Rumieńce wkradły mi się na twarz. To doprawdy było coś niezwykłego.
- Ja chyba nie muszę panience mówić, że również coś czuję - Zaśmiałem się nerwowo.
Pomimo tego, że nie mam czucia, chciałem jak najszybciej mieć kobietę w swoich ramionach. Zbliżyłem się powoli nie odrywając wzroku od jej pięknych oczu. Nadal obawiałem się, że jestem niebezpieczny ale tym razem kierowało mną coś silniejszego. Kiedy byłem już dostatecznie blisko by dostrzec najmniejszy ruch mimiki twarzy kobiety, na zewnątrz rozległ się nagle jakiś hałas. Trzaskanie drzwiami, tupot wielu nóg, wrzaski, coś przewróciło się z łomotem, psy eksplodowały zaciekłym ujadaniem. Odskoczyliśmy od siebie. Prędko zdjąłem rękawiczki wiedząc co mnie czeka. Spojrzałem na kobietę, która nie wiedziała co się dzieje. Ponownie za drzwiami zabrzmiał wściekły, zawodzący ryk. Przeciągły, wywołujący ciarki na plechach. Spojrzałem na Gwen ciężko, nadal trzymając w dłoniach rękawiczki i szarpnąłem drzwi.
- Proszę zostań tu... - Powiedziałem prędko wychodząc, jak głupi myśląc, że kobieta posłucha.
Idąc wzdłuż korytarza znalazłem się przy wyjściu, gdzie stała już dość spora część grupy. Osoby, przed którymi uciekałem zaledwie parę dni temu znaleźli się w naszej okolicy. Co prawda obóz wybudował bramę, ale wątpię, by powstrzymał taką dużą ilość i ludzi i mutantów. Ryk, który przed chwilą rozbrzmiał, dał mi znać, że powinienem się niepokoić. Nagle dostrzegłem jak jakaś dłoń spoczywa na moim ramieniu.
- Co tam się dzieje? - Zapytał ktoś z zebranych
- Inna grupa ocalałych - Stwierdziłem - Uciekają przed całą hordą zombii - Odwróciłem się do kobiety stojącą za mną uśmiechając lekko by ją pocieszyć.
- Musimy im pomóc - Stwierdziła znana mi już lekarka
- Odmawiam - Wystąpiła przywódczyni Sylvanas - Nie będziemy narażać naszych ludzi na atak tych stworów, czy nie wiadomo czego jeszcze - Spojrzała na każdego z grupy - Lecz muszą być naprawdę blisko, zamknąć bramę! - Krzyknęła
- Proszę zaczekać! - Szybko zaprzeczyłem - Wątpię by wytrzymała taki nacisk, prawdę mówiąc, możliwe, że ja skierowałem ich w tedy okolice.. - Nagle przerwała mi panienka Gwen
- Chyba nie chcesz.. - Wyszeptała lekko przerażona
- Niestety muszę - Powiedziałem pewnie - Odciągnę ich - Zwróciłem się ponownie do przywódczyni, która się zamyśliła
- Rikki - Kobieta spojrzała na mężczyznę z kartkami papieru w ręku - Pójdziesz z nim.. - Wydała rozkaz, na co mężczyzna jedynie przytaknął
- Nie ! Narazi Pani kogoś innego! - Wykrzyknąłem - Nie może się ktoś jeszcze narażać - Próbowałem zatrzymać tą decyzję
- Jesteś członkiem naszej grupy, skoro narażasz swoje życie, czemu nie możemy narażać kogoś innego? Każdy ma tutaj taką samą wartość - Spiorunowała mnie zimnym spojrzeniem - W dodatku jego umiejętności Ci się przydadzą - Wskazała na chłopaka, który bez żadnego wyrazu twarzy ruszył ku ciemnemu korytarzowi. Zmarszczyłem brwi, tak nie może być!
- Też idę! - Usłyszałem bliski mi głos, chciałem już się odwrócić i przemówić kobiecie do rozumu, lecz przywódczyni mnie wyprzedziła
- Stanowczo odmawiam - Słysząc to przeszyła mnie niewyobrażalna ulga.
- Czemu?! - Walczyła nadal panienka Gwen, lecz prędko ułożyłem swoje dłonie na jej ramionach.
- Nie mamy czasu - Uśmiechnąłem się miło, mimo iż czułem w środku ból, że mógłbym jej już nigdy nie zobaczyć. - Muszę iść - Wyszeptałem
- Mówiłam, że idę z Tobą - Zaczęła się szamotać
- Proszę... - Przyłożyłem delikatnie czoło do jej spoconego policzka - Pozwól mi siebie ochraniać - Po tych słowach spojrzałem jej w oczy i czule pocałowałem. Usłyszałem lekkie odgłosy zdumienia pośród tłumu. - Nie mógłbym się czuć jak mężczyzna narażając osobę, którą kocham.. - Zachichotałem nerwowo podkreślając ostatnie słowo i odsunąłem się na tyle by mogli zamknąć bramę. Mimo, że tak krótko ją znałem wiedziałem, co do niej czuję. Zdziwiona kobieta po chwili się ocknęła i chciała jeszcze przecisnąć się przez szparę, lecz powstrzymał ją mój przyjaciel Isaac, który lekko skiną głową.
[...]
Maczetę dostałem dodatkowo jako zwykłe narzędzie, od towarzyszącego mi mężczyzny. Jest równie prosta w budowie i równie wyrafinowana technologicznie co miecz. Chociaż w mieczu podobno mieści się honor wojownika, duchy ofiar, fart, jakiś osobiście i diabli widzą co jeszcze. Jeżeli zacznę nim ścinać suche i zmarszczone łby, narobię sobie kłopotu. W każdym bądź razie niepotrzebnie przyciągnę uwagę. Wyciągnąłem narzędzie w stronę Rikkiego, jeśli dobrze zapamiętałem jego imię.
- Tobie bardziej się przyda - Uśmiechnąłem się do niego, ale on jedynie co odparł mi dość ozięble
- To zostaw na ziemi, mi nie jest potrzebne - Słysząc to zacząłem się zastanawiać, jaką inną broń posiada. Pistolety? Racja, bardzo dobra broń, lecz hałasu tez potrafi narobić. W takim razie jaką posiada moc, ma mi pomóc ale jak?
- Jaki jest twój dar? - Zapytałem biegnąc przy jego boku, wysłuchując źródła hałasu, które cały czas się przemieszczało.
- Iluzja... - Odparł prowadząc mnie, mimo iż nie wyglądał widać, że zna się na przeżyciu. Cóż, nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, gdyż wyglądał na typowego czyścioszka. Znaczy, oczywiście, że też dbam o higienę, ale mężczyzna miał na sobie koszulę i inne elegancie rzeczy. Myślałem, ze w tym świecie stawia się na przetrwanie i do tego raczej potrzebny jest ubiór który nie krępuje ruchów. Czemu w ogóle myślę o takich rzeczy w takiej chwili? Co prawda dzięki temu też odsuwałem się od myślenia o kobiecie, której przed chwilą wyznałem miłość. Na litość boską muszę się skupić. Nagle zatrzymała mnie ręka mężczyzny, który rozkazał mi stanąć i zaczął coś malować na płótnie.
- To nie czas na to.. - Wyszeptałem - Odciągnę ich - Chciałem ruszyć
- Zaczekaj.. - Dokończył ostatnie pociągnięcia piórem - Skończone - Dodał, a ja nic nie rozumiałem.
Kiedy ponownie spojrzałem przed siebie dostrzegłem wielką ścianę.
- Co się stało? - Mój głos zadrżał
- Moja moc iluzji - Machnął dłonią i metalowy blok nagle stał się przezroczysty - Widzą tutaj tylko ścianę, ślepy zaułek, co oznacza, że będą musieli wybrać inną drogę. - Wytłumaczył - Jednak w tej chwili potrzebuję twojej pomocy - Na jego twarzy zagościł krytyczny uśmiech i wskazał palcem przed siebie - Musisz ich znowu pozabijać - Spojrzałem we wskazanym kierunku, gdzie w naszą stronę zaczęła biec cała wielka grupa zombiaków.
- To ich nie zatrzyma? - Zdziwiłem się
- Nie... to tylko iluzja, jak mówiłem, oczywiście Ci pomogę - Wyjął pistolet
- Nie mógłbyś stworzyć jakiś piesków do pomocy? - Skrzywiłem się przygotowując do walki, na co przyspieszyło moje serce.
- Kontrola nad nimi nie jest łatwa, a jeśli ugryzą jednego z moich stworzonych psów, ja również zostanę ugryziony, w tedy nie byłbym w stanie strzelać - Wytłumaczył pociągając za spust, przez co w mojej głowie zadudniło i dostrzegłem opadającego na ziemię trupa. Będzie trudno, no ale zaczynamy. Uśmiechnąłem się lekko wbijając dłoń w głowę pierwszego umarlaka, który staną mi na drodze. Prędko rzucili się na mnie kolejni, jednak zostali zlikwidowani przez strzelca. Chwytając dokładnie za ciało rzuciłem je pod nogi reszcie, by ich spowolnić przy okazji załatwiając kolejnych i strzegąc się przed ugryzieniami. Jednemu z nich złamałem rękę wyjmując z niej kość i wbijając twarz kolejnemu. Pomyśleć, że to dopiero początek, a miałem wrażenie, że jestem zmęczony. Kiedy obie dłonie utkwiły mi w tych obrzydliwych stworach, dostrzegłem jak szczęki jednego z szwendaczy kierują się w moją stronę. Prędko usztywniłem skórę w tym miejscu, dzięki czemu biedak połamał sobie na niej zęby... Zderzyłem dwie trupie głowy z całą siłą je rozgniatając. Kolejne truposze zaczęły padać, ozdabiając podłogę niczym dywan. Miałem wrażenie, że ich nie ubywa. Dopiero w tedy zdałem sobie sprawę, jaką wielką mam wolę walki i jak bardzo chcę ochraniać tą grupę, a najbardziej ją...
- Wysłałeś mnie na to gówno, tylko nie waż mi się ginąć! - Usłyszałem za sobą krzyk mężczyzny
- Nie mam zamiaru - Uśmiechnąłem się kopiąc zombiaka i wbijając w niego już nasączoną krwią rękę
< Gwenuś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz