Każdy się zmienia, czas nie oszczędza nikogo, ani niczego. Tyczy się to również i nas. Przyglądając się ludziom, trudno było dostrzec ich zmiany, u niektórych niewielkie, takie jak inny kolor włosów, inni zdawali się nieco wydorośleć, jednak byli i tacy, którzy wciąż mieli te same rysy twarzy. Jednak pomimo zmian zewnętrznych, Ci, których darzyłam największą sympatią, Ci, do których tak bardzo się przyzwyczaiłam… Ci, którzy stali się dla mnie rodziną, wciąż byli tacy sami. To w nich czułam największe oparcie i to właśnie im umiałam zaufać tak bardzo, że gotów byłam iść za nimi w żywy ogień. Oparta o jedno ze starych biurek, wpatrywałam się w swoje odbicie, kciukiem mimowolnie dotknęłam blizny na oku, nie powinnam się tym nawet przejmować, przecież w tych ciemnościach, jest ona prawie niezauważalna, a o wyjściu stąd przestałam już nawet marzyć.
Kilka miesięcy po odejściu Sylv, nasza grupa stale się zmieniała. Były osoby, które przychodziły, błagały o pomoc, po czym uciekały z naszymi zapasami. Przez to coraz mniej ufaliśmy tym, którzy gdzieś przeżyli i jakimś cudem na nas trafili. Jednego dnia, ktoś, kto był na straży, zaczął przeraźliwie krzyczeć. Wszyscy zerwali się na równe nogi, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi. Widok już na wejściu nie był przyjemny. Chłopak był już rozczłonkowany, zombie wręcz biły się między sobą o mięso, ktoś chciał się cofnąć, i w tym właśnie momencie nas zauważyły. Bez namysłu przywołałam katany, starając się z pozostałymi odeprzeć ich atak. Sama nie wiem, co się ze mną działo w tamtym okresie. Czy było to wykończenie organizmu, fakt, że ostatnio prawie nic nie jadłam, nie spałam, czy może rozkojarzenie, które wcześniej mi się nie zdarzało. Usłyszałam za sobą jedynie krzyk Gwen
- Taiga uważaj! – Zabijając potwora przed sobą, nieświadoma odwróciłam się w jej kierunku, wtedy też popełniłam błąd. Przed swoją twarzą dostrzegłam metalowy przyrząd, ostry, jednak przez tą chwilę nie zdołałam go rozpoznać. Ktoś szarpnął mnie tak mocno, że przesunęłam się w tył o kilka kroków, mimo tej szybkiej interwencji, ostry metal zetknął się z moją skórą. Z moich ust bezwładnie wydał się cichy pisk, zacisnęłam zęby, a co najgorsze nie mogłam otworzyć oka. Ból był tak wielki, że wręcz mi to nie umożliwiał. Przyłożyłam do niego rękę, na której poczułam ciepłą ciecz, później to samo zaczęło skapywać na moje ciało. Już wtedy wiedziałam, w którym miejscu zostałam uderzona. Zdrowym okiem, spojrzałam przed siebie, w razie potrzeby gotowa do wszelakiej obrony. Lecz przede mną chartko stał Nagito, zabijał wszystko z łatwością, co jakiś czas spoglądając w moim kierunku, gdy tylko sytuacja została opanowana, białowłosy przeniósł mnie do Hany, która od razu zajęła się sprawdzaniem czy nie ma infekcji. Zakończyło się bandażem i jakąś chustką na oku.
- Musisz uważać, myślę, że nie będziesz mieć problemów ze wzrokiem, na szczęście zamknęłaś oko, jednak zostanie blizna – Mówiła spokojnie, jakby chciała mnie uspokoić bądź też dodać otuchy
- To tylko blizna, zresztą w tym świetle ciężko będzie ją zauważyć – Podniosłam się, jednak szybko mnie zatrzymała, dając tym samym znać, abym dalej leżała na swoim miejscu
- Kiedyś stąd wyjdziemy, a światło znów będzie takie jak dawniej – Poprawiła swoje włosy i już chciała odejść, jednak jak miewam zatrzymał ją mój głos. Stała do mnie plecami, a po jednym zdaniu nawet się nie odwróciła
- Zaczynam tracić nadzieje Hano – Po tych słowach wyszła, a ja zostałam sama.
Teraz w sumie nie widzę większego sensu żeby o cokolwiek walczyć, jestem tutaj tylko, dlatego, że w jakiś sposób jestem pożyteczna dla reszty, może też dla tego, że trochę się do nich przywiązałam. Spojrzałam w dół, gdzie przy pasie był ukryty mój pluszowy miś, kryształowe serce wciąż zachowało swoje dawne barwy, jedna tak mała rzecz, a niesie za sobą tyle wspomnień. Z zamyśleń wyrwał mnie krzyk Gwen. Widząc posturę obcej kobiety, i Gwen, która na wszelkie sposoby, próbowała jej pomóc, nie mogłam powstrzymać swojego zdziwienia. Myślałam, że to właśnie ona, ma największe uprzedzenia, co do obcych. Dopiero, gdy zbliżyłam się do kobiety, rozpoznałam w niej Sylvanas. Minęły dwa lata, a ona tak bardzo się zmieniła….
Miałam pomagać Bartolomeo przy pilnowaniu blondynki, która leżała i nabierała sił. Widząc jego wzrok, szczęście, które w tak łatwy sposób można było wyczytać, postanowiłam pozwolić mu spędzić z nią czas sam na sam. Bez słowa ruszyłam w kierunku pokoju Gwen, jak widać zrozumiał moje zamiary, gdyż nie wyraził najmniejszego sprzeciwu. Zaniepokoiła mnie rozmowa z nią, zwłaszcza jej ostatnie słowa. Była oparta o ścianę i głowę delikatnie zwieszoną
– A wiesz, co jest najgorsze? – przełknęła szybko ślinę. – Nie wiem, czy teraz nie śpię... – Już chciałam się odezwać, dlatego też spojrzałam na nią, lecz właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że ona po prostu zasnęła. Sny na jawie to bardzo poważna sprawa, zwłaszcza dla kogoś, kto ma moce. W takim stadium jest się niebezpiecznym nie tylko dla otoczenia, ale i dla samego siebie. Złapałam ją za ramiona i jednym ruchem, sprawiłam, aby znalazła się w pozycji bardziej wygodnej do spania. Wyszłam z jej celi, chcąc iść zobaczyć, co dzieje się w okolicy, lecz w myślach wciąż miałam jej słowa. Pomóc nie miałam jej jak, powiedzmy sobie szczerze, nie znam się na tym. Jednak… Może Hanie udałoby się coś wymyślić, jakoś zadziałać. Debatując o tym w myślach, nawet nie spostrzegłam, gdy znów znalazłam się przy wejściu do łóżka, na którym leżała Sylv. Sylf tej samej Sali znajdowała się znaczna większość naszej grupy, każdy zapewne chciał zobaczyć, czy to prawda, że wróciła. Sama stanęłam w drzwiach, opierając się o futrynę. Nie chciałam im przerywać, ani też się wtrącać. Postanowiłam po prostu słuchać z bezpiecznej odległości
To, kto teraz? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz