Usłyszałam kroki, Est pośpiesznie wyszła z celi. Szybciutko wylazła na korytarz. Najwidoczniej z kimś rozmawiała. Zainteresowana zeskoczyłam z łóżka. Powoli ruszyłam za dziewczyną. Czyżby chciała mnie zostawić? Wystarczyłoby tylko powiedzieć, a bym... znikła? Nie, nie... Po prostu poszłabym dalej, poszukałabym nowej zabawki. Kiedy wyjrzałam zza drzwi, zauważyłam coś naprawdę ciekawego! Trzy zwierzaki, tutaj w więzieniu. W sumie jakiegoś szczura nie jest trudno przemycić, ale tutaj stał sobie słoń, koń i gepard. Choć jeśli by się im tak przyjrzeć... Wyglądały jak zabawki. Est odezwała się do mnie, ale jej przerwałam.
- Co to za tajemnica? - zapytałam.
- Ja... Ja wszystko wytłumaczę... - mówiła nieco poddenerwowana dziewczyna. W sumie, wytłumaczenia by się przydały. Zastrzygłam uszkami i szeroko otwartymi oczkami patrzyłam na Est. Od czasu do czasu rozglądałam się po pomieszczeniu. Sztywni gdzieś się przemieszczają, czyżby znaleźli sobie nową ofiarę? Kolejna uczta? Blondyna próbowała się zastanowić nad tym co powiedzieć.
- To twoja moc? - wskazałam na pluszaki.
- Tak... - Przytaknęła głową i powoli zaczęła wskazywać na te istotki. Po kolei wymieniała ich imiona. Nie to, że nie zapamiętałam... Po prostu mnie to nie interesowało. Imię nie jest w sumie takie potrzebne.
- Przypominają pluszaki, czyli są tak samo podatne na zniszczenia jak one, tak? - Dziewczyna niepewnie pokręciła głową. Jej dar jest zarówno nudny, jak i ciekawy. Nie męczy się ona zbytnio walką, wysługuje się swoimi zabawkami. W sumie to może zabierać jej siły. Jednak to nie to samo. Znów wszystko wydawało się być nieuporządkowane, myśli plątały się między sobą. Nagle coś zamigotało. Niebieskie światełko wydostawało się między kosmykami włosów blondynki. Kiedy moim oczom ukazał się motyl, uśmiechnęłam się szerzej i podeszłam bliżej wyciągając rękę. Owad wydał z siebie odgłos, a po chwili odezwał się do, jak to ujął, "panienki". Prawie glebłam na ziemię po tym jak "grzecznie" zwraca się do znajomej. Nie czas na uprzejmości, grzeczności - błagam! Jesteśmy w środku epidemii, wciąż przebywamy w więzieniu. Miejsce, w którym jesteśmy, powoli przestaje sprzyjać innym. Trzeba coś szybko zrobić i wydostać się na zewnątrz, prawda? A tu takie małe, niebieskie gówienko prosi o wytłumaczenie, kim ja jestem, co ja tu robię. Dodatkowo pyta się o samopoczucie Est. Może po prostu trzeba go zgnieść? Urwać skrzydełka? Ciekawe czy by go to bolało? Prawie bym zapomniała, cofnęłam się do tyłu. Starałam się by mój uśmiech z twarzy zniknął. Próbując powstrzymać śmiech, uklęknęłam przed koleżanką i jej motylem. Przyłożyłam rękę do klatki piersiowej i spuściłam głowę. Wypowiedziałam słowa, które wydawały się zaskoczyć całe towarzystwo. Kto by pomyślał, zwykłe słowa bliskie do słów przysięgi, przyniosły zabawny efekt. Podniosłam się z ziemi i otrzepałam z "kurzu". Uniosłam nieco ręce do góry.
- Spokojnie, spokojnie. Nie zamierzam Ci służyć, ale nie mogłam się powstrzymać. Twój towarzysz... Nie, naprawdę nie mogłam. Wybacz mi, ale... Czy mogłabyś mi powiedzieć coś co chciałaś na samym początku, odkąd tu przyszłam? Trochę trudno mi się domyślić.
Est? Wybacz, że długo czekałaś i wyszło takie coś... :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz