czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Laurie C.D Carl

Spojrzałam z lekko otwartymi ustami na znalezisko przed sobą; czysta woda w szczelnie pozamykanych butlach leżała w kącie jakby złożona i zamknięta specjalnie na taką okazję, nieco zakurzone nakrętki aż prosiły się o wytarcie, a sama myśl o tym, że nikt z tego jeszcze nie skorzystał nieco mnie ruszyła. Nikt nie pomyślał o tym, by otworzyć tą celę? A jeśli już ktoś ją zauważył, to nie zrobił tego, bo.. Dlaczego? Myśli kłębiły się w mojej głowie, doprowadzając do tego, że cofnęłam się i odeszłam na bok, by reszta mogła zajrzeć do środka. Poszłam z nimi, zgodziłam się zostać tutaj prawie bezpodstawnie oddając im swoje zaufanie. Jeszcze nikt kogo spotkałam nie zachował się w ten sposób.
- Uh, Laurie? - znów ktoś przerwał mój monolog z własnym, wewnętrznym ,,ja". Odwróciłam się w stronę dziewczyny, która wcześniej proponowała mi pomoc z drzwiami i posłałam jej pytające spojrzenie, przekręcając lekko głowę. Przyjrzała mi się w ciszy, już miała coś powiedzieć, ale przerwałam jej ruchem ręki i spojrzałam w bok na korytarz, na końcu którego dwóch zarażonych szło w naszą stronę nieco mozolnie. Uśmiechnęłam się szeroko jak na widok karuzeli, wyciągnęłam ostrza i pobiegłam w ich stronę chichocząc lekko, odepchnęłam jednego nogą, drugiego dezorientując bieganiem w kółko, wreszcie zlitowałam się nad nim i jednym prostym ruchem ścięłam mu głowę, zanim jednak odwróciłam się do drugiego ten już wylądował na mnie, przewalając mnie. Różowo-włosa chciała pomóc, ale ja tej pomocy nie potrzebowałam. Szybko zrzuciłam go z siebie i kilka razy dźgnęłam jednym ostrzem w brzuch, przebijając go, drugim uderzyłam w ramię które teraz zwisało na resztce z mięsa. Dobiłam go, tak samo przebijając czaszkę i wyciągnęłam broń, chowając ją do pokrowców, nie zważając na krew.
- Szkoda mi was. - westchnęłam z żalem przypatrując się poplamionej powierzchni swojego ubrania i wróciłam do ,,pomocnej". - Wybacz, nie chciałam żeby się zbliżyli, szkoda byś poplamiła tak słodką buźkę.
Wyszczerzyłam się do niej, nawet miałam ochotę się przytulić, ale zrezygnowałam, słysząc kłótnię w jednej z cel. To nie tak, że nie miałam serca, po prostu darli się zbyt głośno jak na mój gust. Podeszłam do wejścia, stając w nim i opierając się, co ich uciszyło, choć sama nie wiem czemu. Chciałam rzucić jeszcze mądry tekst.. czy coś w moim stylu. Druga członkini grupy po prostu wyszła, trącając mnie ramieniem, na co się skrzywiłam.
- Spokojnie, każdej przechodzi! - powiedziałam wesoło do chłopaka, klaskając w dłonie. - Tak to już z nami jest, mamy humorki.
Tu już pozwoliłam sobie podbiec i przytulić go mocno, poklepałam go lekko po głowie i odbiegłam, szukając wrażeń w innych celach.

( Chętni na Bananowy sok? >,< )

1 komentarz:

  1. Chyha moja kolej na odpisanie? To, ze nie moge za bardzo nie znaczy, ze wcale. :P

    -Blusji

    OdpowiedzUsuń