- Nie jestem ciekawą osobą - powiedziałem na wstępie - Nie wiem co byś chciała wiedzieć...
- Najlepiej wszystko - zaznaczyła od razu
- To może od początku - zacząłem - Nazywam się Siegrain Yagami. Mam 19
lat, urodziny mam 27 sierpnia. Nigdy nie obchodziłem urodzin oraz
nienawidzę tego dnia. Wzrostu i wagi ci nie podam, gdyż nie jest mi
znana - dodałem
- Nie musisz aż tak dokładnie - lekko się uśmiechnęła
Zaczęła od nowa bawić się kataną, przecinając co chwilę powietrze przed
sobą, tak jakby w kogoś mierzyła. Przywoływanie ostrzy to bardzo ciekawa
umiejętność. W czasie trwania tej całej epidemii wydaje się bardzo
cenna.
- To może ty zadawaj pytania, tak będzie prościej
- To może... jak tu trafiłeś?
- Przez drzwi, korytarzem prosto, potem dwa piętra w górę i na lewo - odtworzyłem mniej więcej drogę, którą ostatnio pokonałem
- Wiesz, że nie o to mi chodziło...
- A tak na serio to za zabójstwo - dodałem - To było jakieś trzy lata
temu. Tą osobą był mój ojciec. Zawsze mną gardził. Dla niego lepiej by
było, gdybym w ogóle się nie urodził. Jako małe dziecko starałem się mu
nie podpaść. Gdy miał gorsze dni to zawsze mnie się obrywało. -
powiedziałem.
Kopnąłem jakąś puszkę przed sobą, posyłając ją kilka metrów dalej od
nas. Uśmiechnąłem się sam do siebie i schowałem dłonie w kieszenie
bluzy. Prawą ręką odnalazłem krótki nóż, który ciągle się tam
znajdował. Czułem przyjemny chłód na skórze, gdy dotknąłem ostrza.
- Spłonął - kontynuowałem wciąż wbijając wzrok w podłogę - Podpaliłem
go, błagał bym przestał, ale on nigdy nie okazywał mi litości, nawet
wtedy gdy byłem tylko siedmioletnim dzieckiem. Nie żałuję, że go
zabiłem. Zasłużył na znacznie gorszy los, ale w tamtej chwili myślałem
tylko o tym aby przestał oddychać. Po kilkunastu latach w końcu mi się
to udało. - zakończyłem - Pewnie weźmiesz mnie za wariata, tak jak
większość ludzi, ale możesz mi wierzyć że jestem zdrowy psychicznie,
tylko czasami miewam gorsze dni, takie jak ten - zaznaczyłem.
Gdy skończyłem mówić zapadła długa cisza. Przekroczyliśmy teraz sektor B
i kierowaliśmy się korytarzem prosto. Po paru minutach zatrzymaliśmy
się przed tabliczką informującą, że zaczyna się sektor C.
- Gotowy? - zapytała
- Bardziej już chyba nie będę - powiedziałem - A ty?
- Od urodzenia - uśmiechnęła się szeroko i ruszyła przodem
- Uwielbiam też jeść jabłka - dodałem po chwili
- Co? - zapytała zbita z tropu
- Miałem podać ci kilka faktów z mojego życia, więc informuję że przepadam za jabłkami
- Odpowiednia pora na rozmowy o gustach - westchnęła, gdy zza zakrętu
wyłoniły się dwa Szwendacze - Moje - rzuciła jedynie a po chwili już ich
unicestwiła jednym cięciem katany
- Przy tobie to się nawet nie zmęczę, jak będziesz wszystkie potwory
zabijać - powiedziałem oparty o ścianę, obracając nóż w dłoni
- Cóż... przywykniesz - odpowiedziała jedynie odsyłając splamione krwią katany i przywołując kolejne
- Nie musisz ich nawet czyścić - zauważyłem
- To jednak trochę mnie denerwuje - westchnęła
Ruszyliśmy dalej prosto korytarzem. W oddali słychać było krzyki i jęki,
które towarzyszyły nam od samego wejścia do tego sektora. Po
kilkuminutowej wędrówce byliśmy już w sektorze D. Tu wrzaski ucichły.
Nie było też ani jednego potwora przed nami.
- Mimo, że minęło kilkanaście godzin to przyznam że stęskniłem się za znajomym otoczeniem - powiedziałem rozglądając się dookoła
Wiele razy przemierzałem te ścieżki, korytarze. Znałem je praktycznie na
pamięć. Uśmiechnąłem się pod nosem przypominajc sobie ile razy idąc po
ciemku spadłem ze schodów bądź walnąłem w ścianę.
- To zawsze możesz tutaj zostać - powiedziała przeciągając się i ziewając
- Chyba raczej nie skorzystam - przyznałem
Przeszliśmy kolejnych kilka metrów zatrzymując się przy jednej z cel.
- To od czego zaczynamy? - zapytałem wyczekując odpowiedzi
(Taiga?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz