Skupiona na planach, więzienia, starałam się wyobrazić niektóre miejsca,
czy też zakręty. Przypominając sobie dokładnie, czy nie widziałam
żadnego zejścia, bocznych drzwi. Niekiedy miałam wrażenie, że ten
budynek żyje. Mogłam przechodzić obok jednej ściany po dziesięć razy, a
dopiero za jedenastym zauważyłam, że jest tam wejście, do niewielkiego
pomieszczenia. Choć wcześniej mogłam się zarzekać, że nic tam nie
widziałam, że nic tam nie było. Studiowaniu map, towarzyszyło mi ciche
gwizdanie w rytm jednej piosenki, którą jeszcze pamiętałam z czasów, gdy
wszystko było normalne, a ja mogłam bez oporów przemieszczać się po
ziemi… No właśnie po ziemi, trawie, po świeżym powietrzu. Bez
najmniejszych oporów, bez broni, gdzie największym problemem było
pytanie, czy zostanę zaproszona na bal. To zabawne jak wszystko potrafi
się zmienić w ciągu tak krótkiego czasu. Do dzisiaj pamiętam swojego
przyjaciele, z którym byliśmy tak blisko. Wszędzie razem, zawsze umiał
wysłuchać, można nawet rzec, że była to pierwsza miłość, która może
nawet skończyłaby się szczęśliwie. Swoją drogą ciekawe, co się z nim
stało. Cóż nie wiem czy umiałabym z taką łatwością wbić w niego ostrze,
nawet gdyby go spotkała jako zombie, miałabym trudności w zabiciu go…
Heh, ale mi się ostatnio poczucie humoru trzyma. Nawet bym się nie
zastanawiała, i bez zahamowań odcięłabym mu głowę. Uniosłam lekko kącik
ust, wciąż wpatrując się w zapiski i szkice. Coś, a raczej ktoś,
dmuchnął w moją stronę z taką siłą, że końcówki włosów, które opadały
spokojnie przy uchu podniosły się. Kątem oka zauważyłam Nagito stojącego
w drzwiach i opierającego się o futrynę
- Mogę wiedzieć, kto na mnie dmucha? – Odwróciłam się gwałtownie, tak,
iż osoba stojąca za mną, nie zdążyła się wycofać. Siegrain. Jak zawsze
uśmiechnął się jedynie, nie oddalając ode mnie. Wręcz przeciwnie
ponownie na mnie dmuchnął, jednak tym razem strumień powietrza spotkał
się z moim nosem.
- Mamy razem patrol – Schował ręce do kieszeni, a ja marszcząc nos,
podbiegłam do białowłosego. Patrząc na niego z moim stałym uśmieszkiem
- Coś się stało Na-gi-to – Przyłożyłam palec do policzka przyglądając mu się z uwagą
- Szukał Cię, a tak też myślałem, że tutaj będziesz – Wzruszył
ramionami. – Tylko uważaj na siebie, nie chce znowu zanosić Cię do Hany –
Przeciągnął palcem po mojej niewielkiej bliźnie
- Oj, aleś Ty przewrażliwiony – Przewróciłam oczami. Bez słowa wyszedł z
pomieszczenia. Odwróciłam się, żeby ponownie spojrzeć na starego
przyjaciela – A Ty sobie nie pozwalaj, dzisiaj nie idziemy za daleko,
Sylv jeszcze nie wróciła do pełni sił, lepiej nie sprowadzać tutaj
niepotrzebnego zagrożenia
- Chyba nikt się nie spodziewał, że wróci – Stwierdził opierając się o
szafkę, nie spuszczając mnie z oka – To dziwne, widzieć go takiego – Na
jego twarzy pojawił się uśmieszek, którego jeszcze nie umiałam odczytać
- Nie rozumiem
- Do mało, kogo zwraca się w ten sposób – Wyjaśnił – Idziemy?
- Bo to mój brat – Pstryknęłam go w nos. W mojej dłoni pojawiła się broń, którą położyłam na ramieniu
- Dalej chodź, mam ochotę zabić kilku szwendaczy – Dźgnęłam go mieczem, uważając przy tym, żeby go nie uszkodzić
- Czy to właśnie, nie Ty mówiłaś przed chwilą, żeby nie sprowadzać niebezpieczeństwa? – Zaśmiał się idąc potulnie przede mną.
- Przecież nie będziemy ich ciągnąć tutaj, po prostu trochę się zabawię czy to coś złego?
- Tego nie powiedziałem – Wybronił się od razu podnosząc ręce w geście obronnym
- Wiesz… Zawsze lepiej rozładować energie na nich, niż jakbym miała to
zrobić na jakieś żywej istocie – istocie rozbawieniem podniosłam jedną
brew do góry
- Nie zabijasz swoich – Zaśmiał się pewnie
- Kto tu mówił o zabijaniu – Również się zaśmiałam, skręcając w jedną
uliczkę, skąd dobiegał delikatny hałas. Byliśmy już dosyć spory kawałek
od pozostałych, więc ze spokojem można było ich zaatakować, bez obaw, że
dojdą do reszty. Niestety widząc ich rozczarowałam się, po odgłosach
spodziewałam się, większej grupki, a zastałam tylko 4 szwendaczy.
Zmarszczyłam nieco nos. Odgarniając kosmyk włosów, który nieustannie
wpadał mi do oka. Gwiżdżąc, podążałam spokojnie w ich kierunku obracając
przy tym miecz. Gdy ich spojrzenia w końcu natrafiły na moją osobę,
porzucili zdechłe i wysuszone zwierze i ruszyli w moim kierunku. W
takich chwilach, nigdy nie żałuje, że się znalazłam właśnie w takiej
sytuacji. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się, co by się stało, jakby jeden
z nich mnie ugryzł. Ciekawie czy jako jedna z nich też bym mogła
przywoływać bronie, a może to wszystko i moje umiejętności po prostu by
znikły? Ach tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Może rzucić jakiegoś z
mocami i zobaczyć, co się z nim stanie… Tylko, kogo? Z grupy przecież
nikogo nie poświęcę, ale jakby znaleźć takiego słabego, co się do
niczego już, nikomu nie przyda. Chyba za bardzo w ostatnim czasie
doskwiera mi samotność. Pierwszemu z nich głowa odpadła bez
najmniejszego problemu, z następnymi też nie było większego kłopotu.
Wbiłam w ciało swój miecz, przeciągając się. Ostatni raz spojrzałam na
kamienną podłogę, która zmieniała swoją barwę na rdzawy, z dodatkiem
czarnego.
- Ale nuda – Podsumowałam wycofując się do swojego towarzysza – Ostatnio nie ma nikogo ciekawego – Burknęłam niezadowolona
- Ostatnio mam wrażenie, że aż pchasz się do śmierci – Pstryknął mnie w
czubek głowy z taką siłą, że musiałam się masować przez kilka minut
naszej drogi
- Mówię to, co myślę. Zresztą, zdechnę to zdechnę, czym Ty się
przejmujesz. Na każdego kiedyś przyjdzie czas, a wolę zginąć walcząc niż
leżąc w łóżku, bo zaatakował mnie jakiś wirus czy też infekcja. To, co
wracamy?
Sieg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz