Słyszałem natarczliwe krzyki, lecz tam wskazali mi drogę, więc tam podążam. Kiedy stanąłem niedaleko celi dostrzegłem wymieniające się zdaniami dwie kobiety. Jedna, mówiła spokojnie, ale stanowczo.. przywódczyni, a druga była zdenerwowana i krzycząca Gwen. Nawet jej przepełniony gniewem i smutkiem głos, smarował moje serce niczym balsam. Był ze mną mój przyjaciel, który wiedział co ma robić.
- Czas leci! Nie mam zamiaru kłócić się z Tobą kolejnej godziny! Idę i mnie nie zatrzymasz - Wtedy białowłosa się odwróciła zamierając w bezruchu. Widząc na niej przylegający i zrobiony z dobrego materiału strój zrozumiałem, że chciała ruszyć mi na pomoc. Chciałbym ją przywitać z uśmiechem i czułem pocałunkiem, lecz nie mogę tego zrobić, nie będąc czymś czym jestem. W dodatku nie mógłbym przemalować jej pięknych białych włosów na szkarłat. Zacisnąłem poplamione krwią pięści.
- Przywódczyni.. - Zacząłem i dostrzegłem jak panienka Gwen ruszyła prędko w moim kierunku z łzami w oczach, jednak Isaac ją powstrzymał.
- Nie możesz - Wyszeptał, na co spuściłem lekko głowę. Kobieta niestety na razie nie wie jak bardzo te słowa są ważne. W tej chwili mogę skrzywdzić każdego.
- Puszczaj mnie! co ty wygadujesz! - Warknęła, szamotając się.
- On ma rację - Powiedziałem patrząc prosto w jej zapłakane oczy, na co ścisnęło mnie w sercu. Gwen umilkła jedynie wpatrując się we mnie z uczuciem bólu wypisanym na twarzy. Nie patrz tak na mnie... proszę...
- O co chodzi? - Podeszła w naszym kierunku Sylvanas, na której mimice rysowało się niezrozumienie, ale także gotowość do działania.
- Proszę mnie zamknąć w pomieszczeniu, gdzie nikt się nie dostanie co najmniej na 24 godziny... - Wyszeptałem, upewniając się, że nikogo nie ma.
- Rozumiem... - Nie zapytała o powód, po prostu postanowiła zrobić to o co prosiłem, myślała trzeźwo. W dodatku była inteligentna. najprawdopodobniej już wiedziała o co chodzi.
- Co...? nie! - Zaprzeczyła panienka. Była wystraszona, nic nie rozumiała. Kierowały nią emocje, wiedziałem, że jak ochłonie będzie dobrze wiedziała, czemu to zrobiłem.
- Zrozum, że on robi to dla naszego dobra.. dla twojego - Isaac zacisnął ręce jeszcze mocniej na jej ramionach, chciałem zareagować coś w stylu, że na pewno to ją boli. Ale.. stałem w miejscu z wbitym w ziemię wzrokiem. Po chwili ruszyłem za przywódczynią, nie rozumiejąc nawet co ten piękny głos do mnie mówi. Z głośnym hukiem otworzyły się wielkie metalowe drzwi, ukazując pomieszczenie w którym ukazywało się jedynie męczeństwo. Zmarszczyłem brwi, "dla dobra grupy" powtórzyłem w głowie. Z zawahaniem wszedłem do środka, a podmuch zamykanych drzwi pchnął mnie do przodu. Czułem przerażenie szukając wzrokiem jakiejś obecności w tym pomieszczeniu. Chociaż nie było to tak straszne i niszczycielskie jak widok smutku na twarzy panienki Gwen. Wymacałem miękką ścianę i usiadłem opierając się o nią. Musiałem ją zranić swoim zachowaniem. Cholerna moc otworzyłem oczy patrząc przed siebie. Chciałbym dostrzec moje splamione krwią ręce, ile one krzywdy mogą jeszcze wyrządzić? Bałem się nawet dotykać własnego ciała w obawie, że coś sobie zrobię. Nie byłem nawet pewny czy któryś z nich mnie ugryzł, czy też zadrapał. Nie wiedziałem nawet z jaką mocą zaciskam szczęki. Samotność i przytłaczająca ciemność uświadamiała mi jak bardzo chciałbym się spotkać z osobą, którą kocham. Miałem wrażenie, że obserwuje mnie kilkanaście par oczu. Wbijając we mnie wręcz swój metaliczny i zimny wzrok, jakby chciały odebrać mi duszę. Mimo dość silnego zmęczenia nie mogłem zasnąć, chociażby przez to dziwne uczucie i smród zasychającej na mym ciele krwi zmieszanej z potem. Na duchu mimo zaistniałej sytuacji podnosiła mnie świadomość, że horda wraz z tamtymi ludźmi skierowała się w innym kierunku. Mimo, że chciałem to nie potrafiłem dłużej o tym rozmyślać. W głowie cały czas pojawiała się rozpaczliwa twarz Gwen. Chciałem przypomnieć sobie jej uśmiech, szczęście, ale nie potrafiłem, jakbym po prostu stracił te wspomnienia. Nagle coś mnie oślepiło i odebrało wzrok na parę dłuższych sekund. Nim zdołałem wstać i zrozumieć co się dzieje coś mnie pchnęło do tyłu. Odzyskawszy równowagę i trzeźwość myślenia dostrzegłem wtuloną we mnie panienkę Gwen, od której wydostawały się ciche szlochy.
- Tak się bałam.. - Wydusiła, chciałem ją przytulić z całej siły, lecz nie byłem nadal pewny, czy moje ręce nie zrobią nikomu krzywdy. Pocałowałem kobietę jedynie lekko w czubek głowy. Mimo, że nie czułem wiedziałem, że te włosy muszą pachnieć jak tysiąc róż.
- Ubrudzisz się - Stwierdziłem stojąc nie ruchomo, nawet jakbym chciał nie miałem jak osunąć od siebie kobiety. Dostrzegłem przywódczyni, która stała z bronią na wierzchu. Też się obawiała, że mogę się zmienić lub skrzywdzić ją swoją mocą. Lecz nie dostrzegłem nawet zamiaru by odsunęła ode mnie panienkę Gwen.
- A kogo to obchodzi? - Wydukała, na co lekko się uśmiechnąłem i postanowiłem zostać tak jeszcze chwilę. Miałem wrażenie, że to naprawdę miłe uczucie.
Kiedy kobieta pozwoliła mi wyjść z tego pomieszczenia skierowałem się pod prysznic, co prawda wraz z piękną białowłosą, którą pobrudziłem krwią, jednak starałem się nie myśleć o dziwnych rzeczach. Nawet na to byłem zbyt zmęczony. Kiedy znaleźliśmy się w środku, panienka Gwen powiedziała bym się odwrócił i rozkazała bym nie podglądał. Wiedziałem już że mam nie lada wypieki na twarzy. Sam zabrałem się za zdejmowanie z siebie odzieży którą pozostawiłem w koszu, który był przeznaczony dla rzeczy do prania. Oczywiście przedtem myśląc o tym czy po prostu nie poczekać na swoją kolej? Kiedy usłyszałem, że kobieta odkręciła wodę, zrobiłem to samo. Nie czułem nic... widziałem jedynie znikającą czerwień w odpływie. Ich krew nawet nie jest szkarłatna... jest splugawiona... ohydna. Zrobiło mi się żal, że kobieta musiała przeze mnie posiąść ją na swoim ciele. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak szybko minęły te 24h. A może trzymali mnie tam krócej? Nie możliwe, przywódczyni by się na to nie zgodziła. Zacząłem się szorować by zdrapać, zaschniętą krew. Przez przypadek ujrzałem kątem oka panienkę Gwen. Niestety jak głupi postanowiłem dłużej się przyjrzeć, miała piękną aksamitną skórę, która rozkoszowała się ciepłymi kroplami wody. Oraz piękne, jędrne kształty. Ale coś co najbardziej przykuło moją uwagę to drobny uśmiech skrywający się za jej ramieniem. Kiedy uświadomiłem sobie, że kobieta może w każdym momencie spojrzeć w moim kierunku odwróciłem wzrok upewniając się, czy zmyłem z ciała całą krew. Złapałem za wiszący obok ręcznik i owinąłem go dokoła tali. Unikając wzrokiem miejsce gdzie brała prysznic panienka Gwen skierowałem się do drzwi wychodząc, przy okazji informując, że idę się ubrać. Po drodze nie zastałem nikogo, niestety także nie miałem ubrać na zmianę, więc założyłem coś od Isaaca. Mimo wszystko miał dość bogatą garderobę. Zabrało to trochę czasu zanim znalazłem coś co by całkiem dobrze na mnie leżało i wyszło na to, że wyglądam prawie jak jego brat bliźniak. Kiedy wyszedłem z jego celi dostrzegłem już ubraną i czystą Gwen, która niosła coś ciepłego.
- To dla Ciebie - Podała mi kubek - Ale uważaj gorące - Uśmiechnęła się
- Chciałem przeprosić za... - Nie udało mi się dokończyć
- Spokojnie rozumiem, że zrobiłeś to dla mojego dobra - Odwróciła się zgrabnie na pięcie i ruszyła ku głównemu holowi
- Ale mimo wszystko, przepraszam - Powiedziałem patrząc się w kubek wypełniony przyjemnie wyglądającą cieczą
- Prawda... bałam się i tęskniłam... - Wydukała siadając przy stole zaraz niedaleko wyjścia - Ale wierzyłam w ciebie - Dotknęła dłonią ust - Mimo obaw, że mógł to być pożegnalny pocałunek, dzięki tobie przestały mnie męczyć koszmary... przez nie, nie mogłam nic zrobić, na prawdę mnie uratowałeś... rzeczy które przez nie się pojawiały były koszmarne... - Przez to wyznanie poczułem podskok ekscytacji i palnąłem coś głupiego
- Prześpij się ze mną! To znaczy.. trenuj ze mną! - nagle coś uderzyło mnie w głowę
- To ja tu po sektorach pełnych zombii się szwendam by Ci coś do żarcia przywieść, a ty Gwen do łóżka chcesz zaciągnąć? - Warknął Isaac
- Czemu mi nic nie powiedziałaś? - Nagle za jego pleców wyłoniła się Sylvanas
- Nie chciałam cie więcej martwić, pamiętasz byłaś dość wyczerpana! - Wstała białowłosa
- To cie nie usprawiedliwia! W tedy wychodziłaś normalnie za bramę mogło Ci się coś stać! - Pierwszy raz usłyszałem by kobieta tak podniosła głos
- Ona nie chciała cie martwić - Powtórzyłem słowa panienki Gwen wstając i mierząc się wzrokiem z rozwcieczoną przywódczynią
- Nie wtrącaj się - Odparła podchodząc w moim kierunku
- Byłaś prawie na łożu śmierci, powinnaś zrozumieć jej działania.. ty jej najlepsza przyjaciółka! - Krzyknąłem, stając przed nią jak do pojedynku i sam pokazałem swoją rozwścieczoną twarz, której nawet sam Isaac od wielu lat nie widział.
< Gwen/Isaac?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz