Przez chwilę byłam trochę zawiedziona faktem, że nowe osoby nie mają
wody. Lecz zaraz potem zaintrygowało mnie zdanie Carla: ,,Wody nie mamy,
ale za to Blu ma taką moc”. Moc... czyli nie jestem sama. Nie tylko ja
posiadam paranormalne zdolności. ,,Ciekawe, jaką moc” - zastanawiałam
się. Nie trwało to długo, po chwili się dowiedziałam. Nad chłopakiem ni
stąd, ni zwąd, pojawiła się ciemna, kłębista chmura. A zaraz potem lunął
z niej gęsty deszcz. Carl w kilka sekund był cały mokry. Blusji po
cichu zaczęła chichotać.
- Ejj! - krzyknął oburzony chłopak – to było bardzo miłe z twojej strony!
- Wybacz – odpowiedziała Blusji, w głębi duszy dalej śmiejąc się ze
swojego dowcipu – po prostu nie lubię, gdy ktoś rozpowiada o mojej mocy
naokoło.
Odsunęłam się kilka kroków od deszczowej chmury. Tak jak lepiej unikać
kontaktu urządzeń elektrycznych z wodą, tak lepiej żebym ja nie dotknęła
wody, gdy w pobliżu są ludzie. Bo może się to dla nich nie zbyt fajnie
skończyć... Takie są właśnie minusy posiadania władzy nad
elektrycznością.
W tym czasie Carl próbował uchronić się przed chmurą. Niestety, na nic
nie zdawały się jego wysiłki. Tam gdzie on się ruszył, za nim podążyła
chmura.
- Mogłabyś łaskawie usunąć tą chmurę znad mojej głowy?! - chłopak zwrócił się do Blu – nie wiem, czy wiesz, ale ja tu moknę!
- Ach tak, już już... - odparła dziewczyna, po czym pośpiesznie usunęła chmurę znad głowy Carla.
- Wielkie dzięki – odpowiedział nadal zły chłopak – teraz jestem cały mokry. Szkoda, że nie mamy suszarki.
Szkoda, że moje porażenie prądem nie wysuszy człowieka, tylko spali go żywcem...
Nagle zaśmiałam się. Sama nie wiem z czego. W tej sytuacji raczej nie
wypadało mi się śmiać, ale ze mną jest tak zawsze. Śmieję się wtedy, gdy
nie trzeba, a kiedy już ktoś powie coś śmiesznego, to zachowuję powagę
jak na pogrzebie.
- A ty z czego się śmiejesz? - spytała mnie Blu
I co ja mam teraz odpowiedzieć? Że niby z nich się śmieję? Nagle
przypomniałam sobie o mojej włóczni. Moje tysiąc pięćset sto dziewięćset
bzdurnych pomysłów na minutę, dzięki wielkie!
- Z niczego, już nic...
Taa, ale odpowiedź. Po prostu powalająca. Ale nie mogłam nic lepszego
wymyślić. Podeszłam do miejsca, w którym wylądowałam wypadając z szybów
wentylacyjnych, i podniosłam moją włócznię leżącą przy ścianie. A raczej
kawałek włóczni. Został z niej tylko kawałek kija i ostrze. Zresztą
tępe. Przynajmniej miałam wymówkę, żeby nie mówić, z czego się
roześmiałam. Ale w sumie zawsze taka włócznia może do czegoś się
przydać.
- Musiałam tylko wziąć to – powiedziałam, wskazując na ,,włócznię” w mojej ręce.
Nagle usłyszałam jakieś szmery niedaleko. Coś najwyraźniej zmierzało w
naszym kierunku. I nie był to raczej zwykły zombiak. Raczej coś
większego. Dużo większego.
- Dobra, ruszymy się z tego miejsca czy dalej będziemy tu stać, aż znajdzie nas jakiś stwór? - zapytała Blusji.
- Jasne, idziemy. - odpowiedział Carl - Luca, idziesz?
- No oczywiście! Na razie nie mam w planach śmierci.
Ruszyliśmy w przeciwnym kierunku, z którego słyszałam owe szmery. Carl i
Blu nie wyglądali jednak, jak gdyby coś usłyszeli. Chociaż, pewnie to
dla nich normalne, ze po korytarzach włóczą się zombiaki i inne
kreatury. Pomimo wszystko na ich miejscu byłabym choć ciut
przestraszona. Ale zależy też, kto ma jaki charakter.
Po kilku minutach marszu w zupełnej ciszy przerywanej tylko odgłosami
naszych kroków i uderzających o podłoże kropel wody spadającej z lekko
przeciekającej rury, postanowiłam się odezwać:
- Dokąd właściwie idziemy?
- Na pewno do innego sektora. I ogólnie miejsca, w którym byłaby woda i
coś do jedzenia. - wyjaśnił Carl – a mówiąc o jedzeniu, masz może coś?
Wyjęłam z kieszeni szkolnego żakietu małą, suchą kromkę chleba.
- Tylko tyle – odpowiedziałam – Jedyne, co mi zostało.
Wszyscy troje trochę posmutnieliśmy. W końcu nasze położenie nie było
bajkowe. Cały czas uciekaj przed potworami, zombiakami, i sam Bóg wie
jeszcze czym, do tego szukaj wody i jedzenia, i co najważniejsze:
spróbuj nie umierać.
I znowu zapadła grobowa cisza. W głowie jeszcze kłębiło mi się od pytań,
ale jakoś nie miałam siły, i chyba odwagi, by je zadać. W związku z tym
skupiłam się na podłodze i swoich podniszczonych traperach.
- Jakim cudem jeszcze nic cię nie dopadło? I czemu.. wiesz.. nie zostałaś.. zarażona? - usłyszałam pytania. Zadała je Blusji.
No to nadszedł czas wyjaśnień. Eh.. nie lubię zbytnio mówić o sobie.
Przynajmniej nie pytają się o przeszłość. Przynajmniej to. Bo tak to
pewnie nic bym im nie odpowiedziała. A tak.. może się też czegoś dowiem.
Dość długo myślałam, co odpowiedzieć, bo dostałam chwilowej zaćmy
umysłu. W końcu skupiłam się na najważniejszych rzeczach, i
odpowiedziałam.
- Może do dlatego, że ja też.. mam dar.
Prosto i jasno wyjaśnione. Zresztą, takie były moje domniemania. Bo niby
jak wyjaśnić to, że mogę kontrolować elektryczność? I to, że wszyscy
inni niedaleko mojej celi zostali zarażeni, a ja nie?
- Umiem, tak jakby, kontrolować elektryczność. Prąd po prostu się mnie słucha, i robi, co każę. No, mniej więcej. - wyjaśniłam.
-Interesujące... - cicho powiedział pod nosem Carl.
Blusji na razie nic nie odpowiedziała. Ale coś czułam, ze w głowie już szykuje sobie odpowiedź.
- Powinnam się była tego spodziewać, że wiesz.. masz dar. W końcu tylko
ci z darem przetrwali.. Po prostu, na pierwszy rzut oka, nie widać tego
po tobie.
I z tym się zgodzę. Nie wyglądam przecież jak na swój wiek,
dziewiętnastu lat. Góra na piętnaście. I do tego ten szkolny mundurek...
Muszę sobie skombinować jakieś inne ubranie. Tylko ciekawe, skąd. A
zresztą, ubranie nie jest teraz najważniejsze. Tylko to żeby jakoś
przeżyć. A wracając do swojego dziecięcego wyglądu, to stwierdzam, że
przy nowych znajomych wyglądam jeszcze bardziej jak dziecko. Blusji i
Carl mierzą, jak na moje oko, coś ponad metr osiemdziesiąt, a ja tylko
te swoje marne sto pięćdziesiąt dziewięć centymetrów...
Przez następne kilka minut drogi zastanawiałam się, co właściwie myślę o
Carlu i Blusji. Chociaż, co mogę o nich myśleć po prawie pół godzinie
znajomości? Nie znam ich za bardzo. Więc za bardzo nie wiem, co mogę
myśleć. Tak czy siak, ta dwójka wydała mi się sympatyczna. W końcu
pomogli mi, kiedy wypadłam z tych głupich wentyli. Za dużo to się też
nie narozmawialiśmy.. ale mimo wszystko, czuję, że są dobrymi ludźmi.
Czego o mnie powiedzieć nie można...
Nagle Carl i Blusji się zatrzymali. Korytarz się skończył. Przed nami były dwie drogi – jedna prowadząca w lewo, druga w prawo.
- Którędy idziemy? - spytałam, by przerwać ciszę. A tak naprawdę to ciekawiło mnie, którą drogę wybierzemy.
Carl?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz