- Nie ma problemy - Podniosłam kącik ust patrząc jak Carl się odwraca na bok i zamyka oczy.
Nie byłam tego w cale taka pewna, że zaśnie. Moje zmęczenie nie było niczym porównywalnym do jego. Jeśli on nie odpocznie mi też się oberwie i nie pośpię parę kolejnych dni. Przybliżyłam się do niego i położyłam delikatnie dłoń na jego głowie. Początkowo wzdrygnął nie spodziewając się tego, ale nic nie mówił. Wiedziałam, że to lubi. Zaczęłam powoli przeczesywać jego włosy, aż do momentu, gdy zasnął, a przynajmniej na to wyglądało. Jak będzie miał wory pod oczami to go chyba opieprze. podniosłam się najciszej jak potrafiłam. Podeszłam do drzwi upewniając się, czy żaden z tych stworów się nie przedostanie. Szukałam jakiś wentylacji, patrzyłam pod łóżkami, po suficie. Pusto. Nie musieliśmy się w końcu niczego obawiać, chociaż tylko jedno wyjście też nie zwiastowało niczego miłego. Usiadłam pod zastawionymi drzwiami i patrzyłam uważnie na śpiącego braciszka. Automatycznie na mojej twarzy zagościł czuły uśmiech, uparty ale kocham go nad życie. Chyba nikt nie wytrzymał ze mną tak długo. Zaśmiałam się w głowie. brakuje mi cappuccino, grzanej i pasty z tuńczyka albo sałatki z ośmiornicy, takiej, jaką dają w mojej ulubionej restauracji. Jest za to gorąca woda z rozpuszczoną czekoladą, pasek suszonej wołowiny i kawałek chałwy. Po kąpieli w lodowatej rzecze i myciu popiołem jestem zziębnięta i mokra, ale nie czyta. A potem, kiedy pakuję dobytek, doskwiera mi jeszcze brak konia. Przechodzę ledwo kilkanaście metrów i tym razem znajduję coś, co może być śladem mojej eksplozji. Okrągły placek posiwiałej dziwnie trawy, dokładnie oczyszczony z krzaków rozrzuconych dookoła, ale nie jest to ani lej w ziemi, ani nie ma śladów działania temperatury. A pośrodku, widzę konia. Gapię się w osłupienia, przekonana, że to halucynacja. Jest duży: prawie dwa metry w kłębie, sierść o dziwaczne, pręgowanej maści jak u tygrysa. Stoi na okrągłej polance, wyciętej wśród karłowatych sosen, jakby ktoś postawił tam gigantyczną szklankę. Odpinam pasy i bardzo powoli kładę na ziemi bagaż i siodło. Robi mi sie gorąco. Cały rząd mam zwinięty w jednej z kieszeni. Gorączkowo usiłuję sobie przypomnieć, gdzie podziałam zwój linki. Kiedy wyczułam coś maziastego, poczułam dyskomfort. Otworzyłam oczy i przede mną była mała urocza główka, patrząca na mnie wielkimi oczkami.
- Ooo co tu robisz mały? - Wyszeptałam głaszcząc go bo klejącej się głowie, nie wyglądał w ogóle na groźnego.
Kiedy słodkie maleństwo chciało wyciągnąć rękę i dotknąć mnie w policzek, chlasnęła na mnie krew. otworzyłam szeroko oczy patrząc na stworzenie spoczywające martwe na moich nogach, znaczy było już martwe ale teraz już się nie ruszy. Szybko z obrzydzeniem to z siebie zwaliłam
- Co to kurwa jest?! - Wrzasnęłam, a braciszek natychmiast zamknął mi usta bym nie krzyczała, zrozumiałam, że mogę przywołać inne stworzenia, ale to ohydztwo! Psycho! Dopiero teraz sobie zdałam sprawę z tego, że zasnęłam. O cholera.. spojrzałam w rozgniewane oczy braciszka. Ktoś inny pomyślałby, że to tylko miłe i urocze spojrzenie, ale ja widziałam co chce powiedzieć.
- Przepraszam! - Powiedziałam prędko uświadamiając sobie jak głupio zrobiłam, ale byłam pewna, że wszystko sprawdziłam.i tak nie powinnam zasypiać! Byłam gotowa na rozgniewany głos braciszka, gdy nagle Carl objął mnie mocno.
- Bałem się, że coś Ci się stanie - Powiedział a ja też sie przytuliłam
- Przepraszam... - Wyszeptałam z żalem. Właśnie idiotka, jakby to coś zaatakowało mojego braciszka? Nie dość, że naraziłam siebie to jeszcze jego... Ale bardzo sie cieszyłam, ze mu też nic nie jest.. ee.. że co? Zamrugałam parę razy widząc twarz braciszka kilka centymetrów od swojej. Był uśmiechnięty, ale nie tak jak zawsze, to mnie wręcz przerażało..
- Chyba trzeba będzie cie wyszkolić - Zacisnął dłonie na moich ramionach, a mnie aż przeszły ciarki
- Au au! przepraszam! - Krzyczałam próbując się wyrwać z szponów braciszka
< Carl? Moje opowiadania i tak nie dorównują twoim xd>
-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz