- To będzie wspaniała zbroja - Powiedziałem z lekką beznamiętnością - Ale przydałoby się kilka poprawek - Zacząłem lekko rysować dodatki i po chwili dodałem - Chcesz to mogę ją wzmocnić moją mocą kryształu - Spojrzałem w jej kierunku, a ona mi się bacznie przyglądała z uśmiechem na twarzy.
- Na prawdę się o mnie martwisz.. - Wyglądało jakby siostrzyczka powiedziała to sama do siebie i była uśmiechnięta od ucha do ucha, spojrzała z powrotem na kartkę z moimi drobnymi poprawkami i sama zaczęła coś robić. Podkuliłem nogę i się o nią oparłem przyglądałem się każdemu ruchowi
siostrzyczki. Były pewne i zdecydowane, miała już własną wizję, widać było, że czerpie z tego radość, wyglądała trochę jak... nie wiem nawet do czego to porównać jedyne co przyszło mi do głowy to mój mały braciszek, który kiedyś pisał z zapałem list do Świętego Mikołaja, a jedyne co dostał pod choinkę to blizny, które będą mu towarzyszyć do końca życia. Nie znam żadnego szczęśliwego obrazka, który ugrzązł mi w głowie, jedynie cierpienie. Nie dostrzegałem innych ludzi, rówieśników rodzice mi zabraniali zadawania się z nimi. Uczyłem się wszystkich gestów od siostrzyczki, miałem ludzi za potwory, którym sam jestem. Cóż za interesujące uczucie, gdy patrzę na szczęśliwą siostrzyczkę. Bez powodu na mojej twarzy też się pojawia uśmiech, czasami nawet nie wiem kiedy. Ale teraz... czuję, że o czymś zapomniałem, przypomniał mi się chłopak z niebieskimi włosami i ta dziewczyna, pomogli mi. Powinienem im się odwdzięczyć? Powinienem spytać siostrzyczki? Wstałem chwile się chwiejąc i stabilizując krok.
- Muszę iść - Powiedziałem wychodząc z celi
- Gdzie idziesz? - Usłyszałem głos siostrzyczki, nie wiem czemu ale spodziewałem się, a wręcz oczekiwałem tego pytania, czy chcę ją informować o wszystkim? Może nie chcę by się martwiła, przecież ostatnim razem jak wyszła na patrol nie powiedziała w jakim kierunku podąża i czułem niepokój.
- Do przyjaciół - Powiedziałem
- Co masz na myśli? - Usłyszałem w jej głosie niepokój
- Opowiem Ci siostrzyczko jak wrócę - Uśmiechnąłem się do niej, a na jej twarzy zagościł smutek - Nie martw się ukucnąłem przed nią, oni mi pomogli, nie powinienem teraz ja tak postąpić? - Zapytałem patrząc w jej oczy, siostrzyczka wyciągnęła dłoń w moim kierunku i zaczęła błądzić nią po moim policzku, nie czułem nic, więc moja twarz była obojętna, jej wręcz przepełniona milionami myśli, miałem wrażenie, że sprawdza moją siłę, czy wrócę sam, czy.. - Nie możesz iść ze mną - Dodałem a ona nagle cofnęła rękę - Musisz odpoczywać - Wstałem i wyszedłem z celi, siostrzyczka jeszcze coś próbowała wydusić za mną, ale w książce którą czytałem dowiedziałem się, że dłuższe pożegnania bardziej bolą. Czym dokładnie są pożegnania? W zamyśleniu nagle stałem już za pomieszczeniem, w którym znajdowało się ognisko i grupa osób. Nie przejmowali się mną, raczej tylko Ci którzy widzieli co zrobiłem w zemście za siostrzyczkę. Ruszyłem prosto korytarzem przypominając sobie, gdzie ostatnio widziałem "przyjaciół". ściany szare, bez wyrazu lekko się osypujące, wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale krew, flaki, wszystkie wnętrzności tych stworów nadawały uroku. Co chwile widziałem przed oczami wspomnienia z dzieciństwa ból i cierpienie, złamane serce, po czym już nic nie czułem, nawet emocjonalnie. Czułem dziury w pamięci, ktoś lub coś odebrało mi to. A może sam to zrobiłem? Może pragnąłem je stracić, a teraz chce je odzyskać i... i... czy warto? Chciałbym po prostu mieć same wspomnienia z siostrzyczką, tamte mnie nie interesują. Szedłem tak już jakiś czas zabijając za pomocą kosy wszystkie spotykane stwory, te same co zawsze nic nadzwyczajnego, są już nudne, jak kiedyś przynosiły rozrywkę, teraz nie zabijam je dla zabawy, a raczej z konieczności, że mogłyby zranić siostrzyczkę, czy też po prostu torują drogę. Znalazłem się w końcu w pomieszczeniu gdzie ostatnio widziałem, wszystko zostało tak jak pamiętam, chociaż ledwo co sobie to przypominam. Rozejrzałem się w okolicy, aż nagle usłyszałem liczne strzały. Z zaciekawieniem ruszyłem w tamta stronę, usłyszałem po chwili znane głosy. Nie zaszli daleko, lepiej dla mnie. Może to ze zmęczenia i trafiłem w porę. Wszedłem do środka, a rozmowa dalej trwała. Nie zauważyli mnie, są teraz bardzo łatwym celem. Rozejrzałem się dzieciaczków było jedna dwa razy mniej niż oddanych strzałów, czyżby była słabym strzelcem? Poczułem po chwili czyjś wzrok na sobie. Wróciłem do kłócącego się towarzystwa.
- Gdzie byłeś? - Powiedział jak zawsze uśmiechnięty mężczyzna, Rikki tak pamiętam jeszcze jego imię
- U siostrzyczki - Nie umiałem kłamać, w dodatku nie było potrzeby, przechyliłem lekko głowę, gdy na twarzy mężczyzny pojawił się dziwny grymas pełny rozmyśleń
- Nic nie mówiłeś, że masz rodzeństwo - Zaśmiał się cicho, w końcu nie pytał i jeszcze nie wiedziałem że siostrzyczka istnieje
- Siostrzyczka jest z innymi ludźmi - Odparłem, nie czułem wielkiej potrzeby im pomagać, ale miałem wrażenie, ze tak trzeba, w końcu gdyby nie oni to pewnie nie poznał bym siostrzyczki w dodatku dużo mówiła, że nasza grupa potrzebuje ludzie do oczyszczenia całego sektora i stworzyć z niego wielką bazę
- Znalazłeś innych? - Mężczyzna szybko pobiegł do innego pomieszczenia, nie rozumiałem czego szuka skoro chce go zabrać w bezpieczne miejsce, co mu więcej potrzeba? Usiadłem i nasłuchiwałem za zagrożeniem, które powinno niedługo przybyć przez liczne strzały. Po jakimś czasie zacząłem się niecierpliwić, mężczyzna nie wychodzi, ani żadnych stworów, gdzie one się podziały?
- Nic nie ma - O wilku mowa, a jak można było się spodziewać dziewczyna włączyła krzyk
Nie słuchałem ich, nie interesowała mnie nawet ich kłótnia, wręcz się ucieszyłem, może w końcu coś przyjdzie i nie będę się nudzić. Po chwili się doczekałem zacząłem kosę wbijać w ich czaszki czy też po kolei obcinać ich kończyny by rozrywka potrwała trochę dłużej. W końcu usłyszałem skrzypnięcie drzwi i podniosłem się z siadu.
- Zaprowadź nas do nich - Odezwał się Rikki, ale dziewczyna nie wydawał się zadowolona, pokiwałem jedynie głową i ruszyłem w kierunku obozu.
- Ey Nagito - Mężczyzna podbiegł do mnie - Jacy są Ci ludzie? - Zapytał, chyba potrzebował jakiegoś pocieszenia
- Z nimi przetrwacie, są silni i liczni, niedługo zacznie się misja im nas więcej tym lepiej, wiem tylko, że są znacznie silniejsi ode mnie - Skomentowałem to jak ich postrzegam bardzo szybko
- Czyli jest tam twoja siostrzyczka tak? Nie przyjęli Cie tylko dlatego że jesteście rodzeństwem prawda? - Przełknął ślinę i miał niepewny uśmiech, chciałem odpowiedzieć, ale nagle usłyszałem jakiś hałas. Zatrzymałem się, a korytarz był ciemny.
- Pewnie jakiś stwór chodźmy dalej - Mruknęła kobieta
- Nie, gdyby to był stwór już dawno biegł by w naszym kierunku z powodu hałasu twoich butów - Wskazałem na obuwie - Niestety będziesz musiała się ich pozbyć - Powiedziałem z lekkim uśmiechem, widziałem, ze chciała coś powiedzieć więc ją wyprzedziłem - Idźcie dalej, prosto korytarzem na samym końcu w prawo tam już łatwo dostrzeżecie światło, jak coś zapytajcie o Taigę moja siostrzyczkę i że to ja was przyprowadziłem - Powiedziałem odwracając się na pięcie i pewnym krokiem ruszając przez siebie w ciemność. Wyczuwałem zapach stęchlizny, ale także żywego człowieka oraz wystrzału broni. Może nie wszystkie strzały należały do tamtej dziewczyny? Nie widziałem wiele, machnąłem ręką niedaleko twarzy, łatwo to dostrzec, więc ruch nie będzie problemem. W dodatku mam słuch i zmysł węchu. Po chwili dostrzegłem smugę światła pod drzwiami. Otworzyłem je i zobaczyłem schody idące w dół, żadnych w górę. Ruszyłem w tamtym kierunku, przeszedłem zaledwie kilka pięter za zapachem wystrzelonej broni, cóż za odór dla mojego czułego nosa, jedyna rzecz do której się nie przyzwyczaiłem. Nagle poczułem jakąś ciecz. Moje buty
nasiąkły wodą, to samo po chwili zrobiło się ze spodniami mało brakowało a woda była by na głębokości pasa. Mój krok stał się ostrożniejszy w końcu w każdej chwili mógł pojawić się jakiś wodny stwór który porwie mnie w głębiny. Człowiek, którego szukam ewidentnie za daleko mnie zapuścił, to już jego terytorium, co także oznacza, że jestem bezpieczny chyba, ze coś przeoczył. Po chwili zobaczyłem czerwony laser, który spoczął na mojej klatce piersiowej i usłyszałem wystrzał. Zablokowałem kulę tarczą z miłym uśmieszkiem.
jego zamierzenia. Ale jak się okazało miał białą maskę z wielkim dziobek skierowanym w dół, a na głowie kaptur z czubem. Cholerne krasnoludki. Kiedy udało mi się wbić sztylet między oczy wrogowi poczułem ogromny ból z tyłu głowy. Dotknąłem tam dłonią, lepka i czerwona ciecz spływała po mojej szyi. Upadłem na kolana, a wszystko co znajdowało się przed moją twarzą było rozmazane, tępy ból przeszył całe moje ciało. Na dodatek zimna woda w którą wpadłem wbiła swoje kolce. A potem... ciemność. Jedyne co czułem to zimno i samotność. Miałem wrażenie, że się duszę, jakby znajdował się w czeluści głębin. Cisza, która tam panowała była tak bolesna... Po prostu... Nic.. to się dzieje po śmierci? Żadnego światła? tylko nicość...
Chciałem coś wykrzyczeć, ale... mnie też tam nie było, ta cała pustka to ja. Jestem po prostu... niczym...
Otworzyłem gwałtownie oczy i przyłożyłem dłoń do twarzy. Co się dzieje? Czułem jak serce chce się wyrwać z klatki piersiowej. Czułem także ból na całym ciele. Patrzyłem panicznie w każdym
możliwym kierunku nic, to nie to samo miejsce co przed chwilą, to się dzieje na prawdę. Nie mogę nic dostrzec. Nagle coś pociągnęło mnie za ręce to samo z nogami. Czułem jak się rozrywam, okropny ból przeszedł moje ciało. Próbowałem wszystko poskładać do kupy, co się dzieje, co sprawia, że moje życie znowu to koszmar? Teraźniejszość ode mnie odeszła, pojawiły się wspomnienia początkowo siostrzyczka a potem... dziecinstwo Nie... mały chłopczyk Nie... Piwnica Nie...Sala tortur Nie... Słyszę czyjś głos, zostawiam chociaż na chwilę wspomnienia i wracam. Nie potrafię zindentyfikować słów. Nie mogę nic powiedzieć, moje usta są zaklejone.Znowu tak samo ubrana postać, maska i czarna szata. Pierwsze co mi się kojarzy to książka którą czytałem, czuję rozczarowanie, czemu coś co mnie podnosiło sprawia, ze znowu idę na dno? Wyczułem coś dłonią... coś ciężkiego, szarpnąłem nią, a lina sie obluzowała trafiłem go prosto w głowę i zacząłem tym okładać rozwaliłem mu czaszkę. Nie żyje? Cóż za pytanie. Zaczął mi wracać rozum, chociaż teraz raczej wraca żądza krwi. Wyciągam z kieszeni przyrząd chirurgiczny i przecinam sznur oplątany wokół prawej ręki, ale więz lewej, który udało mi się rozluźnić nagle pociągnął moją dłoń, a moja
broń wyślizgnęła się. Na szczęście udało mi się uwolnić prawą, jednakże zanim udało mi się coś zrobić poczułem ból w nodze. Tkwił w niej sztylet, najwyraźniej to ścierwo musiało mi go wbić gdy je okładałem. Wyjąłem je sprawnym ruchem, przestając czuć ból opętujący moje ciało. Sztyletem zaczynam ponownie szlachtować ciało osobnika, dając w to jak najwięcej siły. Czułem jak pod taśmą zakrywającą moją twarz rośnie uśmiech, szaleństwo wręcz bierze nade mną kontrolę, nagle wspomnienie, ale tylko jedno, to które mnie uspokaja, moje ataki zaprzestały. Przed oczami widzę szkarłatne włosy i uśmiech, usta mówi coś... ale nic nie słyszę. Czemu? czemu nie mogę usłyszeć jej głosu! Chcę zdjąć taśmę by powiedzieć coś do niej, ale nagle przede mną staje kolejny wróg ubrany tak samo.
Otumaniony nie wiem co się dzieje. Wyjmuje on sztylet z ciała towarzysza i wbija go kilku krotnie w moje ramie oraz uda, prawdopodobnie po to bym nie mógł się ruszać. Po chwili wycelował w dłoń przy okazji wbijając ją w ziemie. Czuję ogromny ból i gruchot moich kości. Postać obchodzi mnie i przywiązuje dokładnie wszystkie kończyny, które zaczynają mnie powoli rozciągać. Kto tym steruje? Co chcą zrobić? Widzę jak postać rysuje coś dokoła z mojej krwi. Szarpię się, przez co mój w nogach i rękach jest nie do zniesienia. Teraz wszystkie wspomnienia powróciły w tej chwili, uświadomiłem sobie że ten koszmar jest prawdziwy. Zacząłem się szarpać jak opętany a z moich oczu zaczęły lecieć łzy. W mojej głowie roiło się miliony myśli. Od tego co ze mną zrobią do tego co ja bym zrobił z nimi. Wrzeszczałem, w duszy... Chciałem odejść ale, pustka która istnieje tam jest gorsza od tej co jest tutaj. W dodatku teraz gdy znalazłem osobę dla której warto żyć, wszystko muszą mi odebrać. Dookoła mnie pojawiło się kilka osób, stanęli w kręgu dokoła mnie mówiąc coś w niezrozumiałym dla mnie języku, miałem wrażenie że coś wypala mnie od środka. Nie jakiś cholerny szatan, wypalała
mnie nienawiść, wzrastająca z każdą chwilą. Nie mogę pozwolić żeby żyli, w taki sam sposób jak ja może skończyć siostrzyczka. Takie piękne stworzenie jak ona nie może czuć takiego BÓLU! Moja
moc miała się uwolnić, aż ból w moim brzuchu sprawił, ze wróciłem do rzeczywistości. Spojrzałem rozszerzonymi źrenicami w dół. Ci jebani sataniści przebili mnie metalową dzidą. Zacząłem dławić
się krwią, która napływała do moich ust. Czułem jak moje ciało drży, czułem jego każdy kawałek. Moje oczy zmieniły kolor na całkowitą biel. NIE ZASŁUGUJECIE BY ŻYĆ!!!
Pustka znowu... czy ja.... ?
Zerwałem się do góry z szybkim oddechem, którego za cholerę nie mogłem uspokoić, poczułem zmęczenie, a ból nie odstępywał mnie na krok. Rozejrzałem się gwałtownie i myślałem że stracę przytomność z nie dowierzenia, to znajome miejsce, Podniosłem dłoń i spojrzałem na nią. Była pokryta bandażem, na moją twarz wpłyną lekki uśmiech. Ta woń... Znowu mnie uratowała... Opadłem na łóżko... powoli zamykając oczy... Teraz już nie bałem się pustki, która chciała mnie pochłonąć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz