sobota, 22 sierpnia 2015

Od Toto

Chłopak o bladej cerze uśmiechnął się przelotnie. Spojrzał na wysokiego bruneta, który z przerażeniem wpatrywał się w jego złote oczy.
Oczy pełne podniecenia i beztroski.
Mężczyzna spróbował się wyrwać, ale strach sparaliżował jego ciało, nie pozwalając na żaden ruch...
- Dam Ci pieniądze, kartę kredytową... Wszystko, o co poprosisz... Tylko błagam, nie zabijaj mnie... - wydukał.
No proszę, taki duży, a boi się chłopca o głowę niższego.
- Nie zabijaj...
Jego głos się załamał i przeszedł w cichy szloch.
Żałosne.
Uśmiech znów zagościł na twarzy zielonowłosego. Zbliżył się jeszcze bardziej i oblizał lubieżnie usta.
- Wszystko? - wyszeptał.
Pewnie brunet spodziewał się gwałtu, zabrania zegarka... Ale Sakigami miał wobec niego inne plany.
- W takim razie... Ta nerka nie będzie ci już potrzebna - mruknął.
Szybkim ruchem noża aż do kości przeciął opuszek palca. Z rany wyłoniło się karmazynowe ostrze, przypominające pazur. Przejechał nim od gardła ofiary aż do lewego boku, gdzie się zatrzymał. Nacisnął z większą siłą.
- Nie... P-proszę...
Szloch ustąpił miejsca histerycznemu piskowi. Ale było już za późno... Ostrze przebiło skórę mężczyzny, a jego koszula zabarwiła się na czerwono.
Krzyczał, gdy wbijało się coraz głębiej.
Krzyczał, gdy Toto wyrwał z jego ciała nerkę.
~Rok później~
Kap... Kap... Kap...
Ze ściany leniwym strumieniem spływała karmazynowa ciecz. Na podłodze widniała już spora kałuża w tym kolorze. Zielonowłosy chłopak wstał i otrzepał dłonią zakurzone spodnie. Posłał martwemu, porządnie pokiereszowanemu ciału przelotne spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem.
- Jesteś nuuudny - stwierdził - Do zobaczyska! - dodał i radośnie pomachał rozkładającemu się trupowi.
Zwykły szwendacz, a sprawił mu tyle radości... Toto potarł palcem świeżą ranę na dłoni, z której niedawno wytworzył ostrze. Wciąż ciekła z niej krew... Oblizał palec zamoczony w karmazynowej cieczy.
http://33.media.tumblr.com/tumblr_ln04bkjF1m1qjricxo1_500.gifŻadnego marnotrawstwa... Uśmiechnął się pod nosem. Wrócił do ciasnej celi i zaczął szperać w niewielkiej szafeczce. Wyjął z niej małe, czerwone zawiniątko. Znajdowała się w nim podróżna apteczka, którą Toto znalazł w pomieszczeniu personelu. Otworzył lekko zardzewiałe wieczko i wyjął gazik. Szybko i sprawnie oczyścił ranę na dłoni. W końcu nie chciał zarazić się czymś paskudnym... Polała się świeża krew. Saki z zadowoleniem pokiwał głową i wstał z niewygodnej pryczy. Wypił resztkę wody z butelki i opuścił pomieszczenie. Spojrzał na obskurny sufit. Wspiął się na system wentylacyjny i usiadł na nim, wesoło machając nogami. Wpatrywał się w pająka, który leniwie plótł pajęczynę. Po pewnym czasie stworzonko zniknęło gdzieś za pęczkiem kabli. Saki przechylił w bok głowę, obserwując ten manewr. Jego jedyną atrakcję właśnie diabli wzięli... Jęknął cicho i wstał.
- Nuuuudno... Tak bardzo nuuudno... - mruczał jak w transie.
Lekko stąpając stopami, zaczął iść wzdłuż wentylacji. Robił to już wiele razy, więc nabrał wprawy i praktycznie nie hałasował. Korytarze sektora G ciągnęły się w nieskończoność... To więzienie skonstruowano tak, aby nikt z tąd nie uciekł, nic więc dziwnego, że było istnym labiryntem. Jednak chłopak dobrze znał ten teren... Dotarł do miejsca, w którym wentylacja została zniszczona i rury zwisały, tworząc przepaść między kolejnym końcem trasy Gami'ego. To również nie było dla niego zaskoczeniem... Przycisnął się do ściany i ręką zaczął szukać odpowiedniego oparcia. W końcu trafił na szeroką szczelinę. Wcisnął w nią dłoń, a nogę przełożył do kolejnej. W szybkim tempie przeszedł obok dziury. Zeskoczył na niezniszczoną stronę wentylacji. Dlaczego łaził po rurach, zamiast jak normalny człowiek iść korytarzem? Po pierwsze, tak było bezpieczniej (mało kto patrzy do góry), a po drugie... po prostu sprawiało mu to radochę. Szedł jeszcze przez kilka minut, ale w końcu i to mu się znudziło. Już miał zawracać do celi, gdy nagle usłyszał ciche kroki. Zaintrygowany i podekscytowany potencjalnym źródłem rozrywki, przyspieszył i pokonał kolejny zakręt. Chwilę później zatrzymał się i przycupnął na jednej z grubszych rur. Pod jego nogami stał mężczyzna o blond włosach. Ale to nie on tak bardzo zwrócił na siebie uwagę Toto... Otóż na jego głowie siedział... kot. Serce zielonowłosego zabiło szybciej pod wpływem silnych emocji.
- KOOOTEEEEEK! - krzyknął.
Nie zważając na hałas, zgrabnie zeskoczył na plecy obcego.
- Co do ch**lery?! - warknął blondyn.
Saki oplótł go nogami w pasie i zaczął napastować jego głowę, próbując złapać zwierzątko. Kotek jednak zwinnie zaskoczył na podłogę, a chłopak za nim. Wszystko to trwało może kilka sekund. I dobrze, bo obcy najwyraźniej uznał go za szwendacza i już miał w rękach broń. Biały kocurek sycząc na zielonowłosego, wskoczył do kieszeni swojego pana. Gami znów znalazł się przy mężczyźnie. Próbował wyjąć kotka z jego kieszeni, ale każda próba kończyła się podrapaniem. W końcu więc został zmuszony zainteresować się nieznajomym. Uniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Był od niego znacznie niższy, w dodatku kucał. Owy blondas przyglądał się jego poczynaniom, wyraźnie zdziwiony. Nadal miał broń w pogotowiu. Saki przeniósł wzrok na jego klatkę piersiową. Miał rozpiętą koszulę, więc było sporo widać. Swoją drogą, Toto miał na co patrzeć. Idealnie wyrzeźbiony sześciopak, zdrowe mięśnie... Zielonowłosy podniósł palec i dźgnął nim brzuch blondyna, jakby nie dowierzając w to, co widzi. Zrobił to chyba ciut za mocno.
- Woooo... - wymamrotał.

<Lysio?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz