— Zachowałaś się naprawdę nieodpowiedzialnie. Trzeba było mówić, że nie
czujesz się na siłach, przecież mogłem objąć pierwszą wartę. — Wciąż
mocno trzymałem Shurę, mimo że strasznie się wierciła.
— Myślałam, że dam radę. Przepraszam, naprawdę nie chciałam, żeby tak to się skończyło.
— Ja też nie chciałem... — Chwilę jeszcze na nią patrzyłem, byłem
troszku zdenerwowany. Rozluźniłem uścisk, po czym jedną dłonią zjechałem
w dół po jej ręce, łapiąc za nadgarstek, drugą zacząłem ją głaskać po
głowie. Uśmiechnąłem się do niej. — Całe szczęście, że nic ci nie jest.
Spojrzała na mnie nieco z wyrzutami. Miejsca, w których ją trzymałem,
przybrały czerwonego koloru, a po jej nogach jeszcze kapały resztki
dziwnej mazi. Została naznaczona przez małego potworka, dobrze, że
szybkością to on nie grzeszy. Inaczej mógłbym już mieć siostrzyczkę bez
policzka. Wyglądałaby... paskudnie. Teraz to nic wyjątkowego chodzić bez
policzka, ręki, nogi, nosa, ucha, oka czy z odsłoniętymi
wnętrznościami, kośćmi czy mózgiem. Teraz większość istot tak się
'wozi'. Nagle coś uderzyło o drzwi, powtórka z rozrywki z wcześniej?
Staliśmy chwilę w ciszy, słyszeliśmy ciche powarkiwanie z zewnątrz
pomieszczenia. Coś, co tam stało, poskrobało po drzwiach, następnie
powolnymi krokami ruszyło dalej. Najpewniej zwodzone jakimś światłem czy
dźwiękiem, niektórzy wciąż są nieostrożni.
— Przez chwilę myślałam, że będzie próbował się dostać do nas — szepnęła do mnie siostrzyczka.
— Nie zdziwiłbym się, gdyby tak się stało.
Wyciągnąłem ręce do góry, po czym postanowiłem dokładniej przyjrzeć się
temu miejscu. Shura wcześniej musiała sprawdzać to miejsce. Jednak skoro
zasnęła, mogła coś przeoczyć. Tłumaczyłoby to również pojawienie się
psycho. Skądś musiał przypełznąć, choć istnieje możliwość, że był tu już
dawniej. Nogą zacząłem szturchać jakieś pudło na ziemi. Przesunąłem je
nieco dalej, ale nie zauważyłem tam niczego poza rozkładającym się
szczurem.
— Nic tutaj nie znalazłaś? — odwróciłem się do niej. Ta jedynie podrapała się po głowie, przy czym kręciła nią przecząco.
Po jakimś czasie stwierdziłem, że wcześniej już byli tutaj jacyś ludzie.
To miejsce zostało już przez nich przetrząśnięte, nic pożytecznego tu
nie ma, wszystko zabrali. Westchnąłem i wróciłem do Shury, która szukała
czegoś w torbie. Wyciągnęła butelkę wody, gdyby się tak zastanowić,
wcale nie jest tak źle. Zmęczenie da się ścierpieć, a pożywienia na
razie starcza. Siostrzyczka zapytała, czy również chcę się napić.
Uśmiechnąłem się i odmówiłem, następnie zaproponowałem jej, by ta się
zdrzemnęła. Wielce urażona stwierdziła, że na razie nie potrzebuje snu i
to ja powinienem położyć się spać. To było to przewidzenia z jej
strony, gdyby zareagowała inaczej, pomyślałbym, że ktoś zamienił się
miejscami z moją kochaną Shuruś. Chwilę jeszcze prosiłem ją, by
należycie odpoczęła. Wiedziałem, że nie ustąpi, ale nie potrafiłem
zaprzestać. Musiała być naprawdę mocno zmęczona, skoro wcześniej
straciła czujność. Pokołysałem się na lewo i na prawo, a następnie głową
oparłem się Shurę. Zdziwiła się, ale następnie poczułem, jak zaczyna
głaskać mnie po głowie.
— Co się stało? — zapytała z troską w głosie.
— Lubię, kiedy tak robisz...
— Wiem — powiedziała wesoło, po czym cicho się zaśmiała.
— To lepsze niż sen, o wiele lepsze.
Cieszyłem się, że choć czasem możemy sobie w spokoju posiedzieć.
Wiedziałem jednak, że takie sytuacje zdarzają się coraz to rzadziej i
zazwyczaj są kończone w naprawdę niemiły sposób. Martwię się, że za
jakiś czas nam się nie uda i zostaniemy pokonani przez te wszystkie
paskudztwa. Istnieje jeszcze możliwość, że brak żywności nas wykończy
lub wpadniemy w ręce niezbyt przyjemnych typów... Ta epidemia nie będzie
miała końca, prawda? Nawet jeśli, to wątpię, by udało nam się do tego
dożyć.
— Myślę, że to niesprawiedliwe. — Od razu podniosłem wzrok tak, by móc
spojrzeć w oczy kobiety. Ta po chwili przestała mnie głaskać i dalej
zaczęła czegoś szukać w torbie. Powoli docierało do mnie, o czym ona
mówiła.
— Daj sobie z tym spokój — wyprostowałem się, a następnie plecami oparłem się o ścianę.
— Też bym chciała się zrelaksować, ale ni ma jak! — krzyczała, ale to nie było głośne, więc nie musiałem jej uciszać.
— Dawno nie czułaś tego smaku, ale czy to powód, by być obrażoną na cały świat?
— Gdybyś nie robił z tego, tak wielkiej sprawy, darowałabym ci to,
ale... Wylałeś mój cały zapas, a ja się tak trudziłam, by to zebrać.
Z jej ust padła niemiła wiązanka, ale dobrze wiedziałem, że tak naprawdę
o mnie nie myśli. Próbowała w jakiś sposób poprawić atmosferę, a każda
jej taka próba kończyła się powodzeniem.
— Jak znajdziemy puszki, butelki o podobnych zawartościach, nie będę cię powstrzymywał. Słowo braciszka.
Uśmiechnęła się chytrze, a następnie zaprzestała drążyć ten temat.
Przeszła na coś o wiele milszego, ciepła woda i mydełko. Marzenia
większości ocalałych. Z każdą chwilą przesiąkamy zapachem zmarłych,
przez co bycie w towarzystwie bywa coraz to mniej przyjemne. Zresztą
niektórych ubrudzeń nie da się po prostu usunąć. Niekiedy nieźle trzeba
się nad tym natrudzić.
— Dasz radę użyć mocy? — zapytałem.
— Myślę, że nie jestem na tyle zmęczona, by jej nie używać. Dlaczego pytasz?
— Może przebilibyśmy się do pomieszczenia na tyle bezpiecznego, by
zostać tam na nieco dłużej? Moja moc to nic innego jak tworzenie, moje
uderzenia nie pozwolą na szybkie rozprawienie się ze sztywnymi. Z tego,
co zaobserwowałem, czasami jesteś zdolna powalić na ziemie kilku z nich
na ziemię i nie zajmuje ci to zbyt wiele czasu.
— Czyli o to ci chodzi. Odbicie tamtego miejsca jest zbyt ryzykowne,
poza tym nie przyniesie nam zbyt wielu korzyści. — Nie wiedziałem, jak o
tym myśli. Odwróciła ode mnie wzrok i przez chwilę myślała w ciszy.
Byłem jednak pewny, że zaraz będzie kontynuować to, co zaczęła. — Nie
wyrażam na to zgody. Nawet jeśli pozbędę się ich w szybkim czasie,
przyjdzie ich więcej. Dobrze wiesz, że mamy małe szanse. Wystawimy się
na pewną śmierć.
— Martwisz się o to? Tak naprawdę przyjmujesz najgorszą możliwość, nie pomyślałabyś co, by było, gdyby się nam udało.
— Byłoby nam lżej? Dobrze wiesz, że tam może być już zupełnie inna sytuacja, niż ostatnio. Zrozum, że chcę jak najlepiej.
— Rozumiem. Tak czy siak, będziemy musieli ruszyć dalej. Myślę, że ten
brud na twoich nogach może być z lekka wkurzający. — Nie odezwała się
więcej, jedynie spojrzała na mnie. — Przepraszam... Nie chciałem. —
Poważny wyraz twarzy, który jej do tej pory towarzyszył, zmienił się
nieco na łagodniejszy. Była świadoma, że również chciałem dobrze.
Dotarło jednak do mnie, że gdybyśmy tam poszli i próbowali zawrócić,
bylibyśmy już na przegranej pozycji od samego początku. Nie opuściliśmy
tamtego miejsca bez powodu, zapomniałem o tym. Gdybyśmy przystąpili do
ataku na tamtą grupę, znaleźliby się tacy, którzy chcieliby wykorzystać
sytuację i nasłaliby na nas więcej potworów, tym samym poświęcając nasze
życia. Kiedy tak o tym pomyślałem, naprawdę zrobiło mi się przykro.
— Chyba zmęczenie naprawdę zaczyna mnie dręczyć, skoro coś takiego
przyszło mi do głowy, aczkolwiek może to mieć związek z desperacją.
Powoli zaczyna mnie to przerastać. Brak porządnego posiłku czy
odpoczynku... Marzy mi się ciepła kąpiel i kawałek dobrego mięska.
Czasami zastanawiam się, co się stało z naszymi poprzednimi braciszkami i
siostrzyczkami. Myślę, że dobrze by było, gdyby już nie żyli.
<Shuruś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz