-Wydaje mi się, że masz dryg do rozwalania ludziom głów, który sam w
sobie nie jest ani zły, ani dobry, za to z pewnością może być dla nas
użyteczny
Udawałem przez chwilę, że się zastanawiam, ale wszyscy wiedzieli, że
klamka już zapadła. Widzieli to w moich oczach, bezlitosnych i
wyczekujących, kiedy błyskały spod szopy jasnych włosów. Skinienie głową
było formalnością.
- świetnie! świetnie! liczyłam na to, że się zgodzisz, i pozwoliłam
sobie poczynić pewne przygotowania - ułożyłem łokieć na kolanie
podpierając twarz udając przy tym, że słucham.
Jakaś grupka baranów nam zawadza, że też ludzie walczą przeciw sobie...
potrzebujemy większej ilości wojowników...eh.. Poczułem jak ktoś mi
kładzie rękę na ramieniu i spojrzałem ku górze.
- panie Bartolomeo, wygląda Pan na zmęczonego - wyszeptała Hana zaniepokojona.
Wyrosła na piękną kobietę, która już nie raz podnosiła mnie na duchu,
czasami mam wrażenie, że jest silniejsza ode mnie. Zmarszczyłem lekko
brwi, przypominając sobie o siostrze.
- niech pan idzie, jest pan myślami gdzie indziej.. - wyszeptała, a ja się lekko uśmiechnąłem
- dziękuję - wstałem i skierowałem się w miejsce, gdzie często przebywałem, do zbrojowni.
To prawda, ponownie nie potrafię się skupić na tym co najważniejsze,
minęły 2 lata a ja nadal jestem jak dziecko. Przyłożyłem rękę do głowy,
kiedy wchodziłem do pomieszczenia, do którego zmierzałem. Nie ważne co
bym nie robił, nie potrafię przestać o tym myśleć. Jeśli spotkała ją
śmierć...? Idiota.. puścić własną siostrę na pewną śmierć. Walnąłem z
całej siły w ścianę i usłyszałem jak coś metalowego upadło na ziemię.
Zobaczyłem jak na podłodze leżą strzały... Poniosłem jedną z nich
dokładnie się przypatrując i zaciskając na niej pięść. Starszy brat..
zaśmiałem się sam do siebie... na pewno.. Poszedłem ponownie liczyć
amunicje do broni, nawet nie wiem ile godzin minęło, gdy do
pomieszczenia wpadła podekscytowana ale zarazem przerażona Gwen.
– Musisz ją zobaczyć! - Wykrzyknęła tak szybko, że nie byłem pewny czy dobrze usłyszałem.
– Co? "Ją"? O kogo chodzi... - Zdziwiłem się, może znowu zaatakowali
jednego z nas i ktoś jest ranny? Z takimi sprawami zawsze kierowali się
do mnie bo wzięli mnie podświadomie za nowego przywódcę.
- Wybacz, musisz po prostu pójść za mną - Machnęła ręką i wybiegła z
pomieszczenia, chwilowo chciałem krzyknąć by zaczekała i mi wyjaśniła
wszystko, ale jej mina mnie niepokoiła. Wybiegłem za nią. Nie poznawałem
ponownie tej kobiety, co się stało? Zatrzymaliśmy się przed celą
Sylvanas. Jakieś chol*rne żarty? o to chodzi? wwalili kogoś rannego do
celi mojej siostry? przecież jest ich wystarczająco dużo. Początkowo
chciałem ostro zareagować, ale emocje powiązane z przeszłością dały
górę.
– to przecież cela Sylvanas... była - chciałem coś dopowiedzieć, jednak Gwen była pierwsza
– to tam zajrzyj... - przygotowałem się na widok jednego z naszych i z
westchnięciem zrobiłem krok do przodu, moim oczom ukazała się prosta,
kobieca figura. Postać miała długie blond włosy i twarz zaopatrzoną w
ból. Nie miałem nawet sekundy zawahania, upadłem koło łóżka siostry
wylewając łzy.
- przepraszam.. przepraszam to moja wina - złapałem ją za dłoń i zacisnąłem, nie chciałem jej nigdy więcej puścić
- to nie jest twoja wina, to był mój wybór.. ale wróciłam - wyszeptała ledwo
Dopiero teraz wyczułem, to że ma strasznie zimne dłonie a jej puls jest słaby.
- gdzie jest Hana?! - wrzasnąłem najprawdopodobniej budząc wszystkich -
jest chora! szybko! - nie potrafiłem sobie wyobrazić w jakich warunkach
musiała żyć skoro doprowadziła się do takiego stanu, to nie było
zmęczenie w tych czasach grypa czy cokolwiek może być śmiertelne
- już po nią posłałam co sie dzieje? - zapytała zaniepokojona Gwen
- niech się spieszy! - wrzasnąłem i okryłem siostrę kolejnym kocem - ma
słaby puls - powiedziałem zdenerwowany trzymając mocno dłoń siostry -
nie mogę cie znowu stracić - wyszeptałem z łzami w oczach - trzymaj
sie.. jesteś silna .. przeszłaś już tak wiele - patrzyłem na jej ledwo
już poruszające się usta. Położyłem dłoń na jej głowie i zacząłem
przeczesywać jej włosy - no gdzie ona jest?! - w tym momencie lekarka
znalazła się w celi i jak było widać znała sytuacje i natychmiastowo
przyłożyła dłonie do klatki piersiowej Sylvanas. Spod drobnych rączek
Hany rozległ się zielony blask, który z każdą sekunda się nasilał.
Zacisnąłem mocno zęby patrząc na ledwo przytomną siostrę.
-nie zasypiaj - szeptałem jej do ucha - nie zasypiaj
Teraz na prawdę odczułem ból tracenia siostry, było on niczym w
porównaniu do tęsknoty przez te lata. Teraz widziałem to na własne oczy.
chol*ra.. chol*ra.. muszę coś zrobić, nie mogę znowu jej zawieść.
Przyłożyłem dłoń do jej skroni i próbowałem z całej siły wyciągnąć z
niej chociaż cząstkę bólu. Starałem się by przerażenie całkowicie nade
mna nie zapanowało i zacząłem stabilizować oddech. Wyczuliłem wszystkie
zmysły, słyszałem nawet przyspieszone bicie serca Gwen, która z
przerażeniem się przypatrywała. Po chwili zacząłem wyciągać z ciała
siostry czarną substancję, która została wchłonięta do mojego ciała.
Złapałem gwałtownie powietrze i upadłem. Mój organizm z dużą siła
zwalczał to okropieństwo. I nie była to żadna choroba.. to coś nowego.
Chol*ra.. patrzyłem na siostrę, której skóra była dalej blada, lecz już
nie do takiego stopnia. Gdy moja moc roztrzaskała zakażenie na drobne
cząsteczki z którymi powinien sobie już poradzić organizm, wstałem z
uśmiechem patrząc w pusty sufit. Po policzkach popłynęły mi łzy i
spojrzałem na Gwen.
- uratowałaś moją siostrę, dziękuję - wyszeptałem z szczerym uśmiechem
wpuszczając z siebie cholernie szczęśliwy okrzyk, aż Hana, która nadal
leczyła ciało mojej siostry zaśmiała się gromko.
< Gwen, Hana, Sylv? na razie nie umiem pisać XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz