sobota, 8 sierpnia 2015

Od Rade C.D Sylvanas

Uśmiechnęłam się i pokiwałam energicznie głową. Dawno nie miałam w ustach posiłku, który można by było nazwać domowym. W ułamku sekundy podbiegłam do krat. Sylvanas wyglądała na strapioną. Zanim odeszła, wyciągnęłam rękę przez kraty i złapałam ją za ramię. Kiedy spojrzała na mnie, w jej oczach dostrzegłam nieme pytanie. Spoważniałam i skinęłam z szacunkiem głową. Wcześniej wyszła ignorując moje słowa, ale musiałam podziękować. Wykrzywiła usta w małym uśmiechu i ruszyła dalej. Jakiś czas później pod celę podeszła Anna. Nie, Hana.
- Um... Przepraszam panią. Przyniosłam jedzenie. - powiedziała cicho dziewczyna. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to różowe włosy związane w dwa kucyki. Z pewnością nie była starsza ode mnie. W rękach trzymała metalowy talerz z parującą zawartością. Poklepałam miejsce obok siebie. Hana zaczerwieniła się, po czym otworzyła celę. W mojej głowie ponownie zaświtał pomysł ucieczki, ale skoro tak dobrze mnie traktują to czemu by nie zostać. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na dziewczynę. Stała niedaleko z wyciągniętym w moją stronę talerzem. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam ręką, by usiadła.  Chwilę się zastanowiła i usiadła na krańcu posłania Nicolas'a.
~ Chyba się mnie boi. ~ pomyślałam. Usłyszałam chrząknięcie. Różowo włosa patrzyła się na napis cała zarumieniona.
~ Przepraszam. ~ Uśmiechnęłam się do niej. Drżącymi dłońmi podała mi jedzenie. Wzięłam talerz i wciągnęłam głęboko zapach hm... gulaszu? Przynajmniej na gulasz to wyglądało, ale pal sześć licho. Po raz pierwszy od początku tej zarazy poczułam się niemal jak w domu.  Ale gdy wzięłam do ust pierwszą łyżkę... Miałam wrażenie, jakby mój żołądek - do tej pory karmiony produktami wątpliwej jakości - miał się rozpłynąć (*le orgazm brzuszny xD).
- Smaczne? - zapytała Hana.
~ Bardzo. ~ Moją twarz rozjaśnił błogi uśmiech. Dziewczyna nieśmiało odwzajemniła gest.
- Dziękuję proszę pani. Sama robiłam. - powiedziała cicho, niemal niesłyszalnie. Między nami zaległa niewygodna cisza. Kontynuowałam jedzenie, podczas gdy Hana rozglądała się onieśmielona po celi. Postanowiłam zagaić rozmowę.
~ Za co siedzisz? ~ Słowa pojawiły się tuż przed jej nosem. Podskoczyła zaskoczona i odchyliła się nieco, by móc przeczytać pytanie. Chwilę później spuściła oczy. Zwróciłam uwagę na jej ręce, które gniotły materiał jej bluzy. Zapewne uderzyłam w czuły punkt. Żeby nie musiała odpowiadać, zrobiłam to za nią.
~ Ja zemściłam się za to. ~ Wskazałam swoją szyję. Dziewczyna spojrzała na mnie. Po policzkach spływały jej łzy. Podczas pobytu w więzieniu rzadko widywałam, jak ktoś płakał. a kiedy to robił, kończył wyśmiewany. Zrobiło mi się szkoda tej dziewczyny. Odłożyłam jedzenie na bok i powoli usiadłam obok Hany. Do tej pory nie musiałam pocieszać płaczących osób. Próbowałam nie robić zdezorientowanej miny i poklepałam ją po ramieniu. Nie zareagowała. Zacisnęła mocniej dłonie na kolanach, w które uparcie się wpatrywała, próbując powstrzymać strumień łez. Niespodziewanie do mojej głowy wpadł chyba najlepszy tego dnia pomysł. Przytulanie. Bo kto nie lubi przytulania. No dobra, ja, ale to już taki szczegół. Hana siedziała bokiem do mnie, co utrudniało wykonanie tej jakże błyskotliwej czynności. W końcu westchnęłam bezgłośnie I uklękłam przed nią. Czułam się na maksa głupio, ale kiedy uniosła głowę, wykorzystałam moment, żeby uwiesić się na jej szyi. Pisnęła cicho i chciała się wyrwać, lecz trzymałam ją mocno. Po chwili zrozumiała gest i lekko objęła moje ramiona. Nie powiem, że było mi wygodnie, bo klęczałam, a do tego akurat wtedy zachciało mi się kichać. Chyba cudem zwalczyłam odruch. Jednak uścisk najwyraźniej nie poskutkował w taki sposób, w jaki bym chciała, bo Hana zaczęła szlochać jeszcze bardziej. W moje ramię. Cichy głosik w mojej głowie zawył zrozpaczony ''Moja cudowna bluza!''. Wdzięczna za to, że nie dziewczyna nie widzi mojej cierpiętniczej miny, kontynuowałyśmy to, co zaczęłam. Po jakimś czasie odkleiła się ode mnie uspokojona. Wstałam z klęczek, by rozprostować nogi. Kątem oka zauważyłam, jak Hana wyciera twarz o koniec rękawa.
- Dziękuję i przepraszam pani... - powiedziała nieśmiało.
~ Mam na imię Rade. Czuję się staro, kiedy nazywasz mnie 'panią'. ~ zaśmiałam się bezgłośnie.
- Dobrze R-Rade. - poprawiła się. Pokiwałam głową z aprobatą, po czym chwyciłam talerz. Na dnie zalegała resztka pysznego dania, która szybko wylądowała w moich ustach. Zastanawiałam się co zrobić z naczyniem, ale Hana mnie wyręczyła, zabierając talerz i łyżkę. Wyszła bez słowa, nie zamykając nawet celi, co uznałam za pozwolenie na poruszanie się swobodnie. Nie bardzo wiedziałam gdzie pójść, więc podążyłam za Haną. Dotarłyśmy do tej samej łazienki, którą się tu wkradłam. Różowo włosa już miała zamiar coś powiedzieć, ale ją uprzedziłam.
~ Zaraz wracam. ~ rzuciłam słowami w powietrze, po czym błyskawicznie znalazłam się w kanale wentylacyjnym i po chwili wychodziłam na korytarz. Dobrze, że sobie przypomniałam o moich drogich roślinkach, które bez wody umarłyby w krótkim czasie. Starałam się być cicho , by nie zwołać wszystkim szwendaczy z okolicy. Ruszyłam dalej, a przy rozwidleniu skręciłam w prawidłową stronę. Wkrótce znalazłam się pod kolejnym wejściem do szybu. Jedyny problem stanowił brak moich mieczy. To dzięki nim mogłam się zaczepiać o rury biegnące pod sufitem, były dla mnie niczym przedłużenie ramion. Obrzuciłam okolicę wzrokiem w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym użyć jako podwyższenia, lecz nic nie znalazłam. Niestety bycie niską często jest nieopłacalne. Cholera, pomyślałam. Tylko tędy mogłam dostać się do mojej celi z racji tego, że spędziłam dwie godziny na stapianiu jej zamka. Architekci tego więzienia zaprojektowali tylko krótkie odcinki kanałów wentylacyjnych, rzadko które się krzyżowały. Spróbowałam się rozpędzić i wyskoczyć, ale nic z tego. Ruszyłam do przodu z nadzieją, by znaleźć krzesło, stołek, czy cokolwiek innego. Przez cały czas nasłuchiwałam odgłosów nieumarłych wędrujących gdzieś tam w ciemnościach. A propos ciemności, właśnie dotarłam do części korytarza, gdzie jedynie parę żarówek tliło się, dając nikły, żółty poblask. Dawno tędy nie szłam i nie byłam pewna, czego mam się spodziewać. Skupiłam się i po chwili na mojej dłoni zatańczyło błękitne światło, które uformowało delikatną kulę.

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/f1/7f/c1/f17fc155cd2647f830f0c9dcfe17bd5d.gifWyrzuciłam ją przed siebie najdalej, jak mogłam, obserwując na czym załamuje się fala jasności. Mój twór toczył się po podłodze do momentu uderzenia w ścianę i rozpłynął się, jak mgiełka. Zaraz za tym zakrętem była moja cela. Jednak nie na tym się skupiłam. Mój wzrok przykuł metalowy regał przykręcony do podłogi. Nie zniechęciło mnie to, gdyż i tak nie byłabym w stanie przeciągnąć całej szafki. Wystarczyła tylko połowa. Utworzyłam jeszcze dwa światełka, które miały mi oświetlać obydwie strony korytarza, po czym zabrałam się do roboty. Stanęłam na wprost mebla, a ręce ustawiłam mniej więcej w połowie wysokości. Na początku dłonie zaczęły lekko emanować białymi cząsteczkami, lecącymi w stronę podpórek, ale po paru chwilach uformował się cienki promień. Uderzył on w metal, ale poleciały jedynie iskry. Był jeszcze zbyt zimny, a żeby otrzymać odpowiednią temperaturę musiałam poczekać. Kilka minut później usłyszałam syczenie. W pierwszej chwili myślałam, że to któryś ze szwendaczy, ale z uśmiechem zaobserwowałam, jak metal się topi. Po udanej amputacji regału, chwyciłam odciętą część i pobiegłam w stronę przeciwną do ciemności. Postawiłam półkę centralnie pod kratką i weszłam na nią. Teraz to już wystarczyło się podciągnąć na rurce i jesteśmy w domu. Kilka sekund zajęło mi przejście do celi. Mała kulka, którą zostawiłam dla roślin była już na wykończeniu, więc szybko zrobiłam nową. Dotknęłam dłonią ziemi zalegającej w plastikowej skrzynce. Całkiem sucha, pomyślałam. Przeszukałam całe pomieszczenie i znalazłam butelkę wody, wystarczająco dużo na podlanie roślinek. Pozwoliłam sobie wziąć też łyk dla siebie. Nie miałam dużo rzeczy, więc zebranie wszystkiego zajęło mało czasu. Kiedy byłam gotowa, wciągnęłam do tunelu worek ze skrzynką oraz mały plecak. Jakimś cudem obyło sie bez problemów przy wychodzeniu z szybu. Teraz czekała mnie powolna podróż do grupy. Uniosłam skrzynkę używając chyba całej siły, jaką miałam. Uważając pod nogi ruszyłam przed siebie. Dodatkowe trudności sprawiały zmęczenie oraz rany na dłoniach, które otworzyły się podczas odcinania regału. Wydawało mi się, że wpadłam w trans. Noga za nogą, powoli poruszałam się do przodu, równocześnie starając nie zwracać uwagi na ból. Kiedy minęłam ostatni zakręt, czułam się jak po cholernym maratonie. Chciałam mieć już to wszystko za sobą, więc nie zwalniałam. W końcu w zasięgu wzroku pojawiła się smuga światła. Odetchnęłam z ulgą i starałam przyspieszyć kroki. Od wejścia dzieliło mnie już parę metrów i właśnie w tym momencie KTOŚ postanowił sobie wyjść po cichu zza drzwi. Gdybym nie była niemową, wrzasnęłabym i zwołała pewnie całą hordę zarażonych, ale w tym wypadku musiało wystarczyć im głośne zderzenie skrzynki z podłogą. Ja także przewróciłam się do tyłu, lądując boleśnie na tyłku. Spanikowałam i podczołgałam się do moich pakunków, by sprawdzić, czy nic się nie stało. Na nieszczęście tego KOGOŚ stało się. Cała lawenda i parę innych sadzonek wysypała się na ziemię. Kwiaty zostały pokruszone, a plastik roztrzaskał się na małe kawałki.
~ NIE! ~ Zachwiane litery pojawiły się koło mnie. Jedno słowo nie oddawało wszystkich emocji, jakie wtedy czułam.
- Hej. Nic ci nie jest? - zapytał się ktoś. Nie rozpoznałam głosu, ale nie było to ważne. Byłam wściekła. Mało powiedziane, wkurwiona. Jak on śmiał?! Poczułam rękę na ramieniu. Impuls spowodował, że wyrzuciłam w jego kierunku dłoń uzbrojoną w paznokcie. Nie wiem w co trafiłam, ale zostawiłam głębokie rozcięcia. Może posądzicie mnie o obsesję nad głupiutkimi roślinami, ale towarzyszyły mi one od dziecka i nie mogłam nie sprowadzić ich ze sobą do więzienia. Hodowałam je tutaj od nasionek i były dla mnie, niczym dzieci. Szkoda tylko, że teraz to wszystko miało się pójść jebać. Czyjeś ręce złapały mnie w pasie.
 ~ Dajcie mi go, proszę... Chcę go tylko odożywić! ~ pomyślałam nadal wściekła. Chciałam się wyrwać, ale nie potrafiłam. Zapewne to Nicolas, bo chwilę później przed oczami pojawiła się ciemność. Ciekawe, czy jego rozwiązaniem na wszystko był cios nokautujący.
 
 ~~~~~*****~~~~~
Obudziłam się następnego dnia cała obolała. Przewróciłam się na bok, by zobaczyć drzemiącego Nicolasa. Postanowiłam wstać, lecz skończyło się na chęciach, gdyż nie byłam w stanie podnieść. Wróciłam do spania, nie mając innego pożytecznego zajęcia. Po jakimś czasie zostałam obudzona. Ktoś mną lekko potrząsał. Otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam twarz Hany.
~ Co jest? ~ zapytałam. Wciąż w głowie miałam sytuację, która zdarzyła się wcześniej, ale teraz byłam spokojna. Zacisnęłam zęby i powtórzyłam sobie w duchu ''Life is brutal''.

<Na na na na na na na Hanaaa? Jest 3:26 kiedy to piszę, wybaczycie mój nieogar? xDDD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz