Kolejna noc okazała się kolejnym piekłem. Czułam, że przewracam się z boku na bok, ściskam prześcieradło, ale nie miałam na to żadnego wpływu. To wszystko działo się w mojej głowie. Chaos, niewyraźne postacie, światło, krew i zombie – to właśnie widziałam w każdym śnie, bez wyjątku. Aż w pewnym momencie usłyszałam delikatny, męski głos, który rozwiał cały mrok, który stał przed moimi oczyma. Od razu moje spięte mięśnie rozluźniły się, tak samo jak powieki. W końcu przespałam spokojnie całą noc, oddychając równomiernie. Rano, gdy po całym obozie odbijały się głosy ludzi, przebudziłam się. Z trudem uniosłam górną partię ciała, rozglądając się po całym pomieszczeniu. Pierwsze, co rzuciło się w oczy to śpiący przy ścianie Emanuel. Całkiem oszalał? Może się przeziębić... Chcąc nie chcąc, tym argumentem przekonałam się do wyjścia z łóżka. Po cichu klęknęłam przy mężczyźnie i próbowałam go obudzić, by przeniósł się na wygodny materac. Minęło parę minut, zanim udało mi się to osiągnąć; Emanuel otworzył ociężale powieki i ze dwa razy spojrzał w innym kierunku, po czym zatrzymał się na mnie.
– Cały czas tu byłeś? Dlaczego? – przekręciłam głowę z małym uśmiechem. Wiedziałam jednak, że moje koszmary nocne mogą przykuć kogoś uwagę, ale nigdy nie zmuszają do zostania na całą noc. Zaimponowało mi to.
Niestety nie spotkałam odpowiedzi. Prawdopodobnie chłopak był tak zmęczony, że kompletnie nie ogarnął otaczającego go świata. Przymknęłam na to oko, po czym pomogłam mu wstać. Jego ciało z trudem udało mi się położyć na swoim łóżku. Ja już nie potrzebowałam snu, za to mogłam przynieść jakieś dobre jedzenie Hany; tak też zrobiłam. Mimo że mamy środek apokalipsy, nasza młoda kucharka nie miała problemów ze wspaniałym doborem wykwintnych smaków. Podziękowałam jej, wychodząc z talerzami i kierując się do celi. Emanuel już nie spał, ale siedział zmęczony w kącie łóżka. Siadając na jego skraju, podałam mężczyźnie jedzenie z zachęcającym uśmiechem.
– Musisz tego spróbować – wzięłam widelec do ręki. – Mamy tu naprawdę zdolną kucharkę.
Dzięki temu, że chłopak uwierzył mi na słowo, jego podniebienie ogarnęło przyjemne uczucie spożywania dobrego jedzenia.
– Bierzesz leki nasenne? – zapytał nagle, a ja niemal nie wyplułam tego, co sobie przyniosłam. Szybko pokręciłam głową. Z tego co pamiętam, sama nigdy nie korzystałam z takich rzeczy, ale nie wiedzieć czemu te pytanie wyprowadziło mnie z równowagi.
– Nie! – by dopełnić swoje zaprzeczenie, wystawiłam ręce w geście obronnym. – Ale skoro już mowa o snach... Zdawało mi się, że... – dopiero w myślach zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo absurdalnie będzie brzmieć te zdanie. Emanuel jednak spojrzał z zaciekawieniem, co zmusiło mi do dokończenia wypowiedzi.
– Zdawało mi się, że twój głos odgonił wszystko, co złe – schowałam wzrok i straciłam jakąkolwiek odwagę, by spojrzeć mu w oczy. – Przepraszam, to musiało zabrzmieć naprawdę bez sensu – po chwili zachichotałam i jakby nigdy nic, wzięłam kęs jedzenia.
– Nie szkodzi – jego miły uśmiech sprawił, że czułam się naprawdę bezpiecznie. Jakby to właśnie on był moją barierą przed czymś złym. – Wiesz coś o tej chorobie? Coś więcej?
– Nic – pokręciłam głową. – Pojawiła się rok temu.
– Czy ty... czułaś we mnie niebezpieczeństwo...? Wtedy? – zawahał się, a ja otworzyłam szeroko oczy.
– To ma się całkiem inaczej... – zakłopotana, podrapałam się z tyłu głowy. – Odkąd pamiętam, mój umysł stwarzał sobie własny obraz rzeczywistości z udziałem... no, kogoś mi bliskiego. Kiedyś to była Sylvanas i jest tak do tej pory, ale wczoraj to...
– Co widziałaś? – zapytał szybko, jakby nie chcąc słyszeć tego, co będzie dalej. Zignorowałam to, odpowiadając na jego pytanie:
– Bliską osobę. Tylko, że... zombie – wytłumaczyłam. – I... i wczoraj to byłeś ty – przełknęłam ślinę i w jednym momencie kompletnie nie chciało mi się jeść, mimo że mój brzuch dociekliwie się tego domagał. Szybko wyszłam, nie wiedząc w którym kierunku tak właściwie mam iść. Wobec tego zatrzymałam się gdzieś tak niedaleko kuchni. Przecież ja się przed nim kompletnie ośmieszyłam... gdzie moja godność? Opowiadać rzeczy o snach... sny to wytwory naszej wyobraźni, coś mogło być prawdą, a coś nie. A jednak czułam, że to naprawdę był jego głos... Teraz, gdy go zapamiętałam, mogę sobie go odtwarzać w umyśle każdej, równie bolesnej nocy. Mimo iż chciałam, nie wróciłam do własnej celi i przez parę godzin zamyślona dąsałam się po sektorze, aż nastał późny wieczór. Pusto. Kiedy z powrotem znalazłam się w obozie, do pionu postawił mnie zdenerwowany głos Sylvanas.
– Gdzie ty byłaś?
– Mały spacer... dobrze mi zrobił – próbowałam ją uspokoić, jednak bezskutecznie. Prawdopodobnie kobieta wciąż miała przed oczami wczorajszą scenę, w której popisałam się, według Isaaca "zamachem na Emanuela". A pro po Emanuela, chciałam szybko go zobaczyć, bowiem gdy wychodziłam z celi, dostrzegłam bandaż na jego brzuchu.
– Co się z tobą dzieje? – w jej głosie zadudniła ogromna powaga.
– Tylko koszmary nocne – wzruszyłam ramionami. Nie czułam potrzeby, by wyjaśniać więcej, bo sama nie miałam pojęcia z czym się borykam.
– Nie jestem głupa i dobrze to wiesz. Co się stało wczoraj? Ty nie spałaś – położyła dłoń na moim ramieniu, martwiąc się.
– I nie wiem, czy teraz nie śpię – westchnęłam. Cóż, to była jedyna w miarę sensowna odpowiedź przeze mnie narzucona. – Słuchaj... sama nie wiem, co mnie dręczy. Na razie nikt nie wie – dodałam.
Po chwili ciszy oraz wymienianiu między sobą niepokojących spojrzeń, Sylvanas poinformowała mnie, że musi coś załatwić. Zgaduje, że teraz jej wolny czas zapełnia Isaac. Jeśli moja przyjaciółka mu ufała to nie miałam wyboru, sama musiałam spróbować.
Po chwili wróciłam do swojej celi. O dziwo Emanuel ciągle tam był, ale miałam nadzieję, że nie przez cały czas, od mojego wyjścia. To byłoby dziwne. Po cichu usiadłam na skraju łóżka, patrząc na niego ukradkiem.
– Trochę mnie poniosło, nie sądzisz? – zaśmiałam się, starając rozluźnić atmosferę, choć nie była napięta. Po prostu wydarzenia sprzed paru godzin dały o sobie znać.
– Nie przejmuj się tym – machnął ręką. Odetchnęłam z ulgą.
– A, hm... – zaczęłam, nie móc znaleźć słów. – Mógłbyś zdjąć te rękawiczki? – wskazałam na czarne, długie rękawiczki, których praktycznie nigdy nie ściągał. A przynajmniej nie w mojej obecności.
– Po co? – ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna nagle schował dłonie za siebie.
– Znaczy wiem, że Sylvanas wspominała o twoim braku kontroli, ale... chociaż na chwilę? – posłałam mu zakłopotany uśmiech. – Chciałabym dotknąć twojej dłoni.
Gdy to powiedziałam, czułam jakieś dziwne uczucie zjadające mnie od środka. Mimo to, w swojej głowie pytałam samą siebie o to, czy może jego ręce będą lodowate, a może ciepłe i rozgrzewające...
< Emanuel? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz