poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Lysandra C.D Toto

Jezu... jak można się tak najebać? Jak w ogóle można naćpać się czymś takim jak rumianek? Nigdy nie zrozumiem i w sumie nie miałem zamiaru rozumieć jak to się stało, ale jedno było pewne... to dziecko trzeba było gdzieś wyprowadzić z dala od rumianku. Na pewno nie było to łatwe, ponieważ chłopak przykleił się do mnie jak magnes i nie miał zamiaru się odkleić. Odsunąłem od siebie skrzypce, które zaraz zniknęły z mojej dłoni i próbowałem podczołgać się do szafki gdzie trzymałem liczne zioła i olejki zapachowe. Ostrożnie podniosłem się i pozwoliłem, aby chłopak ponownie oplótł mnie rękami i nogami. Zaczął mi mruczeć do ucha i łasić się jak kot. Było to cholernie uciążliwe, ale gdybym nie musiał niczego robić to oddałbym się tej pieszczocie... dawno nie byłem tak obficie wytulony. Z trudem udało mi się wyciągnąć z szuflady olejek o zapachu wanilii, ale to było najtrudniejsze i na szczęście miałem to za sobą. Wylałem parę kropli na ziemię, które na skutek użytej alchemii zaczęły parować, a para rozniosła się po pomieszczeniu. Nie czułam czy, aby na pewno cały rumianek wywiało, ale zapach wanilii coraz bardziej dało się czuć. Mimo to Toto nie miał najmniejszego zamiaru odsuwać się od mojego ciała, wręcz przeciwnie... jeszcze bardziej wgramolił się na mnie mrucząc coś pod nosem. Nie widziałem sensu, by go wyrzucać... był jeszcze pod wpływem, więc wypieprzenie go na zbity pysk nie było najlepszym pomysłem. Ułożyłem go delikatnie na łóżku. Chłopak niechętnie mnie puścił, ale po chwili nie miał nic przeciwko miękkiemu łóżeczku. Nakryłem go kocem, a sam postanowiłem sobie zapalić, ale tym razem sięgnąłem po papierosy z dodatkiem bławatka, którym na pewno nie można było się naćpać. Niestety... zapomniałem o podpisaniu opakowań co później stało się powodem opłakanych skutków. Zasnąłem na fotelu w błogiej nieświadomości nadchodzącego koszmaru.

~~~

Obudziło mnie dziwne łaskotanie na twarzy. Podrapałem się szybko, by nie wypaść całkowicie ze snu, ale to nic nie dało. Poczułem jak coś spływa po moim policzku. Uchyliłem jedną powiekę i dotknąłem swojej twarzy... krew. Skrzywiłem się. Niepewnie podszedłem do lustra i przeszedłem zawał. Całą twarz miałem w czerwonych kropeczkach, które wyglądały okropnie. Moja twarz utkwiła w przerażającym grymasie. Jak mogło do tego dojść? W pośpiechu jeszcze raz zajrzałem do paczki, z której wyciągałem papierosa przed snem i wtedy dopiero zorientowałem się, że nie oznaczyłem owych paczek. Myślałem, że się normalnie pociacham. Jakby jeszcze ktoś zobaczył mnie w taki stanie... chyba zapadłbym się pod ziemię. Zastanawiało mnie tylko to jak to się stało, że ich nie oznaczyłem. Pozostało mi tylko jedno... założyć maskę na czas, aż to paskudztwo zejdzie mi z twarzy. Miałem jedną taką maskę z terakoty, która wyglądem przypominała kota. Niezwłocznie ją założyłem, ale mimo to nie miałem zamiaru wychodzić z celi.

( Toto? Przepraszam za tą drętwość ;_; No to teraz musisz się jakoś dobrać do Lysiaczka... bosh, jak to brzmi xD )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz