piątek, 16 października 2015

Od Carl'a C.D Shury

Co to było? Czym to jest? Gniew? Rozpacz? Nienwiść? Żal? Bezsilność czy może ulga? Nie potrafiłem udzielić sobie jednoznacznej odpowiedzi. Nie udało mi się, przegrałem... Chociaż całkiem możliwe jest, że sobie po prostu odpuściłem. Jednak nie to jest teraz ważne. Spojrzałem na Ann, a następnie raz jeszcze na Shurę. Widać było, że ta cała sytuacja nieco ją... wkurzyła? Nie chciała dać po sobie poznać, że tak bardzo to przeżywa. Mówi się trudno, trzeba mieć nadzieję, że braciszek przetrwa jak najdłużej, a jeśli nie, to już nie mój problem. Rączkami objąłem dłoń pierwszej siostrzyczki. Niestety... Też nie potrafiłem dobrze ukryć tego, że sytuacja jest dla mnie kłopotliwa. Nie mogłem biec ciągle za nimi, ale też nie chciałem zostawiać Daykiego samego z Vincentem. Pociągnąłem za sobą Shurę i przykucnęliśmy przy towarzyszce. Dokładnie przejrzałem się dziewczynie, która leżała na ziemi. Trochę mi przykro, tak nie musiało się skończyć. Powinniśmy się zbierać. Przeniosłem wzrok na Shurę, a ona od razu zrozumiała. Delikatnie, jak tylko mogłem, podniosłem Annabell. Następnie wziąłem trochę od siostrzyczki, w sumie to teraz od niej będzie zależeć nasze bezpieczeństwo, oczywiście do momentu, kiedy Ann będzie w stanie iść sama. Westchnąłem ciężko i ruszyłem przed siebie. Podążałem za Shurą. Widząc to jak jej uczucia, które aktualnie przeważały, mieszały się ze sobą, poczułem się niepewnie. Podejść i spróbować pocieszyć, czy też pozostawić ją samej sobie, by mogła dać upust gniewu. Nie znam jej na tyle dobrze, by stwierdzić co będzie lepiej. Oszukiwać nie będę. Jestem kiepski jako brat, niczego dobrze nie robię, a raczej tak zostanie. Zmienić się nie zmienię. Jedynie co mogę teraz zrobić to po prostu udawać. Szliśmy w ciszy, od czasu do czasu, przerywał ją odgłos opadającego ciała i zgrzyt miecza. W chwilę moment, siostrzyczka znikła. Prawie pomyślałem, że coś się jej stało. Na całe szczęście znalazła jakieś drzwi. Wchodząc do pomieszczenia, od razu zauważyłem krew na ścianach i podłodze. Shura zatrzasnęła drzwi i podeszła do mnie, a raczej do Ann.
- Musimy na chwilę tu zostać - powiedziała.
Przytaknąłem głową, pewnie wyczuła niebezpieczeństwo. Często słyszałem, że kobiety są bardziej wyczulone na zbliżające się kłopoty. Zawsze kiedy to słyszałem, byłem zły, ale teraz jakoś zachciało mi się śmiać. Ostrożnie polożyłem nastolatkę przy ścianie, na ziemi, na jakimś materiale, którym udało mi się stworzyć naprędce. Nie musi być brudniejsza niż aktualnie. Odgarnąłem turkusowe włosy z jej uroczej twarzyczki. Shura postanowiła, że dobrze by było gdybyśmy ostrożnie oparli ją o ścianę. Siostrzyczka podjęła się tego zadania, a kiedy już cofała się do swojej wcześniejszej pozycji, odezwała się Ann. Niczego nie dało się zrozumieć z jej mamroczenia. Chociaż tyle dobrego. Natychmiastowo przytuliłem ją do siebie, przy okazji złapałem Shurę... Mini-grupowy uścisk, jakie to miłe uczucie. Prawie bym zapomniał, że tulenie siostrzyczek jest takie fajniusie. Za drzwiami rozległ się huk. Shuruś przez chwilę nie wyrywała się z uścisku, przyłożyła palec do ust i wyszeptała: "Ciii...".

Ann? Shuruś? (Wybaczcie mi moje nieumiejętnie napisane opowiadanko.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz