Naprawdę? Jak ktoś tak miły może przyjaźnić się z takim gburem? Odruchowo zmarszczyłam brwi, a na myśl wkradła mi się scena, w której Sylvanas i ów jegomość byli dosyć blisko siebie. To nie był dobry człowiek, widziałam to w jego oczach i nawet postawie. Możliwe, że się myliłam, ale gdybym miała szansę ją ostrzec, zrobiłabym to. W tym świecie nic nigdy nie wiadomo, a ten facet musiał jakimś sposobem sam przeżyć.
– Nic się nie stało – odparłam z westchnięciem. – Tacy ludzie się zdarzają.
– On nie jest złym człowiekiem – Emanuel próbował mnie przekonać, jednak spojrzałam na niego z niepewnością.
– Może z czasem ci uwierzę – podrapałam się z tyłu głowy. – Ale skoro ty mu ufasz, to przymknę na to oko. Wyglądacie, jakbyście byli blisko siebie – posłałam mu lekki uśmiech.
– Tak, wychowaliśmy się razem, mimo, że jestem starszy, on był tym silnym i odważnym, ja rozważnym i powstrzymującym go od różnych głupot, zawsze trzymaliśmy się razem. Nie baliśmy się za siebie oddać życie i on to prawie zrobił – wytłumaczył, a mnie szczerze mówiąc trochę zatkało. Hm, może jednak Isaac ma trochę oleju w głowie, chociaż polemizowałabym. W jednej chwili zakończyliśmy temat, po czym spojrzałam na leżącą na ziemi tackę z jedzeniem. Co jak co, ale nawet w tych czasach nie można odmawiać sobie posiłku. Jest go coraz mniej...
– Rozumiem. Zjesz coś chociaż? – zapytałam cichym tonem.
– Nie mogę tak – westchnął i podniósł tackę, wyciągając ją w moim kierunku. – A może ty...?
– A to sprawi, że zaczniesz jeść? – podniosłam jedną brew do góry w zakłopotanym uśmiechu. Mężczyzna wzruszył ramionami, a jego kąciki ust zadrżały. Wtedy dostrzegłam jego błyszczące, jasne spojrzenie, które wprawiło mnie w niemałe osłupienie. Nagle moja dłoń powędrowała na jego bliznę pod okiem. Wpatrzona, przejechałam koniuszkami palców wzdłuż niej.
– Skąd ją masz? – odzyskałam pełną świadomość, natychmiast wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Nie zorientowałam się nawet, że znacznie zmniejszyliśmy dystans między sobą.
– Nie ma sensu o niej mówić – machnął ręką, a po chwili w końcu wziął swój posiłek, na co ja zareagowałam wielkim uśmiechem.
– Zaraz wrócę – poinformowałam, chcąc wyjść z jego celi. Zatrzymałam się na metalowej framudze drzwi. Wokół zapanowała głucha cisza, a ja usłyszałam głośny szum w mojej głowie. Nie miałam odwagi, by odwrócić się w stronę mężczyzny, bowiem słyszałam zdyszane, głośne sapanie... jakby zmierzało w moim kierunku.
– Emanuel? – szepnęłam przerażona, a moja dłoń odruchowo sięgnęła po sztylet przymocowany do pasa.
Zebrawszy się na odwagę, odwróciłam się, a przed moimi oczami stanęła zakrwawiona i postrzępiona twarz białowłosego. Zamarłam na chwilę. Gdy Emanuel był coraz bliżej mnie, otworzył szeroko usta; ukazały się spragnione mięsa zęby pokryte szkarłatem. Co mu się stało? To, co się dzieje nie jest prawdą! Czas nieubłaganie płynął, uniosłam sztylet do góry, by z wielkim żalem wbić mu go w czoło, lecz... to się nie stało. A raczej na tym się skończyło. Mrugnęłam powieką, a ku mojemu przerażonemu spojrzeniu ukazała się zdrowa, jak najbardziej normalna twarz Emanuela. Zauważyłam, że kładę dłoń na jego ramieniu. Umysł znowu płata mi figle, tworząc własny obraz rzeczywistości... co mnie jednak zdziwiło – nie spałam, wcześniej też nie. Wszystko działo się tu i teraz... co ze mną nie tak, do cholery?! Natychmiast wypuściłam lśniący sztylet z dłoni, zakrywając usta ręką. To powoli przejmowało nade mną kontrole. Kropelki potu mimowolnie spływały po mojej skroni, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co chciałam zrobić... Chwili mojego strachu towarzyszył ogromny uścisk w żołądku i dziwne uczucie w gardle, jakby ktoś zaciskał mi pętlę na szyi.
– P-przepraszam! – jęknęłam, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co mogłam mu zrobić... ja bym go zabiła, gdybym się w porę nie ogarnęła. Ta myśl długo jeszcze zatruwała mój skołowany umysł. – Ja naprawdę nie chciałam! – poczułam, jak moje oczy robią się wilgotne. Wpatrywałam się z przerażeniem na zdziwioną twarz Emanuela. Ja nigdy bym nie próbowała go skrzywdzić! Nie potrafiłam jednak w stu procentach odpowiedzieć dlaczego. Ja... ja nie chcę tak żyć... myśl o tym, że w każdej chwili mogę zabić kogoś bliskiego, przerastała mnie. To wszystko wina mojego chorego, zniszczonego umysłu. Nie wiedziałam nawet co to za choroba i jak się jej, do cholery, pozbyć. Pamiętałam jednak, że najważniejsze to zachować swoją naturę i osobowość.
– J-ja nie chciałam cię skrzywdzić! To przez... – nie było dane mi dokończyć, ponieważ momentalnie do celi wbiegła Sylvanas i jej nowy "uczeń". Nim w ogóle się odnalazłam, zostałam odepchnięta na ścianę przez czarnowłosego, który niezwłocznie chciał zobaczyć się z Emanuelem. Trwał chaos, niszczący moją głowę. Bezradnie zsunęłam się na dół po ścianie, starając się zakryć twarz.
– Co tu się odjebało?! – rozdarł się zmieszany Isaac, po tym jak zobaczył na ziemi nóż oraz zdziwioną twarz swojego przyjaciela. Sylvanas, mimo że nic nie wiedziała o mojej chorobie, klęknęła obok mnie i starała się uspokoić. Nie płakałam, ale jednocześnie byłam przerażona sceną, która miała miejsce parę minut temu. Cóż, dla mnie czas się już zatrzymał. Był tylko tłem. Poza tym, mało brakowało, a stałabym się ofiarą przemocy. Oczywiście przyrzekam, że jeśli Isaac pochwaliłby się swoją agresją, wówczas sama bym wstała i mu oddała. Tylko, że jakieś dwa razy mocniej. Mimo swojego obecnego stanu, nie miałam problemu z samoobroną. Siła to nie wszystko, mózg odgrywa też całkiem istotną rolę.
< Emanuel? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz