Sama nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam prosząc go o ściągnięcie rękawiczek... Stres i strach wymalowany na jego twarzy, ukuł mnie w serce. Nie powinnam tego robić... A jednak, wcale nie czułam się źle, gdy delikatnie dotknął dłońmi mojej szyi, po czym wpił się namiętnie w usta... Wręcz przeciwnie, czułam się bezpiecznie i wewnątrz narastało we mnie niezapomniane uczucie spełnienia. Wybiegłam, bo nie wiedziałam co zrobić... on uronił łzy, co mogłam sobie pomyśleć? Tak naprawdę już metr po wyjściu z celi się o to karciłam. Chciałam wrócić do niego, przytulić, lecz... Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa i za żadne skarby nie chciały zawrócić, mimo że serce podpowiadało inaczej. Nie byłam zraniona jego zaskakującym czynem, ale bolało mnie uczucie, że nie ma go w tej chwili przy mnie. Dlaczego to sprawia, że nie mogę myśleć o niczym innym...? W jednej chwili dotknęłam mojego policzka mokrego od jego łez. Nienawidziłam siebie za to, że wtedy bezradnie wybiegłam. Zapewne pomyślał sobie wszystko, co w rzeczywistości mijało się z prawdą. Powinnam spojrzeć mu w oczy... powiedzieć, że jest dla mnie kimś ważnym... ale zabrakło mi odwagi. To jego obecność sprawiała, że byłam o wiele bardziej wrażliwsza. To nie było coś złego... a raczej coś, co czyniło nas ludźmi. W moim ciele trwała burza uczuć, a w głowie moje własne myśli toczyły ze sobą zażarty spór. Pierwszy raz się tak czułam i pomyślałam, że czas ochłonąć. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień... Miałam tylko nadzieję, że Emanuel będzie chciał mnie wysłuchać.
Jakoś tak się złożyło, że poszłam zwiedzać sektor w poszukiwaniu zombie. Ponownie przeżywałam samotność, jednak tym razem moje myśli krążyły wokół mężczyzny. Sytuacja sprawiła, że mogłam sam na sam zmierzyć się z własnymi słabościami. Zarówno psychicznymi, jak i fizycznymi. Mój jedyny towarzysz, to w tej chwili gładkie, eleganckie ostrze. Siła, jaka we mnie drzemała została przelana do ostrza, które roztrzaskało napotkanych sztywnych. Mimo ogromnego wysiłku i widocznych na ciele kropelek potu, to sprawiało mi przyjemność, a jednocześnie odprężało. Już nie wspomnę o pluskającej na ściany krwi. Przez cały ten czas myślałam nad tym, co zrobić. Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją, nie licząc oczywiście odejścia Sylvanas, bo to też mocno przeżyłam.
(...) Minęło parę godzin, zanim pożegnałam samotność i ponownie przeszłam obok spokojnie siedzących obozowiczów. Wyglądali, jakby czekali na zbawienie. Szczerze powiedziawszy nie zajęli na długo miejsca w mojej głowie, bowiem natychmiast potrzebowałam gorącego prysznica. Miałam nadzieję, że zaszczyci mnie ciepła woda, choć pamiętam, że ktoś narzekał na zimną. Cóż, mogliśmy tego zmienić, w dodatku ciągle nie zapytałam Sylvanas o wyniki jej wyprawy, może faktycznie coś odkryła? Bałam się, iż przez nasze zignorowanie sprawy wyjścia, kobieta poczuje się źle, jakby wszystko poszło na marne... Zajmę się tym później. Tymczasem zamknęłam się w pomieszczeniu z prysznicami. Upewniając się, że jestem sama, odkręciłam kurek i zdjęłam cały kostium, który przez pot przyklejał mi się do skóry. Ręcznik, by pozostał suchy zawiesiłam na jakiejś rurce. Powoli obmywałam swoje ciało, relaksując się w ciepłej mgle i spływającej po mnie gorącej wodzie. To mogło trwać dłużej, lecz każdej osobie z obozu narzucaliśmy szereg ograniczeń. Nikt nie mógł tu przesiadywać parę godzin, czerpiąc ciepłą wodę, która w każdej chwili może wyparować, mimo iż jest to wielkie więzienie. Moje ubrania już nie mogły się nadawać do chodzenia, więc delikatnie owinęłam się ręcznikiem, po czym skierowałam do swojej celi. Tam po cichu się przebrałam w luźną koszulkę i krótkie spodenki. Chciałam iść do Emanuela, jednak brzuch ściskał mnie ze stresu, a serce łopotało jak spłoszony ptak. Przełamując barierę, ruszyłam w kierunku jego celi, stawiając krok za krokiem. Bez wahania. Mimo wewnętrznego strachu, zahaczając o drzwi powitałam go z radosnym uśmiechem. Jego zdziwiona mina sprawiła, że odruchowo usiadłam na skraju łóżka. Może mnie wysłucha?
– Przepraszam... – szepnęłam cicho, odwracając wzrok. – Nie chciałam wybiec... naprawdę to chciałam... – zaczęłam się jąkać. – ...chciałam z tobą zostać.
– To ja głupio postąpiłem – westchnął i próbował dojrzeć moich oczu. W efekcie całe moje ciało nawiedził przyjemny dreszcz.
– Głupio? – zdziwiłam się, szybko unosząc głowę. W tym momencie nasze spojrzenia się spotkały, moje było pełne zdumienia i zaciekawienia.
– Mhm – potwierdził cicho. Widać, że z jakiegoś powodu czuł ciężar... ale z jakiego? Nie chciałabym, by coś przede mną ukrywał.
– Ja... wiem, że to ty wtedy mnie uspokoiłeś. Tamtego wieczoru – mimo szalejących emocji, moją twarz rozjaśnił mały uśmiech. – Twój głos powtarzam sobie każdej nocy. I wiesz co? – na tę pytanie Emanuel poniósł wzrok.
– Hm?
– Pomogło – wzruszyłam ramionami, stopniowo zbliżając się w jego stronę. – I ja chyba coś do ciebie czuję – wydukałam szybko. – Czy... mogę? – uniosłam dłoń niepewnie, w celu dotknięcia jego delikatnego policzka. Raczej nie powinno mi się coś stać, a nawet gdy... to warto ryzykować dla takich osób. Też niespecjalnie przejęłam się tym, że mogę umrzeć. Po prostu istniała siła, która przezwyciężyła każdą negatywę. W jednej chwili złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Wydawało mi się, że trwał bardzo długo, dopiero odnalazłam poczucie czasu, kiedy niespodziewanie moje ciało zaczęło napierać na jego. Pomyślałam, że to o wiele za dużo. Nie wiem co on o tym myśli... W dodatku w ogóle nie spytałam go o zdanie...
– Przepraszam... – szybko się odsunęłam, jednak nie wybiegłam. Usiadłam obok niego, tym razem zdobywając się na to, by nie dotknąć jego dłoni. Mimo że jest ukryta pod czarną rękawiczką, to było naprawdę kuszące.
< Emanuel? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz