wysokim . ma około 60Kg i 178cm wzrostu 
 |Z n a k i S z c z e g ó l n e|
                    ➥Długie Czarno Białe włosy 
 |M o c|
6 Zmysł
|U m i e j ę t n o ś c i|
                    ➥Wszystko potrafi dojrzeć z dużej odległości 
                    ➥Potrafi rozróżnić wroga od przyjaciela.
                    ➥Wrogowie są otoczeni czerwoną aurą a przyjaciele niebieską robi on to za pomocą
                    swojego 6 zmysłu.
|W y p o s a ż e n i e|
2 Ukryte ostrza , Miecz , 2 pistolety
|C i e k a w o s t k i| 
                    ➥Nigdy nie lubił osób które są wyższe od niego , lubi dziewczyny z dużym biustem.
 |O c e n a|
                  |Pochwały/Skargi0/0
|G ł o s|
[x]

Od Siegrain'a C.D Taigi

- Powiedz tylko kiedy i w drogę - uśmiechnąłem się odkładając jedną z przejrzanych teczek
- Sylv chyba by wyszła z siebie - stwierdziła - I tak była zdenerwowana jak wróciliśmy
- Racja, gdyby dopadła cię horda zombie była by to straszna strata
- Ja dałabym sobie radę, gorzej z tobą - zaśmiała się
- No nie wiem - pokręciłem rozbawiony głową
- Wyczytałeś coś ciekawego? - zapytała po chwili
- Nie - westchnąłem - Nic pożytecznego
Spędziliśmy następne pół godziny na przeglądaniu dokumentów.
- Idę po wodę, przynieść i tobie? - zapytałem wstając
- Jak możesz - przeciągnęła się i ziewnęła
- To za chwilę będę - powiedziałem
W głównym pomieszczeniu spotkałem Gwen, która pytała się o mapy które znaleźliśmy podczas wyprawy. Po udzieleniu wszystkich potrzebnych informacji wróciłem do swojej celi, gdzie znajdowała się Taiga. Gdy dotarłem na miejsce zastałem ją śpiącą na materacu. Uśmiechnąłem się pod nosem i odstawiłem butelki wody.
- Cóż, chyba czeka mnie samotne przeglądanie reszty dokumentów - westchnąłem
Przykryłem śpiącą dziewczynę kocem leżącym obok. Sam usiadłem na ziemi opierając się o ścianę. Część teczek była pusta, lub znajdowały się w nich tylko dane osobowe personelu. Po segregacji przede mną leżały trzy kupki poukładanych teczek. Została mi tylko jeszcze jeden dziennik do przejrzenia, ten na którym znajdowało się moje imię. Otworzyłem go na pierwszej stronie. Było tam podane moje imię, nazwisko, wzrost, kolor oczu i kilka innych informacji. Po przerzuceniu kartki zobaczyłem swoje zdjęcia, zostały one zrobione w chwili trafienia do tego więzienia. Na kolejnej kartce na środku dużymi literami było napisane ,, Dzień 1''. Pacjent wykazuje dużą agresję. Zdrowy, nie zażywa żadnych leków. Posiada umiejętność panowania nad płomieniem ognia. Przerzuciłem następną stronę. ,,Dzień 2'' Wczoraj zabił dwóch ochroniarzy. - przeczytałem - Wykazuje dużą odporność na ból. Słaby psychicznie.
Otworzyłem teraz dziennik w połowie. ,,Dzień 20'' Po podaniu środków psychoaktywnych nie jest w stanie używać swoich mocy. Nie odróżnia zdarzeń prawdziwych od zmyślonych. Mniewa napady lękowe.
Zdziwiłem się bardzo czytając te wszystkie informacje o mnie. Czy to była prawda? Zacząłem czytać ten dziennik od początku. Zakończyłem na ostatnim wpisie, tydzień przed wybuchem epidemii. ,,Dzień 58'' Pacjent D-27 upiera się w przekonaniu iż jest zarażony. Po tygodniu terapii jego stan się poprawił. Dziś został przeniesiony do sektora D, do swojej celi.
Zamknąłem dziennik i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w okładkę. Czyli, że wszystko sobie ubzdurałem? - pomyślałem - Nie ma żadnego leku, cel naszej wyprawy do sektora F nie istniał. Spojrzałem na śpiącą dziewczynę - przeze mnie mogła zginąć. O swoje życie się nie obawiałem, chyba nigdy nie odczuwałem lęku przed śmiercią. Pstryknąłem w palce a nad otwartą dłonią pojawił się płomień. Podłożyłem go pod dziennik, który po kilku sekundach spłonął. Został z niego popiół.
Gdy obudziłem się nad ranem strasznie bolał mnie kark od niewygodnej pozycji spania. Taigi już nie było, zapewne obudziła się przede mną i poszła do siebie. Po śniadaniu składającego się z kawałka czerstwego chleba i wody miał wyruszyć patrol.
- Gdzie Nagito? - zapytała Gwen rozglądając się po pomieszczeniu - Teraz jego kolej
- Ja pójdę za niego - zgłosiłem się na ochotnika
- Nie ma mowy, dopiero co wróciliście z Taigą a ty znów gdzieś się wybierasz - powiedziała oskarżycielsko - Pewnie znów wrócisz po kilku dniach
- Bez przesady - zaśmiałem się - Chcę trochę poćwiczyć - przyznałem - Zabłąkane Szwendacze doskonale się do tego nadają
Rozejrzała się jeszcze raz po sali i westchnęła zrezygnowana.
- Niech będzie - zgodziła się - Idziesz z Rade. Wróćcie żywi
- Tak jest - uśmiechnęła się dziewczyna siedząca obok mnie.
Dopiero teraz ją zauważyłem, gdyż w pomieszczeniu wcześniej znajdowałem się tylko ja, Sylv i Gwen. Gdy dokończyła już posiłek ruszyliśmy w stronę wyjścia. Po drodze spotkałem Taigę.
- Gdzieś się wybierasz? - zapytała
- Na patrol - odparłem - Muszę się podszkolić w sztukach walki - stwierdziłem - Może kiedyś pokazałabyś mi kilka dobrych ciosów podczas walki, co ty na to?

(Taiga?)

sobota, 17 października 2015

Aideen Heavenly Lloyd

  http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
W walce licz sam na siebie, bowiem ci odważni przyjaciele i tak uciekną w popłochu. 
http://www.ecopuf.pl/images/glowna_pozioma_linia.png
L o g i n|
oleczka002
E - m a i l|
R a n g a|
0p.
N u m e r|
F20
S e k t o r|
F
I m i e ✗ N a z w i s k o|
Aideen Heavenly Lloyd
P s e u d o n i m|
Deenie, Aid, Heav
P ł e ć|
Kobieta
|W i e k | | D a t a U r o d z e n i a |
21 lat/ 11 lipca
Z n a k Z o d i a k u |
Rak
O r i e n t a c j a|
Heteroseksualna
K a r a|
Morderstwa z użyciem mocy/ 3 lata
|C h a r a k t e r|
        Aideen jest osobą o zmiennych typach charakteru, ale najczęściej jest ,,tą chamską i upartą”. To prawda. Nie zbyt chętnie poznaje nowe osoby i prze dość długi czas odnosi się do nich chłodno. Ogólnie nigdy nie wyraża się zbyt wesoło, według niej nie ma takiej potrzeby. Wydaje się chłodną i zimną osobą. Bo jest. Ale po dłuższym przebywaniu z kimś jej stosunek do osoby powoli zmienia się na troszkę bardziej przyjazny. Chociaż daleko temu do przyjaznego nastawienia.
Nie jest zbyt ufną osobą, także należy się liczyć z tym, że nie zaufa tobie tak łatwa. Trzeba się sporo namęczyć, by potem zwierzała się komuś ze swoich uczuć czy przeszłości. O takich rzeczach nawet z siostrą rzadko rozmawia.
Mogłoby się wydawać, że Aideen jest całkowicie bez serca. To nie prawda. W rzeczywistości bardzo kocha swoją młodszą siostrę i martwi się o nią, czego na ogół nie widać, bo do niej również odnosi się troszkę chłodnawo. Tak naprawdę to chce dla niej jak najlepiej, i boi się, by małej nie stała się krzywda. Dla Deenie siostra dalej jest malutką dziewczynką, za którą trzeba być odpowiedzialną.
Aid jest pesymistką, widzi świat w czarnych barwach. Nie znaczy to jednak, ze szybko się załamuje i poddaje. Wręcz przeciwnie. Wyobrażenie sobie wszystkiego w jeszcze bardziej ponurym świetle motywuje ją do walki. I, tak jak twierdzi, przynosi później lekką satysfakcję, że nie było tak źle, jak się mogło wydawać. W nagłych, ciężkich sytuacjach dodaje sobie otuchy słowami: ,,nie może być tak źle jak może być źle” oraz próbuje wszystko na siłę przeistoczyć w dobre, by nabrało optymizmu. Nie przepada za tym, i na jej szczęście, takie sytuacje zdarzają się rzadko.
Aideen jest troszkę narwana i wybuchowa, ale nie tak jak typowe przedstawicielki tych cech. Nie wybucha ona gniewem, lecz tłumi go w sobie, a wyraża go poprzez chamskie, zdawkowe odzywki, i robienie innym na złość. Po tym powinieneś poznać, że Deenie jest zdenerwowana. Lepiej jej wtedy nie wchodzić w drogę, nie narzucać swoich pomysłów, i nie próbować przekonać do swoich racji, bo to tylko pogarsza sprawę. Dopiero wtedy dziewczyna potrafi wybuchnąć niezłym gniewem.
Zazwyczaj sporządza szczegółowy plan działania (ale to tylko w swojej głowie) i stara się mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Ale spokojnie, nie jest pedantyczna, bajzel w celach jej nie przeszkadza.
Co do jej charakteru, Aid nie zawsze taka była. Zmieniła ją przeszłość. W przeszłości bowiem dużo imprezowała, zadawała się z, tak zwanym, ,,niewłaściwym” towarzystwem, paliła, piła, kradła, i ogólnie takie rzeczy. Nie za bardzo obchodziło ją życie rodzinne, najbardziej zaniedbywała młodszą siostrę. Uczyć się nie uczyła, jeśli nie włóczyła się ze swoim gangiem po ulicach i nie siedziała pd sklepem z butelką whisky, to czas spędzała wgapiona w ekran laptopa lub telewizora. Potem doszły do tego morderstwa... z użyciem swojej mocy, oczywiście. Ale niestety, wszystko się wydało, a ona poszła do więzienia. Dopiero po pewnym czasie zaczęła mieć wyrzuty sumienia po tym, co zrobiła, i zaczęła żałować swojego stosunku co do siostry. Można powiedzieć, że trochę zamknęła się w sobie. Do więzienia trafiła jednak i siostra Aid, więc ma ona szansę teraz to jakoś naprawić. Tylko jeśli uda jej się przełamać barierę szorstkości zbudowaną wokół siebie...
|W y g l ą d|
        ╬Aideen jest dosyć wysoką i szczupłą dziewczyną, mierzącą około 179 cm wzrostu i ważącą niecałe 65 kg. Ma długie, kruczoczarne włosy, zawsze rozwiane, które każdego dnia układają się w inne strony. Kontrastują one z jej jasną, można powiedzieć, że nawet bladą cerą. Deenie posiada duże, błękitne oczy, które potrafią przeszyć cię na wskroś. Jeśli jesteś spostrzegawczy, może ujrzysz w nich małe, jasnobłękitne ogniki. Jej okrągła, delikatna twarzyczka wydaje się należeć do serdecznej, skromnej i miłej dziewczyny, ale... cóż, pozory mylą. Dziewczyna ubrana jest zawsze w czarno – białe ubrania, najczęściej w ciemne spodnie i jasną bluzkę. Do tego na biodrach zawiązaną ma czarną bluzę, tak na wszelki wypadek. Zawsze może się przydać, chociażby wtedy, kiedy jest zimno.
 |Z n a k i S z c z e g ó l n e|
                    ➥Tatuaż – błękitny smok, na lewym ramieniu, zazwyczaj zasłonięty i niewidoczny dla innych
                    ➥Miecz świetlny, który zawsze ma przy sobie.
 |M o c|
Błękitny płomień
|U m i e j ę t n o ś c i|
                    ➥Deenie może używać błękitnego płomienia do... utworzenia ,,miecza świetlnego”. Wystarczy tylko mała iskierka jej płomienia, by ,,zapalić” owy miecz. Błękitny płomień nie tylko świetnie przecina, lecz również i parzy. 
                    ➥Może coś podpalić, spalić itd., a także trafić i porazić przeciwnika. To ostatnie, niestety, bardzo ją męczy.
                    ➥Aideen używa płomienia też do oświetlania drogi.
|W y p o s a ż e n i e|
świetlny miecz, pistolet.
|C i e k a w o s t k i| 
                    ➥Ma młodszą siostrę, również w więzieniu
                    ➥Została adoptowana
                    ➥Nienawidzi hałasu, uwielbia ciszę i spokój
➥Nie lubi długo spać. Woli potem ucinać krótkie drzemki w dzień. Do tego jest rannym ptaszkiem, bardzo wcześnie wstaje.
➥Nie przepada za psami.
➥Jest utalentowana artystycznie, głównie w rysowaniu, ale tak nie uważa.
➥W głowie pisze wiersze. Ale przeważnie nie ma ich na czym zapisywać, chyba że na ścianach celi. Więc nie zdziwcie się, jak ujrzycie wypalone na ścianie cytaty i zdania, lub melancholijne fragmenty wierszy. 
➥Przywiązuje się do przedmiotów. Przykładowo, swój miecz świetlny nazwała Ember.
➥ Lubi samotność, nie przepada za tłumami większymi niż dwie, trzy, góra cztery osoby
 |O c e n a|
                  |Pochwały/Skargi0/0
|G ł o s|
[x]

Od Lysandra C.D Toto [ +18 ]


Nie mogłem się oprzeć chwili, która wtedy trwała. Toto był piękny i tak niesamowicie seksowny, a jego reakcje urocze i dodające uroku całej sytuacji co tworzyło wręcz wybuchową mieszankę. Kiedy słyszałem jego rozkoszne westchnięcia i pojękiwania po prostu pragnąłem słyszeć ich więcej. Za słodkość powinno się karać i to srogo, bo to dziecko zdecydowanie było za słodkie by tak po prostu zaprzestać jakichkolwiek gestów. Zielonowłosy miał piękne ciało, które słodko reagowało na mój dotyk. Widziałem jak każda, nawet najmniejsza pieszczota sprawia mu przyjemność i satysfakcjonowało mnie to. Chociaż tyle mógł mu dać stary, gburowaty facet, który zostałby uznany w świetle prawa za jakiegoś pedofila. Te ułamki czasu były niesamowite. Roztrzęsione z podniecenia ciało chłopaka, jego rozkoszne jęki i westchnięcia, słodkie i wilgotne usta pragnące pocałunków... wewnętrznie czułem, że w głębi siebie chłopak potrzebował uwagi, którą mu dałem. Ach... gdybym mógł zostać z nim na dłużej. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło... chyba jakiś anioł w diabelskiej skórze... albo na odwrót? Tak bardzo chciałem dać mu więcej i więcej... słyszeć go i czuć jak się pode mną gnie z rozkoszy. Trudno było mi to przyznać, ale ten dzieciak cholernie mnie podniecał. Czym? Wszystkim... dosłownie. Nie tylko ciałem, ale też charakterem. Nie znałem do za dobrze, ale sam fakt tego, że tak wiele dla mnie zrobił nie znając mnie w ogóle, wystarczyło mi.
Kiedy chłopak doszedł z tak rozkosznym jękiem na ustach nie mogłem się po prostu powstrzymać. Oderwałem się od jego ust, by mógł nabrać powietrza i zacząłem obcałowywać jego zaczerwienioną twarz. Muskałem nosem jego purpurowe policzki. Mimowolnie się uśmiechnąłem kiedy usłyszałem jak bardzo cichutko szepcze moje imię.
-Lysiu... och, Lysiaczku... - uniosłem głowę i spojrzałem głęboko w jego lśniące od łez oczka. Położyłem dłonie na jego policzkach i ucałowałem go w czoło. Był tak kochany i taki delikatny... jak płatek lilii. Blada skóra, ciało bardzo czułe na dotyk, pociągający głos i piekielnie urocze spojrzenie... kurde, zakochałem się... zakochałem się w jakimś dzieciaku, ale za to jakim dzieciaku... samo marzenie. Mimo, że jego wygląd nie wskazywał na przyjemność jakiej przed chwilą doznał, to wiedziałem, że mu się podobało tylko nie był po prostu przyzwyczajony. Miałem w planach dać mu trochę wytchnienia. Ułożyłem się nad nim wygodnie i przeszedłem do najdelikatniejszych pieszczot jakie były w moim zakresie. Czule całowałem jego przymknięte powieki, a kciukami ścierałem łezki z jego policzków. Co jakiś czas kusiło mnie by bawić się jego włosami, które w tamtym czasie były poczochrane jak jakieś mało zadbane ptasie gniazdo. Zależało mi na tym, aby Toto przyzwyczaił się do mojego dotyku, bo jak można się było łatwo domyślić, miałem ochotę na więcej i nie chciałem, aby chłopak za szybko doszedł po raz kolejny. Muszę przyznać, że pieszczenie go nawet tak drobnymi rzeczami jak kręcenie kosmyków włosów na palcu było przyjemne i wyjątkowo odprężające. W końcu gdy zielonowłosy nabrał nieco śmiałości i nabrał sił, jeszcze raz nakierowałem jego oczy na swoje i spytałem:
-Toto... - szepnąłem - ... chcesz czegoś więcej, czy na tym mamy poprzestać? - na twarz chłopaka zaraz ponownie wstąpił ogromny rumieniec na pół twarzy, ale... jak ja to ogromnie lubiłem. Udało mi się do niego uśmiechnąć najbardziej życzliwie jak tylko umiałem, choć pewnie to wyglądało jak jakiś uśmieszek psychopaty. Toto przez chwilę nie wiedział jak ma zareagować na pytanie, aż w końcu zauważyłem łzy zbierające się w jego oczach. W końcu nabrał nieco powietrza i odpowiedział cichutko:
-Och, tak, Lysiu... bardzo, bardzo chcę więcej... - objął mnie kurczowo ledwo powstrzymując szloch. Przecież... przecież nie o to mi chodziło. Nie chciałem jego smutku ani płaczu, dlatego od razu zacząłem swój monolog:
-Toto... Toto... nie płacz. Jeśli wstydzisz się tego co tu się dzisiaj stało lub się stanie to możesz mi wierzyć, że to pozostanie tylko między nami. Obiecuję. Nikt, a nikt się o tym nie dowie. Już ja się o to postaram. Jeżeli jednak nie chcesz to powiedz. Nie chcę, abyś zgadzał się na coś takiego wbrew własnej woli tylko dlatego, by mnie nie urazić. - zacząłem go gładzić po plecach – Zaś jeśli masz coś do swojego wyglądu... nie wmawiaj sobie nic głupiego. - powiedziałem nieco agresywnie – Jesteś śliczny i nie jeden mógłby ci pozazdrościć wyglądu. Sprawiłeś, że taki stary pryk jak ja zapragnął cię wziąć tu i teraz, a uwierz... to nie lada wyczyn. Nawet jeśli masz jakieś wątpliwości... wiedz, że nie każdy jest idealny i to jest dobre, dlatego powiedz... powiedz szczerze, czego chcesz i co jest powodem twojego płaczu. - wyszeptałem mu do ucha i schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi. Był taki ciepły... jego skóra miała taki wyjątkowy zapach, który działał na mnie tak samo jak na chłopaka rumianek. Toto ucichł. Odsunął twarz od mojego ramienia, położył dłonie na moich policzkach i uśmiechnął się od ucha do ucha ukazując linię śnieżnobiałych ząbków. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem na co on tylko pogładził mnie po twarzy i przeczesał palcami moje włosy. Nadstawiałem mu się jak kot. Po chwili odezwał się:
-Lysiu... jak mógłbym nie chcieć być z tobą tak blisko. W tej chwili jesteś najważniejszą osobą w całym moim życiu. Jesteś dla mnie dobry i delikatny... - wyszeptał i ponownie wtulił się w mój tors - ... ja pragnę byś dał mi więcej. - przejechał dłońmi po moich plecach wywołując u mnie dreszcze po czym pocałował mnie w policzek. W takim przypadku nie mogłem zawieść... chyba bym się pociachał jakbym coś zjebał. Odsunąłem chłopaka nieco dalej od siebie i starałem się go ułożyć na swoim łóżku w tonie poduszek jakie się na nim znajdowały. W ten oto sposób Toto leżał w pozycji pół siedzącej. Zaczął mi rozpinać pozostałe guziki koszuli, które zostały po moim poprzednim rozpinaniu się z gorąca. Przejechał drobną dłonią po mojej klatce piersiowej patrząc na nią z fascynacją. Zsunął mi koszulę z ramion i położył gdzieś na boku. Uśmiechnął się szeroko i przygryzł dolną wargę nie spuszczając wzroku z mojej klatki piersiowej. Bez większych ogródek zabrał się za moje spodnie. Zaczął od guzika, potem powoli rozpinał rozporek i oczywiście całkiem przypadkowo przejechał palcem po moim członku. Stęknąłem cicho na co chłopak zachichotał i zaraz to ja byłem bez spodni. Na chwilę przywróciłem zdrowy rozsądek, nachyliłem się nad chłopcem i po chwili namysłu powiedziałem:
-Toto... musisz wiedzieć, że na początku boli... na pewno nie chcesz się wycofać? - spytałem dla pewności.
-Nie. - odpowiedział pewnie po czym dał mi na to dowód. Wpił się drapieżnie w moje usta zachęcając mnie do odwzajemnienia pocałunku. Oczywiście takiej kuszącej propozycji nie byłem w stanie odrzucić. Podczas tego wspaniałego zbliżenia przekomarzaliśmy się nieco. Toto często chował mi język tym samym drażniąc się ze mną, ale widać było, że mu się podobało. W końcu byłem zmuszony przerwać naszą małą zabawę. Toto z lubieżnym uśmieszkiem pociągnął moją gumkę od bokserek i puścił ją dając znak, że już chce iść coraz dalej. Koniec końców obydwoje byliśmy nadzy, ale Toto najwyraźniej był w niebo wzięty. Szybko odzyskał pewność siebie co mi się zaczynało podobać, choć ta nieśmiała wersja też mnie pociągała. Nadal znajdowałem się pomiędzy jego biodrami, a on coraz bardziej rumienił się na twarzy, ale widać przestał się mnie wstydzić. Uśmiechnąłem się lekko i zbliżyłem do siebie nasze twarze:
-Teraz cię poszerzę, dobrze? Nie chcę, aby cię bolało. - szepnąłem.
-Mhm... - pokiwał głową. Sięgnąłem po kremik, którym wcześniej chłopiec nacierał moją wysypkę, po której nie było wtedy ani śladu. Nabrałem trochę na palce i lekko rozmasowałem, by ogrzać chłodną maź. Zbliżyłem się do chłopaka... do jego kuszącej szyi i obojczyków. Zacząłem je delikatnie obcałowywać, by odwrócić uwagę chłopaka od niezbyt przyjemnego przygotowania. Objął mnie jedną ręką za szyję, drugą zaś zaciskał na pościeli. Wolno krążyłem palcami wokół jego dziurki. Po celi rozniosło się ciche sapanie Toto. Po chwili drażnienia się z nim włożyłem w niego jeden palec na co on jęknął mi do ucha. Na ten gest zamruczałem i przygryzłem jego ucho.

( Masz, Toto! Podobno masz niezrealizowane fantazje. Masz okazję się wykazać xD )

piątek, 16 października 2015

Od Aszer C.D Sonei

Ile to już dni... Wiele od kiedy tutaj przebywam. Te wszystkie cele, zombi.... Dobrze, że przynajmniej się od nich tym nie zarażę... Chociaż po części to też złe. Teraz do końca życia będę musiała walczyć, by przetrwać. Co mnie czasami nieźle wkurza. Akurat teraz byłam w trakcie patrolowania sektoru B. Stukot moich butów rozbrzmiewał po ścianach korytarzu i z dwukrotną siłą powracało do moich uszu.
- No panno Aszer. Na dzisiaj to chyba wystarczy tego patrolowania.. - Mruknęłam przystając i rozglądając się. - Czy tylko ja ma wrażenie, że nie jestem tutaj sama? - Powiedziałam łapiąc się za boki i patrząc gdzieś w ciemność. A guzik mnie to obchodzi, że właśnie się zdemaskowałam. Nagle usłyszałam gdzieś z boku jakiejś szuranie. Jak na zawołanie metalowe kraty wyszły z nawiasów i zaczęły to coś dobijać.... Okazało się, że to była moja wyobraźnia, gdyż nic tam nie było. No tak chyba.... Nagle z tyłu usłyszałam czyjeś kroki. Wyciągnęłam z boku pistolet i celując w to coś rzekłam.
- Kim jesteś? I co tutaj robisz? Jeśli jesteś człowiekiem, to wiec że nie znajdziesz we mnie wroga. No... Chyba, że jesteś zombim, który łaknie mojego serca, czy głowy. - Rzekłam czekając na jakąkolwiek reakcję od strony ''Ktosia'''. Nagle z cienia wyszła jakaś zakapturzona postać. Włosy w odcieniu blond sugerowały o płci pięknej. Wyglądałaby nawet naprawdę poważnie, gdyby nie ten fakt, że ona była o połowę głowy niższa ode mnie! Co się naprawdę zdarza bardzo rzadko... Zazwyczaj wszyscy tacy jak ja, lub jeszcze wyżsi.
- Kim jesteś? - Zadałam jedno z najgłupszych pytań, ale no cóż? Od czegoś trzeba zacząć.

Sonei'a?

Od Sonei

Przełożyłam kosz z prześcieradłami na drugie biodro i naciągnęłam kaptur płaszcza głębiej na twarz. Mimo że padało, a panujący w powietrzu chłód przepowiadał jeszcze gorszą pogodę, byłam bardzo zadowolona . Może za jakiś czas znudzi mi się przemieszczanie miasta w przebraniu na razie jednak delektowałam się wolnością, jaką dawał mi kostium. Niedaleko znajdował się warsztat praczy, chowałam się tam zawsze przed policją, że też mnie jeszcze nie wytropili, ale mam dobre oko, dzięki czemu mogę łatwo uciec. Już dawno zawarłam umowę z właścicielem, który widział moje zdolności nawet w radiu dużo o mnie mówią, jestem Bogiem Śmierci. poczułam lekki dreszczyk emocji i wpełzający uśmiech na moją twarz. Pochyliłam się, wchodząc przez otwarte drzwi i szybko postawiłam kosz. Nie musiałam z nikim rozmawiać, pracownicy byli już przyzwyczajeni do pośpiechu klijentów posiadających "dar". Obok znajdował się sklep ze słodyczami. Wślizgnęłam się do niego. Kupiłam paczkę dropsów o smaku owoców pachi i wypowiedziałam hasło. Stojąca za ladą kobieta w średnim wieku wskazała mi drzwi do wąskiego przejścia. Kilka kroków dalej zapukałam do kolejnych drzwi. Liczba stuknięć została uzgodniona kilka tygodni wcześniej. Usłyszałam odzew i weszłam do małego pokoju przedzielonego wąskim biurkiem.
~ Witaj.
Baryłkowaty mężczyzna wstał i ukłonił się, najlepiej jak potrafił w tak małym pomieszczeniu.
~ Oczekują cię.
Skinęłam głową i podeszłam do bocznych drzwi. Musiałam umiejętnie ominąć biurko, żeby do nich dotrzeć. Przed dotknięciem klamki poczułam coś dziwnego, ale pchnęłam drzwi do przodu. Weszłam do niewielkiego pomieszczenia, pierwsze co ujrzałam to dwa krzesła. Na jednym siedziała osoba z którą miałam się spotkać. Zdjęłam kaptur i uśmiechnęłam się do starego najlepszego przyjaciela.
~ Mi... ~ Nagle coś zatkało mi usta, ktoś przyciskał do nich kawałek płótna o dziwnym zapachu, zrozumiałam co się dzieje. Spojrzałam do tyłu, osoba próbująca mnie uśpić to ochroniarz mojego najlepszego przyjaciela... Nie jak on mógł mi to zrobić? Czyżby dali większą stawkę za schwytanie mnie?  Nie mógłby zrobić tego za pieniądze, nie on. Moje oczy stały się jeszcze bardziej krwiste i z ziemi wyrosła czarna jak smoła ręką wbijająca swoje szpony w trzymającego mnie mężczyznę. Usłyszałam jego wrzask koło mojego ucha i upadł na jedno kolano. Zrobiłam jeden krok do przodu, ale się zatrzymałam widząc rozmazujący się obraz. Za dużo się tego nawdychałam...
~ Czemu? ~ Jedyne co udało mi się wyszeptać i runęłam na ziemię.

~~~~

To już dwa lata? Powolnym krokiem przemierzałam korytarz wypatrując wroga. Przystanęłam przy drzwiach a potem weszłam do środka. Nic tylko te szare ściany w niektórych miejscach przyozdobione szkarłatem zaschłej już krwi. Kiedyś ciekawiące mnie więzienie nagle stało się nudne i ponure, mimo iż to co tutaj jest ze mną przeraża, to uświadomiłam sobie że to zwykły labirynt i znalezienie wyjścia jest niemożliwe. Czasami mam wrażenie ze zrobili coś, co sprawia że wyjście się oddala, czy też przemieszcza. Odwróciłam się szybko. Stukot butów... Zaczęłam się powoli cofać by niczego nie uderzyć, ani nie zdradzić nadchodzącej osobie, ze tu jestem. To ewidentnie człowiek, łatwo to rozpoznać po krokach. Schowałam się w najciemniejszym kącie pokoju spowalniając oddech. Zaraz przejdzie i wszystko będzie dobrze...

< Ma ktoś ochotę odpisać? c:>

Od Carl'a C.D Shury

Co to było? Czym to jest? Gniew? Rozpacz? Nienwiść? Żal? Bezsilność czy może ulga? Nie potrafiłem udzielić sobie jednoznacznej odpowiedzi. Nie udało mi się, przegrałem... Chociaż całkiem możliwe jest, że sobie po prostu odpuściłem. Jednak nie to jest teraz ważne. Spojrzałem na Ann, a następnie raz jeszcze na Shurę. Widać było, że ta cała sytuacja nieco ją... wkurzyła? Nie chciała dać po sobie poznać, że tak bardzo to przeżywa. Mówi się trudno, trzeba mieć nadzieję, że braciszek przetrwa jak najdłużej, a jeśli nie, to już nie mój problem. Rączkami objąłem dłoń pierwszej siostrzyczki. Niestety... Też nie potrafiłem dobrze ukryć tego, że sytuacja jest dla mnie kłopotliwa. Nie mogłem biec ciągle za nimi, ale też nie chciałem zostawiać Daykiego samego z Vincentem. Pociągnąłem za sobą Shurę i przykucnęliśmy przy towarzyszce. Dokładnie przejrzałem się dziewczynie, która leżała na ziemi. Trochę mi przykro, tak nie musiało się skończyć. Powinniśmy się zbierać. Przeniosłem wzrok na Shurę, a ona od razu zrozumiała. Delikatnie, jak tylko mogłem, podniosłem Annabell. Następnie wziąłem trochę od siostrzyczki, w sumie to teraz od niej będzie zależeć nasze bezpieczeństwo, oczywiście do momentu, kiedy Ann będzie w stanie iść sama. Westchnąłem ciężko i ruszyłem przed siebie. Podążałem za Shurą. Widząc to jak jej uczucia, które aktualnie przeważały, mieszały się ze sobą, poczułem się niepewnie. Podejść i spróbować pocieszyć, czy też pozostawić ją samej sobie, by mogła dać upust gniewu. Nie znam jej na tyle dobrze, by stwierdzić co będzie lepiej. Oszukiwać nie będę. Jestem kiepski jako brat, niczego dobrze nie robię, a raczej tak zostanie. Zmienić się nie zmienię. Jedynie co mogę teraz zrobić to po prostu udawać. Szliśmy w ciszy, od czasu do czasu, przerywał ją odgłos opadającego ciała i zgrzyt miecza. W chwilę moment, siostrzyczka znikła. Prawie pomyślałem, że coś się jej stało. Na całe szczęście znalazła jakieś drzwi. Wchodząc do pomieszczenia, od razu zauważyłem krew na ścianach i podłodze. Shura zatrzasnęła drzwi i podeszła do mnie, a raczej do Ann.
- Musimy na chwilę tu zostać - powiedziała.
Przytaknąłem głową, pewnie wyczuła niebezpieczeństwo. Często słyszałem, że kobiety są bardziej wyczulone na zbliżające się kłopoty. Zawsze kiedy to słyszałem, byłem zły, ale teraz jakoś zachciało mi się śmiać. Ostrożnie polożyłem nastolatkę przy ścianie, na ziemi, na jakimś materiale, którym udało mi się stworzyć naprędce. Nie musi być brudniejsza niż aktualnie. Odgarnąłem turkusowe włosy z jej uroczej twarzyczki. Shura postanowiła, że dobrze by było gdybyśmy ostrożnie oparli ją o ścianę. Siostrzyczka podjęła się tego zadania, a kiedy już cofała się do swojej wcześniejszej pozycji, odezwała się Ann. Niczego nie dało się zrozumieć z jej mamroczenia. Chociaż tyle dobrego. Natychmiastowo przytuliłem ją do siebie, przy okazji złapałem Shurę... Mini-grupowy uścisk, jakie to miłe uczucie. Prawie bym zapomniał, że tulenie siostrzyczek jest takie fajniusie. Za drzwiami rozległ się huk. Shuruś przez chwilę nie wyrywała się z uścisku, przyłożyła palec do ust i wyszeptała: "Ciii...".

Ann? Shuruś? (Wybaczcie mi moje nieumiejętnie napisane opowiadanko.)

czwartek, 15 października 2015

Od Taigi C.D Siegrain'a

Czekałam na chłopaka, ciągle przeglądając różnego rodzaju papiery, wiele z nich dotyczyło miejsc w całym więzieniu. Te oto wskazówki, czy też zarysy map odkładałam na jedną kupkę, aby później przekazać to Sylv i Gwen. Prawdę mówiąc dawno ich nie widziałam, będę musiała dowiedzieć się, co u nich słuchać, jako by nie patrzeć jednej i drugiej zawdzięczam swoje życie, obydwie nie raz uratowały mój tył.ek, kiedy naszła taka potrzeba. Widząc szarą już teczkę ze swoim imieniem i nazwiskiem, zaczęłam się śmiać sama do siebie. Pierwsza moja myśl, była taka, żeby to wyrzucić, spalić, zrobić z tym cokolwiek byle tylko nikt o niczym się nie dowiedział. Jednak ciekawość wzięła górę, rozwiązałam brudny sznureczek zaczęłam wyciągać kolejno kartki z zapiskami. Na pierwszych nie było nic interesującego, moje dane, informację o tym, kiedy i dlaczego tutaj trafiłam, opis jak musieli mnie usypiać, żeby tutaj przewieź. Na następnych ktoś próbował opisać moją moc, jednak było więcej luk niżeli informacji, co mnie akurat satysfakcjonowało. Jedna notka mnie jedynie zaciekawiła „Obiekt wykazuje postawę bojącej się tego, co ją otacza”. Dwa razy sprawdzałam, czy aby na pewno ta kartka powinna się znaleźć w mojej teczce. Czy to możliwe, że było to o mnie? Ja bojąca się świata? Owszem miałam czasami koszmary i dalej je mam, ale nigdy bym nie pomyślała, że ludzie mogą mnie tak odbierać, że zwykli naukowcy mogą wpaść na tak irracjonalny pomysł. Włożyłam wszystkie papiery z powrotem do teczki, po czym schowałam ją pod materac, jakoś nie chce żeby wpadła w czyjekolwiek ręce, wracałam właśnie na swoje miejsce, kiedy ujrzałam we wejściu blondynkę, o której jeszcze kilka minut temu myślałam
- Słyszałam, że masz jakieś mapy, i informację o więzieniu – Zaczęła siadając obok mnie i przyglądając się stercie papierów
- Owszem – Skinęłam głową, podając jej całkiem spory plik papierów – To wszystko to informacje o więzieniu, większość informacji pewnie nie będzie zbyt pożyteczna, ale może coś znajdziesz – Włożyłam kosmyk włosów za ucho, wracając wzrokiem do Sylv
- Wiesz, że powinnam wam dać reprymendę za kłamstwo oraz to, że udaliście się w taki rejon sami? – Jej wzrok aż budził we mnie coś w rodzaju grozy.
- Ale jak widzisz nic nam nie jest, mamy całkiem sporo informacji, znaleźliśmy też trochę jedzenia, więc opłacało się – Wzruszyłam ramionami, starając się omijać jej gniewne spojrzenie
- Obydwoje jesteście nieźle poobijani – Westchnęła, po czym zaczęła przeglądać papiery – Zgłoście się później do Hany, zaraz Sieg przyjdzie z jedzeniem – Uśmiechnęła się do mnie lekko, co odwzajemniłam, kiedy tylko opuściła pomieszczenie, położyłam się na zimnej podłodze i przetarłam swoje oczy. Nie wiem ile nie spałam, ale zdecydowanie potrzebowałam odrobiny snu. Zresztą przydałoby się również zmienić bandaż, nie dość, że jest od krwi, to jeszcze od brudu, a z koloru białego powoli robi się czarny. Niechętnie wstałam z podłogi, która dawała miłe uczucie chłodu. Przez chwilę można było się poczuć jak na zewnątrz, kiedy stoi się w drzwiach w ziemny jesienny dzień. Otworzyłam swoją szafkę i wyciągnęłam z torby zapas swoich bandaży. Oderwałam wystarczający kawałek, odwróciłam się plecami do wejścia i zaczęłam ściągać stary bandaż, który robił mi za bluzkę. W sumie muszę się dowiedzieć, w jaki sposób zapanować nad zmienianiem ubrań, może na początek właśnie od takiego czegoś mogłabym zacząć? Z pewnością byłoby to wygodniejsze, zwłaszcza, że kiedy ten bandaż mi się skończy i wtedy trzeba będzie myśleć, co dalej. Związałam włosy w kitkę, a kiedy stary już bandaż upadł na ziemię, usłyszałam czyjeś kroki, zaraz po tym odkładane naczynia na biurko i jakże znajomy dla mnie głos. Ten idiota, naprawdę nie ma wyczucia czasu, nie mógł przyjść kilka minut później? Ewentualnie wcześniej? Oczywiście, że nie musiał wybrać sobie ten właśnie moment
- Co Ty robisz? – Usłyszałam jego ciche pytanie, przez co jedynie przewróciłam oczami, zasłoniłam to, co miałam zasłonić i spojrzałam na niego z wściekłym spojrzeniem
- Lubię chodzić nago po celach, to zakazane? – Mruknęłam, cały czas uważnie mu się przyglądając – Nie patrz tak, tylko się odwróć!
http://pre09.deviantart.net/a67c/th/pre/i/2015/139/0/4/thanks_for_the_5000_pv__d_by_shmeling177-d8u12mb.jpgSpojrzał na mnie zmieszany i odwrócił się na pięcie
- Dopóki nie powiem, nawet nie waż się odwracać, no chyba, że chce żeby Twoje flaki zjadały zombie – Zagroziłam zakładając nowy bandaż, okrywający mój biust – Już – Mruknęłam obojętnie, podchodząc do biurka, żeby wziąć swoją porcję. Z powrotem usiadłam na swoim miejscu i jak gdyby nigdy nic zajęłam się swoim daniem
- Więc znalazłaś coś? – Jego głos ciągle był dziwny. Czy to takie dziwne, że kobieta ma biust? Ja rozumiem, że w niektórych zakątkach świata zamiast tego ma się co innego, ale w większości przypadków właśnie tak jest, a może przez te miesiące jakie tutaj spędziłam zaczyna mi się wszystko mylić?
- Dziennik tego doktorka, kilka teczek, byś musiał sam to przejrzeć ja za bardzo się na tym nie znam – Włożyłam do ust łyżeczkę, na której znajdowało się coś podobnego do klusek – I nie patrz tak na mnie, bo naprawdę coś Ci zrobię – Mruknęłam
- Przeglądam papiery – Uśmiechnął się jedynie pod nosem, zaczynając czytać dziennik. Siedzieliśmy w milczeniu, dopóki nie skończyłam swojej porcji, przetarłam usta ręką i spojrzałam na Siega
- Jeśli trzeba będzie się jeszcze gdzieś wybrać, to ja chętnie pójdę – Dodałam nagle – Fajnie jest się oderwać, pójść gdzieś w nieznane – Uśmiechnęłam się sama do siebie, jednak było to bardziej podniesienie kącika ust niż uśmiech, no ale, lepsze to niż nic

Siegrain?

Od Shury C.D Annabell

Obudził mnie głuchy huk, ociężale podniosłam głowę próbując zinterpretować co się dzieje. Dostrzegłam Vincenta stojącego na czyimś ciałem, gdy zrozumiałam kto to natychmiastowo się podniosłam. Uszczypnęłam sie jeszcze dla pewności czy to nie zwidy i poczułam ogromną nienawiść i złość. Moje ciało zaczęło drżeć, a zaciśnięta szczęka zaczęła pobolewać. Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej i wyciągnęłam z ogromną prędkością miecz przy okazji zadawając sobie nie lada ból.
- Ty... coś ty zrobił Ann?! - Wrzasnęłam przeszywając go wzrokiem
Na twarzy malowało się przerażenie, ale jego ruchy były wystarczająco szybkie by złapać leżącego na ziemi.. Daykiego? i wybiec z pomieszczenia. Wiedziałam by nie ufać temu szczeniakowi. Chciałam już wybiec za nim, ale w ostatnich chwili minął mnie biegnący Carl. Zacisnełam zęby i jak najszybciej chciałam zbadać stan Ann. Nie spodziewałam się takiego ruchu ze strony Carl'a, ale może on na prawdę się o nas martwi. Dziewczyna była związana więc, szybko rozcięłam sznur. Jej piękne włosy przeplatał szkarłat krwi. Ku mojemu zdziwieniu obok leżał bandaż... ktoś musiał go używać skoro jest w takim miejscu, ale to nie czas na takie rozmyślanie. Powoli zawinęłam jej głowę w białe płótno. Co mogło sie tu stać? Po zaatakowaniu Annabell powinna się pojawić Rose, czy ona nie potrafiła sobie poradzić z Vincentem w dodatku Dayki, wydawali się silni. Nie powinnam pozwolić iść Carlowi samemu. Gniew złagodził się poprzez zmartwienie. W dodatku kto wie czy Ann nie ma wstrząśnienia mózgu. Przytuliłam ją delikatnie przy okazji opierając się o ścianę.
- Powinnam była was pilnować jako najstarsza... - Syknęła i zaczęłam nasłuchiwać.
Brak nawet najcichszego szmeru. Jeśli Ann się odcknie wezmę ja na plecy i poszukam Carla. Czy da sobie rade? O czym ja myślę, najpewniej jest silniejszy ode mnie, chociaż jego dobre serce moze mu przeszkodzić w niektórych sytuacjach... wyborach... Przyłożyłam dłoń do obolałej głowy, za dużo o tym wszystkim myślę. Ale jak nie czuć gniewu do tej gnidy... Nadchodzą.. Powoli położyłam nieprzytomną Annabell.
- Zajmę się nimi - Wstałam i chwyciłam miecz wychodząc z postawą bojową
Ciemne korytarze nie ujawniały żadnego ruchu jedynie dźwięki jak z horroru. Włączyłam latarkę i szukałam przeciwnika. Tu! Uciełam jednym machnięciem ostrza łeb szwendacza, potem kolejny zamach i następny i... Carl! było za późno, by zatrzymać ostrze, ale na całe szczęście jego zwinność pomogła mu zasłonić się swoim liskiem. Oddychałam ciężko, gdy zanim zauważyłam pochłonęły mnie emocje, miałam ochotę z nienawiści powyrzynać wszystkich.
- Jeszcze nie jestem jednym z nich - Zobaczyłam jego uśmiech, jednak było w tym coś innego niż zwykle, jego rysy twarzy były bardzo poważne...

< Carl? Niech Ann się wybudzi xd>