Obserwowałam Est, aż do momentu, w którym zaczęła chować swoje
"zabawki". Zorientowała się, że patrzę i zareagowała chowaniem ich? To
nic, teraz przynajmniej wiem co ma w tej torbie. Przynajmniej tyle
dobrego. Nie za bardzo wiedziałam o czym mogę pogadać z dziewczyną, co
mogę aktualnie zrobić. W pojedynkę zawsze łatwiej, sam decydujesz, sam
robisz. Choć praca w zespole też ma swoje plusy. Jestem znudzona. Nic
się nie dzieje... Ległam na podłogę i zaczęłam wpatrywać się w sufit.
- Wiesz co - zaczęłam. - Chciałabym sobie poskakać z dachu na dach, z
drzewa na drzewo. Byłoby zabawnie. - Położyłam rączki na brzuszku i
spojrzałam w stronę łóżek. Est poprawiała swoją torbę, a następnie
poduszkę. Spojrzała na mnie po czym się położyła. - Fajnie jest tak
leżeć. Mamy czas, przynajmniej mi się nigdzie nie śpieszy. - Coś w
międzyczasie zaskrzypiało. Natychmiast zerwałam się na równe bogi i
wyjrzałam z celi. Tylko mi się wydawało? Nie, coś tam jest albo było.
Nie czekając chwili dłużej, ruszyłam w stronę usłyszanego dźwięku. Po
prostu zwykłe drzwi się przesunęły same z siebie? No nic, wróciłam do
swojej towarzyszki. - Est, mam takie przeczucie, że nie czujesz się choć
trochu bezpieczna w moim towarzystwie. Jednak całkowicie to rozumiem...
Czy twoje zabawki mają coś wspólnego z twoją mocą? Czy to zwykła
pamiątka po czymś tam?
- Chodzi ci o moje pluszaki? W takim razie...
Dziewczyna nie zdążyła dokończyć, bo coś teraz naprawdę huknęło. Ktoś,
coś walczy... To musi być naprawdę ciekawe. Chciałabym to zobaczyć, ale
istnieje szansa bym tego nie przeżyła. Wtedy nie będę mogła cieszyć się
tym co cieszy bardziej. Blondynka otworzyła usta by dokończyć swoją
wypowiedź. Gestem ręki jej jednak przerwałam. Nie wyglądało by chciała o
tym mówić. Załóżmy, że aktualnie to mnie nie interesuje, dlatego też
nie będę się dopytywać o szczegóły. Pluszaki są bo są i inaczej być nie
może. W sumie tak można tłumaczyć życie człowieka, który nic nie znaczy.
Przykładów by się parę znalazło. Coś pisnęło, coś krzyknęło. "Ratunku!
Pomocy!" - słyszałam. Dziewczyna natychmiast się podniosła. Spojrzała na
mnie pytająco. Machnęłam ręką i po chwili wyszłyśmy z celi. Idąc przez
chwilę, w końcu dotarliśmy. Szwendacze kogoś dopadli - kobietę, która
wołała o pomoc oraz mężczyznę, który właśnie leżał we własnej krwi przy
ścianie. Rozbryźnięte kropelki krwi były praktycznie wszędzie. Dwóch
zombiatków ruszyło w naszą stronę. Est natychmiast wyciągnęła swój nóż i
przyjęła pozycję. Sama nie byłam gorsza... No może odrobinę, ponieważ
nie używałam innej broni jak własne ręce. Po chwili zauważyłam, że
leżąca na ziemi osoba wyciąga w naszą stronę dłoń. Błagała o pomoc, choć
zamiast bronić się do końca... Nie spróbowała nawet załatwić
napastnika, jedynie poddała mu się i dała się zjadać. Pewnie to ją
przerosło... Ja niestety na to nic nie poradzę. Moja towarzyszka zajęła
się rozwaleniem ostatniego, a ja przykucnęłam przy kobiecie.
- Masz piękne, długie włosy... - Zaczęłam bawić się jednym kosmykiem. - Mają taką ciekawą barwę... Barwę czekolady, czyż nie?
- Pitou... Co teraz z nimi zrobimy?
- Jak co? - Odwróciłam się do niej i spojrzałam na nią z uśmieszkiem.
Następnie podniosłam się z kucek i ruszyłam w stronę niemalże martwego
chłopaka. Wydawało mi się, że gdzieś już go widziałam. No tak! To
koleżka z celi obok. Zawsze udawał takiego... zręcznego, a teraz
wychodzi na to, że nic nie potrafi. Czyli zwykły cwaniak. - Est,
odpowiedź jest prosta... Pomożemy im.
- Na-Naprawdę?
- Oczywiście. W końcu jest taki jak ja czy ty, choć nie do końca. Od
samego początku sprawiał same problemy. Łamał obowiązujące zasady w
więzieniu, a to źle. John Maxwell Coetzee kiedyś określił się o jednym
miejscu, nigdy nie zapomnę tego cytatu. Praktycznie zawsze pasuje do
pewnych miejsc... "Myślisz, że możesz tu przyjść i chodzić sobie, gdzie
ci się podoba? Nie wiesz, jaka tu obowiązuje zasada? To jest dom
mroku i cierpienia, przez który każdy musi przejść na swojej drodze
do śmierci. To jest wyrok wydany na wszystkich; najpierw więzienie,
potem egzekucja." Dokładnie tak. - Uniosłam rękę do góry, z całych
swoich sił koleżka na mnie spojrzał. Wzięłam lekki zamach. - W jego
głowie została jedna wielka dziura, chcesz sobie z niej zrobić skrytkę? -
Zaśmiałam się i wróciłam do przerażonej dziewczyny. Coś tam krzyczała,
ale niezbyt się tym przejmowałam. Chcąc zadać cios, zostałam zatrzymana
przez blondynę.
- Nie rób tego.
- Czego? Po prostu im pomagam. Śmierć będzie dla nich najlepsza, inaczej
się nie da im pomóc. Nawet gdybym chciała, zaraza wzięła i zaczęła się
powoli rozpowszechniać w ich ciałach. To najlepszy moment by to zrobić!
Nie powstrzymuj mnie. - Nie czekając ani chwili dłużej, zabiłam
nowo-poznaną osobę. Nie zależało mi na jej śmierci, ale jej życie też
niezbyt mnie obchodziło. W końcu dała się zeżreć. Rozumiem, było ich
więcej, ale nic nie wskazywało na to by próbowała się bronić... -
Ubrudziłam się... Wracajmy do celi.
Est?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz