poniedziałek, 6 czerwca 2016

Od Bartolomeo C.D Gwen

-Wydaje mi się, że masz dryg do rozwalania ludziom głów, który sam w sobie nie jest ani zły, ani dobry, za to z pewnością może być dla nas użyteczny
Udawałem przez chwilę, że się zastanawiam, ale wszyscy wiedzieli, że klamka już zapadła. Widzieli to w moich oczach, bezlitosnych i wyczekujących, kiedy błyskały spod szopy jasnych włosów. Skinienie głową było formalnością.
- świetnie! świetnie! liczyłam na to, że się zgodzisz, i pozwoliłam sobie poczynić pewne przygotowania - ułożyłem łokieć na kolanie podpierając twarz udając przy tym, że słucham.
Jakaś grupka baranów nam zawadza, że też ludzie walczą przeciw sobie... potrzebujemy większej ilości wojowników...eh.. Poczułem jak ktoś mi kładzie rękę na ramieniu i spojrzałem ku górze.
- panie Bartolomeo, wygląda Pan na zmęczonego - wyszeptała Hana zaniepokojona.
Wyrosła na piękną kobietę, która już nie raz podnosiła mnie na duchu, czasami mam wrażenie, że jest silniejsza ode mnie. Zmarszczyłem lekko brwi, przypominając sobie o siostrze.
- niech pan idzie, jest pan myślami gdzie indziej.. - wyszeptała, a ja się lekko uśmiechnąłem
- dziękuję - wstałem i skierowałem się w miejsce, gdzie często przebywałem, do zbrojowni.
To prawda, ponownie nie potrafię się skupić na tym co najważniejsze, minęły 2 lata a ja nadal jestem jak dziecko. Przyłożyłem rękę do głowy, kiedy wchodziłem do pomieszczenia, do którego zmierzałem. Nie ważne co bym nie robił, nie potrafię przestać o tym myśleć. Jeśli spotkała ją śmierć...? Idiota.. puścić własną siostrę na pewną śmierć. Walnąłem z całej siły w ścianę i usłyszałem jak coś metalowego upadło na ziemię. Zobaczyłem jak na podłodze leżą strzały... Poniosłem jedną z nich dokładnie się przypatrując i zaciskając na niej pięść. Starszy brat.. zaśmiałem się sam do siebie... na pewno.. Poszedłem ponownie liczyć amunicje do broni, nawet nie wiem ile godzin minęło, gdy do pomieszczenia wpadła podekscytowana ale zarazem przerażona Gwen.
– Musisz ją zobaczyć! - Wykrzyknęła tak szybko, że nie byłem pewny czy dobrze usłyszałem.
– Co? "Ją"? O kogo chodzi... - Zdziwiłem się, może znowu zaatakowali jednego z nas i ktoś jest ranny? Z takimi sprawami zawsze kierowali się do mnie bo wzięli mnie podświadomie za nowego przywódcę.
- Wybacz, musisz po prostu pójść za mną - Machnęła ręką i wybiegła z pomieszczenia, chwilowo chciałem krzyknąć by zaczekała i mi wyjaśniła wszystko, ale jej mina mnie niepokoiła. Wybiegłem za nią. Nie poznawałem ponownie tej kobiety, co się stało? Zatrzymaliśmy się przed celą Sylvanas. Jakieś chol*rne żarty? o to chodzi? wwalili kogoś rannego do celi mojej siostry? przecież jest ich wystarczająco dużo. Początkowo chciałem ostro zareagować, ale emocje powiązane z przeszłością dały górę.
– to przecież cela Sylvanas... była - chciałem coś dopowiedzieć, jednak Gwen była pierwsza
– to tam zajrzyj... - przygotowałem się na widok jednego z naszych i z westchnięciem zrobiłem krok do przodu, moim oczom ukazała się prosta, kobieca figura. Postać miała długie blond włosy i twarz zaopatrzoną w ból. Nie miałem nawet sekundy zawahania, upadłem koło łóżka siostry wylewając łzy.
- przepraszam.. przepraszam to moja wina - złapałem ją za dłoń i zacisnąłem, nie chciałem jej nigdy więcej puścić
- to nie jest twoja wina, to był mój wybór.. ale wróciłam - wyszeptała ledwo
Dopiero teraz wyczułem, to że ma strasznie zimne dłonie a jej puls jest słaby.
- gdzie jest Hana?! - wrzasnąłem najprawdopodobniej budząc wszystkich - jest chora! szybko! - nie potrafiłem sobie wyobrazić w jakich warunkach musiała żyć skoro doprowadziła się do takiego stanu, to nie było zmęczenie w tych czasach grypa czy cokolwiek może być śmiertelne
- już po nią posłałam co sie dzieje? - zapytała zaniepokojona Gwen
- niech się spieszy! - wrzasnąłem i okryłem siostrę kolejnym kocem - ma słaby puls - powiedziałem zdenerwowany trzymając mocno dłoń siostry - nie mogę cie znowu stracić - wyszeptałem z łzami w oczach - trzymaj sie.. jesteś silna .. przeszłaś już tak wiele - patrzyłem na jej ledwo już poruszające się usta. Położyłem dłoń na jej głowie i zacząłem przeczesywać jej włosy - no gdzie ona jest?! - w tym momencie lekarka znalazła się w celi i jak było widać znała sytuacje i natychmiastowo przyłożyła dłonie do klatki piersiowej Sylvanas. Spod drobnych rączek Hany rozległ się zielony blask, który z każdą sekunda się nasilał. Zacisnąłem mocno zęby patrząc na ledwo przytomną siostrę.
-nie zasypiaj - szeptałem jej do ucha - nie zasypiaj
Teraz na prawdę odczułem ból tracenia siostry, było on niczym w porównaniu do tęsknoty przez te lata. Teraz widziałem to na własne oczy. chol*ra.. chol*ra.. muszę coś zrobić, nie mogę znowu jej zawieść. Przyłożyłem dłoń do jej skroni i próbowałem z całej siły wyciągnąć z niej chociaż cząstkę bólu. Starałem się by przerażenie całkowicie nade mna nie zapanowało i zacząłem stabilizować oddech. Wyczuliłem wszystkie zmysły, słyszałem nawet przyspieszone bicie serca Gwen, która z przerażeniem się przypatrywała. Po chwili zacząłem wyciągać z ciała siostry czarną substancję, która została wchłonięta do mojego ciała. Złapałem gwałtownie powietrze i upadłem. Mój organizm z dużą siła zwalczał to okropieństwo. I nie była to żadna choroba.. to coś nowego. Chol*ra.. patrzyłem na siostrę, której skóra była dalej blada, lecz już nie do takiego stopnia. Gdy moja moc roztrzaskała zakażenie na drobne cząsteczki z którymi powinien sobie już poradzić organizm, wstałem z uśmiechem patrząc w pusty sufit. Po policzkach popłynęły mi łzy i spojrzałem na Gwen.
- uratowałaś moją siostrę, dziękuję - wyszeptałem z szczerym uśmiechem wpuszczając z siebie cholernie szczęśliwy okrzyk, aż Hana, która nadal leczyła ciało mojej siostry zaśmiała się gromko.

< Gwen, Hana, Sylv? na razie nie umiem pisać XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz