Po tym jak kolejne szwendacze leżały na ziemi, zaczynałam się
najzwyczajniej w świecie nudzić. Wyszłam... Cóż sama nie wiem z kim,
jakoś nie miałam dzisiaj ochoty na towarzystwo, a nawet z walką z
trupami nie było już takiej radochy. Z wielką radością wyżyłabym się na
kimś, kto stawiał by jakikolwiek opór, nikogo z grupy nie zaatakuje, bo
to przecież nie wypada. Z wściekłością kopnęłam zwłoki leżące na ziemi,
zero frajdy. Nie błagają o litość, nie bronią się, ich krew jest zimna,
brudna, tak dawno nie czułam ciepłej, szkarłatnej krwi, która spływa po
moich rękach i nie należy do mnie. Szybko uderzyłam się w głowę, aby
pozbyć się tych myśli. Ostatnio pragnęłam czyjeś krwi, gdy wpadłam w
szał, ponad 4 lata temu, mogłam wtedy mordować wszystkich, nie ważne kto
stanął mi na drodze, rodzina, przyjaciele, znajomi. Pomimo iż wiem, że
było to okrutne, to wspomnienia wywołują u mnie uśmiech. Wtedy, gdy
mogłam zrobić wszystko, pozbyć się wszystkich, pierwszy raz poczułam się
prawdziwie wolna. Pomknęłam przez korytarz, nawet nie zatrzymując się
widząc w oddali, jakiegoś szwendacza, było mi szkoda czasu i broni na
nich, sama nie wiem czego lub też kogo szukałam. Wchodząc do jednego
pomieszczenia i bawiąc się bronią zauważyłam czerwone tasiemki, a więc
ktoś tutaj jednak jest! Znajdowały się one na butelkach z wodą, nie było
ich zbyt wiele, ale zawsze coś. Moje sumienie powinno się teraz
odezwać, rzucić tekstem, o tym jaka jestem okrutna, że może dla kogoś to
są ostatnie zapasy i bez nich nie przeżyje następnych dwóch dni, no
właśnie powinno, lecz jakaż wielka szkoda, że go nie posiadam. Z
uśmiechem na twarzy odkręciłam jedną z butelek, aby zaraz po tym wlać
jej zawartość w swoje usta. Oblizałam usta, zabierając resztę i
wycofując się z ciasnej celi. Radośnie nucąc jedną z piosenek z
młodości, zauważyłam kobietę, która usilnie próbowała roztrzaskać
czaszkę jednego ze stworów. Przekręciłam głowę, dokładnie jej się
przyglądając. Była to drobna, białowłosa kobieta, która nie przestawała
powtarzać swojej czynności, pomimo iż podłoga w jej pobliżu była już
cała od ciemnej krwi, kiedy mnie zauważyła od razu się wycofała, co
wręcz wywołało u mnie śmiech. No chyba nie jestem aż taka straszna, żeby
przypominać jedną z nich. Mimo jej reakcji, nie miałam zamiaru jej
lekceważyć, nie raz się przekonałam, że nawet w najmniejszym ciele, może
kryć się największe zło.
- Zakładam, że to Twoje? - Ostrożnie podeszłam do niej, podnosząc dwie
butelki z wodą, oraz trzecią, która ponownie trafiła do moich ust, abym
mogła ją opróżnić do końca
- Ty... Okradłaś mnie!
- No i? - Zaśmiałam się, nawet nie starając się tego ukryć. No chyba nie
spodziewała się, że przyznam się do tego, że zrobiłam źle i pokornie
jej to oddam. Zrobiła krok w moją stronę, w jej oczach było widać
determinację.
- Oddaj mi to... - Zmarszczyła brwi, starając się robić jak
najpoważniejszą, a może nawet i najgroźniejszą minę. Cały czas byłam
gotowa na wszelaki atak z jej strony, a gdzieś tam nawet w środku
liczyłam na to, że wyciągnie nie wiadomo skąd broń i się na mnie rzuci.
- Jesteś tak przekonująca, że na prawdę ciężko mi odmówić, no ale muszę -
Przyłożyłam rękę do serca i teatralnie westchnęłam. Przyspieszyła kroku
i złapała za moją skórzaną kurtkę.
- Oddaj mi to - Powtórzyła nie puszczając mnie, wręcz przeciwnie jej
ręka jeszcze bardziej zacisnęła się na materiale. Miała bardzo dobrą
minę, jednak zrobiła jeden błąd. Drgnęła jej powieka, dobrze się
maskuje, ale przy takiej odległości, można zauważyć każdy szczegół, jak
na przykład to, że jest chuda, chociaż w tej sytuacji, lepiej będzie
brzmiało słowo wychudzona.
- Albo mnie puścisz, albo szczerze tego pożałujesz, i ciesz się, że
ostrzegam, rzadko kiedy to robię - Nie wykonała żadnego ruchu, jednak
poczułam jak jej uścisk nieco zelżał - Dobra, nie chce mi się bawić w
podchody - Odepchnęłam ją od siebie kierując w jej stronę sztylet. Jej
wzrok tego wyrażał zaniepokojenie, obawy, sama nie wiem co to było. Jej
oczy były nieco inne niż te wszystkie z którymi miałam okazję spotkać
się do tej pory - To jest ten moment w którym powinnaś zacząć się bronić
wiesz? - Jedną rękę położyłam na wcięciu w tali przyglądając jej się
uważnie. Istnieją dwie możliwości, pierwsza jest taka, że chce mnie
przetrzymać, pokazać, że jest niewinna i bezbronna po czym zaatakować
mnie prosto w plecy, albo na serio taka jest
- Nie potrzebuje awantur, chce tylko swoją...
- Wodę, tak wiem - Przerwałam jej. Odwróciłam na chwile wzrok,
uśmiechając się widząc jak w naszą stronę idą dwa szwendacze.
Podrzuciłam broń, która rozpłynęła się w powietrzu
- Czym chcesz walczyć? - Spojrzała w stronę stworów, który zbliżały się do nas z coraz szybszą prędkością
- A Ty? - Zauważyłam jak ściska w dłoniach metalową rurę, a więc to była
jej jedyna broń. Pokiwałam głową, po czym rzuciłam w ich stronę dwa
ostrza, niestety jeden zdążył ominąć ostrza, więc niestety musiałam użyć
katany - Nie wiem jak to możliwe, przeżyć tyle czasu bez broni, albo
masz dobrą moc, albo duże szczęście. Jestem Taiga i nie, nie jestem
sama. Należę do pewnej grupy - Położyłam ręce na kark, czekając na
odpowiedź
Kaze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz