Ile to już dni... Wiele od kiedy tutaj przebywam. Te wszystkie cele,
zombi.... Dobrze, że przynajmniej się od nich tym nie zarażę... Chociaż
po części to też złe. Teraz do końca życia będę musiała walczyć, by
przetrwać. Co mnie czasami nieźle wkurza. Akurat teraz byłam w trakcie
patrolowania sektoru B. Stukot moich butów rozbrzmiewał po ścianach
korytarzu i z dwukrotną siłą powracało do moich uszu.
- No panno
Aszer. Na dzisiaj to chyba wystarczy tego patrolowania.. - Mruknęłam
przystając i rozglądając się. - Czy tylko ja ma wrażenie, że nie jestem
tutaj sama? - Powiedziałam łapiąc się za boki i patrząc gdzieś w
ciemność. A guzik mnie to obchodzi, że właśnie się zdemaskowałam. Nagle
usłyszałam gdzieś z boku jakiejś szuranie. Jak na zawołanie metalowe
kraty wyszły z nawiasów i zaczęły to coś dobijać.... Okazało się, że to
była moja wyobraźnia, gdyż nic tam nie było. No tak chyba.... Nagle z
tyłu usłyszałam czyjeś kroki. Wyciągnęłam z boku pistolet i celując w to
coś rzekłam.
- Kim jesteś? I co tutaj robisz? Jeśli jesteś
człowiekiem, to wiec że nie znajdziesz we mnie wroga. No... Chyba, że
jesteś zombim, który łaknie mojego serca, czy głowy. - Rzekłam czekając
na jakąkolwiek reakcję od strony ''Ktosia'''. Nagle z cienia wyszła
jakaś zakapturzona postać. Włosy w odcieniu blond sugerowały o płci
pięknej. Wyglądałaby nawet naprawdę poważnie, gdyby nie ten fakt, że ona
była o połowę głowy niższa ode mnie! Co się naprawdę zdarza bardzo
rzadko... Zazwyczaj wszyscy tacy jak ja, lub jeszcze wyżsi.
- Kim jesteś? - Zadałam jedno z najgłupszych pytań, ale no cóż? Od czegoś trzeba zacząć.
Sonei'a?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz