- W prawo - powiedziałem, a następnie wskazałem drogę palcem. - Słyszałem, że większość osób w takich sytuacjach wybiera lewą stronę. Może los pomyślał tak samo i gdybyśmy poszli tą drogą, mogłoby nas spotkać coś nieciekawego. - Obie mi tylko przytaknęły godząc się na mój wybór. Zgarnąłem całą, mokrą grzywkę do tyłu. Zaraz potem spojrzałem na Blusji, która natychmiast się odwróciła. Widząc jej reakcje, jedynie się uśmiechnąłem. Tak troszku nie fajnie, ale co zrobię? Dłużej nie zawracając sobie tym głowy, po prostu szedłem dalej. Nieco dalej znaleźliśmy jakieś drzwi. Tabliczka z ich oznaczeniem przepadła, a raczej jej połowa. Prawdopodobnie wstęp tu mieli nieliczni, którzy mieli do tego upoważnienia. Może tu coś znajdziemy. Luca stanęła przy drzwiach i następnie je otwarła. Z pomieszczenia wydobywał się niezbyt miły zapach - odrażający smród gnijącego ciała. Podszedłem nieco bliżej, gdy czerwono-oka pchnęła jeszcze nieco drzwi, zauważyłem dziewczynę. Ubrudzona siedziała w kałuży krwi zombie, choć trudno było nazwać to krwią. Ich tkanka nie posiada już tak soczystego koloru jak nasza. Wracając do siedzącej istotki, obok niej leżały dwa trupy. W dłoniach trzymała głowę jednego z nich, mówiła do niej. To troszku mnie zaniepokoiło. Powolnym krokiem, zacząłem się do niej zbliżać wraz z towarzyszkami.
- Siostrzyczko... - zacząłem dosyć niepewnie. Usłyszałem mamrot, a po chwili dziewczyna odwróciła się w naszą stronę. Odłożyła przedmiot i podniosła się z podłogi. Zaczęła się nam przyglądać. Nie bardzo wiedziałem co teraz zrobić? Wyciągnąłem w jej stronę rękę przy czym uśmiechnąłem się. - Może chciałabyś iść z nami? - To było dość niemiłe z mojej strony w stosunku do Blusji czy Luci. Jeśli będą się za to gniewać, to przez krótki czas. Wydaje mi się, że nowo-poznana siostrzyczka nie będzie sprawiać kłopotów, a nawet mogłaby nie chcieć z nami iść. Nie usłyszałem odpowiedzi. Zastanawiała się? Może czekała, aż zacznę mówić dalej? To się robi coraz to trudniejsze. - Jestem Carl. Po prawej to Luca, a po lewej Blusji, a ty? Siostrzyczko jak się nazywasz?
- Laurie - odpowiedziała i lekko chwyciła za moją dłoń. Zadowolony spojrzałem na nią. W sumie nie odpowiedziała mi jeszcze na pierwsze pytanie, ale całkiem możliwe jest, że po prostu się zastanawia. Po chwili wskazała na drzwi, nie na te, którymi przyszła nasza trójka, ale na drugie. - Tam jest ich więcej.
Coś huknęło, coś uderzyło. Czyli wiedzą, że tu jesteśmy? No nic. W takim razie musimy stąd jak najszybciej uciekać. Niepewnie raz jeszcze złapałem Laurie i Blusji. Jako jedyne nie ruszyły się z miejsca. Tak bardzo chciały konfrontacji z umarłymi? To było coraz to bardziej męczące, sama myśl wystarczyła by stracić wszystkie chęci i siły do roboty. Do ciągłego ruchu można się powoli przyzwyczaić, jednak kiedy żyje się z tą świadomością, że to może się nie skończyć, staje się uciążliwe. Spokojnie już puściłem obie istotki. Biegnąc dalej, natknęliśmy się na korytarzyk prowadzący do cel. Uśmiechnąłem się do nich i machnąłem ręką. Od razu zrozumiały. Ostrożnie zaczęły badać wszystkie cele.
- Może powinniśmy tutaj się zatrzymać na trochę dłużej? - zaproponowałem.
Towarzyszki moje kochane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz