Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy mnie pocałował. Nigdy bym nie
pomyślała, że tak zwane motylki w brzuchu mogą dopaść nawet mnie. Zawsze
starałam się odtrącać wszelakie uczucia, być zimna jak ten przysłowiowy
lód. Myślałam, że to najlepszy sposób, nie krzywdzić innych, ani
siebie, nie angażować się, nie starać się. Spojrzałam na jego zadowoloną
twarz, wystarczyło, że odpuściłam sobie wykłócanie się o to, żeby
postawił mnie na nogi, żeby wywołać u niego uśmiech. Dla niego jednego
nie mogę taka być, a nawet jak taka byłam to i tak potrafił obrócić mnie
tak, że ta maska ze mnie wręcz spadała. Oczywiście, były osoby dla
których byłam miła, a nawet otwarta, mój braciszek, Gwen i Sylv, którym
wiele zawdzięczam.
- Żyjesz? - Palcem dźgnął mnie w brzuch, przyglądając mi się z uwagą
- Tak, tak. Zamyśliłam się- Pokazałam w jego stronę czubek języka
- Wiesz, to dziwne, że masz zamknięte usta - Zaśmiał się, na co
przewróciłam oczami. Nagle jego wzrok jakby spoważniał, byłam
zaskoczona, że stało się to w jednej chwili. Rozejrzał się dookoła, po
czym wszedł do niewielkiego pomieszczenia, gdzie stało biurko i jakaś
stara szafa, najpierw ostrożnie wszystko sprawdził, po czym ułożył mnie
na biurku - Jak się czujesz? - Przyłożył swoją
dłoń do mojego czoła
- Normalnie, co Ty robisz?
- Jesteś rozpalona
- To na pewno nic takiego, może jest mi trochę cieplej, ale to normalne
po walce - Wzruszyłam ramionami, zaczynając machać nogami. Jednak po
jego minie widać było, że tego nie kupił. Sama nie czułam się inaczej,
może rzeczywiście było mi trochę gorąco, a w ustach zaczęła mi
doskwierać susza, ale nic poza tym
- Musimy iść do Hany - Nawet nie słuchał moich słów, szybko podniósł
mnie do poprzedniej pozycji, zdecydowanie przyspieszył kroku idąc w
stronę grupy. W jednej chwili poczułam zawroty w głowię, trochę tak
jakbym straciła kilka litrów krwi, podczas, gdy uleciało jej na prawdę
niewielka ilość
- Sieg... Słabo mi - Wyszeptałam, czując jak moje powieki stają się
coraz cięższe, jego głos zaczęłam słyszeć, jakby przez mgłę. Było to
uspokajające, czułam się dobrze, gdy tak do mnie mówił, było mi dobrze,
gdy powoli zamykałam oczy, aby zanurzyć się w bezkresnej czerni. Obudził
mnie gorzki smak w ustach, otwierając oczy, zauważyłam kosmyk
fioletowych włosów, twarz była rozmazana, a głosy nie do rozpoznania.
Dopiero po kilku minutach byłam w stanie ogarnąć co się dzieje dookoła
mnie. Pytającym wzrokiem spojrzałam na Hane, na krześle siedział
Siegrain, ze wzrokiem wbitym w podłogę
- Co się stało? - Mruknęłam łapiąc się za głowę i starając sobie
przypomnieć chociaż najmniejszy szczegół. Nikt nie chciał mi
odpowiedzieć, wszyscy byli w milczeniu, jakby opłakiwali kogoś
bliskiego, nic z tego nie mogłam zrozumieć - Powiecie mi do cho.lery co
się tutaj odwala? - Teraz wręcz warknęłam
- Byłaś blisko zakażenia - Odezwała się w końcu Hana, która przygotowała kolejny obkład
- Blisko... To znaczy? - Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc jej
słowa i to czym oni wszyscy się tak przejmują, blisko to nie oznacza, że
zostałam zakażona czyż nie?
- Blisko Twojej rany była krew zombie, na szczęście nie dostała się do otwartej rany - Wyjaśniła
- No to nie ma się czym przejmować, ale skąd złe samopoczucie i gorączka?
- Miałaś kawałek metalu w nodze, niewielki, ale on przyczyniał się do
ciągłego krwotoku - Siegrain spojrzał na mnie wciąż zdenerwowany.
- Ja pójdę po wodę, na razie tutaj zostań, muszę sprawdzić czy nic nie
zostało i czy rana będzie się goić sama - Kobieta szybko wyszła z celi,
jakby nie chciała słyszeć naszej rozmowy
- Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo się denerwujesz, przecież nic się
nie stało, kawałek metalu, no każdemu może się to zdarzyć - Usiadłam
przyglądając mu się
- Ale krew obok rany otwartej, która może Cię zmienić już nie zdarza się
często - Wręcz karcił mnie swoim wzrokiem, jednak nie zamierzałam dawać
za wygraną
- Jesteśmy we więzieniu, jest apokalipsa zombie, takie rzeczy na prawdę się zdarzają, nic mi nie jest, tak?
- Nie rozumiesz, że nie mogę Cię stracić?! - Wstał z krzesła z taką
siłą, że krzesełko z hukiem uderzyło o szarą podłogę - Nie rozumiesz, że
się cholernie martwię? - Wypuścił z płuc powietrze i przykucnął bliżej
mnie, ponownie patrząc w zupełnie przeciwnym kierunku
- Nie powinnam - Przyznałam cicho, sama skupiając swój wzrok na wejściu -
Nie powinnam biec tam nie znając terenu, to mój błąd przyznaję...
- Ja nie proszę o wiele, chce tylko żebyś bardziej uważała, mniej się na
nich rzucała. Nie chce widzieć jak umierasz jasne? Czasami wręcz pchasz
się w objęcia śmierci - Pokręcił głową
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć, uwierz nie tylko zombie próbowały -
Położyłam mu rękę na głowie. Delikatnie pogładziłam go po jego włosach
uśmiechając się przy tym. W tej chwili przypomniałam sobie o jeden z
ważniejszych spraw, o których miałam z nim porozmawiać, a które przerwał
niespodziewany wypadek. Teraz tak o tym myśląc to pomimo iż miałam
metal w nodze to nic nie czułam, bardziej bolały mnie plecy niż ta
rozcięta noga. - A teraz musimy pogadać o czymś bardziej poważnym. Wciąż
masz koszmary nocne, co Ci się śni? Ciągle ten doktor? Wiem, że minęły
dwa lata, ale pewnie dalej tam jest, my mamy nowe umiejętności, może tym
razem uda nam się dostać do tego jego dziennika o którym mówiłeś,
pozbędziesz się tego co Cię tak dręczy w nocy
Siegrain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz