Gdy staliśmy na przeciwko siebie, wpatrzeni w swoje oczy, czułem narastające uczucie: tzw. motylki w brzuchu. Starałem się jakoś przyjąć fakt, że teraz nie jestem samotnym strzelcem i przebywam wśród najprawdziwszych ludzi, dlatego moje podejście musi się z czasem zmienić. Kiedyś spotykając kobiety, gwałciłem je, a facetów okradałem. W grupie taki styl życia był niemożliwy, w prawdzie starałem się to pojąć. Widziałem, że ci ludzie darzyli się szacunkiem i na każdym kroku oferowali swoje wsparcie oraz pomoc. Dla mnie to jednak było obce. O dziwo, na myśl jeszcze nie przyszło mi okradanie ich... po prostu to nie wchodziło w grę.
– Jesteś silny dlatego chcę cie wytrenować – powiedziała, a ja wyobraziłem sobie, jak może wyglądać trening z udziałem jej spoconego, imponującego ciała.
– Co jeśli wykorzystam to przeciwko Tobie? – odparłem tajemniczo, zatrzymując się. Dziewczyna zrobiła to samo, tylko jej intensywny wzrok teraz tkwił w moich lazurowych oczach.
W tej tamtej chwili czułem, jakby odkrywała każdą moją cechę.
– Nie wykorzystasz – podsumowała, nadal nie odrywając ode mnie wzroku. Cóż, mogłem sobie pomyśleć różne rzeczy i to byłaby jej wina.
– Mam inne zdanie – o dziwo, do mojej głowy wkradł się następujący obraz: kiedyś ćwiczymy razem w przestronnym, oświetlonym żarówką pomieszczeniu, powoli staję się coraz potężniejszy, zbliżamy się do siebie... a dzięki sile i taktyce w końcu udaje mi się dotknąć jej ciepłych, pełnych ust... Boże, o czym ja myślę...
Z zamyślenia wyrwało mnie natarczywe klikanie palcami. Natychmiast zerwałem się z miejsca.
– Chcesz w końcu poznać moje imię? – przypomniałem sobie nagle o tym, że nigdy wcześniej się nie przedstawiłem. Sylvanas mimo braku entuzjazmu wyrytego na twarzy, niepewnie pokiwała głową. – A więc jestem Isaac – wykonałem teatralny ukłon, po czym uśmiechnąłem się lekko w zadziornym uśmiechu.
– Bardzo mi miło – odparła z nutą ironii w głosie, na to ja delikatnie burknąłem. Gdy Sylvanas chciała iść dalej, szybko złapałem ją za nadgarstek. Nie planowałem tego, to się stało tak nagle... Sam byłem trochę poruszony, ale nie bardziej niż ona. Jej wzrok wyrażał bowiem i zdenerwowanie, i zdumienie. Jednak zamiast natychmiastowo się wyrwać, kobieta stała w bezruchu. Spojrzałem w jej głębokie oczy, które całkowicie mnie pochłonęły. Nie widziałem w nich swojego odbicia... tylko czysty i bezkresny ocean. To było coś magicznego, ale jednocześnie napawało mnie niepokojem; co się ze mną dzieje? Nagle odwróciłem wzrok, waląc mocno zaciśniętą pięścią w ścianę. Mój oddech był teraz przyspieszony i niekontrolowany, agresja rozprzestrzeniała się powoli po moim ciele, jednak tym razem próbowałem ją powstrzymać... Nawet, gdy Sylvanas była silniejsza, to bałbym się jej coś zrobić. Co z tego, że miałem cholerną ochotę, by ją poczuć... to naturalny odruch faceta w przeklętym więzieniu, czyż nie tak? Przynajmniej to sobie wmawiałem. Kobieta dotknęła moich spiętych mięśni, starając się odszukać moje zdezorientowane spojrzenie. Najwyraźniej nie spodziewała się tego, że moja dłoń delikatnie spocznie na jej gładkim, jasnym policzku. Mimo zawadiacko ściągniętych brwi, na moich ustach nie było widać uśmiechu. To było coś w rodzaju prawdziwego pożądania zmieszanego z wielką niecierpliwością. W jednej chwili zapisałem sobie w pamięci jej pełne, zaróżowiałe usta. Chciałem je jak najszybciej poczuć. Wobec tego moja twarz niespodziewanie zbliżyła się do jej. Z tak bliskiej odległości mogłem zaciągnąć się jej pachnącym, odświeżającym zapachem, który teraz był powiązany z wonią potu. Nie miałem pojęcia, co mną kierowało, ale chęć zetknięcia się naszych ust traktowałem jako potrzebę, i to ogromną. Gdy chciałem dotknąć jej drżących warg, jak na zawołanie pojawił się czyiś głos.
– Zapraszam na kolacje! – uśmiechnęła się Hana, jednak kiedy zorientowała się, co przerwała, szybko zakryła usta dłonią i oddaliła się.
Westchnąłem głośno, wyrażając zrezygnowanie. Sylvanas jak widać wahała się, bo od razu udała się w stronę jadalni. Bezradnie przeczesałem swoje czarne włosy, podążając za nią, jakby nigdy nic. W martwej ciszy zasiadłem na przeciwko dziewczyny i muszę się przyznać, zrobiłem to celowo. Ona jednak sprawnie unikała mojego wzroku. Przestraszyła się? Ona?
Gdy dołączyła do nas reszta, postanowiłem zabrać się za posiłek i nie dać poznać po sobie zdenerwowania. Na moją twarz wkradł się uśmiech, widząc Emanuela siedzącego nieopodal. Wymieniliśmy się jedynie spojrzeniami. Wciąż miałem zastrzeżenie co do tej białowłosej... Po prostu za nią nie przepadałem i robiło mi się coś, jak była obok mojego najlepszego kumpla. Nie wiem, przeczucie? Zły wpływ? Chuj wie.
– Tak właściwie to jak masz na imię? – zapytała jakaś czerwonowłosa kobieta.
– Isaac – mimo że skierowałem tę wypowiedź w jej stronę, to wciąż patrzyłem się na Sylvanas. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że nic o niej nie wiem, a ona o mnie.
– Zawsze tu jest taka cisza? – podniosłem brew zastanawiająco.
– Kim jesteś? Opowiesz coś o sobie? – tak zwana "Gwen" spiorunowała mnie spojrzeniem, a ja zrobiłem to samo. Widać, że była podejrzliwa. Może faktycznie dobrze będzie coś o sobie powiedzieć i robię to tylko z tego względu, by moja trenerka się do mnie przekonała. Widziałem bowiem w jej oczach niepokój i to od początku kolacji. Mogłem przesadzić? Za szybko? A jeśli nie zdołałem się powstrzymać? Tyle pytań, a zero odpowiedzi.
– Na wolności byłem dowódcą wojskowym – odparłem. – Jeśli to może pomóc to znam się na broniach i strategii. Planuję coś od początku do końca, tak, aby potencjalne straty były minimalne – zorientowałem się, że właśnie zabrzmiałem jak psychopata. Ignorując to, wziąłem kęs jedzenia i popiłem wodą.
– U nas najlepszym taktykiem jest Pani Sylvanas – stwierdziła nieśmiało ta dziewczyna, która wcześniej opatrzyła mi nogę.
– Ach, tak? To może niech mi opowie nieco o sobie? – wtedy spojrzałem na Sylvanas z zawadiackim uśmiechem, chichocząc cichutko pod nosem. – Może mamy wiele wspólnego – puściłem widelec na drewniany stół, po czym podparłem się ręką.
< Sylvciu? Napisz że później będzie chciał ją pocałować XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz