poniedziałek, 27 czerwca 2016

Od Taigi C.D Siegraina

Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy mnie pocałował. Nigdy bym nie pomyślała, że tak zwane motylki w brzuchu mogą dopaść nawet mnie. Zawsze starałam się odtrącać wszelakie uczucia, być zimna jak ten przysłowiowy lód. Myślałam, że to najlepszy sposób, nie krzywdzić innych, ani siebie, nie angażować się, nie starać się. Spojrzałam na jego zadowoloną twarz, wystarczyło, że odpuściłam sobie wykłócanie się o to, żeby postawił mnie na nogi, żeby wywołać u niego uśmiech. Dla niego jednego nie mogę taka być, a nawet jak taka byłam to i tak potrafił obrócić mnie tak, że ta maska ze mnie wręcz spadała. Oczywiście, były osoby dla których byłam miła, a nawet otwarta, mój braciszek, Gwen i Sylv, którym wiele zawdzięczam.
- Żyjesz? - Palcem dźgnął mnie w brzuch, przyglądając mi się z uwagą
- Tak, tak. Zamyśliłam się- Pokazałam w jego stronę czubek języka
- Wiesz, to dziwne, że masz zamknięte usta - Zaśmiał się, na co przewróciłam oczami. Nagle jego wzrok jakby spoważniał, byłam zaskoczona, że stało się to w jednej chwili. Rozejrzał się dookoła, po czym wszedł do niewielkiego pomieszczenia, gdzie stało biurko i jakaś stara szafa, najpierw ostrożnie wszystko sprawdził, po czym ułożył mnie na biurku - Jak się czujesz? - Przyłożył swoją
https://d.gr-assets.com/hostedimages/1461662167ra/18892463.gifdłoń do mojego czoła
- Normalnie, co Ty robisz?
- Jesteś rozpalona
- To na pewno nic takiego, może jest mi trochę cieplej, ale to normalne po walce - Wzruszyłam ramionami, zaczynając machać nogami. Jednak po jego minie widać było, że tego nie kupił. Sama nie czułam się inaczej, może rzeczywiście było mi trochę gorąco, a w ustach zaczęła mi doskwierać susza, ale nic poza tym
- Musimy iść do Hany - Nawet nie słuchał moich słów, szybko podniósł mnie do poprzedniej pozycji, zdecydowanie przyspieszył kroku idąc w stronę grupy. W jednej chwili poczułam zawroty w głowię, trochę tak jakbym straciła kilka litrów krwi, podczas, gdy uleciało jej na prawdę niewielka ilość
- Sieg... Słabo mi - Wyszeptałam, czując jak moje powieki stają się coraz cięższe, jego głos zaczęłam słyszeć, jakby przez mgłę. Było to uspokajające, czułam się dobrze, gdy tak do mnie mówił, było mi dobrze, gdy powoli zamykałam oczy, aby zanurzyć się w bezkresnej czerni. Obudził mnie gorzki smak w ustach, otwierając oczy, zauważyłam kosmyk fioletowych włosów, twarz była rozmazana, a głosy nie do rozpoznania. Dopiero po kilku minutach byłam w stanie ogarnąć co się dzieje dookoła mnie. Pytającym wzrokiem spojrzałam na Hane, na krześle siedział Siegrain, ze wzrokiem wbitym w podłogę
- Co się stało? - Mruknęłam łapiąc się za głowę i starając sobie przypomnieć chociaż najmniejszy szczegół. Nikt nie chciał mi odpowiedzieć, wszyscy byli w milczeniu, jakby opłakiwali kogoś bliskiego, nic z tego nie mogłam zrozumieć - Powiecie mi do cho.lery co się tutaj odwala? - Teraz wręcz warknęłam
- Byłaś blisko zakażenia - Odezwała się w końcu Hana, która przygotowała kolejny obkład
- Blisko... To znaczy? - Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc jej słowa i to czym oni wszyscy się tak przejmują, blisko to nie oznacza, że zostałam zakażona czyż nie?
- Blisko Twojej rany była krew zombie, na szczęście nie dostała się do otwartej rany - Wyjaśniła
- No to nie ma się czym przejmować, ale skąd złe samopoczucie i gorączka?
- Miałaś kawałek metalu w nodze, niewielki, ale on przyczyniał się do ciągłego krwotoku - Siegrain spojrzał na mnie wciąż zdenerwowany.
- Ja pójdę po wodę, na razie tutaj zostań, muszę sprawdzić czy nic nie zostało i czy rana będzie się goić sama - Kobieta szybko wyszła z celi, jakby nie chciała słyszeć naszej rozmowy
- Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo się denerwujesz, przecież nic się nie stało, kawałek metalu, no każdemu może się to zdarzyć - Usiadłam przyglądając mu się
- Ale krew obok rany otwartej, która może Cię zmienić już nie zdarza się często - Wręcz karcił mnie swoim wzrokiem, jednak nie zamierzałam dawać za wygraną
- Jesteśmy we więzieniu, jest apokalipsa zombie, takie rzeczy na prawdę się zdarzają, nic mi nie jest, tak?
- Nie rozumiesz, że nie mogę Cię stracić?! - Wstał z krzesła z taką siłą, że krzesełko z hukiem uderzyło o szarą podłogę - Nie rozumiesz, że się cholernie martwię? - Wypuścił z płuc powietrze i przykucnął bliżej mnie, ponownie patrząc w zupełnie przeciwnym kierunku
- Nie powinnam - Przyznałam cicho, sama skupiając swój wzrok na wejściu - Nie powinnam biec tam nie znając terenu, to mój błąd przyznaję...
- Ja nie proszę o wiele, chce tylko żebyś bardziej uważała, mniej się na nich rzucała. Nie chce widzieć jak umierasz jasne? Czasami wręcz pchasz się w objęcia śmierci - Pokręcił głową
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć, uwierz nie tylko zombie próbowały - Położyłam mu rękę na głowie. Delikatnie pogładziłam go po jego włosach uśmiechając się przy tym. W tej chwili przypomniałam sobie o jeden z ważniejszych spraw, o których miałam z nim porozmawiać, a które przerwał niespodziewany wypadek. Teraz tak o tym myśląc to pomimo iż miałam metal w nodze to nic nie czułam, bardziej bolały mnie plecy niż ta rozcięta noga. - A teraz musimy pogadać o czymś bardziej poważnym. Wciąż masz koszmary nocne, co Ci się śni? Ciągle ten doktor? Wiem, że minęły dwa lata, ale pewnie dalej tam jest, my mamy nowe umiejętności, może tym razem uda nam się dostać do tego jego dziennika o którym mówiłeś, pozbędziesz się tego co Cię tak dręczy w nocy

Siegrain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz