2:0 dla niej... Poważnie traciłem punkty, dając się tak łatwo zwieść tym głębokim oczom. Z jednej strony to całkiem dobrze, bo nawiązywałem z nią JAKIŚ kontakt, a z drugiej źle, bo... no, bo źle. Tymczasem kolejny raz przyglądałem się temu, jak kobieta przysłowiowo "miesza mnie z błotem". Normalnie bym się obraził, ale wcale nie przeszkadzały mi te szerokie rumieńce, które miała gdy wychodziła z pomieszczenia. W związku z tym, iż zostałem sam, wszedłem pod zimny prysznic. Woda spływająca z góry delikatnie odmywała moje spocone włosy i głowę, a każda bliźniacza kropelka zanim upadła na wilgotne kafelki, zwiedziła całą długość mojego ciała. Gdy uznałem, że jestem czysty i pachniutki, zakręciłem kurek. Oczywiście dręczyła mnie myśl o tym, iż muszę się ubrać. Oh, chętnie bym tak jeszcze pochodził. Wbiłem się w ciężkie, ciemne spodnie i na umięśnioną klatkę piersiową nałożyłem prostą koszulkę bez rękawów. W jednej chwili na myśl przyszła mi ucieczka. Jestem sam, więc czemu miałbym nie skorzystać z okazji i nie poszukać jakiegoś wyjścia? Chociaż szanse, że jest ono akurat w łazience są bardzo znikome. Nic do stracenia, powiem, że musiałem więcej czasu spędzić nad pielęgnacją mojego ciała. Rozejrzałam się wokoło: nic, tylko kafelki pokryte wilgocią. No w tym pieprzonym więzieniu nawet wentylacji nie ma... Sądząc, że i tak się stąd nie wymknę, powoli wracałem do punktu wyjściowego. Uchyliwszy bezgłośnie drzwi, przeczesałem dłonią mokre, ciemne włosy i wtedy dostrzegłem klęczącą Sylvanas. Na początku ledwo zauważyłem, że głaszcze ona kota. Kota... ale za to jakiego. Brzydkie, wychudzone zwierze przyprawiło mnie o ciarki, normalnie pomyliłbym go z zombie. Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, że ona go po prostu głaskała i to zupełnie tak, jak każdego innego, puchatego kota. Czyżby nie zwróciła uwagi na jego wygląd? Hm, interesujące. A gdyby tak... nie... nikt nigdy nie traktował mnie aż tak poważnie... i co najważniejsze: nikt nigdy nie próbował polubić mnie takim, jakim jestem. Natychmiast otrząsnąłem się z rozmyśleń i nie dałem po sobie poznać tego, że myślałem o podobnych rzeczach. To był absurd, nawet jak na mnie. Postanowiłem po prostu zachować to dla siebie, przynajmniej na razie.
– O ja wale, jaki brzydki kot... – syknąłem z uśmieszkiem, natychmiast przeganiając zwierzaka. Jak widać, ponownie przybrałem postawę tego samego, niewzruszonego faceta, który mimo wszystko próbuje przetrwać ogromną burzę emocji wewnątrz umysłu.
– Idiota... – odpowiedziała, wstając i otrzepując kolana z niewidzialnego kurzu.
– I co? Teraz z powrotem mnie zamkniesz? – o dziwo powiedziałem to z krztą przyzwoitości.
– Nie – odparła krótko, a ja podniosłem zastanawiająco brew. Hm... co moglibyśmy jeszcze robić? – Zobaczymy, jakimi umiejętnościami dysponujesz.
– Naprawdę chcesz być ze mną sam na sam? – zaśmiałem się, jednak odpowiedzi nie spotkałem.
Jak pies podążałem za dziewczyną, która nie wiem dokąd mnie prowadziła. Korytarze niosące nas w dalsze zakamarki sektora wydawały się być bezkresne. Towarzysząca nam cisza pochłaniała mnie od środka. Wtedy pomyślałem sobie, że wcale nie musiała iść ze mną do tego mokrego pomieszczenia służącego za automatyczny prysznic i jeszcze kazać mi się rozbierać akurat przez nią... Nieźle trzyma formę, ale sama się kiedyś złamie. Skrywa w sobie wiele tajemnic, też nie wiadomo o co jej zazwyczaj chodzi. Owszem, każde kobiety takie są, ale Sylvanas jest niewątpliwie inna, szczególnie mówię tu o sytuacji z kotem. Taaak, chętnie poczułbym ją od środka... Toć to idealny sposób na poznanie drugiej osoby~
Zatrzymaliśmy się w dużym i wysokim pomieszczeniu. Na poobrywanych ścianach widniały zadrapania i różnego kształtu plamy krwi. Wokół gdzieniegdzie stały kamienne bloki. To było coś w rodzaju... areny? Spojrzałem w dół: stałem pod garstką zużytych naboi. Przewróciłem wzrok na niewzruszoną kobietę.
– Co to za miejsce? – zapytałem, rozglądając się.
– Tu sprawdzamy umiejętności nowych – wytłumaczyła.
– Och, myślałem, że jestem wyjątkowy – udałem niezadowolenie, lecz po chwili wybuchłem niedługim śmiechem.
Jak się tego spodziewałem, kobieta bezradnie pokręciła głową i nagle wyparował ze mnie cały entuzjazm. Zrobiłem parę obrotów wokół własnej osi, po czym na czas złapałem pałkę, którą we mnie rzuciła. Naprawdę mam tym walczyć? Jakimś kijem z gwoździami?
– No dalej – ustawiła się na przeciwko mnie, przyjmując postawę gotową do walki. Zamiast takiej żałosnej broni jak moja, miała własne pięści. Udało mi się zauważyć jej drżące kąciki ust.
– Serio? Ja nie biję ko... – nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, Sylvanas zwinnie przemieściła się i obdarowała mnie siarczystym ciosem z nogi w brzuch. Syknąłem z bólu i zgiąłem się w pół. Moja mina wyrażała głębokie zdziwienie, które po chwili przekształciło się w cwany, wyczekujący uśmiech. A więc tak chce się bawić... Teraz już całkiem przygotowany, odebrałem jej cios, przy okazji mierząc się z nią spojrzeniami. Mogłem tylko powiedzieć, że moja mina wystarczająco ją rozpraszała. Oczywiście nie walczyłem pałką, sam użyłem swoich pięści; w pewnym momencie chwyciłem kobietę za rękę, przekręcając tak, by uniemożliwić ruch. Jej plecy niemal stykały się z moją klatką piersiową, a ja mogłem poczuć woń jej blond włosów i jakże niespokojny, zmęczony oddech. No, no, takie lekcje to ja mogę mieć...
Ni stąd ni zowąd, ktoś zaklaskał i bynajmniej nie była to moja 'trenerka'.
< Sylvciu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz