Obudził mnie głuchy huk, ociężale podniosłam głowę próbując zinterpretować co się dzieje. Dostrzegłam Vincenta stojącego na czyimś ciałem, gdy zrozumiałam kto to natychmiastowo się podniosłam. Uszczypnęłam sie jeszcze dla pewności czy to nie zwidy i poczułam ogromną nienawiść i złość. Moje ciało zaczęło drżeć, a zaciśnięta szczęka zaczęła pobolewać. Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej i wyciągnęłam z ogromną prędkością miecz przy okazji zadawając sobie nie lada ból.
- Ty... coś ty zrobił Ann?! - Wrzasnęłam przeszywając go wzrokiem
Na twarzy malowało się przerażenie, ale jego ruchy były wystarczająco szybkie by złapać leżącego na ziemi.. Daykiego? i wybiec z pomieszczenia. Wiedziałam by nie ufać temu szczeniakowi. Chciałam już wybiec za nim, ale w ostatnich chwili minął mnie biegnący Carl. Zacisnełam zęby i jak najszybciej chciałam zbadać stan Ann. Nie spodziewałam się takiego ruchu ze strony Carl'a, ale może on na prawdę się o nas martwi. Dziewczyna była związana więc, szybko rozcięłam sznur. Jej piękne włosy przeplatał szkarłat krwi. Ku mojemu zdziwieniu obok leżał bandaż... ktoś musiał go używać skoro jest w takim miejscu, ale to nie czas na takie rozmyślanie. Powoli zawinęłam jej głowę w białe płótno. Co mogło sie tu stać? Po zaatakowaniu Annabell powinna się pojawić Rose, czy ona nie potrafiła sobie poradzić z Vincentem w dodatku Dayki, wydawali się silni. Nie powinnam pozwolić iść Carlowi samemu. Gniew złagodził się poprzez zmartwienie. W dodatku kto wie czy Ann nie ma wstrząśnienia mózgu. Przytuliłam ją delikatnie przy okazji opierając się o ścianę.
- Powinnam była was pilnować jako najstarsza... - Syknęła i zaczęłam nasłuchiwać.
Brak nawet najcichszego szmeru. Jeśli Ann się odcknie wezmę ja na plecy i poszukam Carla. Czy da sobie rade? O czym ja myślę, najpewniej jest silniejszy ode mnie, chociaż jego dobre serce moze mu przeszkodzić w niektórych sytuacjach... wyborach... Przyłożyłam dłoń do obolałej głowy, za dużo o tym wszystkim myślę. Ale jak nie czuć gniewu do tej gnidy... Nadchodzą.. Powoli położyłam nieprzytomną Annabell.
- Zajmę się nimi - Wstałam i chwyciłam miecz wychodząc z postawą bojową
Ciemne korytarze nie ujawniały żadnego ruchu jedynie dźwięki jak z horroru. Włączyłam latarkę i szukałam przeciwnika. Tu! Uciełam jednym machnięciem ostrza łeb szwendacza, potem kolejny zamach i następny i... Carl! było za późno, by zatrzymać ostrze, ale na całe szczęście jego zwinność pomogła mu zasłonić się swoim liskiem. Oddychałam ciężko, gdy zanim zauważyłam pochłonęły mnie emocje, miałam ochotę z nienawiści powyrzynać wszystkich.
- Jeszcze nie jestem jednym z nich - Zobaczyłam jego uśmiech, jednak było w tym coś innego niż zwykle, jego rysy twarzy były bardzo poważne...
< Carl? Niech Ann się wybudzi xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz