Kiedy zauważyłem uśmiech Blusji, nie przestawałem jej głaskać. Może
zaczęło się jej to podobać? Całkiem miło jest kogoś głaskać. Choć to
zależy od osoby. Cofnąłem rękę do siebie. Próbowałem sobie przypomnieć o
jakiej dziewczynie wcześniej mówiła Blusji, chyba mi się nie uda. No
nic, to raczej nie jest na tyle ważne by o tym pamiętać. Wróciłem z
dziewczyną do reszty, jeszcze spały. Ciekawe czy chciałyby poszukać
innych, chociaż może chcą być razem w drużynie z samą naszą czwórką. Nie
każdy lubi poznawać innych, a tym bardziej jeszcze z nimi
współpracować. Czerwonowłosa mogłaby już po prostu nie wytrzymać i by
sobie poszła. W końcu była trochę zła na to, że Laurie do nas dołączyła.
Na całe szczęście już jej przeszło. Przeczesałem włosy palcami i
rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zatrzymałem się na torbie, którą
rzuciła mi Blusji. Broni tak czy siak mamy pod dostatkiem, gorzej z
jedzeniem i wodą. Usiadłem na ziemi i oparłem się plecami o ścianę.
Wystarczy poczekać, aż reszta wstanie. Miło by było zrobić im pyszne
śniadanko, jak w normalnym domu... Szkoda, że nie ma za bardzo z czego
to zrobić. Przestaje to być męczące, a straszne. Chociaż to nie o tym
powinienem myśleć, są rzeczy ważniejsze od tego. Zastanawiając się jak
rozporządzić naszymi zapasami, czasami spojrzałem, a to na Blusji, a to
na Lucę, a to na Laurie. To naprawdę trudne. Mam nadzieję, że wszystkie
zapasy nie będą się tak szybko kończyć. Nie chętnie o tym myślę, ale im
więcej słabszych umrze tym więcej będzie dla innych. Poza tym można by
przy okazji zostać kanibalami. Usłyszałem jak jedna z dziewczyn się
podnosi. Luca właśnie przetarła swoje oczy i rozejrzała się dookoła.
Chyba nie bardzo się jej tutaj spodobało. Kiedy zauważyła, że tylko
Laurie śpi podeszła do mnie i do Blusji. Usiadła między nami i
uśmiechnęła się niemrawo.
- Jak się spało? - zapytałem i odwzajemniłem uśmiech. Dziewczyna jedynie
poprawiła swoje włosy i spojrzała nieco otępiała. Chyba mnie nie
usłyszała, ale to nic. Podałem jej kawałek bułki, powoli zabrała się za
jedzenie. Zadowolony z siebie pogłaskałem ją po główce. Jeszcze została
tylko Laurie, ją to nawet trzeba przytulić. W końcu nie chcę pozostać w
tyle, ona już mnie przytuliła, a to nie fair.
- Było trochę niewygodnie, ale da się to przeboleć.
- W końcu to jest więzienie - odezwała się Blusji. - Dodatkowo jeszcze ta cała epidemia.
- To tyko kwestia czasu kiedy nie będziemy już sobie dawać rady. Choć z
każdą minutą, godziną, dniem, tygodniem, miesiącem i latami zdobywamy
więcej doświadczenia i wiedzy - zacząłem swoją paplaninę o niczym. Bycie
milczkiem było najkorzystniejsze przed całą tą zarazą. - Może znajdzie
się ktoś taki na tyle inteligentny by wynaleźć na to lek albo po prostu
będziemy wybijać co do jednego, aż sami zostaniemy pozbawieni życia. Oj
tam, ale to nic. Póki ma się kogoś z kim można zrobić wszystko, nawet
śmierć wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Pocieszający jest fakt, że to
jest część naszego życia. Niektórzy nadają się do życia, a inni do
umierania.
- Choć ta cała zaraza bywa naprawdę zabawna. - Laurie zmierzyła nas
wszystkich wzrokiem i dołączyła się do nas. - Bezkarnie można zabijać
innych, choć czar pryska kiedy uświadamiasz sobie, że zabijasz coś co
już nie żyje.
- Mnie się to tam nie bardzo podoba... Wiecie co, gdy cała ta epidemia
minie. Odwiedzę grób mojej rodziny, o ile wyjdę. Chociaż istnieje taka
mała osada, gdzieś niedaleko lasu. Ludzie tam są dla siebie życzliwi,
mili. Tam obiecałem się spotkać z rodziną, która prawdopodobnie
pozostanie przy życiu. Co prawda nie łączą nas więzy krwi, ale wspólnie
spędzony czas. Jeśli nie będziecie miały co do roboty... Mogę was zabrać
ze sobą. Chciałbym by tak się stało. Zawsze można pomarzyć, prawda? -
Podrapałem się po rękach, a następnie przytuliłem je wszystkie. Mam
nadzieję, że będą chciały mi towarzyszyć. W końcu trzeba wierzyć, że to
co złe kiedyś minie. - Chodźmy na stołówkę, może znajdziemy coś co by
było w sam raz nadało się do spożycia.
Siostrzyczki moje kochane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz