Usiadłam obok Katie i patrzyłam się, jak popija gorącą czekoladę. Od
zawsze kochała czekoladę, i nigdy nie mogła się jej oprzeć. To jakiś
cud, że udało mi się znaleźć kilka kawałków tej słodkości w szarym,
zupełnie nieprzyjaznym więzieniu. Wprawdzie nie jest to tak sycące jak
chleb, czy chociażby jakaś kasza, ale grunt, że małej smakowało. Miała
teraz okazję podelektować się rarytasem, by być może już taka nie
nastąpi.
Uśmiechnęłam się lekko, patrząc, jak siostra rozkoszuje się słodkim smakiem czekolady.
Postanowiłam więc sama spróbować. Chwyciłam gorący kubek w dłonie, i
podniosłam do twarzy. Z nagla orzeźwił mnie ten słodki, niebiański
zapach. Już to było dla mnie jak cenne złoto, samo napawanie się tym
aromatem, a nie mówiąc jeszcze o tym, ze mam to pić. Tak czy siak,
upiłam may łyczek gorącego napoju.
Tak jak się spodziewałam, był po prostu nieziemsko przepyszny, chociaż czekoada do świeżych nie należała.
Byłam ciekawa, skąd ona w ogóle się tu wzięła.
Nic to. Najważniejsze, że jest, i ze można się czegoś ciepłego napić.
Jeszcze raz rzuciłam okiem na siostrzyczkę. Właśnie oderwała kubek od
ust, i wpatrywała się w jego denko, szukając jeszcze jakichś resztek
słodkiego napoju.
Bez zastanowienia podałam jej swój kubek. Co z tego, że wypiłam tyle co kot napłakał. Niech mała pije, póki może.
Katie przyjęła ode mnie kubek, ostrożnie biorąc go w drobne, blade
rączki. Spojrzała najpierw na przedmiot i wypełniającą go prawie po
brzegi czekoladę, a następnie na mnie. Zaskoczona powiedziała:
- Ależ ty nic nie wypiłaś!
- Pij, pij – odpowiedziałam tylko.
Dziewczyna chwilę się wahała, ale jednak miłość do słodyczy ją przerosła.
W czasie, kiedy siostra piła, ja zaczęłam bawić się zamkiem od swojej
bluzy, zawiązanej na biodrach. Następnie mój dosyć wyczulony słuch
wyłapał kilka dziwnych, stłumionych dźwięków, jakby czyichś ciężkich
kroków.
W nocy o północy przez sen rozpoznałabym te odgłosy. Coś, jakieś zombie, czy nawet coś gorszego się do nas zbliża.
Wyjęłam z dużej, szerokiej kieszeni moich spodni rękojeść miecza.
Wstałam, a następnie ostrożnie, by nie narobić rabanu, tak jak wtedy z
upadkiem ze schodów, zbliżyłam place drugiej ręki do końca, i delikatnie
pstryknęłam.
Wnet mój miecz uzupełnił się o pionowy słup białego, przechodzącego w niebieskawy odcień światła.
Katie, widząc, co robię, na szybko dopiła ostatnie krople czekolady, i podniosła się z podłogi.
- Chodźmy, coś się zbliża. - oznajmiłam troszkę chłodnawym tonem.
Następnie zaczęłam kierować się w stronę przeciwną do usłyszanych
odgłosów. Siostrzyczka szła za mną, dalej trzymając kubek po czekoladzie
w dłoni.
- Ale możesz już ten kubek odłożyć, chyba, ze chcesz nim palnąć szwendacza prosto w łeb. - zwróciłam się do niej.
Ona tylko mruknęła coś pod nosem, ale przedmiotu nie zamierzała
odstawiać. A to niby ja przywiązuję się do przedmiotów... Jak dla niej,
po prostu wszystko ,,może się kiedyś tam przydać”, jak to mawia.
Idąc przez korytarz, w końcu dotarłyśmy do skrzyżowania. Rozejrzałam się w lewo, potem w prawo, a następnie przed siebie.
- Chodź – rzekłam, i pociągnęłam Katie za rękę.
Katie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz