To wariat! On nie jest normalny... Czy normalny człowiek ugryzł by mnie w
ucho? Nie ważne. I tak dostanę tego czego chce. Zawsze tak jest.
Popatrzyłem na dziewczyny, które chyba grały w jakąś grę? Ja osobiście
znam tylko jedną. Białowłosy nadal leżał na swoim miejscu. Zaciekawiło
mnie wcześniejsze jego wystąpienie. Chce odejść? Odejdzie ale chyba nie w
tym sensie o jaki mu chodziło. Takie życie, trzeba wyeliminować... -
Nie. Tylko Dayki... Tylko on zginie. Zabije go za to. Nikt nie dał mu
prawa do gryzienia mnie oraz atakowania w każdym możliwym sensie.
Siedziałem bezczynnie trzymając w swoich rękach nóż, co jakiś czas
spoglądałem na jego ostrze... Wstałem i zauważyłem broń mojej ofiary...
no cóż, nie będę gorszy. Zostawiłem nóż i wyszedłem. Usłyszałem jakąś
melodię i zacząłem iść w jej kierunku. moim oczom ukazała się moja
ofiara siedząca na stercie trupów. Swąd śmierci unosił się w powietrzu.
Popatrzył na mnie przestając grać. Jego wzrok był... dziwny... wpatrywał
się we mnie lekko zgarbiony. Ale... Pod moimi nogami była krew. Odłożył
swój instrument i powędrował w moją stronę, stanął przede mną i
wpatrywał się we mnie swoim tępym wzrokiem. Moja dłoń powędrowała ku
górze, gdy zauważyłem nadchodzącego trupa. Chwilę poczekałem aż
podejdzie blisko i jak już był rzucił się na Dayki'ego. Chłopak zrobił
unik i popatrzył na mnie z lekkim przerażeniem. Uśmiechnąłem się do
niego a trup zrobił kolejny ruch. Kopnął mnie z całej siły w głowę.
Poczułem krew. Straciłem kontrole nad nie umarłym. Pozbawiłem szybko go
życia i popatrzyłem jeszcze raz na chłopaka, który zdawał się być
bardziej jeb.niętym niż uważałem. Szybkim ruchem złapałem go za szyję i
przygniotłem do ściany. Zacinałem swój uścisk, wił się i chyba...
próbował coś... powiedzieć? W pewnym momencie przed moimi oczami zaczęły
przemijać dziwne obrazy a w uszach słyszałem głuchy pisk. Miałem
wrażenie że ktoś lub coś mnie atakuje rzucałem się we wszystkie strony
aż natrafiłem na ścianę, w którą walnąłem głową. Przestało? Leżałem w
kałuży krwi a nade mną stał czarnowłosy. Na jego twarzy malował się
szeroki uśmiech. Wpatrywał się we mnie. Jego dłoń zaczęła wędrować w
moją stronę. Usłyszałem jego śmiech przepełniony szaleństwem. Czy on się
dobrze czuł? Kopnąłem go z całej pozostałem mi siły i szybko wstałem.
Popatrzył na mnie już bez swojego uśmiechu... lecz ze smutkiem na
twarzy...
- Nie chcesz się... pobawić? - spytał a z jego oczu zaczęły płynąć łzy.
Zacząłem czuć się niezręcznie. Rozglądałem się po bokach, w poszukiwaniu
jakiejkolwiek broni... nic takiego nie znalazłem.
- Chce - Odpowiedziałem z miły uśmiechem na twarzy. Podszedłem do niego.
A wtedy poczułem jego dłoń na mojej głowie, przygniótł ją do ściany...
- To się pobawmy - powiedział i znowu usłyszałem jego chory śmiech.
-Za co...? - spytałem cicho. Popatrzyłem na jego twarz.
- Za co?! - Wybuchnął śmiechem - Za wszystko! Nie przypominasz sobie?
Jak bardzo cieszyło Cię męczenie mnie? - spytał a jego twarz znalazła
się blisko mojej. Wpatrywałem się w jego oczy.
-Ale.. to było tak dawno... - odezwałem się z miłym uśmiechem. Poczułem
jak przygniata moją głowę do ściany. Jego uśmiech stawał się coraz
szerszy. Usłyszałem strzały, chłopak pewnie też bo momentalnie puścił
moją głowę. W oddali zobaczyłem Annabell... a może... Rose? Pobiegłem
szybko do niej i złapałem jej dłonie uniemożliwiając jej strzelanie.
Popatrzyłem w jej oczy.
- To jest moja sprawa... Ale... dziękuje - powiedziałem miłym uśmiechem
na twarzy. Dayki minął nas wolnym krokiem w jednej ręce trzymał swój
instrument poczułem jego palce ocierające się o moje plecy. Gdy w raz z
dziewczyną byliśmy w kryjówce... Dayk'iego nie było. Przecież widziałem
jak tu wchodził. Kiedyś na pewno go zabiję. Musiał wyjść drugimi
drzwiami...Usiadłem blisko Shury i popatrzyłem jej w oczy...
- Dayki... zawsze taki był odkąd go spotkałaś? - spytałem
- Prawdopodobnie znasz go jeszcze zanim tu trafił....
- Tak - przerwałem jej - Ale wtedy był bardziej...spokojny?- zamyśliłem
się na chwilę, był bezbronny... Nie umiał się bronić z tego co pamiętam.
- Mniej agresywny... - dodałem - Z tego co wiem, to później stał się
szaleńcem... ale... nie wiem dlaczego... - mówiłem lekko zamyślony,
muszę znaleźć u niego słabszy punkt niż płuca. Tak by go złamać... Żeby
już nigdy się nie podniósł i sam odebrał sobie życie. Tak jak i myślałem
wyszedł innymi drzwiami, ale po co? Usiadłem na swoim poprzednim
miejscu i bacznie go obserwowałem, co nie obyło się ze wzajemnością.
Chwilę później zrobił co co mnie zdziwiło, i to już nie pierwszy raz.
W jego ustach znajdowała się gałka oczna. Splunął nią w moją stronę...
poturlała się po ziemi w moją stronę a on sam wypłukał usta wodą.
Uśmiechnął się do mnie głupkowato, jakby wiedział że mnie to obrzydzi.
Wziąłem ją do ręki... Szklane oko... Popatrzyłem na niego a on się
jeszcze szerzej uśmiechnął. Popatrzyłem na innych, chyba też to
widzieli. Obróciłem kilka razy oko oglądając je przy tym. Sięgnąłem po
swój nóż i schowałem go do kieszeni. Dziewczyny ponownie zaczęły grać w
grę więc dołączyłem do nich grały w karty. Chwilę później przyszedł
Dayki i tylko brakowało Carl'a. Popatrzyłem w jego stronę, nadal leżał
na swoim miejscu. Cóż jak śpi nie będę go budzić. Ale gra to dobry
moment by zemścić się na Day'ce. Zacząłem odciągać jego uwagę by
przegrał i czasami nawet na mnie patrzył. Ale to przez chwilę do puki
nie zacząłem oszukiwać. Zauważył to i spiorunował mnie wzrokiem.
-Nie oszukuj... - warknął na początku a ja tylko miło się uśmiechnąłem.
Po kolejnych minutach mojego małego oszukiwania, rzucił karty na środek i
popatrzył na mnie.
- To że nie umiesz grać nie oznacza ze musisz oszukiwać. - Chyba udało
mi się go zdenerwować. Chociaż... jemu to też się udało... Popatrzyłem w
jego oczy i z uśmiechem chciałem coś powiedzieć ale jedna z dziewczyn
przerwała mi
- To tylko gra... - usłyszałem nie dokończone zdanie
- No i co z tego?! Nie powinien oszukiwać! - Chyba jeszcze bardziej go to zdenerwowało.
- Ty też nie umiesz grać, może też powinieneś zacząć oszukiwać? Może w
końcu byś coś wygrał a nie tylko marne życie, które podarowała ci
suka... - nie dokończyłem bo poczułem pięść na swojej twarzy,
odepchnąłem go i sięgnąłem do kieszeni po nóż, którego tam nie było. Był
w ręce Dayki... jak on to zrobił? Rzucił go gdzieś w kąt.
- Tylko ja tak mogę nazywać swoją matkę... - warknął podnosząc mnie za szyję do góry. Zacząłem się śmiać.
-Pewnie ojciec to żul spod sklepu - zaśmiałem się a on mną gdzieś
rzucił. Popatrzyłem na swoje dłonie były całe podrapane, czy on ma aż
takie pazury?! Widziałem że dziewczyny próbują go utrzymać. On siebie
nie kontroluje? W pewnym momencie wyrwał się i szybko znalazł się
przede mną czułem jego pięści na swoim ciele. Poczułem w swoich ustach
metaliczny smak krwi, rozciął mi wargę? Możliwe... Nigdy bym się nie
spodziewał że czarnowłosy jest to czegoś takiego zdolny, zawsze w szkole
dawał się wykorzystywać. Ludzie się zmieniają ale on... raczej do ludzi
nie należy.W końcu go kopnąłem jednocześnie odpychając, popatrzył na
mnie zdyszany i ruszył nadal w moją stronę. Tym razem stanął przede mną i
kopnął mnie w krocze, mocno... za... mocno... Popatrzyłem na niego z
podłogi a on usiadł przy mnie i gwałtownym ruchem odwrócił mnie na
brzuch i maczetą zdarł mi skórę z karku, nie ściągając mi kaptura z
głowy co mnie bardzo ucieszyło. Nie za bardzo lubię go ściągać... Chwilę
później stanął. Patrzył na mnie.
- To za nękanie... za... męczenie...za... znęcanie, wkładanie głowy do
ubikacji, za wrzucanie nagiego do damskiej przebieralni, za wsadzanie
długopisów do nosa i uszu... Ale za żywota... to ty mi jeszcze
zapłacisz. - wybuchnął śmiechem.
- Były to piękne czasy... - mruknąłem pod nosem a ten popatrzył na mnie i chwycił moją głowę do góry.
-Chcesz coś jeszcze powiedzieć? - spytał patrząc mi w oczy.
- Tak, że było tego więcej - zaśmiałem się a moja twarz spotkała się z
ziemią. Szkoda... że te czasy minęły... były one..? Piękne... bezkarne
męczenie innych sprawiało mi przyjemność... Wielką, przyjemność. Nadal
sprawia.
- Chcesz coś jeszcze dodać? - spytał podnosząc moją głowę za włosy do góry.
- Nie. - odpowiedziałem a on mnie puścił i odszedł. Usiadł gdzieś w
kącie... Gdzieś, gdzie najmniej było go widać. Czułem ból pulsujący po
całym ciele. Wstałem i patrzyłem na niego, lubię go męczyć... ale
teraz... chce mu pomóc. Dziwne.
- Wracamy do gry? - spytałem, co chyba je zaskoczyło że po czymś takim mam ochotę grać dalej.
- Za chwilę... - usłyszałem w odpowiedzi chwilę później dziewczyny
zaczęły mi opatrywać rany Annabell chciała ściągnąć mi kaptur z głowy
ale uniemożliwiłem jej to. Wiozłem od niej kawałek materiału i wsadziłem
dłoń za kaptur nie ściągając g przy tym. Przemyłem sobie ranę.
Pograliśmy jeszcze w karty i wygrała Shura. Popatrzyłem na nich
wszystkich... Dayki siedział skulony. Chyba wie co go czeka...
- Idźcie spać... popilnuje was... - uśmiechnąłem się
- Ale...- usłyszałem
- Śpij...- przerwałem z miłym uśmiechem - Dayki... ty też... - dodałem a
on tylko na mnie popatrzył swoimi zielonymi oczami, które zdawały się
wiedzieć co go czeka. Po kilku godzinach gdy upewniłem się że wszyscy
śpią złapałem Dayk'iego i zacząłem napi.eprzać nim o ścianę. Wygiąłem mu
rękę w drugą stronę.
- i jak? podoba się? - sypałem cicho by nikogo nie obudzić popatrzyłem
jeszcze raz na wszystkich... Wyprowadziłem go z pomieszczenia. Wsadziłem
mu do ust szmatę by się nie odzywał, przecież nie chcę by kogoś
obudził... Położyłem go na plecach i usiadłem na nim i pięściami waliłem
w jego twarz. Wstałem i kilka razy z całej siły kopnąłem go w płuca
zwijał się z bólu... Och! Jak pięknie... Biłem jego twarzą o ziemię.
Popatrzyłem w jego twarz wsadziłem mu palce do nosa i ponownie kilka
razy uderzyłem o ziemię... Całego obolałego pogryzionego i poharatanego
zostawiłem na pożarcie trupów. Wróciłem do pomieszczenia i popatrzyłem
na dziewczyny i białowłosego w pewnym momencie zauważyłem że Annabell
się obudziła.
???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz