poniedziałek, 6 czerwca 2016

Od Gwen C.D Bartolomeo

 Jedno jest pewne – takiej natury rodzinnych pojednań nie zobaczy się nigdzie, a przede wszystkim nie w więzieniu. Wszystkie obawy i wątpliwości rozwiały się i została tylko wielka ulga, jak gdyby zza granatowych, ciemnych chmur wyszło promieniujące słońce. Ach... słońce... Nigdy nie opuściły mnie myśli o tym, co będzie kiedy w końcu stąd wyjdziemy. Stały się bowiem znacznie wyraźniejsze przez powrót Sylvanas, a to tylko ona mogła zapoczątkować nowy rozdział. Nie pamiętam już nawet, jak to jest dotykać zieloną, świeżo skoszoną trawę i oddychać schłodzonym, zimowym powietrzem. A o jasnych promieniach słońca na mojej skórze mogłam całkiem zapomnieć. Cóż, marzenia jak marzenia. Nie tylko mnie dotykały, ważne jednak by nazbyt się w nich nie pogrążyć. W jednej chwili dotarły do mnie słowa Bartolomeo.
 – To nie tylko moja zasługa – mój wdzięczny ton rozbrzmiał w czterech ścianach pomieszczenia. Teraz zdawałam się być bardziej spokojniejsza. – Gdyby nie Taiga i Hana, nie udałoby mi się – dodałam.
 To, jak Bartolomeo pomógł Sylvanas nie tylko wprawiło mnie w osłupienie, ale i w niemały zachwyt. To nie było coś codziennego... Powiedziałabym, że zupełnie innego. Odruchowo potrząsnęłam głową, by uwolnić się od negatywnych myśli, bo w końcu takich nie powinnam mieć, po czym powróciłam do radowania się powrotem przyjaciółki. Pozornie wszystko dobrze, musiała tylko odpoczywać. I mi też się w sumie należało, więc wraz z zakończeniem mojej warty przy Sylvanas, skierowałam się do celi obok, powierzając opiekę Bartolomeo. Ruszałam się jak szwendacz; każdy mięsień, stawy, kości – wszystko przepełniał niewyobrażalny ból. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że chorobliwie potrzebuje snu. Jednak... bałam się. Od ponad roku dręczą mnie koszmary, dzięki którym budzę się w środku nocy przerażona i zalana potem.
(...) Tej nocy przekręcałam się z boku na bok. Mrużyłam powieki i ściskałam prześcieradło, przeżywając kolejny pamiętny koszmar, gdzie przesiadywałam w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu. Wszędzie mrok. Towarzyszył mi jedynie dźwięk ciężkich, spadających z sufitu kropel wody. To był środek strachu. Moje ciało spowił paraliż, tymczasem wszystko działo się dalej. Przed moimi oczami powstał niewyraźny, jasny obraz, który co jakiś czas pogrążał się w przemijającej ciemności. Widziałam... słońce? Sylwetki tajemniczych postaci? To mogło być cokolwiek... Czułam, jak na mojej skórze powstają błyszczące kropelki potu, a gdy całkiem otworzyłam oczy, krzyknęłam głośno. Gwałtownie oparłam się na łokciach, starając uspokoić szybkie i niekontrolowane oddechy. Przez ułamek sekundy przed moimi oczami utrzymywał się zaczerwieniony obraz, a gdy stałam się częścią rzeczywistości, natychmiast zauważyłam przed sobą sylwetki dwóch osób – Taiga i Bartolomeo zostali zmuszeni do tego, by opuścić Sylvanas i zajrzeć do mnie...
 – Wszystko dobrze? – szkarłatnowłosa usiadła na łóżku, wpatrując się we mnie z podejrzeniem. Barto zaś stanął w progu, marszcząc czoło.
 Rzuciłam w jego stronę porozumiewawcze spojrzenie, by wrócił do siostry. Tymczasem zostałam z Taigą.
 – Ach, nie wiem jak długo jeszcze będę to znosić – mimo lekkiego uśmiechu zakorzenionego w twarzy, w środku czułam tylko strach i przerażenie, które z czasem próbowałam opanować spokojnymi oddechami. Na próżno.
 – Co się dzieje? – zapytała kobieta.
 – Koszmary nocne, trwają już ponad rok – wytłumaczyłam, a w moim głosie czuć było obojętność. Uniosłam prawą dłoń, by odkleić grzywkę ze spoconego czoła.
 – Nie wyglądasz za dobrze... – stwierdziła, marszcząc znacznie brwi.
 – A wiesz co jest najgorsze? – przełknęłam ślinę szybko. – Nie wiem, czy teraz nie śpię... – rozejrzałam się, a Taiga otworzyła szeroko oczy, zupełnie jak gdyby najmroczniejsze, najbardziej skrywane sekrety wszechświata zostały przed nią ujawnione. Szkarłatnowłosa otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednakże sprawnie jej to uniemożliwił Bartolomeo zahaczający  dłonią o celę.
 – Obudziła się – poinformował krótko, a ja nie zastanawiając się dłużej porzuciłam poprzedni temat w niepamięć.
 Odwróciłam się na chwilę, by ujrzeć zdenerwowany wzrok Taigi. Szepnęłam jej tylko, by za wszelką cenę nie mówiła Sylvanas o moich dolegliwościach, bo bardziej by się zamartwiała, a dopiero tu wróciła. Jakby odmieniona, powitałam wypoczywającą dziewczynę z wielką, nieskrywaną radością. Usiadłam na stołku obok jej łóżka i odruchowo położyłam dłoń na jej ręce. Było tak cicho, że aż przerażająco. Groza wisiała w powietrzu, a ja słyszałam wyłącznie swój oddech... Co się dzieje? Moje ciało znów stawiało opór. Paraliż zajrzał w każdy zakątek moich mięśni, a ja ze strachem patrzyłam na dalszy rozwój. Leżąca Sylvanas nagle przekręciła głowę w moją stronę, ale coś... coś było nie tak z jej oczami... Puste i szklane wywołały na moim ciele nieprzyjemną, gęsią skórkę. Spojrzałam na ścianę, wisiała jakaś plakietka... mimo starań w przeczytaniu, nie mogłam niczego zrozumieć. Litery się rozmazywały, tworząc niewyraźne smugi. Czułam, jak pot spływa mi po skroni. Po chwili znów powróciłam do Sylvanas. Byłam przerażona, co się dzieje? Czy to sen? Sen na jawie? Moje obawy się potwierdziły, gdy leżąca przyjaciółka po chwili wstała, szybko wgryzając mi się w szyję. Krew prysnęła na szare ściany. Do tego brak reakcji ze strony Bartolomeo czy Taigi... Gdy mrugnęłam powieką, wszystko wróciło do normy. Tylko, że leżałam w kącie z wyraźnym bólem z tyłu głowy. Prawdopodobnie musiałam jakoś odskoczyć i ją sobie rozbić. Następnie popatrzyłam z przerażeniem na całą trójkę. Nie wiedziałam, czy śpię... ale wszystko wskazywało na to, że nie. Jedyne, z czego na pewno zdawałam sobie sprawę to to, że wcześniej na pewno powiedziałam o wszystkim Taidze. Sen trwał dosłownie chwilę... czy ja wariuję?

< Taiga/Barto/Sylv?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz