Jestem wśród ciemności. Otula mnie ona dając swobodne ciepło. Czuję się
dobrze; nic mnie nie boli. Moje myśli są puste, białe. Jestem w niebie?
U m a r ł a m ?
Budzi mnie cisza; cisza, która jest zbyt głośna. Jej dźwięk po raz
kolejny jest nie do zniesienia. Otwieram z przerażenia oczy i rozglądam
się po pomieszczeniu. I zauważam GO. Śpi oparty o brzeg łóżka, ale ani
drgnie. Zdaje się być teraz taki spokojny i beztroski. Jego wyraz twarzy
jest bez skazy emocji, on sam oddycha rytmicznie, spokojnie. Wstaję i
natychmiast zauważam swoje opatrzone rany. Uśmiecham się i dziękuję Bogu
za to, że zesłał mi Rina. Biorę koc, na którym leżałam. "Jestem
strasznie samolubna. Podczas gdy ja grzałam się pod kocem on marzł".
Nakrywam więc go ostrożnie i szykuję się na mały "trening". Z nakolannej
kieszonki wyjmuję mój mały notatnik. Dopiero teraz zauważam, że jest on
już pożółkły, pomięty i poplamiony krwią, ale wciąż zawiera moje
notatki z ostatnich kilku lat więzienia. Przykładowo:
"Jest 274 dzień w tej celi. Przez tyle dni nie zamieniłam z nikim ani
jednego słowa mimo, że inni chcą ze mną rozmawiać. Wszyscy są mili,
starają sobie jakoś radzić, z wyjątkiem jednego chłopca. Spojrzał na
mnie tylko raz, odkąd tutaj przybył i był to wzrok pełen żądzy mordu.
Jest... przerażający."
Ale teraz już nie ma "wszystkich". Nie ma "chłopca o przerażającym spojrzeniu". Jestem tylko ja. A reszta jest już martwa.
Wyrywam z notatnika kartkę, ale ponieważ nie mam długopisu piszę krwią z
jeszcze nie zasklepionej rany. "Wrócę" i zostawiam ją obok jego nogi.
Podnoszę z pryczy sztylety i pełna determinacji wychodzę.
*****
Z celi wychodzę najciszej jak potrafię, ale będąc już w bezpiecznej
odległości zaczynam biec. Postanowiłam, że dzisiaj nauczę się używać
sztyletów. No i przy okazji poszukam jedzenia. W notatniku za pomocą
strzałek notuję kiedy i w którą stronę skręcam, aby się nie zgubić. Jest
to metoda bez stuprocentowej pewności użycia, ale nie w chwili obecnej
nie wpadam na żaden inny pomysł. Skręcam dwa razy w prawo i natrafiam na
korytarz główny, który prowadzi do SEKTORA G. Przyspieszam i kieruję
się w stronę pierwszej napotkanej celi. Bingo!
Za zamkniętymi kratami znajduje się bochen chleba i mała butelka wody.
"Nie powinnam kraść... Właściciel tego też musi przeżyć..." Ale z
drugiej strony ja też zginę, jeśli nie będę jadła i piła. A Rin? On
pewnie też jest głodny. W końcu to wojna o przetrwanie. Pociągam za
kratę- zamknięta na klucz. Biorę jeden z noży i jego ostrzem próbuję ją
otworzyć. Brakuje mi do tego zręczności, na szczęście jestem cierpliwa.
Po dłuższym czasie kręcenia ostrzem udaje mi się otworzyć zamek.
Rozglądam się, czy nikt mnie nie widział i wbiegam po zasoby. Tak szybko
jak wbiegam- tak szybko wybiegam. Chleb i woda są nieporęczne i nie mam
gdzie ich schować, ale staram się niczego nie uszkodzić po drodze.
Jestem z siebie dumna. Uśmiecham się do siebie w biegu. Co jakiś czas
patrzę na notatkę, by się nie zgubić. Dopiero po jakimś czasie słyszę za
sobą damski głos. Zużył on tyle przekleństw, że w życiu tylu nie
słyszałam. "Wnioskuję, że to właścicielka... ". Skręcam w wąską uliczkę i
kulę się w ciemności tak, by nikt mnie nie zauważył. I jak się mawia
"głupi ma zawsze szczęście" więc i mnie się udało. Wychodzę ostrożnie i
kontynuuję bieg do Accelerator'a.
*****
Dobiegam zdyszana. Zajęło mi to jakieś kilka godzin, ale zyskałam
calutki bochenek chleba i pełną wodę! Chcę powiedziec o tym Rin'owi, ale
kiedy widzę jego minę ogarnia mnie strach i niepewność.
- Um... -Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć.
Zamiast słów wręczam mu zasoby a sama siadam na pryczy i wbijam wzrok w ziemię.
<Białasku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz