Każdy kolejny dzień w tym przeklętym więzieniu mogłem spokojnie przyrównać do piekła. Chociaż nie tak sobie je wyobrażałem... Tu było zbyt cicho, ledwo udało mi się napotkać zombie, a co dopiero człowieka. A jeśli już go spotkałem to nie liczyłem na wielką znajomość – gwałciłem, gdy była to kobieta oraz okradałem w przypadku mężczyzny. Proste i można się przyzwyczaić, nieprawdaż? To do tej pory utrzymywało mnie przy życiu, pomijając umiejętności bojowe. Swoje rozmyślania zakończyłem wraz z wejściem na więzienną stołówkę. Wzrokiem starałem się przejrzeć każdy kąt pomieszczenia, jednak to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów i już po chwili wziąłem się za dokładne penetrowanie każdego stołu. Wszystkie puszki, butelki okazały się puste, co mnie wcale nie zdziwiło, tylko utrzymało w przekonaniu, że ludzie jeszcze co jakiś czas tędy przechodzą. Ni stąd ni zowąd usłyszałem dochodzący z kuchni donośny dźwięk tłuczonych naczyń. No tak... przecież to właśnie te pomieszczenie powinno być największą kopalnią złota, co w dzisiejszych czasach oznaczało tyle, ze można się najeść. Problem w tym, że było to zbyt oczywiste dla każdego ocalałego. Tymczasem stawiałem kolejne kroki w kierunku wąskich, stalowych drzwi, na których spoczywały duże, ostrzegawcze wgniecenia. Zanim moja prawa dłoń zdecydowała się powędrować na klamkę, wyjęła nieduży rewolwer przyczepiony wcześniej do pasa. Wycelowałem przed siebie, ostrożnie odbezpieczając broń. W końcu popchnąłem drzwi: zero wahań. Moje ręce zamiast panicznie drżeć pozostawały opanowane i gotowe do natychmiastowego działania. Ku mojemu zdziwieniu, ujrzałem kobietę odwróconą tyłem. Miała drobną posturę i długie, brązowe włosy. Cóż... w dzisiejszych czasach nie można narzekać na żaden tyłeczek. Oblizałem wargi, mając na myśli wiele niestosownych pomysłów jak na tę chwilę.
– Co taka drobna, nieszkodliwa dziewczyna robi w takim miejscu? – zapytałem półszeptem, zachodząc kobietę od tyłu.
Nic nie zrobiła, zero większych reakcji oprócz cichego jęknięcia.
– To samo co ty.
– Oho, potrafi mówić. Ale wiesz, ja siedzę za gwałty i kradzieże. Panuje nad mocą – zachichotałem pod nosem, słysząc bardzo niespokojny i przyspieszony oddech dziewczyny.
Nie zważając na okoliczności, położyłem rękę na jej brązowej czuprynie, zmuszając tym samym do klęknięcia. Natomiast wolną dłonią rozsunąłem rozporek, powoli przygotowując się do dalszych poczynań.
– Jeśli zrobisz to, co ci każe... puszcze cię wolno – zagroziłem, gdy kobieta zaczęła się okropnie szamotać.
Kiedy doszło do niej przesłanie tej ostrzegawczej groźby, pokiwała głową kilka razy, a ja w odpowiedzi uśmiechnąłem się szeroko, spuszczając nisko brwi. Hm, ludzie są naprawdę naiwni, ale myślałem, że ci z darem mają więcej oleju w głowie. Moje stwierdzenie było błędne i w sumie po raz pierwszy się z tego powodu cieszę. Gdy tylko jej usta pochłonęły mojego przyjaciela, odchyliłem głowę do tyłu, by wyrazić swoje zadowolenie. Ręka ustawiona na czubku jej głowy sprawnie wybierała tempo, które zadowalało mnie najbardziej. Moje ciało spowiło kilkadziesiąt przyjemnych dreszczy, po chwili przerwanych cichymi stęknięciami dziewczyny. Niejednokrotnie próbowała się wyrwać, ale mój chwyt wspierany był zawziętością i chęcią spełnienia; konfrontacja sił zakończyła się moim zwycięstwem. Nie mogłem sobie na wiele pozwolić, bo w końcu mamy ciężkie czasy i nie chciałem, by zaskoczył nas znikąd jakiś szwendacz. Moje głośne westchnięcie towarzyszyło chwili spełnienia, od razu brązowowłosa zaprzestała działań swoim jakże zwinnym językiem i spojrzała w górę. Twarz dziewczyny wyrażała głęboki strach, zmieszany z obrzydzeniem... Hmm, no niech nie przesadza... Gorsze rzeczy pewnie robiła. Natychmiast oblizała się z białej, lepkiej substancji na jej ustach i nadaremno próbowała powstrzymać falę purpury zalewającej jej policzki. Całkiem zadowolony, w końcu zapiąłem rozporek i poczochrałem jej kasztanową grzywkę.
– P-puść mnie... – wydukała, nie próbując nawet wstać z ziemi.
– Naturalnie, piękna – zaśmiałem się pod nosem. – Na wolności musiałaś się tym zajmować, prawda? – bardziej ją skrępowałem i to skutecznie, bo schowała swoją twarz w dłoniach.
Z myślą, że to koniec tego dobrego, odwróciłem się na pięcie. I wtedy wewnątrz zamarłem, czego nie ukazałem w wyrazie twarzy. Przed moimi oczami stanęła się kobieta, ale znacznie lepsza niż ta poprzednia. Znaczy... O czym ja myślę! Ona we mnie mierzy, powinienem się lekko ogarnąć, a nie myśleć o jednym i tym samym... Wobec tego spojrzałem na nią tajemniczo, wpatrując się intensywnym wzrokiem, który za ułamek sekundy powędrował na jej jasne, długie blond włosy. Mam nadzieję, że to nie jest nie wiadomo jaka komandoska; choć właśnie na takie stanowisko mi wyglądała – postawa pełna gracji, nieustraszone spojrzenie i żadnej obawy. Cóż, powinniśmy się lepiej poznać. Prawdopodobnie ma... znacznie więcej do zaoferowania, niż tylko bogaty charakter.
– Puść tę kobietę – rozkazała tak srogim tonem, który normalnego człowieka bez problemu by zmroził.
– Bez nerwów, kochana – machnąłem dłonią. Widząc jednak typowy brak reakcji, moja mina znacznie spoważniała, a dłoń dyskretnie sięgnęła po rewolwer.
– Zostaw to – bardziej zmarszczyła brwi. Hm, cóż to za charakterek?
– Już sobie idę... Możesz sobie nawet ją wziąć – zabrałem głos, wskazując na moją brązowowłosą towarzyszkę. – Jestem draniem, ale szczerym –
Nie minęła chwila, a wycelowawszy w cienką szybę, pociągnąłem za spust. Tafla szkła rozbiła się na milion małych odłamków, które z wielką siłą uderzyły nie tylko w zimne, brudne kafelki, ale i część wbiła się w moją nogę. Mimo doskwierającego bólu nie dałem tego po sobie poznać: wyskoczyłem, ignorując resztki przymocowanej szyby i po chwili znajdowałem się już poza kuchnią. By moja ucieczka była bardziej efektowna, skorzystałem ze swojej umiejętności pozwalającej mi na poruszanie się z niesamowitą prędkością.
[...] Naprawdę nie zamierzałem śledzić tej blondynki, jednak jakiś czas później sami na siebie wpadliśmy. Powiedziałbym, że to ja ją znalazłem, bowiem dziewczyna była kompletnie pochłonięta rozmową z dwiema psiapsiółkami. Kierowały się dokądś... ale ten sektor wyglądał jak labirynt i pierwszy raz przechodziłem przez te korytarze. Chodziłem ostrożnie, by nie dać się złapać. Mimo to co jakiś czas cała trójka się odwracała, a ja musiałem wymyślać kolejne nowe sposoby na idealną skrytkę. Minęło parę minut, zanim usłyszałem nowe głosy dochodzące z oświetlonego, wielkiego pomieszczenia. Co jest... jakaś kolonia? Mhm, może być ciekawie. Zastanawiałem się tylko nad tym, ile czasu musi minąć, by mnie złapali. Uśmiechnąłem się pod nosem, a gdy wszyscy się rozeszli, wszedłem do losowej celi. Wszystko ładnie, pięknie, aż nagle do moich uszu dotarł melodyjny, kobiecy głos. Zmierzał prosto w moją stronę. Rozglądałem się z myślą, że teraz nie mam żadnego sposobu na ucieczkę. Serce zaczęło mi mocniej bić, miałem coraz mniej czasu i prawdopodobnie właśnie ten fakt zmusił mnie do tego, bym ukrył się... pod łóżkiem. Widząc jednak cień wcześniej poznanej blondynki. zdecydowanie wolałem teraz znajdować się nad nim. .
< Znajdziesz mnie pod swoim łóżkiem, Sylvciu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz