poniedziałek, 20 czerwca 2016

Od Taigi C.D Siegrain'a

Niektórzy żyjący tutaj nigdy nawet dobrze nie słyszeli o niej, a my ją spotykamy. Czyż to nie jest prawdziwe szczęście? Na nic zdały się moje krzyki, próbujące przekonać go, że ma się wycofać. Białowłosa kobieta, o ile można tak o tym czymś powiedzieć, przyciągała go do siebie niczym rybak swoją małą zdobycz na żyłce, jedyny wyjątek tutaj był taki, że on się nie wyrywał. Szedł z taką grzecznością, mogę nawet powiedzieć, że z uśmiechem. Z jeden strony ani trochę się nie dziwiłam, że uległ. Przez tak długi czas żyć, bez żadnych bliższych kontaktów, niekiedy nawet mi tego brakowało. Ciepła i bliskości drugiej osoby. Teraz woła go zjawa, która wręcz emanuje pięknością, nie ma się, co dziwić, że najchętniej pobiegłby do niej i rzucił się w jej ramiona. Oczywiście, mogę pozwolić, aby to uczynił i spełnił swoje marzenie, jednak za bardzo go lubię. Jeszcze nie raz mi się do czegoś przyda, no i dobry z niego partner na obchody, jak i przyjaciel.
- Sieg Ty idioto, wycofaj się! – Rzuciłam sztyletem tak, że przemknął obok jego twarzy, zatrzymał się i spojrzał na mnie, jego wzrok był pusty, bez żadnych emocji. Udało jej się go aż do tego stopnia oczarować… No nie powiem, dobra w tym jest. Bez słowa ponownie skierował się w jej stronę – Okej, nie chcesz mnie słuchać, to pogadamy inaczej
Bez namysłu odepchnęłam się od ściany, aby następnie powalić go na ziemię i rzucić w naszą nową znajomą dwoma mieczami. Jeden niefortunnie zszedł z kursu i uderzył w ścianę, natomiast przez drugim udało jej się uciec i wbił się jej w bark. Krzyk, a raczej skrzek, jaki wydobył się z jej gardła, był przeraźliwy. Przypominał mi dźwięk, szurania paznokciami po tablicy.
- Ty! – Chłopak ze wściekłością patrzył na moją skromną osobę – Zraniłaś ją, zraniłaś, zraniłaś! – Powtarzał te słowa bez przerwy, a każde następne było mówione z coraz większą nienawiścią. Na domiar złego za swoimi plecami usłyszałam cichy rechot. Manipulacja? Nigdy nie słyszałam, żeby jakikolwiek ze stworów miał taką moc. Lecz gdy zauważyłam jak ze swojej kieszeni wyjmuje krótki sztylet, zrozumiałam, że to jednak nie są żadne głupie żarty
- Siegrain… Bez jaj – Jęknęłam odskakując od niego. Zadawał ciosy na ślepo, więc łatwo było je uniknąć, do czasu aż nie spojrzał w głąb korytarza. Miałam nadzieję, że się opamiętał, jednak zderzenie z drewnianą skrzynką, sprowadziło mnie na ziemię. Użył mocy telekinezy, a drewno przygniotło mnie do ściany, wywołując przy tym cichy jęk, spowodowany bólem w dolnej części kręgosłupa. Opadłam na ziemię, odgarniając włosy i wzrokiem próbując odnaleźć jego sylwetkę. Był coraz bliżej niej. Z trudem podniosłam się z ziemnej ziemi, która powodowała pewne uczucie ulgi. Niezgrabnie podbiegłam do nich, zaciskając zęby z bólu. Zebrałam w sobie ostatnie resztki sił, aby skoczyć i wbić w sam czubek głowy tego czegoś katane. Rdzawa ciecz trysnęła na moją szyję i podbródek, w krótką chwilę śnieżnobiałe włosy zaczęły zmieniać swoją barwę, a ciało bezwiednie opadło na ziemię. Wytarłam się rękawem, biorąc głęboki oddech. Kątem oka spojrzałam na przyjaciela w razie potrzeby gotowa na obronę jego ataków. Rozejrzał się dookoła, po czym spojrzał na mnie zupełnie zdezorientowany
- Co się stało? – Przechylił głowę skupiając swój wzrok na mnie i wyczekując odpowiedzi
- A nic takiego. Dałeś się zmanipulować temu czemuś, później chciałeś mnie zabić, a na końcu chciałeś z nią iść. To tak w skrócie – Złapałam się za plecy starając się wyprostować. Jutro będę umierać jak nic.
- Czekaj, co?
- Twoja mina jest bezcenna, szkoda, że nie mamy aparatu – Zaśmiałam się, klepiąc go po ramieniu – Spoko, bywało gorzej, ale lepiej już wracajmy
- Nic Ci nie jest, prawda? Żyjesz? Nic Ci nie zrobiłem? – Takie pytania i podobne padały przez całą naszą drogę i jeszcze dłużej. Tak zaczynało mnie to irytować, chociaż nie powiem ból również był złośliwy. Może warto byłoby znaleźć Hane? Chociaż tak na wszelki wypadek.
- Idź lepiej odpocząć i napij się wody, dobra rada – Pokiwałam mu znikając za rogiem. Mała lekarka, nie. Mała to złe określenie, przez te dwa lata, zmieniła się prawie, że nie do poznania. Można by rzec, że stała się prawdziwą kobietą z tym samym przyjaznym uśmiechem. Szczerze zazdrościłam jej urody, nieskazitelnej cerze, pięknym włosom i uśmiechu, dzięki któremu nie jeden jej ulegnie. – Można? – Zapytałam cicho z lekkim uśmiechem
- Tak, stało się coś? – Wskazała ręką na łóżko
- Bliskie spotkanie ze ścianą – Podniosłam bluzkę pokazując plecy. Przez dwie bądź też i trzy minuty mruczała coś pod nosem, delikatnie dotknęła kilku miejsc. Na końcu delikatnie i precyzyjnie posmarowała mnie w jednym miejscu czymś zimnym
- Masz szczęście, to tylko stłuczenie, poboli dzień, dwa – Klasnęła radośnie w ręce
- Dziękuje Ci – Będąc w swojej celi, położyłam się na brzuchu, aby maść, czy cokolwiek to jest mogło wyschnąć. W rękach miałam mojego małego misia. Przejechałam po jego materiale, które już nie było tej samej jakości, co jeszcze rok temu. Patrząc na niego, przypomniało mi się jedno pytanie, które padło tak dawno temu „Siostrzyczko... jak wygląda niebo? Jakie ono jest”
- Nie… pamiętam – Wyszeptałam cicho. Nie pamiętam, zapachu trawy, deszczu, burzy, nie wiem jak wygląda słońce na niebie, chmury. Zapomniałam, jakie to uczucie, gdy biegasz po trawie, po ziemi, w wodzie. To wszystko wydaje się teraz tak bardzo odległe. Dziwiłam się, jak można zapomnieć tak ważnych rzeczy, a sama… Sama o nich zapomniałam.
- Coś mówiłaś? – W drzwiach stał Sieg, oparty o futrynę – Wpadłem zobaczyć, co z Tobą – Wyjaśnił podchodząc nieco bliżej
- Zwykłe stłuczenie, jutro powinno być już okej – Podniosłam się na ramionach, aby lepiej na niego spojrzeć, a tym samym, aby schować maskotkę pod poduszkę. – Swoją drogą, dobra ta Twoja telekineza, powinieneś ją jeszcze bardziej wytrenować

Siegrain? Trochę bez sensu, no ale cóż

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz