piątek, 21 sierpnia 2015

Od Lucienne CD Carl'a

Przez chwilę byłam trochę zawiedziona faktem, że nowe osoby nie mają wody. Lecz zaraz potem zaintrygowało mnie zdanie Carla: ,,Wody nie mamy, ale za to Blu ma taką moc”. Moc... czyli nie jestem sama. Nie tylko ja posiadam paranormalne zdolności. ,,Ciekawe, jaką moc” - zastanawiałam się. Nie trwało to długo, po chwili się dowiedziałam. Nad chłopakiem ni stąd, ni zwąd, pojawiła się ciemna, kłębista chmura. A zaraz potem lunął z niej gęsty deszcz. Carl w kilka sekund był cały mokry. Blusji po cichu zaczęła chichotać.
- Ejj! - krzyknął oburzony chłopak – to było bardzo miłe z twojej strony!
- Wybacz – odpowiedziała Blusji, w głębi duszy dalej śmiejąc się ze swojego dowcipu – po prostu nie lubię, gdy ktoś rozpowiada o mojej mocy naokoło.
Odsunęłam się kilka kroków od deszczowej chmury. Tak jak lepiej unikać kontaktu urządzeń elektrycznych z wodą, tak lepiej żebym ja nie dotknęła wody, gdy w pobliżu są ludzie. Bo może się to dla nich nie zbyt fajnie skończyć... Takie są właśnie minusy posiadania władzy nad elektrycznością.
W tym czasie Carl próbował uchronić się przed chmurą. Niestety, na nic nie zdawały się jego wysiłki. Tam gdzie on się ruszył, za nim podążyła chmura.
- Mogłabyś łaskawie usunąć tą chmurę znad mojej głowy?! - chłopak zwrócił się do Blu – nie wiem, czy wiesz, ale ja tu moknę!
- Ach tak, już już... - odparła dziewczyna, po czym pośpiesznie usunęła chmurę znad głowy Carla.
- Wielkie dzięki – odpowiedział nadal zły chłopak – teraz jestem cały mokry. Szkoda, że nie mamy suszarki.
Szkoda, że moje porażenie prądem nie wysuszy człowieka, tylko spali go żywcem...
Nagle zaśmiałam się. Sama nie wiem z czego. W tej sytuacji raczej nie wypadało mi się śmiać, ale ze mną jest tak zawsze. Śmieję się wtedy, gdy nie trzeba, a kiedy już ktoś powie coś śmiesznego, to zachowuję powagę jak na pogrzebie.
- A ty z czego się śmiejesz? - spytała mnie Blu
I co ja mam teraz odpowiedzieć? Że niby z nich się śmieję? Nagle przypomniałam sobie o mojej włóczni. Moje tysiąc pięćset sto dziewięćset bzdurnych pomysłów na minutę, dzięki wielkie!
- Z niczego, już nic...
Taa, ale odpowiedź. Po prostu powalająca. Ale nie mogłam nic lepszego wymyślić. Podeszłam do miejsca, w którym wylądowałam wypadając z szybów wentylacyjnych, i podniosłam moją włócznię leżącą przy ścianie. A raczej kawałek włóczni. Został z niej tylko kawałek kija i ostrze. Zresztą tępe. Przynajmniej miałam wymówkę, żeby nie mówić, z czego się roześmiałam. Ale w sumie zawsze taka włócznia może do czegoś się przydać.
- Musiałam tylko wziąć to – powiedziałam, wskazując na ,,włócznię” w mojej ręce.
Nagle usłyszałam jakieś szmery niedaleko. Coś najwyraźniej zmierzało w naszym kierunku. I nie był to raczej zwykły zombiak. Raczej coś większego. Dużo większego.
- Dobra, ruszymy się z tego miejsca czy dalej będziemy tu stać, aż znajdzie nas jakiś stwór? - zapytała Blusji.
- Jasne, idziemy. - odpowiedział Carl - Luca, idziesz?
- No oczywiście! Na razie nie mam w planach śmierci.
Ruszyliśmy w przeciwnym kierunku, z którego słyszałam owe szmery. Carl i Blu nie wyglądali jednak, jak gdyby coś usłyszeli. Chociaż, pewnie to dla nich normalne, ze po korytarzach włóczą się zombiaki i inne kreatury. Pomimo wszystko na ich miejscu byłabym choć ciut przestraszona. Ale zależy też, kto ma jaki charakter.
Po kilku minutach marszu w zupełnej ciszy przerywanej tylko odgłosami naszych kroków i uderzających o podłoże kropel wody spadającej z lekko przeciekającej rury, postanowiłam się odezwać:
- Dokąd właściwie idziemy?
- Na pewno do innego sektora. I ogólnie miejsca, w którym byłaby woda i coś do jedzenia. - wyjaśnił Carl – a mówiąc o jedzeniu, masz może coś?
Wyjęłam z kieszeni szkolnego żakietu małą, suchą kromkę chleba.
- Tylko tyle – odpowiedziałam – Jedyne, co mi zostało.
Wszyscy troje trochę posmutnieliśmy. W końcu nasze położenie nie było bajkowe. Cały czas uciekaj przed potworami, zombiakami, i sam Bóg wie jeszcze czym, do tego szukaj wody i jedzenia, i co najważniejsze: spróbuj nie umierać.
I znowu zapadła grobowa cisza. W głowie jeszcze kłębiło mi się od pytań, ale jakoś nie miałam siły, i chyba odwagi, by je zadać. W związku z tym skupiłam się na podłodze i swoich podniszczonych traperach.
- Jakim cudem jeszcze nic cię nie dopadło? I czemu.. wiesz.. nie zostałaś.. zarażona? - usłyszałam pytania. Zadała je Blusji.
No to nadszedł czas wyjaśnień. Eh.. nie lubię zbytnio mówić o sobie. Przynajmniej nie pytają się o przeszłość. Przynajmniej to. Bo tak to pewnie nic bym im nie odpowiedziała. A tak.. może się też czegoś dowiem.
Dość długo myślałam, co odpowiedzieć, bo dostałam chwilowej zaćmy umysłu. W końcu skupiłam się na najważniejszych rzeczach, i odpowiedziałam.
- Może do dlatego, że ja też.. mam dar.
Prosto i jasno wyjaśnione. Zresztą, takie były moje domniemania. Bo niby jak wyjaśnić to, że mogę kontrolować elektryczność? I to, że wszyscy inni niedaleko mojej celi zostali zarażeni, a ja nie?
- Umiem, tak jakby, kontrolować elektryczność. Prąd po prostu się mnie słucha, i robi, co każę. No, mniej więcej. - wyjaśniłam.
-Interesujące... - cicho powiedział pod nosem Carl.
Blusji na razie nic nie odpowiedziała. Ale coś czułam, ze w głowie już szykuje sobie odpowiedź.
- Powinnam się była tego spodziewać, że wiesz.. masz dar. W końcu tylko ci z darem przetrwali.. Po prostu, na pierwszy rzut oka, nie widać tego po tobie.
I z tym się zgodzę. Nie wyglądam przecież jak na swój wiek, dziewiętnastu lat. Góra na piętnaście. I do tego ten szkolny mundurek... Muszę sobie skombinować jakieś inne ubranie. Tylko ciekawe, skąd. A zresztą, ubranie nie jest teraz najważniejsze. Tylko to żeby jakoś przeżyć. A wracając do swojego dziecięcego wyglądu, to stwierdzam, że przy nowych znajomych wyglądam jeszcze bardziej jak dziecko. Blusji i Carl mierzą, jak na moje oko, coś ponad metr osiemdziesiąt, a ja tylko te swoje marne sto pięćdziesiąt dziewięć centymetrów...
Przez następne kilka minut drogi zastanawiałam się, co właściwie myślę o Carlu i Blusji. Chociaż, co mogę o nich myśleć po prawie pół godzinie znajomości? Nie znam ich za bardzo. Więc za bardzo nie wiem, co mogę myśleć. Tak czy siak, ta dwójka wydała mi się sympatyczna. W końcu pomogli mi, kiedy wypadłam z tych głupich wentyli. Za dużo to się też nie narozmawialiśmy.. ale mimo wszystko, czuję, że są dobrymi ludźmi. Czego o mnie powiedzieć nie można...
Nagle Carl i Blusji się zatrzymali. Korytarz się skończył. Przed nami były dwie drogi – jedna prowadząca w lewo, druga w prawo.
- Którędy idziemy? - spytałam, by przerwać ciszę. A tak naprawdę to ciekawiło mnie, którą drogę wybierzemy.

Carl?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz