-KOOOTEEEEEK! - wydarł się jakiś chłopczyna, próbując złapać mojego Tośka.
-Co do cholery?! - warknąłem wściekły z zamiarem zrzucenia dzikusa z moich delikatnych pleców, ale ten zgrabnie oplótł mnie nogami nie zaprzestając polowania na mojego pupila. Toshiro dzięki bogom zwinnie zeskoczył z mojej napastowanej głowy i uratował życie chłopca... poniekąd. Jeszcze chwila, a rzuciłbym tym dzieckiem jak szmatą... o ścianę. Dosyć było tu psycholi, a Tosiek to było moje ukochane zwierzę i nie miałem zamiaru patrzeć jak ten bachor zamęcza go na śmierć. Transmutowałem z pierwszej lepszej stalowej części wnętrza dosyć sporych rozmiarów włócznię i trzymałem ją w pogotowiu. Po chwili Toshiro znów wskoczył do kieszeni mojej bluzy nie zaprzestając złowrogich syków w kierunku zielonowłosego. Chłopak mimo szczerej niechęci mojego kota nadal próbował go w jakiś sposób wydostać z kieszeni. Wszystkie te próby spełzły na niczym, bo mój Tosiu to kocurek z charakterem i nie pozwoli się głaskać byle komu, a szczególnie takiemu nadpobudliwemu dziecku, które raczej nie zna słowa " delikatność ". Po chwili zrezygnował z męczenia mojego kochanego kocurka i zainteresował się mną... nie wiedziałem czy mam się śmieć czy płakać. Jego wzrok zatrzymał się na mojej odsłoniętej klatce piersiowej. Mierzył ją dokładnie wzrokiem jakby nie wierzył w jej istnienie... dowiedziałem się, że wyglądam jak duch... warto wiedzieć mimo wszystko. Po chwili wpatrywania się we mnie zielonowłosy dźgnął mnie w brzuch.
-Woooo... - tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Skrzywiłem się i warknąłem na niego jak wściekły pies. Dopiero wtedy zwrócił uwagę bezpośrednio na mnie. Zdziwił się. No pięknie... niech mi jeszcze powie, że nic złego nie zrobił. Niestety... moje warknięcie nic nie dało, a nawet pogorszyło sprawę. Chłopak otrząsnął się, obszedł mnie dookoła dźgając w różne miejsca. Mimo iż te zaczepki straciły na sile to i tak były irytujące. Po chwili mały chłopczyna zaprzestał tej czynności i ponownie stanął przed moim obliczem. Mierzyłem go wściekłym wzrokiem i jedyne co go teraz chroniło od śmierci to Tosiek siedzący w mojej kieszeni... nie chciałem zrobić krzywdy mojemu ślicznemu kotkowi. Zielonowłosy tylko uśmiechnął się do mnie szeroko i... pchnął mnie na podłogę. Kocurek poczuł nagły ruch i niepostrzeżenie opuścił kieszeń i schował się gdzieś w cieniu. Ja zaś upadłem na ziemię... prawa grawitacji. Byłem wściekły, a brak Tośka w mojej kieszeni tylko umożliwił mi zabicie tego wstrętnego bachora. Już miałem wstać i z całej siły zajebać mu czymś w ryj, ale powstrzymał mnie siadając na moim brzuchu. Delikatnie przejechał dłonią po moim torsie powodując u mnie delikatny uśmieszek... łaskotki robią swoje. Na moje nieszczęście młodzieniec to zauważył:
-Masz łaskotki. - uśmiechnął się i położył się na mnie przejeżdżając opuszkami palców od mojej szyi po podbrzusze. Zamruczał cichutko i przytulił się do mnie:
-Jaki cieplutki... - to mnie rozwaliło... totalnie. Za szybko to wszystko się działo. Nie miałem wątpliwości, że mam do czynienia z psychopatą, ale niegroźnym... chyba. Chłopak podniósł głowę i zaczął wpatrywać się w moje oczy:
-Jakie masz fajne ślepka... - wyjęczał z delikatnym uśmiechem. Patrzyłem na niego ze zdziwieniem... cała złość uszła ze mnie tak szybko jak szybko się pojawiła. Westchnąłem nieznacznie:
-Czemuś się tak do mnie przyczepił? Nie mam ani kasy, ani wtyków, więc... sio. - mruknąłem, ale z wyraźnie wyczuwalnym spokojem co w moim przypadku było czymś naprawdę niesamowitym. Chłopaczek zdziwił się:
-Ale ja chciałem się pobawić z twoim ślicznym kotkiem. - na początku myślałem, że robi sobie ze mnie jaja, ale jakoś nie widziałem w jego oczach kłamstwa. Wymownie wywróciłem oczami i podniosłem się na łokcie:
-Dam ci się z nim pobawić o ile pozwolisz mi wstać i go znaleźć, bo tak go wystraszyłeś, że mi gdzieś spierdolił i będę go musiał teraz szukać. Nie lepiej było podejść jak normalny człowiek i powiedzieć, że chcesz się z kotem pobawić? - prychnąłem.
-Powinieneś wiedzieć, że różnię się znacznie od innych ludzi. - mruknął wielce obrażony – Jestem bardziej oryginalny i niezwykły, a oni są nudni i... - tu zamyślił się - ... zwykli... pospolici chyba lepiej brzmi. - podniósł się do pozycji siedzącej, ale nie miał zamiaru ze mnie zejść. Westchnąłem i sięgnąłem do kaptura wyciągając z niego pomarańczowy patyczek z piórkiem:
-Masz. - podałem przedmiot chłopcu – Tylko nie zniszcz. To jego ulubiona zabawka. I nie zrób mu krzywdy, bo wtedy cię rozpierdolę. - tu uśmiech zimnego skurczysyna. Zielonowłosy zeskoczył z mojej osoby cały w skowronkach.
-Kiciusiu. Kici, kici... chodź. Mam twoją ulubioną zabawkę. - usiadł sobie po turecku na posadzce i zaczął machać piórkiem po ziemi. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Tośka i zauważyłem go gdzieś za jakimś kamykiem. Mruczał złowrogo przez jakiś czas, ale po chwili skapitulował i podszedł bliżej. Spojrzał na mnie oczekując pozwolenia na zabawę z kimś innym. Machnąłem mu ręką na co kotek odzyskał dawną radość i zaczął bawić się z chłopcem ku wielkiemu uradowaniu złotookiego.
Chłopiec śmiał się patrząc na przeróżne akrobacje kocurka i jego śmieszne zachowanie. Przyglądałem się temu wszystkiemu opierając się o ścianę i rozglądając wkoło w poszukiwaniu jakiegoś niebezpieczeństwa, ale nic nie udało mi się wypaczać.
( Toto, kochanie? <3 Mogłam przesadzić... z góry przepraszam ;_; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz