poniedziałek, 6 czerwca 2016

Od Isaac'a C.D Sylvanas

 Hm, 1:0 dla niej za numer z masturbacją. Ale to był punkt poniżej pasa – reakcja mojego organizmu na te dźwięki była oczywista i jak najbardziej prawidłowa. Wykorzystanie tych słabości przeciwko mnie było po prostu chamskie... ale jakże pomysłowe, proszę, proszę. Teraz, gdy strzelba wisiała przed moimi oczyma, żarty się skończyły. Oh, a myślałem, że to dopiero początek. Niestety, zraniona noga powoli odbierała mi entuzjazm.
 – Naiwny jak dziecko – uśmiechnęła się z pogardą brzmiącą w głosie i rozkazała mi wyjść spod łóżka. – Chyba przydałaby ci się łazienka.
 (...) Po całej tej niewygodnej rozmowie z kobietą, zaśmiałem się w duchu. Tylko taki farciarski skurwiel jak ja, załatwia sobie w jeden wieczór opiekę medyczną i całkiem sporo innych atrakcji. Ta grupa musiała być naprawdę bardzo mocno zdeterminowana i potrzebująca, skoro że tak powiem „przyjęła” mnie w swoje skromne progi, mimo mojego wtargnięcia i zachowań. Żyć nie umierać! Jeśli mowa o umieraniu, szkiełka tkwiące w mojej umięśnionej łydce coraz bardziej przeszkadzały i wcale bym się nie obraził, gdyby ktoś przypadkiem mi je wyjął. I trafiło na młodą, dobrze obdarzoną dziewczynę z długimi, fioletowymi włosami zakończonymi niebieskim ombre. Oblizałem wargi, jednak mój entuzjazm wypalił wtedy, kiedy blondynka rzuciła we mnie licznymi groźbami. Cóż, trzeba będzie się podporządkować? Tak właśnie skończę? Jak jakiś pieprzony rekrut?
 – Skujesz mnie? – zapytałem, po czym uniosłem do góry rękę, udając, że grzechoczę niewidzialnymi kajdankami na nadgarstku.
 Przywódczyni grupy o dziwo rzuciła we mnie takimi fajnymi, więziennymi bransoletkami. Stylowe. Po chwili tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że ta dziewczyna jednak ma skłonności do takich rzeczy. Podoba mi się.
 Zostałem przykuty do metalowej belki łóżka. Wzrokiem przebadałem wszystkie zakątki celi, po czym odwróciłem się w kierunku nieco przerażonej dziewczyny. Jako odpowiedź posłałem jej mały, lekko niepokojący uśmiech. Gdy blondynka wyszła z celi, został mi już tylko ten chyba jej brat, jeśli mnie pamięć nie myli – gdyby nie on, zostałbym z tą małą sam na sam. Chociaż... nie była taka mała. Ach, szczęście mi sprzyja... Po chwili rozłożyłem prosto nogę, dając jej dostęp do zranionej łydki; musiałem leżeć na brzuchu i nie zostało mi dane patrzeć na jej poczynania. Wspomnieniami wróciłem do mojej blond wyzwolicielki – przecież to było jasne, że wszystko to robiła celowo... Hm, co jak co, ale ktoś o zdrowych zamiarach nie zagląda do bokserek i nie ociera swojej dłoni o twarde, stojące przyrodzenie, w poszukiwaniu broni. Już pominę jej pozostałe sytuacje, w których niemal grasowały podteksty.
 – Możesz mnie rozkuć? – zapytałem, gdy te kajdany z czasem stały się coraz bardziej niewygodne.
 – Nie... – pokręciła głową po dłuższym namyśle.
 – No weź... – niemal zamruczałem, zmniejszając dystans między nami. Oczywiście na tyle, na ile pozwoliły mi te seksi bransoletki, które pasowały mi do oczu.
 – Daj jej spokój – oznajmił ten cały Barto. Wyczułem to, że sytuacja była dla niego równie nie wygodna, co dla niej. Widziałem w jego wyrazie twarzy, że nie lubi się cackać, więc może powinienem wstrzymać się do jego wyjścia z celi. Tak, to dobre rozwiązanie.
 – Oho, lubisz ją? – przekręciłem głowę, niczym pies. – Pewnie w więzieniu nie można sobie pozwolić na zbyt wiele i to jeszcze, jak ma się tyle mord do wykarmienia – wybuchłem śmiechem po chwili martwej ciszy.
 – Nie można tego powiedzieć o tobie – odparł.
 – Co sugerujesz? Ta blondynka ci wszystko mówi? – zapytałem, wciąż utrzymując ten prowokujący uśmiech.
 – Sylvanas – podał mi jej imię, gdy zaczął go dogłębnie irytować zwrot „blondynka”. Nim zdążyłem otworzyć usta, by mu ładnie odpowiedzieć, wyszedł z pomieszczenia. Uniosłem palec do góry tylko po to, by go za sekundę opuścić z aktorską bezradnością.
 – To co? – zacząłem – bardzo poważnie to wygląda? – chyba sam nie mogłem uwierzyć w prawdziwość moich słów, bowiem dudnił w nich sarkazm.
 Nie spotkałem się z odpowiedzią. Zamiast tego dziewczyna chwyciła pęsetę w swoją małą rączkę i zaczęła po kolei wyjmować odłamki, zsyłając na mnie przy okazji zniosły ból. Minęło parę minut zanim wyjęła wszystkie. Ranę przykryła jałowym bandażem, po czym położyła na niej swoją dłoń, spod której znikąd pojawiło się zielone, rosnące na sile światło. Muszę przyznać, to było dziwne uczucie, ale jakże interesujące. Sam chciałbym mieć taką umiejętność... a tak to muszę zadowolić się rewolwerami. W czasie moich refleksji, do celi ponownie weszła tak zwana „Sylvanas”. Hej... a kiedy ja będę mógł się przedstawić?
 – Co teraz ze mną zrobisz, ko... – w ostatniej chwili przypomniałem sobie o tym, że źle skończę, jeśli będę tak do niej mówił. Oh, tylko udaje, że nie lubi... Chciałaby zrobić coś, czego brakowało jej przez parę lat, jak nie paręnaście. Widziałem to w jej oczach. Cóż, jej strata, jestem zawsze chętny – szczególnie w dokładnym zwiedzaniu każdego detalu jej ciała.
 – Jak z jego nogą? – zapytała, całkowicie mnie ignorując.
 – Wygląda dobrze – oznajmiła stłumionym głosem ta dziewczyna o fioletowych włosach. Aż się zdziwiłem, jak dużo imion udało mi się zapamiętać. Bartolomeo, Sylvanas. Aż dwa.
 – Całe szczęście. Myślałem, że umrę... – przekręciłem oczami. Z moich ust prawie wyszło słowo „dziękuję”, ale stwierdziłem, iż będę zbyt miły. – Rozkuj mnie – ponownie zagrzechotałem kajdankami, jednak tym razem tak głośno, że echo powinno usłyszeć cały obóz.

< Sylvanas? Zrób, że go gdzieś wyciąga, a on pokazuje jej nagle swój tatuaż na podbrzuszu "ładny, cnie?" xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz