środa, 15 czerwca 2016

Od Gwen C.D Emanuel

 W jednej chwili wszystko poszło w pizdu. Cały spokój został zastąpiony przez odbijające się echem krzyki i głośne, niezidentyfikowane ryki, które na rękach niejednego odważnego wojownika pozostawiłyby gęsią skórkę. Od samego myślenia o tym, dlaczego Emanuel chce mi to zrobić, wilgotniały mi oczy. W pewnym momencie chciałam po prostu wybuchnąć płaczem, który zatarga moim ciałem, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie w tej chwili, gdy i tak wszyscy traktują mnie jako bezbronną dziewczynę, nie umiejącą trzymać miecza... Tyle lat walki w tym pieprzonym więzieniu i nie chcą pozwolić mi pomóc? Wszyscy inni mogą narażać życie... To było doprawdy niesprawiedliwe.
 – Mówiłam, że idę z tobą – zaczęłam się szamotać w jego uścisku.
 – Proszę... – dotknął mojego spoconego policzka. – Pozwól mi siebie ochraniać... – po tych słowach spojrzał mi w oczy i czule pocałował. Usłyszałam odgłosy zdumienia pośród tłumu. – Nie mógłbym się czuć jak mężczyzna narażając osobę, którą kocham... –  zachichotał nerwowo podkreślając ostatnie słowo i odsunął się na tyle, by mogli zamknąć po nim bramę. Nawet... Nawet nie zdążyłam powiedzieć mu tego samego. Gdy zabierałam się do krzyku, już schodził z mojego pola widzenia. I choć wytężałam w ciemności wzrok, nie udało mi się zachować jego sylwetki.
 Nawet pocałunek mnie nie uspokoił, a raczej przekonywał do tego, że to było pożegnaniem. A jeśli on nie wróci? Mimo że w niego wierzyłam, moje myśli niemal same mówiły o tym, jak wszystko może się potoczyć. Po chwili ocknęłam się i chciałam jeszcze przecisnąć się przez szparę, lecz szybko poczułam, jak ktoś mnie odciąga.
 – Puszczaj mnie, do cholery! – warknęłam, marszcząc czoło. Patrząc w górę, ujrzałam Isaaca, który w jednej chwili skinął głową do odchodzącego Emanuela. Zapewne wszystko jeszcze musiał widzieć, niestety mój wzrok daleko nie sięgał. Czułam się bezużyteczna.
 Szybko wyrwałam się z wspieranego siłą uścisku i stanęłam jak wryta, potem krzycząc w bezkresną otchłań ciemności:
 – Jeśli tam zginiesz, to cię zabiję! – obtarłam łezkę, po czym uświadomiłam sobie jak absurdalnie to brzmi. Jednak, gdyby zagłębić się w dzisiejszy świat, zdanie nabierało większego sensu. Cóż, W tych czasach zabijasz i umierasz albo umierasz i zabijasz. Myślenie o tym było bolesne i sprawiało, że moja głowa pękała. Z trudem powstrzymywałam łzy napływające mi do oczu. Drugi raz usychałam z żalu, z tęsknoty.
 Wciąż nie mogłam uwierzyć, że on tam poszedł. Jednocześnie byłam zła na przynajmniej połowę zgromadzonych tutaj, choć tak naprawdę nie wiedziałam z jakiego powodu. Czułam głośno pulsującą krew w mojej czerwonej sieci żył.
 – Dlaczego nie pozwoliłaś mi pomóc?! – pogrążyłem się w bezbrzeżnym smutku. – Przydałabym się!
 – Nie ma mowy – odparła krótko, nie bojąc się spojrzeć mi prosto w twarz. Jej kamienna, poważna mina była wręcz odpychająca, ale poniekąd zdawałam sobie sprawę, jak trudno jest sterować i dbać o życie tylu ludzi. Cieszyłam się tylko faktem, że Emanuel nie jest sam, Rikki na pewno dużo wniesie.
 – To dlaczego wysłałaś Rikki'ego, a nie mnie?! – odgarnęłam włosy, które powoli drażniły moje oczy.
 – Jego umiejętności się przydadzą Emanuelowi – wytłumaczyła. Widać, że starała się obchodzić ze mną spokojnie. Bałabym się, gdyby przestała. Rozumiem, że moc iluzji może pomóc zyskać na czasie, ale on niewiele ma tu do rzeczy. Wszystko, co ma się stać i tak się stanie.
 – Sama powiedziałaś, że każdy ma tutaj taką samą wartość – wtedy po policzku spłynęła mi słona łza. – Zdaje sobie sprawę z tego, że Rikki byłby bardziej przydatny, ale ja chcę być przy Emanuelu... Widziałaś tę hordę? On sobie sam da radę? – mimo że wierzyłam w nich, to stanowiło wyzwanie dla każdego. Do tego ta obca grupa... To wszystko nie powinno się stać.
 Nie czekałam na odpowiedź, po prostu skierowałam się w korytarz prowadzący do szeregu cel.
 – Kiedyś zdasz sobie sprawę z tego, jak cholernie dobra była decyzja Sylvanas – usłyszałam jeszcze głos Isaaca. Na niego w ogóle nie zwróciłam uwagi.
 (...) Klęknęłam przed łóżkiem. Rozumiem, że Sylvanas nie chciała, bym tam poszła. Troszczy się o mnie i kocham ją jak siostrę, jednak musi mi kiedyś pozwolić pomóc grupie. Nie zawsze będzie mogła mnie ochraniać, ja też muszę się wykazać i zrobić coś dla dobra wszystkich. Ona spędziła dwa lata w najciemniejszych zakątkach tego więzienia, a ja nie mogę nawet ruszyć mieczem? Może od razu powinnam zacząć sprzątać, wtedy całkiem stracę biegłość w szermierce. Cóż... Nie od dziś wiadomo, że jestem strasznie uparta i bardzo cenię sobie wolność, co powiązane jest z podejmowaniem własnych decyzji. Przez te parę lat robiłam co chciałam, bywały rzeczy ryzykowne i mniej wymagające, ale żyję. Jeśli ktokolwiek myślał, że mnie powstrzyma, to mnie kompletnie nie znał.
 Po długim rozmyślaniu, w końcu odetchnęłam głęboko i sięgnęłam po miecz ukryty pod łóżkiem. Zsunęłam z niego ozdobną chustę, przyglądając się swojemu spojrzeniu, które odbijało się jasnym blaskiem w klindze. Głębiej, pod materacem znalazłam śliski materiał... Ach, strój sprzed laty. Idealny do wykonywania akrobacji i niemal niezawodny w starciu z przeciwnikiem. Uśmiechnęłam się do siebie. Po chwili wbiłam się w kostium, czując ponowną siłę walki. Musiałam coś zrobić i w głębi serca miałam nadzieję, że Sylvanas też coś planuje. W końcu mogły nastąpić jakieś komplikacje... Naprawdę różne rzeczy. Gdy przymocowałam elegancki miecz do pasa, ktoś zagrodził mi wyjście z celi i była to moja przyjaciółka. Początkowo była zdziwiona, lecz po chwili rozumiała już co chciałam zrobić. Doskonale wiedziała, że nie mogę bezczynnie siedzieć. Od walk powstrzymywałam się lata, miesiące, dlatego muszę nadrobić stracony czas. Nie mogę stać się słabsza.

< Sylvanas/Emanuel? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz