-Ja naprawdę nie rozumiem,
dlaczego przyjąłeś ją do naszej "gromady"! - Powiedziałam do Carla.
Mogło to sprawiać wrażenie wrzasku.
-A dlaczego by nie? Przecież w grupie raźniej.- odpowiedział ze stoickim jak ja to nazywam spokojem.
-Może tobie!- pomyślałam i nim się zorientowałam wypowiedziałam to.
- A co ci w niej nie pasuje?!- zapytał lekko poddenerwowany już chłopak.
W tej chwili do celi weszła wcześniej wspomniana osoba. Tak, była nią Laurie.
-Czego ty tu szukasz?!- miałam już to powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
Zamiast tego wyszłam z pomieszczenia przypadkowo zachaczając o ramię dziewczyny. Wychodząc usłuszałam za sobą głos Laurie.
-Pokojnie, każdej przechodzi!- bez wątpienia mówiła to do lisiastego.
-Ta...- pomyślałam sobie.
Po tym padło jeszcze kilka słów ale już nie słuchałam. W korutarzu na drodze stanęła mi Luca.
-O co poszło? -zapytała się mnie.
-Nie twoja sprawa.- odpowiedziałam jej ozięble.
-No weź powiedz.- dalej błagała.
-Nie.
Powtórzyło się
to z 40 razy. W końcu dała za wygraną. Przez ten cały czas nie
wykazywałam ani krzty zainterezowania. Ona najwyraźniej to zauważyła, bo
zaczęła nową konwersacje.
-Może zainteresuje cię to, że Laurie znalazła...
-Dosyć!- krzyknęłam przerywając.- Wszędzie i zawsze ona! Laurie tu, Laurie tam dajcie już z nią spokój!- dodałam.
-wodę...- skończyła przerwane zdanie. Ja już tego nie słyszałam bo pobiegłam byle dalej od nich.
-Tak, chwila samotności dobrze mi zrobi...- powiedziałam sama do siebie
siadając w kącie jakiegoś maľgo, ciemnego pomieszczenia. Obok siebie pod
leżącą deską znalazłam pistolet i kilka bułek.
- Mogą się przydać. Nawet jeśli są spleśniałe...- pomyślałam wkładając je do torby, która leżała w drugim końcu pokoju. Jeszcze chwile zostałam przeszukując pomieszczenie.
- Mogą się przydać. Nawet jeśli są spleśniałe...- pomyślałam wkładając je do torby, która leżała w drugim końcu pokoju. Jeszcze chwile zostałam przeszukując pomieszczenie.
Niestety nie było tam nic więcej poza czymś co przypominało granat. Nie
chodzi o owoc, ale o coś w stylu bomby. Zabrawszy znaleziony łup
wróciłam do reszty. Kiedy tylko znalazłam Carla, rzuciłam mu torbę pod
nogi. W naszych stronach znaczyło to tyle co surowe przeprosiny. Czyli
po prostu tak jakbyś mówił ,,Wybacz, ale nadal uważam że choć po części
mam racje.". To i tak na mnie wystarczające. Równie dobrze mogłam tego
nie robić. Ale cóż. Wolę nie mieć wrogów. Odeszłam po tym bez słowa.
Chwile później usiadłam przy ścianie. Naprzeciwko był tuzin małych
okienek.
-Piker...- powiedziałam cicho. Nazywał się tak biało-szary ogier z nakrapianym zadem. Mój ulubieniec.
-Chyba jako jedyny nie zrzucił mnie z grzbietu- dodałam w myślach.
Po chwili powróciłam do rzeczywistości. W końcu on już umarł. Teraz miałby 40 lat. Myśląc o tym zauważyłam, że kiedyś byłam radosna, a teraz? Jak to więzienie potrafi zmienić człowieka... Lubiałam też oglądać pełnie księżyca. Zawsze wtedy wychodziłam na dwór bo było tak jasno...
-No właśnie! Pełnia!- pomyślałam. W końcu znalazłam odpowiedź na pytanie dlaczego jest widno.
Podeszłam do okna i jak zaczarowana wpatrywałam się w taflę wody z odbiciem ojca nocy- księżyca. Po dłuższym czasie usnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rano obudziłam się wypoczęta. Jak na moje oko była trzecia lub czwarta. Wszyscy jeszcze spali. Cicho podeszłam do Carla i starałam się obudzić go.
-Kto tam? Jeszcze chce spać...- powiedział przez sen chłopak.
-No wstawaj.- nadal próbowałam, ale ten tylko przewrócił się na drugi bok.
-Obudź się śpiochu!- nie dawałam za wygraną. Ten jednak dalej chrapał.
-Jak by tu go zbudzić..- myślałam.- Wiem!- krzyknęłam w głowie bo wpadłam na pewien pomysł.
-Budynek się pali!- powiedziałam na tyle głośno by usłyszał, a i na tyle cicho by nie obudzić innych. Tak jak myślałam natychmiast się zerwał.
-Budynek się pali?- zapytał.
-Nie. Powiedziałam tak byś się obudził. Jak widzisz, udało się.
-Skoro i tak nie śpię powiedz mi o co ci chodziło...- powiedział Lisiu
-Może wyjdźmy stąd na chwile?- zapytałam.
-No dobra...- odpowiedział chłopak wstając.
Wyszliśmy na boczny korytarz.
-To co chciałaś?
-Chodzi o tą Laurie... Strasznie przypomina mi tę dziewczynę, o której ci mówiłam. Dlatego się tak wzburzyłam gdy ją znaleźliśmy...
-Rozumiem. Ale wiesz, że nie powinno się oceniać książki po okładce?
-Tak, wiem. Przepraszam za tą wczorejszą kłótnię...- powiedziałam spuszczając głowę.
-Nic się nie stało.- odpowiedział chłopak głaskając mnie po głowie.
Tym razem nie opierałam się.
-Nawet to całkiem miłe... Na pewno nie takie jak wcześniej myślałam.- powiedziałam w głowie i uśmiechnęłam się. Szczerze mówiąc, naprawdę zachowuje się jak brat większości ludzi na świecie. - W ostateczności to nie takie złe.- pomyślałam i zaśmiałam się w duszy.
Carl? Albo kto inny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz