sobota, 11 czerwca 2016

Od Isaac'a C.D Sylvanas

 Przez chwilę mój mózg starał się przyswoić informacje o tym, że ta grupa w ogóle potrafi coś wypić i nie mieć wyrzutów sumienia. Cóż, pięknie się składało, bo sam miałem ochotę coś sztachnąć... Nie od dziś wiadomo, że kpię z teraźniejszego świata i nie potrafię zachować się poważnie nawet w obliczu śmierci. Po co mam się ograniczać, wiedząc, że ten dzień może być równie dobrze moim ostatnim? Ta... ten cytat dopiero stał się do użytku. W związku z powyższym – wskoczyłem radosny na długi fotel, gdzie siedziała także Sylvanas, po czym objąłem ją w talii, przymilając się.
 – Puść mnie, jesteś pijany - mruknęła, jednak ostatecznie nie zrobiła nic więcej.
 – Besiemy se kofhhać... – zacząłem – saaało nocssc! – nie wiedziałem czy kobieta zrozumiała przekaz tego zdania, bo mój język nieustannie się plątał.
 Strasznie myślałem o wieczorze, w którym chciałem pocałować Sylvanas, i nie były to bynajmniej wymysły mojego mózgu po alkoholu. Mimo że to było parę godzin temu, to miałem wrażenie, że minęło co najmniej kilka dni.
 Otwierałem oczy powoli, widząc cały czas bawiących się ludzi z obozu. Byli radośni, krzyczeli i śmiali się. No tylko zombie brakuje na tej imprezie. Jakoś niespecjalnie wierzyłem, że pułapki Bartolomeo ich powstrzymają, bo co jak przyjdzie jakiś mega inteligentny zombie? I co wtedy będzie? Napije się z nami, hahah... Boże, już czekam na kaca morderce. Jedyne co mnie zdziwiło to brak Emanuela... no on mógłby przegapić takie bajlando? Rozumiem, że jest wrażliwy, milutki jak króliczek (pijak mode on), ale ta dziewczyna też zniknęła. No, no! Żebym wujaszkiem nie został! Hahah... W jednej chwili złapałem skrawek koszulki Sylvanas, ciągnąc materiał do dołu. Ku moim oczom ukazał się obojczyk i troszeczkę odsłonięty biustonosz. Robiłem to tak szybko, że dziewczyna w ułamku sekundy nie zdążyła zareagować, albo po prostu nie chciała. Dopiero gdy złożyłem na jej szyi kilka pocałunków, wczepiła palce w moją głowę, chcąc mnie odciągnąć. Hmm, Sylvanas wypiła więcej ode mnie, więc ją też powinno wziąć... miejmy tylko nadzieję, że po tylu kieliszkach nic nie ogarnie. Ona jednak zachowała sprawność umysłową i rozbiła mi kieliszek na głowie. W efekcie, w moich czarnych włosach błyszczały teraz białe odłamki szkła, które o dziwo nie były skąpane w szkarłacie. Nawet nie zabolało.
 – Ssskszywdziłaźźź mie! – zawołałem, unosząc spojrzenie w jej stronę. – To dopsz. Tera zapłasissz. – mocniej, aczkolwiek nie aż tak boleśnie objąłem ją w pasie, wykonując jeden zwinny ruch językiem na jej obojczyku. Zostawiłem tam wąskie, wilgotne ślady, po czym się oblizałem.
 – Musssimy isz hszie inciej... – przymknąłem jedno oko, zaciągając się wonią jej długich, blond włosów.
 Niespodziewanie wstałem z fotela, ale już z dziewczyną na rękach. Na mojej twarzy ciągle spoczywał ten sam, radosny uśmiech, który był wynikiem zbyt dużej ilości alkoholu. Omijając tańczącego Bartolomeo, pokazałem mu język i po drodze zahaczyłem o jakąkolwiek celę. Serio, nie wiem do kogo należała. Pochłonięty światłem jednej lampy, przymocowanej do sufitu, przygwoździłem Sylvanas do ściany. Jej nogi już stykały się z zimnymi kafelkami. Moje ręce znajdowały się po obu stronach jej ciała, a usta zatopiły się w szyi, składając tam masę pocałunków. O dziwo nawet po pijaku nie odważyłem się więcej dotykać jej ust, choć ochota była ogromna. Bowiem za każdym razem, gdy się do nich zbliżałem, chytrze odsuwała głowę.
 – Idioto! – mimo swoich protestów, nie potrafiła się ruszyć.
 – Jak się besiesz tahh szamotaś... to szie hdziesz zaciogne i sgfalce... – mój śmiech rozbił się o cztery ściany celi.
 Zacząłem ją głaskać, coraz bardziej napierając na nią nogą, którą wsadziłem pomiędzy jej seksowne uda. Wtedy poczułem ciepłą bliskość, która siedziała pomiędzy naszymi ciałami. Miałem tylko nadzieję, że Sylvanas nie będzie zła za to, co mówię po pijaku. W gruncie rzeczy, powinna być wyrozumiała. Gdy nasze usta dzieliły już tylko kilka centymetrów, nagle znikąd poczułem przeszywający ból w nodze. Dziewczyna sprawnym ruchem powaliła mnie, wskutek czego moja twarz zamiast spotkać się z jej, pocałowała namiętnie podłogę. Takie zakończenia tylko w czasach apokalipsy. Niech bierze co dają...
 Uniosłem wzrok ku górze, by spotkać jej gniewne spojrzenie.
 – Gwałcić to sobie możesz prostytutki... – rzuciła kpiąco, a ja nie wiedzieć czemu, pomyślałem o tym, że w więzieniu trudno znaleźć taką rasową kobietę. W jednej chwili się ogarnąłem i prześlizgnąłem do wyjścia z celi, wciąż leżąc na podłodze. Nawoływałem, nawoływałem, jednak dziewczyna nie zamierzała się prędko odwrócić.
 – Nie chsziałem szie zgfałcić! – wydukałem. – Ja poszebuje... bliskości! Pamientasz jah... móhiłaźź o tym bszytkim koszie? – w moich oczach zatańczyła iskra nadziei. – Ja jesztem bszytkim koteszkiem!
 Chcąc nie chcąc, Sylvanas na pewno usłyszała moje słowa, bowiem dopiero później odwróciła się i lekko chwiejnym krokiem skierowała się w stronę jadalni, gdzie wszyscy jeszcze balowali. No... jeśli balem można nazwać imprezę bez muzyki, tylko z samą wódką.
 Ostatnie wspomnienia, jakie narzucały mi się na myśl o poranku to to, że usnąłem na podłodze i prawie skrzywdziłem moją trenerkę. Kac o dziwo nie był zbyt silny, więc mogłem się tylko cieszyć. Prawdopodobnie to ja mam silną głowę, no ale nie mogłem uchronić się od bólu stawów. Rany... spać na podłodze... Nawet w więzieniu to karygodne. Wstałem, co jakiś czas obijając się o napotkane ściany. Podróż trwała dotąd, aż nie dotarłem do jadalni. Było bardzo czysto, to rzucało się w oczy. Mogłem tam dostrzec także śpiącego Bartolomeo, ale on nie był dla mnie aż tak istotny i mój wzrok zwyczajnie go ominął. Pozostało mi tylko się umyć, a dalej los sam mnie pokieruje. Wobec tego wstąpiłem do pomieszczenia służącego jako łazienka, rozebrałem się (bokserki zostawiłem) i odkręciłem zimny prysznic. Bieżącej wody nie było, ale i tak to szczęście. Zmęczony usiadłem pod kroplami wody, oplatając swoje kolana rękoma. Moja głowa bezwładnie oparła się o ramie. Chyba dopiero teraz mam kaca...

< Sylvanas? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz